Wypalenie zawodowe

Fot. mrkaushikkashish / Pixabay

Każdy z nas ma czasem dość swojej pracy – to normalne. Gorzej, gdy niechęć i zmęczenie przejdą w stan permanentny. Wypalenie zawodowe to zespół czynników, na które składają się wyczerpanie emocjonalne, depersonalizacja i obniżone poczucie własnych dokonań. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała wypalenie zawodowe za dolegliwość medyczną, wciągając je na listę Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-11. Od 1 stycznia 2022 r. może być ono powodem zwolnienia lekarskiego.

Gdzie są granice między zwykłym przeciążeniem obowiązkami a wypaleniem zawodowym? Co zrobić, by nie pozwolić pracy przejąć kontroli nad swoim życiem – wyjaśnia Igor Rotberg, psycholog, psychoterapeuta.

Cała rozmowa TUTAJ.

Po jasnej stronie mocy

Idea książki „Po jasnej stronie mocy”, której autorami są Luis Alarcon Arias i Igor Rotberg, zrodziła się z projektu „Rozmowy o współczesności”. Opiera się on na dyskusjach z psychologami, psychoterapeutami, socjologami, zajmującymi się w swojej pracy koncepcjami, teoriami bądź badaniami z zakresu współczesnej psychologii. Projekt ten ma na celu poszukiwanie interesujących implikacji wynikających z tych badań i teorii oraz odkrywanie nowych rozwiązań i prowokowanie ciekawych rozważań, które mogą zainspirować współcześnie żyjącego człowieka. Twórcą tych rozmów jest właśnie Igor Rotberg, psycholog i psychoterapeuta, zajmujący się m.in. propagowaniem wiedzy z zakresu współczesnej psychologii,

Po jasnej stronie mocy

Na kanwie tego projektu oraz z chęci dzielenia się wiedzą o terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach z szerszym gronem odbiorców powstał pomysł napisania niniejszej książki. Zamysłem było stworzenie publikacji, której treść stanowi rozmowa dwóch psychologów i terapeutów, dzielących się swoją wiedzą i doświadczeniem. Dzięki takiej formie książki Czytelnik ma możliwość niejako obserwowania żywej dyskusji o psychoterapii, a nie tylko czytania suchych informacji na temat danego podejścia. Nie jest to jednak wywiad-rzeka. Rozmowa przedstawiona w książce przypomina raczej panel dyskusyjny na konferencji naukowej, w którym dwóch dyskutantów omawia poszczególne zagadnienia związane z podejściem skoncentrowanym na rozwiązaniach.

Korzenie terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach sięgają lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy to w Palo Alto został założony ośrodek terapii krótkoterminowej Mental Research Institute. Badania nad terapią krótkoterminową rozpoczął psychoterapeuta Steve de Shazer w 1969 roku. Prawie dziesięć lat później de Shazer i jego żona Insoo Kim Berg założyli Brief Family Therapy Center w Milwaukee. Do Polski podejście to trafiło w latach dziewięćdziesiątych i od tamtej pory zyskuje coraz szersze zainteresowanie wśród psychologów, psychoterapeutów, osób zajmujących się pracą w młodzieżą czy pracujących w ośrodkach pomocy społecznej. Podejście to znalazło również zastosowanie w obszarach innych niż terapeutyczne – np. w więziennictwie, edukacji oraz biznesie. 

Zapraszamy do lektury!

Książkę można nabyć TUTAJ.

Uzależnienia od social media

Psychologia internetu jest nauką powstałą na styku osobowości człowieka oraz technologii. Dynamika zachodzących tam zmian jest szczególnie duża. Mózg człowieka jest bowiem efektem wielu setek tysięcy lat ewolucji – natomiast zmiany w funkcjonowaniu komputerów i internetu są kwestią kilkudziesięciu lat. Aby móc efektywnie funkcjonować w świecie, człowiek stara się zaadaptować do szybko zmieniającej się rzeczywistości. Sam wpływ rozwoju cywilizacji na zmiany w ludzkiej psychice jest dobrze znany – to, co się zmieniło, to przede wszystkim tempo przemian cywilizacyjnych, gdzie kolejne nowinki technologiczne i rozwiązania internetowe pojawiają się właściwie z dnia na dzień. Jednym z obszarów, którym często interesują się badacze zajmujący się psychologią internetu, są media społecznościowe. Badane są charakterystyczne dla tego obszaru zjawiska psychologiczne.

I to właśnie o tych zjawiskach oraz zagrożeniach i korzyściach, wynikających z używania mediów społecznościowych, możecie posłuchać w rozmowie z psychologiem i psychoterapeutą Igorem Rotbergiem. Rozmowa jest częścią projektu „Mam na myśli zdrowie”, tworzonego w ramach działalności Polskiego Towarzystwa Studentów Farmacji UJ CM. 

Praca pod przymusem

Igor Rotberg rozmawia z dr Jackiem Bucznym, badaczem motywacyjnych mechanizmów zachowania i uzależnień behawioralnych, naukowcem i wykładowcą w Uniwersytecie SWPS w Sopocie.

Igor Rotberg: Szacuje się, że pracoholicy stanowią 5% populacji. Nie wiadomo jednak dokładnie, jak bardzo rozpowszechnione jest to zjawisko. Badania często opierają się często na wywiadach, jest to więc jedynie pomiar deklaratywny. Kolejną kwestią trudną do ustalenie jest to, czy na zjawisko pracoholizmu bardziej wpływa kontekst czy czynniki osobowościowe.

Jacek Buczny: Podana przez Pana wartość 5% wyznacza kilka punktów odniesienia. Po pierwsze, wartość ta jest pewnym przybliżeniem, opracowanym wyłącznie na danych pochodzących z polskich badań. Oznaczać to może, że w pewnych firmach lub zawodach procent pracoholików stanowiących grupę pracowników jest znacząco odmienny. Procent pracoholików w różnych krajach również może rozkładać się inaczej niż w Polsce. Po drugie, wartość 5% sygnalizuje, że problem pracoholizmu dotyczy mniejszości pracowników. Może to rodzić pytanie: czym jest pracoholizm? Czasem wydaje nam się, że pracoholizm jest powszechnym zjawiskiem. Można bowiem pomyśleć, że pracoholikami są wszyscy, którzy pracują po godzinach albo dużo o pracy myślą. Po trzecie, takie oszacowanie ma znaczenie, jeśli jesteśmy w stanie obserwować jego zmiany. Każdy wzrost przekraczający margines błędu powinien być niepokojący. Po czwarte, te 5% może zachęcać pracowników do tego, aby lekceważyć problem, bo to przecież nieznacząca mniejszość.

IR: Rzeczywiście waga problemu może być pomniejszana. Zwłaszcza, że bycie nieustannie zajętym i praca okupiona olbrzymim mozołem często postrzegane są jako synonimy bycia ważnym, bycia potrzebnym, jako wyraz dobrego przystosowania się do życia. Stąd też trudności w skonfrontowaniu się z własnym uzależnieniem od pracy. Pracoholizm, jako jedyne uzależnienie, nie jest oceniane negatywnie, a wręcz cieszy się społecznym uznaniem. Osoba, która tak bardzo poświęca się pracy, częściej kojarzona jest z takimi cechami jak pracowitość, sumienność czy zaradność niż z cechami wskazującymi na zaburzenia lub deficyty. Brak ostracyzmu społecznego może zarówno skutkować podtrzymywaniem zjawiska pracoholizmu, jak i sprawiać, że trudno jest określić faktyczną liczbę osób dotkniętych tym problemem.

JB: Problem społeczny, z którym mamy do czynienia, gdy zajmujemy się pracoholizmem wynika między innymi z tego, że praca jest bardzo szanowaną wartością w wielu grupach społecznych – linia oddzielająca wypełnianie zadań nią wyznaczonych i pracoholizm jest dość cienka, trudna do uchwycenia nawet za pomocą pomiaru psychologicznego. Jeśli natomiast to rozdzielimy to zobaczymy, że pracoholik to osoba patologicznie skoncentrowana na pracy, pełna lęku i obaw, dążąca do tego, aby usunąć to napięcie za pomocą działań nawet luźno związanych z pracą. Bowiem czym innym jest kierowanie się wartościami związanymi z pracą, a czym innym uporczywe pracowanie. Uporczywość wynika z bycia owładniętym silnym przymusem pracy ukierunkowanym na budowania własnej wartości opartej na rywalizacji i wypełnianiu zawyżonych (nierealnych) standardów. Innymi słowy, pracoholizm nie jest tożsamy z pracowitością.

IR: Psychologowie wskazują, że poprzez dążenie do tych nierealistycznie wysokich standardów, poczucie niskiej wartości u takiej osoby jest stale wzmacniane. Dzieje się tak dlatego, że pracoholik, oczekując pozytywnych wzmocnień własnej samooceny i redukcji negatywnych emocji związanych ze stresem zawodowym, z powodu owych nierealnych standardów doświadcza przede wszystkim frustracji oraz niższego zadowolenia z pracy w porównaniu z innymi pracownikami. Sprawia to, że stara się pracować jeszcze bardziej intensywnie, nakręcając błędną spiralę pożądania pracy. Definiowanie pracoholizmu przez ilość spędzanych godzin w pracy nie oddaje zatem istoty problemu.

JB: Psychologowie od lat stają przed wyzwaniem określenia, czym jest pracoholizm. Jesteśmy pewni, że jego wyznacznikiem nie jest czas pracy i związane z tym poświęcanie się pracy. Z pewnością, na pracoholizm patrzymy jak na poważne zaburzenie, które powstaje w oparciu o złożony cykl. Hipotezy dotyczące mechanizmów pracoholizmu sugerują, że cykl ten jest szczególnie widoczny u osób o niestabilnej samoocenie, uzależniających poczucie własnej wartości od wyników własnej pracy. Prawdopodobnie sprzyja temu środowisko pracy oparte na silnej konkurencji, wypełnione nierealistyczne celami, wywołujące w pracowniku silne napięcie i lęk oraz nadmierne zaangażowanie w zadania. Koncentracja na pracy i realizacji wyśrubowanych standardów prowadzi do obsesyjnego myślenia o zadaniach i niezdolności do zastopowania wytężonej pracy. Pokonanie kolejnego zadania rodzi ulgę i poprawia samoocenę. Taki przyjemny stan trwa do momentu pojawienia się kolejnych zadań i cykl się zamyka. Warto nadmienić, że uchwycenie roli czynników sytuacyjnych i organizacyjnych wymaga badań – wciąż przed nami pokazanie tego, co przyczynia się do powstania pracoholizmu.

IR: Prof. Lucyna Golińska wskazuje, że pracoholizm może być charakterystycznym sposobem działania dla osobowości narcystycznej, gdzie występuje bardzo wysokie zapotrzebowanie na stymulację i wyzwania, które zmierzają do osiągnięcia sukcesu, przy jednoczesnej olbrzymiej potrzebie uznania przez otoczenie. Bez docenienia i aprobaty ze strony innych ludzi osoby te tracą poczucie własnej wartości. Wzmożonym dążeniem do sukcesu starają się więc kompensować emocjonalne deficyty. Predestynowana może być również osobowość obsesyjno-kompulsywna, gdzie występuje duża potrzeba perfekcyjnego działania.

JB: Z pewnością i narcyzm, i predyspozycje do rozwijania osobowości obsesyjno-kompulsywnej to zaburzenia powiązane z pracoholizmem. Łączy je kilka czynników. Pierwszym z nich jest samoocena. Jej znaczącym źródłem są zarówno opinie innych ludzi, najczęściej osób istotnych (rodziców, nauczycieli), jak i własne działania. Sukces i pochwała, ale i porażka z naganą są istotnymi czynnikami modelującymi samoocenę. Problem może wystąpić, jeśli człowiek nie jest w stanie stworzyć w miarę jednolitego obrazu samego siebie, na przykład ze względu na to, że nie jest w stanie zaakceptować własnych wad, niedoskonałości. Może starać się wtedy rozwiązać problem poprzez uporczywe działanie, ukierunkowane na wykazanie sobie i otoczeniu, że mimo wszystko posiada pewne zdolności. Drugim czynnikiem jest źródło motywacji. Pracoholik kieruje się przede wszystkim standardami zewnętrznymi. Przymus pracy, który odczuwa bierze się przede wszystkim z tego, że za najważniejsze uznał powinności narzucone przez innych, i umniejszył rolę ciekawości oraz pasji w kierowaniu życiem w pracy. Modelowym założeniem jest, że pracoholikiem nie kieruje motywacja wewnętrzna, czyli przyjemność pracy, chęć zagłębienia się w nią, kierowana ciekawością czy potrzebą rozwoju.

IR: Ten przymus pracy, który wyraża się w dużym zaangażowaniu w sprawy zawodowe, często brany jest za pozytywną cechę, pożądaną przez pracodawców. Pracoholik może wydawać się pracownikiem idealnym. I rzeczywiście osoba charakteryzująca się takim sposobem podejścia do pracy może przyczyniać się do zwiększanie obrotów w danej firmie. Być może jednak branie na siebie kolejnych obowiązków będzie pociągało wzrost liczby niewykonanych zadań, a przez to skutkowało pogarszaniem się relacji zarówno z przełożonymi, jak i współpracownikami.

JB: Wewnętrzny przymus pracy jest bardzo ważnym, jeśli nie najważniejszym, przejawem uzależnienia od pracy. Można przyjąć nawet analogię z alkoholizmu – człowiek musi się napić. Dopóki tego nie zrobi, alkoholik odczuwa nieprzyjemne napięcie. W tym miejscu jednak analogia się kończy, bo nadużywanie pracy nie ma taki poważnych konsekwencji jak zbyt staranne i długotrwałe spożywaniu alkoholu. Dla obserwatora, na przykład szefa, intensywne działania pracoholika mogą być oceniane jako poświęcanie się pracy, czyli coś szlachetnego. Pracoholik może myśleć podobnie, odstawiając na bok myślenie o tym, że praca wynika z przymusu (hipoteza). Niestety nie przeprowadzono dotąd badań, aby dokładnie zilustrować,  w jaki sposób rodzi się ten przymus pracy i w jaki sposób ludzie identyfikują go. Nie wiadomo też, czy w ogóle pracoholik neguje problem przymusu – na razie możemy to tylko rozważać. Podobnie jest w relacji między pracoholizmem a efektywnością pracy. W naszym zespole wykonaliśmy tylko kilka badań, dotąd jeszcze niepublikowanych, sugerujących, że pracoholizm ma przełożenie na pewne wskaźniki efektywności pracy. Pracoholik na pewno nie jest idealnym pracownikiem, bo grozić może mu wypalenie zawodowe oraz poważne problemy ze zdrowiem.

IR: Owo poświęcanie się pracy może również być inaczej odbierane przez ludzi z dalszego otoczenia – które w pracoholiku mogą widzieć osobę pracowitą, odpowiedzialną za własną rodzinę – niż przez najbliższych. Często rodzina, a zwłaszcza partnerzy, nie tylko nie dostają wsparcia od innych, ale ich pretensje i żal, poczucie krzywdy czy doświadczanie innych trudności są wręcz oceniane jako bezzasadne, niesprawiedliwe, będące wyrazem braku wdzięczności. Wspomniana już prof. Golińska mówi, że niektórzy partnerzy pracoholików zaczynają mieć negatywne myśli na swój temat, ponieważ wydaje im się, że nie potrafią docenić tego, co mają.

JB: Pana intuicja jest prawdopodobnie trafna, ale nie znam wyników pokazujących jak rodzina i bliscy spostrzegają pracoholików. Z badań wynika, że pracoholicy, w porównaniu z entuzjastami pracy, odczuwają znacznie silniejszy konflikt między życiem zawodowym i życiem rodzinnymi. Konsekwencją nasilonego konfliktu może być silny stres, intensywne myślenie o pracy w domu, jak i intensywne myślenie o rodzinie w pracy. To pochłania umysł, wyczerpuje emocjonalnie. Wiedza o pracoholizmie każe myśleć, że dla pracoholików życie rodzinne może być z jednej strony przeszkodą w pracy, ale jednocześnie pewnym punktem odniesienia – źródłem motywacji do pracowania. Pamiętajmy, że pracoholików cechuje zewnętrzna motywacja do pracy. Mogą oni oczekiwać podziwu ze strony rodziny za to, jak bardzo starają się i jak wiele dają z siebie w pracy, ale to tylko przypuszczenie. Jeśli oczekiwania te są szczególnie rozbudowane, to sygnały wysyłane przez rodzinę raczej nie będą korespondowały z tym, co pracoholik chciałby od niej uzyskać. Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby badania pokazały, że pracoholicy mają realistyczny obraz siebie i własnej roli w rodzinie. Obraz ten musi być zaburzony, by był spójny ze stylem funkcjonowania pracoholika w pracy.

IR: I właśnie nad zmianą tego obrazem samego siebie oraz nieadaptacyjnych przekonań pracuje się w trakcie terapii. Jednak, żeby do tego doszło, pracoholik musi uświadomić sobie, że ma problem, co w przypadku uzależnienia może być trudne. Osoba tak może długo zaprzeczać istnienia problemu, traktując sugestię innych osób (rodziny, przyjaciół) jako np. wyraz braku zrozumienia. Dodatkową trudnością może być to, że jeśli już pracoholik uświadomi sobie sensowność terapii, problemem może być znalezienie czasu na wizyty u terapeuty.

JB: Z pewnością pierwszym etapem terapii powinno być poznanie i uświadomienie przekonań związanych z pracą i ich negatywnego wpływu zarówno na poczucie dobrostanu pracoholika, jak i jego życie rodzinne (relacje z bliskimi osobami). Sądzę, że ten czas się znajdzie, jeśli pracownicy będą wyedukowani w zakresie higieny pracy i niebezpiecznych zjawisk sugerujących wyczerpanie lub pogorszenie zdrowia.
O rozmówcy:
Jacek Buczny – doktor psychologii, pracownik naukowo-dydaktyczny Uniwersytetu SWPS w Sopocie. Prowadzi badania naukowe dotyczące samokontroli, w tym uzależnień behawioralnych. We współpracy z badaczami polskimi i niemieckimi opublikował wyniki badań dotyczących pracoholizmu oraz jest współautorem narzędzia służącego do pomiaru pracoholizmu jako uzależnienia od pracy (ang. work craving). Kierował grantami finansowanymi przez Narodowe Centrum Nauki, Ministerstwo Zdrowia i Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jest autorem międzynarodowych publikacji z zakresu samokontroli i uzależnień behawioralnych.

Rozmowa dostępna jest również na portalu naTemat.

 

NIEUWAŻNA UWAŻNOŚĆ

Koncepcja uważności (mindfulness) staje się coraz bardziej powszechna. W wielu krajach jest nie tylko popularyzowana w placówkach zdrowia i miejscach związanych z pomocą psychologiczną, ale również jest wprowadzana do biznesu oraz szkolnictwa. Z licznych publikacji można dowiedzieć się, że praktykowanie uważności pomaga w zapobieganiu nawrotom depresji oraz może być pomocne u pacjentów doświadczających chronicznego bólu. Stosowane jest również w sytuacjach, kiedy występują trudności w radzeniu sobie z negatywnymi emocjami, przy zaburzeniach lękowych, zaburzeniach odżywiania, problemach ze snem, a także w uzależnieniach. Praktyka uważności pomaga także zmniejszyć liczbę ruminacji oraz złagodzić negatywne skutki stresu. Właśnie ze względu na coraz większe zainteresowanie ideą mindfulness oraz dlatego, że praktykowanie uważności bywa niekiedy reklamowane jako środek zaradczy na niemal wszystkie problemy, z jakimi styka się człowiek, warto wyjaśnić nieporozumienia odnośnie tego, w czym ta metoda może być pomocna, a w czym może być przeszkodą. Przyda się również spojrzenie na błędne założenia dotyczące praktyki formalnej i nieformalnej oraz uchybienia w sposobach nauczania tej techniki.

Krytyczne spojrzenie

Mindfulness bywa definiowany jako szczególny rodzaj uwagi: świadomej, nieosądzającej i skierowanej na obecną chwilę. Polega na dostrzeganiu, chwila po chwili, wszystkich myśli, emocji, doznań fizycznych oraz wrażeń zmysłowych. Doktor psychologii Ronald Siegel wskazuje, że „uważność jest szczególnym stosunkiem do doświadczenia lub sposobem pojmowania życia, który zmniejsza cierpienie oraz czyni życie bogatym i pełnym treści. Dzieje się tak dzięki dostrojeniu się do doświadczenia, które pojawia się tu i teraz oraz dzięki bezpośredniemu wglądowi w to, jak nasze umysły tworzą niepotrzebne cierpienie”. Siegel wraz ze współautorami książki „Mindfulness-Based Cognitive Therapy for Depression” pisze również o uważności jako „wolności od tendencji do bycia wciąganym w automatyczne reakcje na przyjemnie i nieprzyjemne myśli, uczucia i wydarzenia”.

Praktykowanie uważności polega zatem na obserwowaniu doznań płynących z umysłu i z ciała przy jednoczesnym powstrzymaniu nawykowych na nie reakcji. Dzięki temu zwiększa się świadomość własnych myśli, emocji i odczuć cielesnych oraz zyskuje się szerszą perspektywę patrzenia na własne przeżycia. Zmniejsza się potrzeba identyfikowania się z nimi. W rezultacie osoby praktykujące mindfulness łatwiej radzą sobie z negatywnymi skutkami stresu, reagują mniej neurotycznie na trudne sytuacje, czerpią większą satysfakcję z życia, a także mają bardziej stabilną samoocenę, która jest mniej zależna od czynników zewnętrznych. Jednak ta sama obserwacja i niereagowanie nawykowo na pojawiające się doznanie, które pozytywnie wpływają na życie osób stosujących tę metodę, w niektórych aspektach może przynosić negatywne konsekwencje. Takie wnioski płyną z badań, jakie zostały przeprowadzone na Georgetown University. Okazało się bowiem, że chociaż uważność może zapobiegać tworzeniu się złych przyzwyczajeń, jednocześnie może hamować procesy kształtowania się dobrych nawyków. Wyniki badań, którymi kierowała doktorantka Chelsea Stillman, pokazują, że prawdopodobnie jest to związane z faktem, iż praktykowanie uważności osłabia procesy automatycznego uczenia się. Według Stillman dzieje się tak, ponieważ „człowiek uczy się zarówno dobrych, jak i złych nawyków nieświadomie, nie myśląc o tym”. Sam fakt bycia świadomym wielu bodźców może rzeczywiście hamować te procesy uczenia się, które odbywają się automatycznie – konkluduje Stillman, dodając, że potrzebne są dalsze badania, nie tylko do powtórzenia wyników, ale do głębszego zrozumienia ich znaczenia.

Z kolei dr Florian Ruths, lekarz i badacz specjalizujący się w terapii poznawczej opartej na uważności, wskazuje na inne jej niepożądane skutki. Jego badania pokazały, że w trakcie praktykowania uważności u niektórych mogą pojawiać się epizody depersonalizacji, kiedy to osoba odnosi wrażenie, że ogląda siebie z zewnątrz, tak, jakby oglądała siebie w filmie, a świat nie był realny. „Normalnie znika to w ciągu kilku minut” – mówi dr Ruths – „ale niekiedy może trwać nawet do kilku dni”. Eksperci mindfulness wraz z dr Ruths podkreślają jednak, że tak ekstremalne przypadki zdarzają się rzadko. Badania, dotyczące negatywnych efektów mindfulness, wpisują się w nurt krytycznego spojrzenia na praktykę uważności. Wyrażają jednocześnie troskę lekarzy i zwolenników mindfulness o dobro osób stosujących tę metodę.

Magiczna pigułka

Wraz ze wzrostem zainteresowania ideą mindfulness pojawiają się pewne błędne przekonania odnośnie wpływu tej metody na codzienne funkcjonowanie. Można na przykład spotkać się z przeświadczeniem, że praktykowanie uważności sprowadza się tylko do wyciszania się podczas siedzenia na poduszce medytacyjnej i sama ta czynność powinna przełożyć się automatycznie na poprawę życia. Błędne jest również założenie, że aby wynieść korzyści z uprawiania tej metody, wystarczy praktykować uważność przez kilka tygodni, a potem można wrócić do zwykłej codziennej rutyny. Julia Wahl, psychoterapeutka i psycholożka, mówi, że „są ludzie, którzy całymi latami medytując, tracą życie, bo poza poduszką są tak samo nieznośni, neurotyczni, konserwatywni i zestresowani. Praktyka powinna w sposób bezpośredni przekładać się na nasze życie. Inaczej jest stratą czasu”. Tymczasem stosowanie mindfulness nie powinno ograniczać się do bycia uważnym tylko w momentach siadania na poduszce. Chodzi o to, aby rozwijać uważność również poza praktyką formalną. Można praktykować mindfulness, wykonując różne codzienne czynności. I – jak dodaje Wahl – można do uważności powracać, kiedy jest nudno, źle, ale też kiedy człowiek jest podekscytowany, kiedy jest mu dobrze.

Do podobnych refleksji dochodzi Ed Halliwell, pisarz i nauczyciel praktyki uważności. Stwierdza on, że za sprawą euforii płynącej z licznych doniesień, ukazujących mindfulness jako skuteczną metodę pomocy w tak trudnych doświadczeniach, jakimi są depresja czy zaburzenia lękowe, można odnieść czasami wrażenie, że uważność jest magiczną pigułką, którą można zastosować bez żadnego wysiłku. Trzeba tylko skupić się na oddechu, a wszystkie problemy same się rozwiążą. To tak nie działa – zauważa Halliwell – ponieważ praktykowanie jest trudne i często bywa też kłopotliwe i niewygodne. Być może dlatego pojawia się u niektórych osób, które rozpoczęły przygodę z mindfulness, rozczarowanie, że nagle zaczęły doświadczać trudnych, nieprzyjemnych uczuć, takich jak smutek, żal czy gniew. Jednak „to nie medytacja wywołała gniew – stwierdza Bogdan Białek, psycholog, dziennikarz, redaktor naczelny magazynu psychologicznego „Charaktery” – „medytacja otworzyła ich na gniew, który w nich był, ale nauczyli się go tłumić. Otworzyła ich na smutek, żal i całą masę innych przykrych uczuć, na które byli zamknięci”.

Nieuważne nauczanie

Praktykowanie uważności w założeniu ma poszerzać świadomość własnych myśli, emocji i doznań fizycznych oraz wrażeń zmysłowych. Dzięki temu człowiek jest w stanie rozpoznać własne nawyki myślowe czy odruchowe reakcje emocjonalne, a w konsekwencji zyskuje wybór czy im ulegać, czy nie. Ponieważ jednak praktykując uważność, ludzie konfrontują się z własnymi przeżyciami (często bardzo długo tłumionymi), mogą doświadczać bardzo nieprzyjemnych stanów psychicznych. Wspomniany wcześniej dr Florian Ruths zwraca uwagę, że na fali entuzjazmu związanego z korzyściami płynącymi z praktykowania tej metody, mindfulness bywa też oferowany ludziom, którzy zupełnie nie są przygotowani na stawianie czoła takim doświadczeniom. Ruths podkreśla, że jest zatem szczególnie ważne, aby metoda ta była nauczana przez odpowiednio wyszkolonych specjalistów, znających się nie tylko na podejściu mindfulness, ale posiadających również wiedzę z zakresu psychologii. Dzięki temu są oni w stanie szybko rozpoznać te symptomy, które wskazują, że osoba ich doświadczająca, powinna skonsultować się z innymi specjalistami (np. z lekarzem lub psychoterapeutą). Jeśli osoba praktykująca uważność, która dodatkowo jest szczególnie wrażliwa na negatywne stany psychiczne (np. lęk albo myśli depresyjne), nie jest odpowiednio wspierana podczas stosowania tej metody, doświadczać może bardzo trudnych przeżyć, z którymi sama może nie umieć sobie poradzić.

Marie Johansson, doświadczona lekarka zdrowia psychicznego oraz nauczyciel MBCT (terapii poznawczej opartej na uważności) mówi, że niekiedy udział w kursie mindfulness może być sporym wyzwaniem dla osoby chcącej się nauczyć medytować. Zauważanie tego, co dzieje się w umyśle i w ciele często może wręcz nasilać niektóre stany psychiczne. Jeśli takie nauczanie nie jest odpowiednio prowadzone, osoba doświadczająca tych trudnych emocji i myśli, może zamknąć się w sobie, odejść z kursu ze zwiększonym poziomem samokrytycyzmu i poczuciem, że poniosła porażkę. Dlatego też wybierając kurs warto zwrócić uwagę na osoby prowadzące, które powinny być szkolone co najmniej przez rok i posiadać minimum dwa lata doświadczenia w praktykowaniu własnej medytacji. Odpowiednio przeszkoleni i doświadczeni nauczyciele powinni również uczestniczyć we własnych superwizjach. Dzięki temu osoby nauczające uważności będą w stanie właściwie wspierać tych, którzy dopiero zaczynają praktykę.

Ku uważnej medytacji

Na koniec warto przyjrzeć się temu, czym mindfulness nie jest, a z czym bywa niekiedy kojarzony. Na pewno nie jest relaksacją, rodzajem odpoczynku ani metodą na oczyszczenie umysłu. Jego celem bowiem nie jest hamowanie myśli ani pozbycie się emocji, bólu czy stresu. Skutkiem praktykowania uważności nie jest życie pozbawione trudnych uczuć, przeżyć i bolesnych doświadczeń. Jest nim akceptacja tych przeżyć jako naturalnej części życia.

Mindfulness nie jest też religią. Nie jest wymagane palenie kadzidełek czy siedzenie na podłodze. Nie chodzi o to, by zmuszać się do medytowania, starając się za wszelką cenę wcisnąć medytację w napięty grafik obowiązków. I chociaż nie jest wymagany jeden rodzaj praktykowania, polegający na przykład na trzydziestominutowym, codziennym siedzeniu w określonej pozycji na poduszce medytacyjnej, cenne jest jednak posiadanie wiedzy i doświadczenia, związanych z tym, jak praktykować uważność i z czym może wiązać się stosowanie tej metody. Dlatego tak ważne jest dobranie odpowiedniego, doświadczonego nauczyciela i programu nauczania.

Mindfulness nie jest również sposobem na odcięcie się od życia. Nie chodzi w nim o to, aby za sprawą praktykowania doznać transu czy wpaść w stan hipnozy. Guido Bondolfi, psychoterapeuta i psychiatra, mówi, że medytacja mindfulness nie ma na celu spowodowanie odmiennych stanów świadomości. „Jest wręcz przeciwnie: celem jest, żeby być nawet bardziej świadomym niż zazwyczaj” – dodaje Bondolfi. Chodzi o zachowanie uważności w codziennych czynnościach. O bycie świadomym myśli, emocji, doświadczeń fizycznych i zmysłowych. Dzięki temu można wybrać sposób, w jaki reaguje się na to, co aktualnie się wydarza. A to prowadzi do poczucia większej wolności.

Autor: Igor Rotberg

 

Dla zainteresowanych:

Georgetown University Medical Center (2013). The Downside of Mindfulness: Implicit Learning May be Impaired, Georgetown University [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Nauert, R. (2013). What’s the Downside to Mindfulness?, Psych Central [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Siegel, R. D. (2010). The Mindfulness Solution: Everyday Practices for Everyday Problems, New York:  The Guilford Press
Ulmi, N. (2014). The Mindfulness Boom And Its Modern Misconceptions, Le Temps = [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Wahl, J. (2012). Czym jest medytacja? Na Temat [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Williams, M. G., Teasdale, J. D., Segal, Z.V., Kabat-Zinn, J. (2007). Mindfulness-Based Cognitive Therapy for Depression, Second Edition, New York:  The Guilford Press
Zgierska A., Rabago D., Chawla N., Kushner K., Koehler R., Marlatt A. (2009). Mindfulness meditation for substance use disorders: a systematic review, Substance Abuse, vol. 30, s.266-294

Artykuł dostępny jest również na portalu naTemat.

Terapia Poznawcza Oparta na Uważności (MBCT)

MBCT (Mindfulness-Based Cognitive Therapy), czyli Terapia Poznawcza Oparta na Uważności została opracowana przez grupę naukowców, profesorów Zindela Segala, Marka Williamsa i Johna Teasdale’a, którzy bazowali na programie uważności stworzonym przez prof. J. Kabat-Zinna. National Institute for Clinical Excellence zatwierdził MBCT jako skuteczną metodę zapobiegania nawrotom depresji. Metoda ta jest stosowana również w trudnościach w radzeniu sobie z negatywnymi emocjami, przy zaburzeniach lękowych, zaburzeniach odżywiania, zaburzeniach snu, a także w uzależnieniach. 

MBCT, opierając się na programie MBSR (Redukcji Stresu Opartej na Uważności), jest wzbogacona o techniki terapii poznawczo-behawioralnej używane w terapii zaburzeń nastroju. Istotą jest zmiana, charakterystycznych dla zaburzeń nastroju, stanów umysłu oraz rozwijanie nowych, niestosowanych do tej pory sposobów reagowania. Osiąga się to poprzez obserwowanie doznań płynących z umysłu i z ciała, nie reagując na nie automatycznie. Dzięki temu zwiększa się świadomość własnych myśli i uczuć oraz zyskuje się szerszą perspektywę patrzenia na własne myśli i emocje, bez konieczności utożsamiania się z nimi.

MBCT pomaga zatem stać się świadomym wczesnych znaków ostrzegawczych, zapowiadających możliwe nawroty depresji, stanów lękowych lub innych zaburzeń związanych np. z wahaniami nastroju. Pozwala redukować tendencje do unikania tych sygnałów oraz uczy, jak radzić sobie w obecności trudnych myśli i emocji. W związku z tym osoby uczestniczące w terapii MBCT łatwiej radzą sobie z negatywnymi skutkami stresu, reagują mniej neurotycznie na trudne sytuacje, czerpią większą satysfakcję z życia, a także mają bardziej stabilną samoocenę, która jest mniej zależna od czynników zewnętrznych.

Terapia Akceptacji i Zaangażowania (ACT)

Terapia Akceptacji i Zaangażowania (Acceptance and Commitment Therapy, ACT) jest kierunkiem w psychoterapii, który wywodzi się z nurtu terapii poznawczo-behawioralnych i zaliczany jest do tzw. trzeciej fali tego nurtu. Podejście to pod koniec lat 80. ubiegłego wieku rozwinęli Steven C. Hayes, Kelly G. Wilson oraz Kirk Strosahl. Podstawy teoretyczne ACT stanowi Teoria Ram Relacyjnych.

Głównych przyczyn problemów psychicznych (takich jak lęk, depresja itd.) oraz innych form cierpienia, Terapia Akceptacji i Zaangażowania upatruje w braku elastyczności psychologicznej (psychological flexibility). Nadrzędnym celem terapii jest zatem pomoc w zwiększeniu elastyczności psychologicznej pacjenta, która jest definiowana jako bycie w pełni obecnym „tu i teraz”, ze wszystkimi swoimi myślami, emocjami i doznaniami i jednoczesne dokonywanie wyborów i kierowanie zachowaniem w taki sposób, by służyło ono realizacji osobistych wartości. Uzyskuje się to poprzez strategie terapeutyczne oparte na praktyce uważności, akceptacji oraz modyfikacji zachowania. Strategie te polegają po pierwsze w nauce, jakie sposoby radzenia sobie, zamiast pomagać, nasilają występowanie problemów. Po drugie dotyczą redukcji zachowań mających na celu unikania doświadczenia. Dzięki zwiększeniu elastyczności psychologicznej pacjenci są w stanie bardziej zaangażować się w realizacje tych celów, które są zgodne z ich osobistymi wartościami. Nadają swojemu życiu większe znaczenie i sens.

Wartym podkreślenia jest fakt, że celem terapii nie jest jednak samo w sobie pozbycie się symptomów zaburzeń. Ustępowanie symptomów zaburzeń w tym podejściu jest postrzegane jako uboczny efekt podejmowanych zmian w życiu pacjenta.

Skuteczność tej terapii jest poparta licznymi badaniami opisywanymi w fachowej literaturze. Wyniki tych badań wskazują, że ACT jest szczególnie użyteczna w leczeniu takich problemów jak szerokie spektrum zaburzeń lękowych, depresje, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, zespół stresu pourazowego (PTSD), zaburzenia odżywiania czy uzależnienia. Omawiane podejście jest również skuteczną metodą radzenia sobie ze skutkami różnych długotrwałych problemów o podłożu somatycznym (np. chroniczne bóle). ACT sprawdza się również w pracy z gniewem, agresją czy prokrastynacją.

KIEDY PRACA NIE POPŁACA

Coraz więcej pracy. Coraz więcej obowiązków. Za to mniej wolnego czasu, a odpoczynek zredukowany do niezbędnego minimum. Prawdopodobnie pracoholizm jest związany z rozwojem cywilizacyjnym. Bycie nieustanie zajętym i praca okupiona olbrzymim mozołem często postrzegane są jako synonimy pracowitości, bycia ważnym oraz dobrego przystosowania się do życia. Niestety, człowiek ponosi również wysokie koszty takiego funkcjonowania. Nie tylko są to koszty związane z pogorszeniem się zdrowia fizycznego, ale również z problemami psychicznymi. Nierzadko tracą na tym życie rodzinne oraz związek. Nadmierne zaangażowanie w pracę, które miało przynieść satysfakcję i spełnienie życiowe, często to spełnienie niweczy.

Natura problemu

Pracoholizm charakteryzowany jest jako przymus lub uzależnienie od pracy i, tak samo jak w innych uzależnieniach, w sytuacjach, kiedy dana osoba nie pracuje, może skutkować symptomami odstawiennymi. Psychologowie wskazują, że pracoholika, wbrew pozorom, nie cechuje siła charakteru, lecz niska samoocena. Poprzez dążenie do nierealistycznie wysokich standardów, poczucie niskiej wartości jest stale wzmacniane. Dzieje się tak dlatego, że pracoholik, oczekując pozytywnych wzmocnień własnej samooceny i redukcji negatywnych emocji związanych ze stresem zawodowym, z powodu owych nierealnych standardów doświadcza przede wszystkim frustracji oraz niższego zadowolenia z pracy w porównaniu z innymi pracownikami. Sprawia to, że stara się pracować jeszcze bardziej intensywnie, nakręcając błędną spiralę pożądania pracy. Prof. nadzw. dr hab. Lucyna Golińska, autorka książek na temat uzależnienia od pracy, zwraca uwagę, że jest to sposób działania charakterystyczny dla osobowości narcystycznej, gdzie występuje bardzo wysokie zapotrzebowanie na stymulację i wyzwania, które zmierzają do osiągnięcia sukcesu, przy jednoczesnej olbrzymiej potrzebie uznania przez otoczenie. Bez docenienia i aprobaty ze strony innych ludzi osoby te tracą poczucie własnej wartości. Wzmożonym dążeniem do sukcesu starają się więc kompensować emocjonalne deficyty. Prof. Golińska wskazuje jeszcze na osobowość obsesyjno-kompulsywną jako predestynowaną do rozwoju uzależnienia od pracy. U osób tych charakterystyczna jest bowiem duża potrzeba perfekcyjnego działania (neurotyczny perfekcjonizm).

Ważne – przy charakterystyce omawianego zjawiska – jest zrozumienie kontekstu społecznego, ponieważ pracoholizm jest jedynym uzależnieniem, które nie tylko nie jest oceniane negatywnie, lecz cieszy się społecznym uznaniem. Kinga Jasińska, terapeutka, mówi, że nadmierne poświęcanie się pracy jest nawet w pewien sposób społecznie nagradzane. „Gdy myślimy o kimś ‘pracoholik’ często łączy się to z podziwem czy zazdrością. Taka osoba zazwyczaj posiada jakieś dobra materialne, ma status, stanowisko” – podkreśla terapeutka. Pracoholizm jest więc społecznie akceptowanym uzależnieniem, które ma bliższe konotacje z pracowitością, odpowiedzialnością, sumiennością i zaradnością niż z chorobą, zaburzeniem czy deficytem. Tymczasem zbyt duże angażowanie się w życie zawodowe może być również sposobem, żeby nie musieć konfrontować się z własnymi myślami, emocjami, z tymi aspektami osobowości, które najbardziej potrzebują uwagi i paradoksalnie pracy nad nimi. Kwestię tę trafnie ujmuje Paweł Więckowski, doktor filozofii, mówiąc, że „pracoholizm jest idealnym sposobem, aby wypełnić świadomość drobiazgami i nie mieć czasu na autorefleksję. Dla pracoholika najgorsze jest Boże Narodzenie i Wielkanoc – jedyne dni, kiedy nie pracuje i może pomyśleć, jak bardzo jest nieszczęśliwy”.

Następstwa

Konsekwencje pracoholizmu dotyczą wielu obszarów funkcjonowania człowieka. Przede wszystkim wpływają negatywnie na uzależnioną od pracy osobę. Doświadcza ona nieustannej frustracji, ciągłego niepokoju czy niechęci do siebie. Często traci radość życia, nie potrafi przeżywać pozytywnych emocji w sytuacjach niezwiązanych z pracą. Dokładają się do tego problemy zdrowotne związane z przepracowaniem i długotrwałym doświadczaniem stresu. Skutkuje to z kolei – na co zwraca uwagę Kinga Jasińska – chorobą somatyczną lub następnym nałogiem. Pracoholik, sięgając po alkohol czy narkotyki, pragnie dodać sobie sił lub uśmierzyć ból, rozwijając w sobie kolejne uzależnienie. „W większości przypadków wtedy dopiero taka osoba trafia do specjalisty” – dodaje terapeutka.

Negatywne skutki pracoholizmu dotykają również najbliższych człowieka uzależnionego od pracy. Podczas gdy ludzie z dalszego otoczenia mogą w pracoholiku widzieć osobę pracowitą, odpowiedzialną za własną rodzinę, najbliżsi płacą duże koszty. Partnerzy, dzieci czują, że są mniej ważni niż praca, bliskość emocjonalna w intymnej relacji malej lub wręcz zanika, mnożą się konflikty. W osobie uzależnionej od pracy może narastać niechęć do rodziny, która komunikuje swoje zaniepokojenie czy rozżalenie spowodowane ciągłą absencją pracoholika w domu. To z kolei powoduje pogarszanie się samopoczucia u osoby uzależnionej. Obniżanie się nastroju stara się poprawić tym, czym wydaje jej się, że jest najlepszym rozwiązaniem – czyli pracą. Ponieważ sfera zawodowa ma duże znaczenie w postrzeganiu społecznym, często osoby najbliższe, a zwłaszcza partnerzy, nie tylko nie dostają wsparcia od innych, ale ich pretensje i żal, poczucie krzywdy czy doświadczanie innych trudności są wręcz oceniane jako bezzasadne, niesprawiedliwe, będące wyrazem braku wdzięczności. Prof. Lucyna Golińska mówi, że „część partnerów pracoholików przyjmuje tę interpretację społeczną – zaczynają mieć negatywne myśli na swój temat, a ponieważ wydaje im się, że nie potrafią docenić tego, co mają, spada ich poczucie własnej wartości”. Koszty emocjonalne takiego współuzależnienia są bardzo duże i mogą tkwić głęboko w psychice partnera czy innych osób z najbliższego otoczenia.

Jeszcze jednym obszarem, którego dotyczą negatywne konsekwencje pracoholizmu, jest środowisko pracy. Pracoholik nie jest bowiem dobrym pracownikiem ani człowiekiem sukcesu. Pracując ponad normę, wydaje się być pracownikiem idealnym, jednak okazuje się, że dłuższy czas pracy wcale nie przekłada się na jej efektywność. Posiadając bardzo wygórowane wymagania w stosunku do siebie, jak i innych, próbuje cały czas kontrolować środowisko pracy (często nieadekwatnie do posiadanej pozycji zawodowej). Myślenie cały czas o sprawach zawodowych, bycie w ciągłym kontakcie (telefonicznym, mailowym) z miejscem pracy – niekiedy tak bardzo chwalone przez pracodawców – sprawia, że osoba taka nie jest w stanie w pełnie odpocząć, zregenerować siły, a więc rozładować stresu. Dlatego też taki pracownik z czasem funkcjonuje coraz gorzej w pracy, nie radząc sobie z problemami i wyzwaniami zawodowymi. Ponieważ pracoholik jest często osobą dążącą do perfekcji i jednocześnie potrzebującą społecznego uznania, pracuje znacznie mniej wydajnie, zbyt drobiazgowo analizując każdy problem. Tak duży wysiłek i zaangażowanie wkładane w pracę wiążą się z kolei z częstszym niż u innym pracowników ryzykiem wypalenia zawodowego, a przynajmniej większymi absencjami w pracy z powodów zdrowotnych. Ze zrozumiałych względów powoduje to negatywne skutki ekonomiczne dla pracodawcy.

Wypalenie zawodowe

Przedłużający się stres w pracy, przy jednoczesnym braku skutecznych sposobów poradzenia sobie z odczuwanym napięciem oraz spadek efektywności i satysfakcji zawodowej wpływają na ryzyko powstania wypalenia zawodowego. Z cech osobniczych, zwiększających prawdopodobieństwo wypalenia, wymienia się niską samoocenę – tę samą cechę, która może przyczyniać się do powstawania pracoholizmu. Do najczęściej przytaczanych objawów związanych z tym problemem zalicza się awersję do pracy, myśli i zachowania ucieczkowe, poczucie ciągłego przepracowania i przemęczenia, zwiększoną drażliwość oraz spadek cierpliwości w kontaktach z ludźmi, a także dolegliwości somatyczne (bóle głowy, brzucha, kłopoty ze snem). Sam syndrom wypalenia może być trudny do wychwycenia i leczenia, ponieważ po pierwsze, proces doprowadzający do chronicznego przepracowania jest długotrwały i rozwija się powoli. Kiedy występuje już w zaawansowanym stadium, wymaga od osoby przeżywającej wypalenie zawodowe długiego czasu na dojście do równowagi. Po drugie, częstym problemem jest niechęć do przyznania się do choroby wynikającej z przepracowania. Osoby doświadczające wypalenia starają się bagatelizować lub racjonalizować problem (przykładowo mówią, że skoro dużo pracują, oczywiste jest, że ciągle są zmęczone). Dodatkowo osoby te mogą traktować sygnały zmęczenia docierające z ciała jako nieprzyjazne, niepożądane, w związku z czym będą starały się ich pozbyć (poprzez chociażby zwiększenie ilość wypijanej kawy czy innych napojów energetycznych, nadużywanie leków lub sięganie po narkotyki). Nie potrafią odczytywać somatycznych sygnałów przepracowania jako pomocnych, skłaniających do refleksji, do zmiany trybu życia.

Istotną kwestią staje się więc przeciwdziałanie wypaleniu zawodowemu. Aby nie doprowadzić do choroby wynikającej z przepracowania specjaliści zwracają uwagę, że istotna jest umiejętność głębokiego relaksu. Samo wyjście z pracy nie gwarantuje automatycznie właściwego odpoczynku. Ważne jest również oddzielenie życia prywatnego od zawodowego. Koncentrowanie się na sprawach zawodowych w trakcie przerw w pracy oraz poza pracą, bardzo obciąża psychikę, wyrabiając poczucie bycia stale pod presją zobowiązań oraz odpowiedzialności związanej z życiem zawodowym. Tymczasem właśnie dbałość o utrzymywanie zdrowego zakresu obowiązków, rozsądne angażowanie się w sferę zawodową, jak również rozwijanie pozazawodowych zainteresowań oraz znajdowanie czasu na relaks są bardzo pomocne w przeciwdziałaniu wypalenia zawodowego. Jeśli już doszło do powstania syndromu wypalenia, ważne jest określenie stopnia jego nasilenia. W łagodnej fazie wystarczy urlop, uregulowanie rytmu snu i czuwania oraz zadbanie o zdrowe nawyki żywieniowe. W fazie bardziej zaostrzonej, w której występuje wiele objawów, a stan jest chroniczny, potrzebna jest na ogół pomoc lekarza i psychoterapeuty oraz zasadnicza zmiana funkcjonowania w życiu, aby nie tylko odbudować zasoby i przywrócić równowago psychofizyczną, ale również zapobiec wystąpieniu ponownego wypalenia zawodowego w przyszłości.

Radość z pracy

Nie każde duże zaangażowanie się w pracę jest wyrazem szkodliwego pracoholizmu i nie każde prowadzi do problemów zdrowotnych oraz wypalenia zawodowego. Dr Kamila Wojdyło, badająca od wielu lat styl osób zapracowanych, rozróżnia pracoholizm od pasji pracy. Psycholożka zwraca uwagę, że osoba, która jest entuzjastą pracy, chociaż jest bardzo zaangażowana w życie zawodowe, potrafi je oddzielić od życia prywatnego. Nie potrzebuje pracy do podwyższania swoje niskiej samooceny oraz redukowania negatywnych emocji związanych ze stresem zawodowym. Kieruje się nie – jak to ma miejsce w przypadku pracoholików – chęcią wykazania się i zyskania aprobaty, lecz motywacją nastawioną na rozwój osobisty. O podobnym rozgraniczeniu mówi wspomniana wcześniej prof. Lucyna Golińska. Oddziela ona pracoholizm uzależniony (szkodliwy) od entuzjastycznego (związanego z pasją pracy). Ten ostatni przejawia się wprawdzie przymusem pracowania, ale, w odróżnieniu od pracoholizmu uzależnionego, wyzwala pozytywne uczucia, pojawiające się w trakcie wykonywania pracy. Dzięki temu odczuwana jest duża satysfakcja związana z życiem zawodowym, która wpływa pozytywnie również na życie prywatne. Nie zawsze zatem duże zaangażowanie w sferę zawodową jednoznacznie wskazuje na szkodliwy pracoholizm. Niemniej warto mieć na uwadze, że ciągłe nadgodziny, pracowanie ponad normę, rezygnacja z czasu wolnego na rzecz życia zawodowego nie wiążą się na ogół z większą skutecznością i byciem lepszym pracownikiem, lecz z deficytami emocjonalnymi, z których osoba tak funkcjonująca na ogół nie zdaje sobie sprawy.

Autor: Igor Rotberg

Dla zainteresowanych:

Golińska, L. (2013). Od euforii do depresji – różne oblicza pracoholizmu, rozmowę przepr. Ewa Bukowiecka, UZALEŻNIENIE.com.pl [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Golińska, L. (2011). Pracoholik a pracoholik entuzjastyczny – dwa światy?, Łódź: Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego
Golińska, L. (2008). Pracoholizm. Uzależnienie czy pasja, Warszawa: Difin
Skorupa, M. (2014). „Pracoholik to nie człowiek sukcesu, a uzależniony, który musi zabiegać, żeby go doceniono”, Gazeta.pl [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Więckowski, P. (2002). „Mity nt. szczęścia wg profesora Czapińskiego”, Instytutu Psychologii Zdrowia Jerzego Mellibrudy Psychologia.edu.pl [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Wojdyło, K. (2010). Pracoholizm. Perspektywa poznawcza, Warszawa: Difin