Ruminacja

Fot. Comfreak / Pixabay 

Ruminacja to psychologiczne określenie na natrętne myślenie dotyczące określonego tematu. Oczywiście, samo intensywne myślenia, zwłaszcza w kontekście problemu, który trzeba rozwiązać, jest jak najbardziej potrzebne. Jednak w ruminacji dołącza się do tego uporczywość procesu myślowego, drobiazgowa analiza oraz brak możliwości przejścia do etapu syntezy i znalezienia ostatecznego rozwiązania, które kończyłoby proces refleksji (np. ‚w przyszłości podejmę bardziej przemyślane działania’ albo ‚nie warto się nad tym więcej zastanawiać, bo nic to chwilowo nie zmieni’). U podstaw ruminacji leży funkcja adaptacyjna (zastanawiamy się nad tym, co nie jest w porządku i co można by było zmienić), ale nadmierne myślenie ma wpływ negatywny, zwłaszcza na nastrój i ogólne samopoczucie.

‚Czasem trzeba przejść od myślenia do działania, zająć się dręczącą sprawą. Czasem nie da się już nic więcej zrobić i przychodzi czas na akceptację rzeczywistości. Czasem zaś, wrażliwość emocjonalna danego człowieka jest tak duża, że obsesyjnie myśli nad każdą drobnostką’ – mówi psycholog, Joanna Boj. Owa wrażliwość emocjonalna skłania niektórych do postrzegania siebie jako osób o dużym wglądzie i skłonności do introspekcji. Tymczasem przy bliższym zbadaniu procesu myślowego okazuje się, że są to bardzo niszczące i demotywujące ruminacje. Zdaniem Ricka Hansona, neuropsychologa, introspekcja jest procesem produktywnym, w odróżnieniu od ruminacji, która jest negatywistyczna i bardzo karząca. I o ile również same retrospekcje, czyli refleksje dotyczące przeszłości, są naturalnymi i potrzebnymi procesami wewnętrznymi, o tyle rozpamiętywanie przeszłości i „przeżuwanie” przeszłych zdarzeń skutkuje negatywnymi konsekwencjami dla nas samych, może bowiem odbierać radość z przeżywania chwili obecnej, obniżać samoocenę, więzić w roli ofiary, nie dawać możliwości przepracowania poczucia winy, zamykać drogę do wybaczenia innym pewnych zachowań, a także prowadzić do nasilania się zaburzeń lękowych i depresji”.

Cytat pochodzi z artykułu Historie, które sobie opowiadamy, dostępnym na naszej stronie.

NIEUWAŻNA UWAŻNOŚĆ

Koncepcja uważności (mindfulness) staje się coraz bardziej powszechna. W wielu krajach jest nie tylko popularyzowana w placówkach zdrowia i miejscach związanych z pomocą psychologiczną, ale również jest wprowadzana do biznesu oraz szkolnictwa. Z licznych publikacji można dowiedzieć się, że praktykowanie uważności pomaga w zapobieganiu nawrotom depresji oraz może być pomocne u pacjentów doświadczających chronicznego bólu. Stosowane jest również w sytuacjach, kiedy występują trudności w radzeniu sobie z negatywnymi emocjami, przy zaburzeniach lękowych, zaburzeniach odżywiania, problemach ze snem, a także w uzależnieniach. Praktyka uważności pomaga także zmniejszyć liczbę ruminacji oraz złagodzić negatywne skutki stresu. Właśnie ze względu na coraz większe zainteresowanie ideą mindfulness oraz dlatego, że praktykowanie uważności bywa niekiedy reklamowane jako środek zaradczy na niemal wszystkie problemy, z jakimi styka się człowiek, warto wyjaśnić nieporozumienia odnośnie tego, w czym ta metoda może być pomocna, a w czym może być przeszkodą. Przyda się również spojrzenie na błędne założenia dotyczące praktyki formalnej i nieformalnej oraz uchybienia w sposobach nauczania tej techniki.

Krytyczne spojrzenie

Mindfulness bywa definiowany jako szczególny rodzaj uwagi: świadomej, nieosądzającej i skierowanej na obecną chwilę. Polega na dostrzeganiu, chwila po chwili, wszystkich myśli, emocji, doznań fizycznych oraz wrażeń zmysłowych. Doktor psychologii Ronald Siegel wskazuje, że „uważność jest szczególnym stosunkiem do doświadczenia lub sposobem pojmowania życia, który zmniejsza cierpienie oraz czyni życie bogatym i pełnym treści. Dzieje się tak dzięki dostrojeniu się do doświadczenia, które pojawia się tu i teraz oraz dzięki bezpośredniemu wglądowi w to, jak nasze umysły tworzą niepotrzebne cierpienie”. Siegel wraz ze współautorami książki „Mindfulness-Based Cognitive Therapy for Depression” pisze również o uważności jako „wolności od tendencji do bycia wciąganym w automatyczne reakcje na przyjemnie i nieprzyjemne myśli, uczucia i wydarzenia”.

Praktykowanie uważności polega zatem na obserwowaniu doznań płynących z umysłu i z ciała przy jednoczesnym powstrzymaniu nawykowych na nie reakcji. Dzięki temu zwiększa się świadomość własnych myśli, emocji i odczuć cielesnych oraz zyskuje się szerszą perspektywę patrzenia na własne przeżycia. Zmniejsza się potrzeba identyfikowania się z nimi. W rezultacie osoby praktykujące mindfulness łatwiej radzą sobie z negatywnymi skutkami stresu, reagują mniej neurotycznie na trudne sytuacje, czerpią większą satysfakcję z życia, a także mają bardziej stabilną samoocenę, która jest mniej zależna od czynników zewnętrznych. Jednak ta sama obserwacja i niereagowanie nawykowo na pojawiające się doznanie, które pozytywnie wpływają na życie osób stosujących tę metodę, w niektórych aspektach może przynosić negatywne konsekwencje. Takie wnioski płyną z badań, jakie zostały przeprowadzone na Georgetown University. Okazało się bowiem, że chociaż uważność może zapobiegać tworzeniu się złych przyzwyczajeń, jednocześnie może hamować procesy kształtowania się dobrych nawyków. Wyniki badań, którymi kierowała doktorantka Chelsea Stillman, pokazują, że prawdopodobnie jest to związane z faktem, iż praktykowanie uważności osłabia procesy automatycznego uczenia się. Według Stillman dzieje się tak, ponieważ „człowiek uczy się zarówno dobrych, jak i złych nawyków nieświadomie, nie myśląc o tym”. Sam fakt bycia świadomym wielu bodźców może rzeczywiście hamować te procesy uczenia się, które odbywają się automatycznie – konkluduje Stillman, dodając, że potrzebne są dalsze badania, nie tylko do powtórzenia wyników, ale do głębszego zrozumienia ich znaczenia.

Z kolei dr Florian Ruths, lekarz i badacz specjalizujący się w terapii poznawczej opartej na uważności, wskazuje na inne jej niepożądane skutki. Jego badania pokazały, że w trakcie praktykowania uważności u niektórych mogą pojawiać się epizody depersonalizacji, kiedy to osoba odnosi wrażenie, że ogląda siebie z zewnątrz, tak, jakby oglądała siebie w filmie, a świat nie był realny. „Normalnie znika to w ciągu kilku minut” – mówi dr Ruths – „ale niekiedy może trwać nawet do kilku dni”. Eksperci mindfulness wraz z dr Ruths podkreślają jednak, że tak ekstremalne przypadki zdarzają się rzadko. Badania, dotyczące negatywnych efektów mindfulness, wpisują się w nurt krytycznego spojrzenia na praktykę uważności. Wyrażają jednocześnie troskę lekarzy i zwolenników mindfulness o dobro osób stosujących tę metodę.

Magiczna pigułka

Wraz ze wzrostem zainteresowania ideą mindfulness pojawiają się pewne błędne przekonania odnośnie wpływu tej metody na codzienne funkcjonowanie. Można na przykład spotkać się z przeświadczeniem, że praktykowanie uważności sprowadza się tylko do wyciszania się podczas siedzenia na poduszce medytacyjnej i sama ta czynność powinna przełożyć się automatycznie na poprawę życia. Błędne jest również założenie, że aby wynieść korzyści z uprawiania tej metody, wystarczy praktykować uważność przez kilka tygodni, a potem można wrócić do zwykłej codziennej rutyny. Julia Wahl, psychoterapeutka i psycholożka, mówi, że „są ludzie, którzy całymi latami medytując, tracą życie, bo poza poduszką są tak samo nieznośni, neurotyczni, konserwatywni i zestresowani. Praktyka powinna w sposób bezpośredni przekładać się na nasze życie. Inaczej jest stratą czasu”. Tymczasem stosowanie mindfulness nie powinno ograniczać się do bycia uważnym tylko w momentach siadania na poduszce. Chodzi o to, aby rozwijać uważność również poza praktyką formalną. Można praktykować mindfulness, wykonując różne codzienne czynności. I – jak dodaje Wahl – można do uważności powracać, kiedy jest nudno, źle, ale też kiedy człowiek jest podekscytowany, kiedy jest mu dobrze.

Do podobnych refleksji dochodzi Ed Halliwell, pisarz i nauczyciel praktyki uważności. Stwierdza on, że za sprawą euforii płynącej z licznych doniesień, ukazujących mindfulness jako skuteczną metodę pomocy w tak trudnych doświadczeniach, jakimi są depresja czy zaburzenia lękowe, można odnieść czasami wrażenie, że uważność jest magiczną pigułką, którą można zastosować bez żadnego wysiłku. Trzeba tylko skupić się na oddechu, a wszystkie problemy same się rozwiążą. To tak nie działa – zauważa Halliwell – ponieważ praktykowanie jest trudne i często bywa też kłopotliwe i niewygodne. Być może dlatego pojawia się u niektórych osób, które rozpoczęły przygodę z mindfulness, rozczarowanie, że nagle zaczęły doświadczać trudnych, nieprzyjemnych uczuć, takich jak smutek, żal czy gniew. Jednak „to nie medytacja wywołała gniew – stwierdza Bogdan Białek, psycholog, dziennikarz, redaktor naczelny magazynu psychologicznego „Charaktery” – „medytacja otworzyła ich na gniew, który w nich był, ale nauczyli się go tłumić. Otworzyła ich na smutek, żal i całą masę innych przykrych uczuć, na które byli zamknięci”.

Nieuważne nauczanie

Praktykowanie uważności w założeniu ma poszerzać świadomość własnych myśli, emocji i doznań fizycznych oraz wrażeń zmysłowych. Dzięki temu człowiek jest w stanie rozpoznać własne nawyki myślowe czy odruchowe reakcje emocjonalne, a w konsekwencji zyskuje wybór czy im ulegać, czy nie. Ponieważ jednak praktykując uważność, ludzie konfrontują się z własnymi przeżyciami (często bardzo długo tłumionymi), mogą doświadczać bardzo nieprzyjemnych stanów psychicznych. Wspomniany wcześniej dr Florian Ruths zwraca uwagę, że na fali entuzjazmu związanego z korzyściami płynącymi z praktykowania tej metody, mindfulness bywa też oferowany ludziom, którzy zupełnie nie są przygotowani na stawianie czoła takim doświadczeniom. Ruths podkreśla, że jest zatem szczególnie ważne, aby metoda ta była nauczana przez odpowiednio wyszkolonych specjalistów, znających się nie tylko na podejściu mindfulness, ale posiadających również wiedzę z zakresu psychologii. Dzięki temu są oni w stanie szybko rozpoznać te symptomy, które wskazują, że osoba ich doświadczająca, powinna skonsultować się z innymi specjalistami (np. z lekarzem lub psychoterapeutą). Jeśli osoba praktykująca uważność, która dodatkowo jest szczególnie wrażliwa na negatywne stany psychiczne (np. lęk albo myśli depresyjne), nie jest odpowiednio wspierana podczas stosowania tej metody, doświadczać może bardzo trudnych przeżyć, z którymi sama może nie umieć sobie poradzić.

Marie Johansson, doświadczona lekarka zdrowia psychicznego oraz nauczyciel MBCT (terapii poznawczej opartej na uważności) mówi, że niekiedy udział w kursie mindfulness może być sporym wyzwaniem dla osoby chcącej się nauczyć medytować. Zauważanie tego, co dzieje się w umyśle i w ciele często może wręcz nasilać niektóre stany psychiczne. Jeśli takie nauczanie nie jest odpowiednio prowadzone, osoba doświadczająca tych trudnych emocji i myśli, może zamknąć się w sobie, odejść z kursu ze zwiększonym poziomem samokrytycyzmu i poczuciem, że poniosła porażkę. Dlatego też wybierając kurs warto zwrócić uwagę na osoby prowadzące, które powinny być szkolone co najmniej przez rok i posiadać minimum dwa lata doświadczenia w praktykowaniu własnej medytacji. Odpowiednio przeszkoleni i doświadczeni nauczyciele powinni również uczestniczyć we własnych superwizjach. Dzięki temu osoby nauczające uważności będą w stanie właściwie wspierać tych, którzy dopiero zaczynają praktykę.

Ku uważnej medytacji

Na koniec warto przyjrzeć się temu, czym mindfulness nie jest, a z czym bywa niekiedy kojarzony. Na pewno nie jest relaksacją, rodzajem odpoczynku ani metodą na oczyszczenie umysłu. Jego celem bowiem nie jest hamowanie myśli ani pozbycie się emocji, bólu czy stresu. Skutkiem praktykowania uważności nie jest życie pozbawione trudnych uczuć, przeżyć i bolesnych doświadczeń. Jest nim akceptacja tych przeżyć jako naturalnej części życia.

Mindfulness nie jest też religią. Nie jest wymagane palenie kadzidełek czy siedzenie na podłodze. Nie chodzi o to, by zmuszać się do medytowania, starając się za wszelką cenę wcisnąć medytację w napięty grafik obowiązków. I chociaż nie jest wymagany jeden rodzaj praktykowania, polegający na przykład na trzydziestominutowym, codziennym siedzeniu w określonej pozycji na poduszce medytacyjnej, cenne jest jednak posiadanie wiedzy i doświadczenia, związanych z tym, jak praktykować uważność i z czym może wiązać się stosowanie tej metody. Dlatego tak ważne jest dobranie odpowiedniego, doświadczonego nauczyciela i programu nauczania.

Mindfulness nie jest również sposobem na odcięcie się od życia. Nie chodzi w nim o to, aby za sprawą praktykowania doznać transu czy wpaść w stan hipnozy. Guido Bondolfi, psychoterapeuta i psychiatra, mówi, że medytacja mindfulness nie ma na celu spowodowanie odmiennych stanów świadomości. „Jest wręcz przeciwnie: celem jest, żeby być nawet bardziej świadomym niż zazwyczaj” – dodaje Bondolfi. Chodzi o zachowanie uważności w codziennych czynnościach. O bycie świadomym myśli, emocji, doświadczeń fizycznych i zmysłowych. Dzięki temu można wybrać sposób, w jaki reaguje się na to, co aktualnie się wydarza. A to prowadzi do poczucia większej wolności.

Autor: Igor Rotberg

 

Dla zainteresowanych:

Georgetown University Medical Center (2013). The Downside of Mindfulness: Implicit Learning May be Impaired, Georgetown University [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Nauert, R. (2013). What’s the Downside to Mindfulness?, Psych Central [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Siegel, R. D. (2010). The Mindfulness Solution: Everyday Practices for Everyday Problems, New York:  The Guilford Press
Ulmi, N. (2014). The Mindfulness Boom And Its Modern Misconceptions, Le Temps = [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Wahl, J. (2012). Czym jest medytacja? Na Temat [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Williams, M. G., Teasdale, J. D., Segal, Z.V., Kabat-Zinn, J. (2007). Mindfulness-Based Cognitive Therapy for Depression, Second Edition, New York:  The Guilford Press
Zgierska A., Rabago D., Chawla N., Kushner K., Koehler R., Marlatt A. (2009). Mindfulness meditation for substance use disorders: a systematic review, Substance Abuse, vol. 30, s.266-294

Artykuł dostępny jest również na portalu naTemat.

HISTORIE, KTÓRE SOBIE OPOWIADAMY

Stosunek do własnej przeszłości może być różny, tak jak różni są ludzie. Może być negatywny, pozytywny, wybiórczy. Można mieć przekonanie, że nosi się w sobie rozwiązania wszystkich problemów, a rozwiązania te ukryte są właśnie w przeszłości człowieka. Kiedy się ją pozna, zrozumie, będzie można naprawić to wszystko, co źle funkcjonuje w życiu. Można mieć także inne przeświadczenie: nie ma sensu nad przeszłością się w ogóle zastanawiać, wyciągać z niej wniosków, analizować. Niektórzy opowiadają bardzo barwne historie ze swojego życia, ze złożonymi wątkami i wielopostaciową narracją. Inni – wręcz przeciwnie. Ich opowieści są oszczędne, zawarte w kilku punktach, bez dygresji i zbędnych ozdobników. Część osób chętnie powraca do opowieści z dzieciństwa, inni – unikają ich, ale ochoczo poruszają historie z lat młodzieńczych czy z początku dorosłości. Historie, które sobie opowiadamy, realnie wpływają na nasze decyzje, działania, nastrój, poczucie szczęścia i zadowolenia, na kontakty z innymi ludźmi i na wiele innych obszarów w naszym życiu. Czasami warto się im przyjrzeć bardziej krytycznie, z dystansu. Może niektóre z nich przydałoby się przeredagować, opowiedzieć na nowo, innymi słowami.

Rekonstrukcja zdarzeń

Proces zapamiętywania nie jest jednorodny. Zależy on od wielu czynników. Od działań długofalowych (np. od momentu w życiu, w którym się znajdujemy) do zdarzeń chwilowych (takich jak np. nastrój, którego właśnie doświadczamy czy pora dnia). Na samo zapamiętywanie wpływają więc zarówno bodźce zewnętrzne (np. to, gdzie zdarzenie miało miejsce), jak i własne emocje (czy byliśmy np. pobudzeni czy raczej spokojni). To, co osoba zachowa w pamięci warunkują również indywidualne cechy osobowości. Jedni łatwiej zapamiętują rzeczy związane z obrazami (wzrokowcy), inni z dźwiękami (słuchowych), a inni jeszcze lepiej rzeczy, którym towarzyszył ruch (kinestetycy). Nastawienie osoby, motywacja i świadomie skierowana uwaga na dane wydarzenie czy materiał do zapamiętania również odgrywają ważną rolę. Jeśli coś nas nudzi lub jeśli powtarzamy sobie, że na pewno się nam to do niczego nie przyda, trudniej wtedy będzie nam daną rzeczy zapamiętać. Dokładnie te same czynniki biorą udział w procesie przypominania sobie rzeczy z przeszłości. W różnych momentach możemy sobie przypomnieć pewne rzeczy, a zupełnie nie móc dotrzeć do innych.

Poza czynnikami zewnętrznymi oraz wewnętrznymi, związanymi z emocjami, z  osobowością, na szczególną uwagę zasługują te sytuacje, w których osoba była bardzo pobudzona. Pamięć bowiem wzmacniana jest przez emocje, za które odpowiada układ limbiczny. Pobudzenie emocjonalne aktywuje ciało migdałowate, wskutek czego produkowane są różne hormony umożliwiające łatwiejsze tworzenie śladów pamięciowych oraz zmienianie ich w ślady długotrwałe. Dlatego też często pamiętamy lepiej te doświadczenia, którym towarzyszyło silne wzburzenie emocjonalne. W ten sposób tłumaczone jest również powstawanie traum czy innych zaburzeń emocjonalnych, jak chociażby Zespołu Stresu Pourazowego (PTSD). Z drugiej strony, doświadczanie stresu często uniemożliwia nam łatwe przypomnienie sobie zapamiętanych informacji. Naukowcy zauważyli, że przeciągający się, długotrwały stres może obniżać ilość neuronów znajdujących się w hipokampie, czyli w obszarze mózgu odpowiedzialnym między innymi za uczenie się i pamięć.

Jak bardzo zatem możemy polegać na swojej pamięci? Czy to, co uważamy, że się zdarzyło, naprawdę miało miejsce? Wiele na to wskazuje, że przeszłość, do której się odwołujemy, tylko częściowo pokrywa się z autentycznymi wydarzeniami. Resztę stanowią nasze własne uzupełnienia, które – na ogół nieświadomie – biorą udział w rekonstrukcji wydarzeń z przeszłości. Wiele osób wierzy, że pamięć działa tak samo, jak urządzenie nagrywające: rejestrujemy informacje, które potem przywołujemy i odtwarzamy, kiedy są nam potrzebne (kiedy np. odpowiadamy na zadane pytanie). Elizabeth Loftus, badaczka pamięci i psycholog sądowy, twierdzi jednak, że nasza pamięć bardziej przypomina Wikipedię: nie tylko my możemy tam wejść i coś pozmieniać, ale również mogą zrobić to inni. Do takich wniosków doszła badając historie ludzi, którzy zeznawali jako świadkowie morderstwa. Okazało się, że pamięć wzrokowa naocznych świadków jest zawodna. Duża część spośród niesłusznych wyroków w USA wynikała właśnie z błędnych zeznań osób obserwujących dane zdarzenie. Co więcej, badaczka w swoich eksperymentach dowiodła, że przy odpowiednich warunkach można osobie wszczepić wspomnienia dotyczące zdarzeń, które nigdy nie miały miejsca.

Nasze wspomnienia są zatem dosyć plastyczne i mogą się zmieniać cały czas. Przypominając sobie jakieś zdarzenie, nie odtwarzamy go precyzyjnie. Rekonstrukcja opiera się na wielu czynnikach i wielu źródłach, za pomocą których uzupełniamy luki w naszej historii. Niewiele osób jest świadomych tego, że niekiedy brakujące elementy opowieści zapożyczają z tego, co usłyszeli od innych osób opowiadających bądź o tym wydarzeniu, bądź tylko o sytuacji o podobnej tematyce. Również – co może zaskakiwać – przy rekonstrukcji wspomnień osoby mogą czerpać niektóre elementy historii z utworów literackich, które przeczytali czy filmów, które obejrzeli, a które to pozycje nawiązywały do podobnych zdarzeń. Wnioski z eksperymentów, które przeprowadziła Loftus, pokazują dobitnie, że także sposób sformułowania pytania może wpływać na pamięć o przeszłych wydarzeniach. Fałszywa sugestia zawarta w pytaniu może spowodować, że zmienią się podstawowe parametry danej sytuacji (takie chociażby, jak liczba osób biorących udział w zdarzeniu). Wspomniany przed chwilą proces rekonstrukcji może nie tylko sprawić, że ubarwimy wspomnienia, dodamy im więcej dramatyzmu lub odwrotnie – pozbawimy emocji, ale proces ten może również wpłynąć na pojawienie się w naszych opowieściach bohaterów, rzeczy czy wydarzeń, które nigdy nam się nie przytrafiły. Jak mówi bowiem Loftus, to, co sobie przypominamy jest jedynie „odradzającym się odbiciem zmieniającego się wspomnienia”.

Percepcja, retrospekcja, rozpamiętywanie.

W psychologii pojęcie „perspektywy czasu” nie jest nowe, ale dopiero w ostatnich kilku latach koncepcję tę rozwinął szerzej Philip Zimbardo, który wraz z Johnem Boydem stworzył odpowiedni kwestionariusz badający naszą percepcja czasu. Kwestionariusz mierzy pięć perspektyw czasowych, którymi są: przeszłość pozytywna (nagrody i pozytywne doświadczenia, sukcesy i rzeczy, z których jesteśmy dumni), przeszłość negatywna (bolesne wspomnienia, traumy, trudne doświadczenia, życiowe porażki), teraźniejszość hedonistyczna (codzienne przyjemności, cieszenie się przeżywaną chwilą, zaspokajanie zmysłów), teraźniejszość fatalistyczna (przekonania typu: nie warto się starać, cokolwiek ma być, to będzie) oraz przyszłość (zarówno zorientowana na cele, jak i odwołująca się do tego, co będzie po życiu). W zależności od tego, jak dana osoba ma rozłożone akcenty w postrzeganiu czasu, takie podejmuje decyzje w życiu. Optymalny model, zaproponowany przez badaczy, to wysoki wskaźnik przeszłości pozytywnej, umiarkowanie wysoki – przyszłości, umiarkowany – hedonistycznej teraźniejszości oraz niski – przeszłości negatywnej i teraźniejszości fatalistycznej. Zimbardo podkreśla, że ludzie rzadko są świadomi sposobu, w jaki dzielą strumień doświadczeń – na ogół robią to automatycznie. Oczywiście, nie istnieją osoby, które są wyłącznie ukierunkowane na jedną perspektywę czasu, ponieważ inne również biorą udział w określaniu postrzegania doświadczeń. Może się jednak zdarzyć, że któraś z perspektyw zdecydowanie dominuje nad innymi.

Zbytnie koncentrowanie się na przeszłości może prowadzić do negatywnych konsekwencji w codziennym życiu. Analizowanie godzinami przeszłych zdarzeń, opowiadanie tylko o minionych sprawach, przeglądanie wyłącznie starych fotografii może wskazywać, że osoba jest zorientowana tylko na przeszłość. Istnieją tutaj dwa niebezpieczeństwa. Jedno wynika z koncentrowania się przede wszystkim na przeszłości negatywnej i rozpamiętywanie wszystkich bolesnych zdarzeń i traum, które nam się przydarzyły lub które – za sprawą procesu rekonstrukcji – przywołujemy do życia. Tymczasem, jak mówi psychoterapeutka, Małgorzata Liszyk – Kozłowska, nasze dzieciństwo rzadko składa się tylko z samych dramatów. Przyczyną, dla której często tak właśnie jest zapamiętywane, jest fakt, że dziecko jest zależne od otoczenia i w momencie, kiedy dzieje się coś zagrażającego poczuciu bezpieczeństwa, emocje, których wtedy dziecko doświadcza, są na tyle silne, że łatwiej zakodowuje sobie negatywne zdarzenia.

Drugie niebezpieczeństwo, odwołując się do terminologii zaproponowanej przez Zimbardo, związane jest ze zbytnim skoncentrowaniem się na przeszłości pozytywnej przy niskim lub znikomym wskaźniku teraźniejszości hedonistycznej, a wysokim fatalistycznej. Takie postrzeganie perspektywy czasu występuję u ludzi, którzy często używają sformułowań: „Kiedyś to były czasy…”, „Za moich czasów żyło się lepiej…”, „Kiedyś ludzie byli bardziej uczciwi…”. W tym wypadku przeszłość pozytywna jest używana nie do znajdywania oparcia i solidnego gruntu dla nowych doświadczeń, tylko do tego, by podkreślić, jak źle jest w teraźniejszości. Oba niebezpieczeństwa związane z koncentracją na przeszłości będą zatem przesłaniać teraźniejszość, uniemożliwiając działanie. Będą odbierać całą radość z cieszenia się chwilą obecną oraz powstrzymywać przed podejmowaniem decyzji związanych z przyszłymi celami, a także skutecznie udaremniać próby zmienienia czegokolwiek w życiu.

Innym negatywnym procesem wynikającym z nadmiernej koncentracji na przeszłości jest ruminacja dotycząca przeszłych zdarzeń. Ruminacja to psychologiczne określenie na natrętne myślenie dotyczące określonego tematu. Oczywiście, samo intensywne myślenia, zwłaszcza w kontekście problemu, który trzeba rozwiązać, jest jak najbardziej potrzebne. Jednak w ruminacji dołącza się do tego uporczywość procesu myślowego, drobiazgowa analiza oraz brak możliwości przejścia do etapu syntezy i znalezienia ostatecznego rozwiązania, które kończyłoby proces refleksji (np. „w przyszłości podejmę bardziej przemyślane działania” albo „nie warto się nad tym więcej zastanawiać, bo nic to chwilowo nie zmieni”). U podstaw ruminacji leży funkcja adaptacyjna (zastanawiamy się nad tym, co nie jest w porządku i co można by było zmienić), ale nadmierne myślenie ma wpływ negatywny, zwłaszcza na nastrój i ogólne samopoczucie. „Czasem trzeba przejść od myślenia do działania, zająć się dręczącą sprawą. Czasem nie da się już nic więcej zrobić i przychodzi czas na akceptację rzeczywistości. Czasem zaś, wrażliwość emocjonalna danego człowieka jest tak duża, że obsesyjnie myśli nad każdą drobnostką.” – mówi psycholog, Joanna Boj. Owa wrażliwość emocjonalna skłania niektórych do postrzegania siebie jako osób o dużym wglądzie i skłonności do introspekcji. Tymczasem przy bliższym zbadaniu procesu myślowego okazuje się, że są to bardzo niszczące i demotywujące ruminacje. Zdaniem Ricka Hansona, neuropsychologa, introspekcja jest procesem produktywnym, w odróżnieniu od ruminacji, która jest negatywistyczna i bardzo karząca. I o ile również same retrospekcje, czyli refleksje dotyczące przeszłości, są naturalnymi i potrzebnymi procesami wewnętrznymi, o tyle rozpamiętywanie przeszłości i „przeżuwanie” przeszłych zdarzeń skutkuje negatywnymi konsekwencjami dla nas samych, może bowiem odbierać radość z przeżywania chwili obecnej, obniżać samoocenę, więzić w roli ofiary, nie dawać możliwości przepracowania poczucia winy, zamykać drogę do wybaczenia innym pewnych zachowań, a także prowadzić do nasilania się zaburzeń lękowych i depresji.

Trzeba jeszcze nadmienić, że ciągłe rozpamiętywanie przeszłości wyrabia nawyk takiego zachowania. W związku z czym wydarzenia i ludzie, których już dawno nie ma w naszym życiu, cały czas – przy naszym współudziale – są w nim obecni. To my dajemy im prawo głosu w podejmowaniu decyzji. Oczywiście, jeśli nawyk taki wyrabialiśmy przez lata, nie możemy oczekiwać, że z dnia na dzień zmienimy lub pozbędziemy się go, wyrabiają sobie zdrowsze zachowania. Warto jednak przyjrzeć się bliżej takim nawykom (które sprawiają, że bardziej żyjemy w przeszłości niż w teraźniejszość), jeśli chcemy przeredagować historie, które codziennie sobie opowiadamy, a które dotyczą naszego życia

Opowieści o naszym życiu. Wydanie czwarte, poprawione.

Coraz częściej odchodzi się we współczesnej psychologii od – tak popularnej jeszcze w filmach i książkach – dogłębnej analizy dotyczącej przeszłości. Samo poznanie faktów (o ile w ogóle jest to możliwe), sama świadomość, że być może dany objaw wziął się z jakichś zdarzeń, które miały miejsce w naszym życiu, nie sprawi automatycznie, że ów symptom zniknie. Możemy nawet rozczarować się próbami dotarcia do realnych wydarzeń oraz samym badaniem przeszłych zdarzeń. Niestety, rozkładając naszą przeszłość na czynniki pierwsze, nie sprawimy, że stanie się ona piękniejsza. Może to oczywiście nas wzbogacić, rozszerzyć naszą świadomość, pogłębić nasze rozumienie innych osób, ale problem dotyczy naszego życia dziejącego się aktualnie. Musimy się zatem z tym problemem uporać w oparciu o dostępne dla nas środki, które aktualnie posiadamy. Jedną z metod jest krytyczne przyjrzenie się i zmiana historii, które sobie na co dzień opowiadamy. Snujemy bowiem różne opowieści na temat naszego życia. Pozytywne, negatywne, historie, którymi się straszymy, opowieści, które nas wspierają albo wręcz przeciwnie – pozbawiają nas energii i chęci do działania. Wszystko jest w porządku, jeśli wspomnienia nas wzmacniają, dając nam oparcie i wiarę w siebie. Niestety, duża część z opowiadanych przez nas historii jest bardzo negatywna, podkopująca naszą samoocenę, podcinająca nam skrzydła, pozbawiająca nas energii i zamykająca nas w poczuciu winy lub dojmującym poczuciu niesprawiedliwości. Dla naszego umysłu jest bez znaczenia, co będziemy sobie mówić na temat przeszłych wydarzeń, które działy w naszym życiu – dla nas ma to kolosalne znaczenie, bo wpływa znacząco na jakość życia.

Na pewno warto zmienić te historia, które sprawiają, że przez lata ciągniemy za sobą emocjonalny bagaż. Za jego sprawą często projektujemy na przyszłość negatywne wyobrażenia bazując na tym, co wydarzyło się kiedyś. Tak mocno jesteśmy przywiązani do tych wyobrażeń, że nie dopuszczamy do świadomości innych scenariuszy i zamiast, co najwyżej, wyciągnąć jakieś konstruktywne i budujące nas wnioski, pogrążamy się w przeszłości, traktując ją jako teraźniejszość, a nawet przyszłość. Warto krytycznie spojrzeć również na opowieści podkopujące naszą zaradność, pokazujące dobitnie, jak bardzo jesteśmy nieudolni. Podtrzymują one tylko wyuczoną bezradność, pozbawiając nas możliwości skorzystania z nadarzających się okazji. Bardzo dużą grupę stanowią również opowieści, które przyklejają nam etykietkę, które nas stygmatyzują. Nawet jeśli etykietka została nam nadana przez kogoś innego, w większości wypadków dalszy proces podtrzymywania tej historii jest zależny od nas i często zupełnie nieświadomie codziennie powtarzamy sobie tę stygmatyzującą opowieść.

Wprawdzie przeszłości i wszystkich uprzednio zaistniałych zdarzeń nie możemy zmienić, ale możemy wpłynąć na sposób myślenia o nich. Psychologia nie dysponuje metodami całkowitego „wyczyszczenia” złych wspomnień. Pojawia się jednak coraz więcej badań wskazujących, że opisy przeszłych zdarzeń, które nosimy w sobie, często tylko w niewielkim stopniu pokrywają się z faktami. Większość wspomnień z naszego życia oparta jest na dosyć selektywnym procesie zapamiętywania i odtwarzania, jak również na procesach rekonstrukcyjnych, które informacje potrzebne do uzupełnienia braków w historii czerpią z bardzo wielu źródeł (niekiedy również fikcyjnych). Jednak w dużej mierze przyzwyczailiśmy się wierzyć tym opowieściom. Marcin Fabjański, filozof, pisarz i trener, zwraca uwagę na to, że „każde nowe wydarzenie modyfikuje pamięć. Nasza opowieść, którą piszemy, jest w istocie powieścią, którą piszemy codziennie. Już nie tylko przyszłość, ale także przeszłość możemy więc świadomie kształtować”, a dzięki temu zmieniać naszą osobowość, rozwiązywać problemy, cieszyć się bardziej przeżywaną chwilą. Nie chodzi oczywiście o to, żeby zaprzeczać faktom, żeby się okłamywać, ale o to, że być może warto czasami opowiedzieć sobie historie dotyczące naszego życia na nowo, własnymi słowami, bez powielania starych wzorców, używając takiego oręża sformułowań, które kiedyś nie były dla nas dostępne, a są teraz. Na pewno nie zmienimy tego, co się zdarzyło, ale możemy zmienić naszą historię, którą opowiadamy na ten temat, na taką, która będzie pomagać nam, która będzie nas wspierać i umacniać.

Autor: Igor Rotberg


Dla zainteresowanych:

Loftus, E., Ketcham, K (1992). Witness for the Defense: The Accused, the Eyewitness, and the Expert Who Puts Memory on Trial, New York: St. Martin’s Griffin
Loftus, E. (2013). The Fiction Of Memory, TED [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Romanowska, D.(2013). Fałszowanie wspomnień, Newsweek [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Zimbardo, P., Boyd J (2009). Paradoks czasu, przeł. Cybulko A., Zieliński M., Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN
Zimbardo, P. (2009).The psychology of time, TED [online]. Dostępny w Internecie tutaj