Szczęście w przyszłości

Przekaz społeczny pełen imperatywów, każących nam nieustanie doskonalić siebie i swoje życie, wikła nas w przekonanie, że w przyszłości unikniemy cierpienia. Niestety powoduje to zwiększanie cierpienia, ponieważ sugeruje nie wprost, że możemy przeżywać szczęście tylko w wyidealizowanej, przyszłej rzeczywistości.

Chybione jest również przekonanie, iż jeśli już przepracujemy wszystko, co mamy do przepracowania, zmienimy całkowicie nasz sposób myślenia, naprawimy swój związek lub zmienimy na bardziej harmonijny, wtedy przyszłość przyniesie nam szczęście.

Oczywiście nie znaczy to, że należy zarzucić jakąkolwiek pracę nad zmianą swoich przyzwyczajeń, nawyków, szkodliwych przekonań czy destrukcyjnych zachowań. Błędne natomiast jest lokowanie szansy na przeżywanie szczęścia dopiero w przyszłości, która jest ze swojej natury i definicji nieprzewidywalna i może nam przynieść nie tylko przyjemne momenty, ale również problemy. Nie tylko szczęście, ale i smutek. I to bez względu na to, jak bardzo będziemy pracować nad sobą.

Ciągłe traktowanie naszego życia jako problemu do rozwiązania zarówno ogranicza możliwości przeżywania dobrych chwil, które są naszym udziałem, jak i sprawia, że postrzegamy teraźniejszość jako nie dość satysfakcjonującą i niewartą naszej pełnej uwagi. Dodatkowo możemy przeżywać frustrację z powodu tego, że przyszłość – kiedy już staje się teraźniejszością – nie przynosi nam tak idealnego życia, jakie planowaliśmy dla siebie. Więc nie dość, że jesteśmy rozczarowani tym, co przyszłe zdarzenia mają nam do zaoferowanie, to jeszcze możemy obwiniać siebie za nieumiejętność zarządzania swoim życiem tak, by było ono idealne.


Tekst pochodzi z mojego artykułu W świecie imperatywów.

Fot. IR / Canva

Pop psychologia to nie psychologia – cz. 3

I to kolejna odsłona cyklu „pop psychologia to nie psychologia”, w którym rozprawiam się z obiegowymi nieporozumieniami, co do terminów psychologicznych i sposób patrzenia na nie. I jak w poprzednich postach celowo nie podaję pop psychologicznych stwierdzenia, a jedynie odpowiedzi na nie.

  • Myślenie pozytywne, w takim samym stopniu jak myślenie negatywne, jest zniekształceniem poznawczym.
  • Rozwój to nie tylko wychodzenie poza strefę komfortu. Polega on zarówno na odkrywaniu nowego, jak i na pielęgnowaniu tego, co już znane.
  • Zdrowie psychiczne nie oznacza tego, że jesteśmy cały czas szczęśliwi. Zdrowie psychiczne to przeżywanie również smutku, bezsilności, lęku czy złości.
  • Nie wszystkie zaburzenia psychiczne wynikają z traumy. Na wiele z nich składają się czynniki genetyczne, neurobiologiczne, sytuacyjne czy mechanizmy uczenia się.

Link do pierwszej części cyklu TUTAJ. Link do drugiej części TUTAJ.

Image by NoName_13 from Pixabay

Fot. NoName_13 / Pixabay

Strefa komfortu – nasz kapitał, nasze zasoby

Motywacyjne slogany o nieograniczonych możliwościach tworzą iluzję, że sukces i szczęście zależą wyłącznie od nas, co prowadzi do poczucia winy i presji na ciągły rozwój. Tymczasem prawdziwy rozwój wymaga autorefleksji i świadomości własnych ograniczeń, a nie bezrefleksyjnego dążenia do przekraczania strefy komfortu.

Wielu ludzi myli rozwój z ciągłym przekraczaniem granic, a poczucie niespełnienia wynika często z porównań z innymi oraz medialnych wzorców sukcesu. Mitem jest przekonanie, że rozwój wiąże się wyłącznie z opuszczaniem strefy komfortu, a sama strefa komfortu – miejscem stagnacji. Rutyna i powtarzalność mogą być równie twórcze, jak odkrywanie nowości, ponieważ pozwalają na pogłębianie umiejętności i dążenie do mistrzostwa. Prawdziwa kreatywność wymaga poczucia bezpieczeństwa, a nie ciągłego stresu. Rozwój nie może polegać wyłącznie na ciągłych zmianach, lecz również na doskonaleniu tego, co już znane, we własnym tempie.

Nieustanne zmienianie siebie przypomina ciągłe przesadzanie rośliny – może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Strefa komfortu jest naszym kapitałem, bazą zasobów, które warto pielęgnować. Zamiast ślepo podążać za ideą zmiany jako wartości samej w sobie, powinniśmy pytać, co stoi za naszymi pragnieniami i jaką realną wartość wnoszą w nasze życie. Prawdziwy rozwój nie wymaga ciągłego biegu, ale wytrwałości i refleksji nad sobą w obecnym stanie.

Image by Free Photos from Pixabay

Fot. Free Photos / Pixabay

Pozytywne myślenie

Kiedy analizujemy rolę przekazu społecznego, mającego na celu zwiększenie poziomu odczuwanego szczęścia w naszym życiu, na szczególną uwagę zasługuje kult „pozytywnego myślenia”. Zaszczepia on w nas bowiem ideę, że w życiu przydarzać się nam będą tylko dobre wydarzenia za sprawą samego myślenia o nich, a sama rezygnacja z myślenia o tym, co trudne i nieprzyjemne, sprawi, że nie będziemy doświadczać nieszczęść i niepowodzeń. Idea ta z kolei znalazła wyraz w propagowaniu stosowania pozytywnych afirmacji jako remedium na życiowe problemy lub przynajmniej jako sposób na poprawienie naszego samopoczucia.

Afirmacje, pozytywne myślenie, imperatywy mające podnieść nasz poziom zadowolenia z życia to odpryski uproszczonych idei z jednego z nurtów w psychologii, a mianowicie psychologii pozytywnej. Teorie zawarte w tym nurcie, zapoczątkowanym przez prace Martina Seligmana, są dużo bardziej złożone, a samo pojawienie się psychologii pozytywnej wniosło ważne zmiany do myślenia o psychice człowieka. Wcześniej bowiem przeważało widzenie człowieka jako istoty kruchej, słabej, nieradzącej sobie z trudnymi doświadczeniami. To, co dobrego wniosła psychologia pozytywna, to spojrzenie na człowieka jako wyposażonego w skuteczne mechanizmy radzenia sobie z życiem. Teorie te są jednak dalekie od naiwnego optymizmu pozytywnego myślenia.


Tekst pochodzi z artykułu W świecie imperatywów.

Photo by Ahmed Zayan on Unsplash

Ile imperatywów masz w swoim słowniku?

Często nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele z rad, odnośnie naszego samopoczucia i komfortu życia, jest podawanych w formie nakazów lub zakazów. Mając na uwadze własne zdrowie, stan psychiczny, dobro naszych najbliższych, często fundujemy sobie literaturę naszpikowaną imperatywami: „Bądź szczęśliwy!”, „Uśmiechaj się codziennie!”, „Przytulaj się przynajmniej kilka razy w ciągu dnia!”, „Pielęgnuj swoje hobby!”, „Nigdy nie mów nigdy!”, „Spotykaj się często z przyjaciółmi!”, „Uwierz w siebie!”, „Kochaj siebie!”, „Okazuj wdzięczność!”, „Bądź w zgodzie ze sobą!”, „Żyj w harmonii!”. Zalecenia te można by wymieniać jeszcze bardzo długo. Do tego dołączają się porady, które koniecznie musimy spełnić, żeby nasze życie było szczęśliwe, harmonijne i idealne. Literatura poradnikowa obfituje w dzisiejszych czasach w tytuły takie jak: „7 wskazówek, jak osiągnąć sukces”, „5 kluczowych zmian, które musisz wprowadzić w życie, żeby osiągnąć spokój”, „6 porad, które uczynią twój związek szczęśliwym” itd.

Chcąc, żeby nasze życie czy życie naszych najbliższych było lepsze, ciekawsze, milsze czy po prostu bardziej szczęśliwe, nierzadko staramy się zastosować do wszystkich nakazów i zakazów, które w przekazie społecznym związane są z dobrym samopoczuciem lub zdrowiem. Nie jest odkryciem, że nie jesteśmy w stanie ich wszystkich spełnić. Zamiast poczucia zwiększania się naszego poziomu szczęścia, odczuwamy wtedy rozczarowanie i frustrację.

Image by Gerd Altmann from Pixabay

Poza frustracją, wynikającą z niemożności spełnienia wszystkich imperatywów związanych z dobrym samopoczuciem, innym niebezpieczeństwem jest rozwinięcie w sobie poczucia, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki, że nawet niemożliwe jest możliwe. Powoduje to, że bardziej niż w świecie realnych sukcesów, możliwości, ale i ograniczeń, zaczynamy żyć w świecie fantazji. Dlatego też, gdy tylko pojawiają się jakieś przeszkody i utrudnienia lub życie nie przynosi nam spektakularnych sukcesów, przeżywamy to bardzo negatywnie. Niekiedy może to skutkować obniżeniem poziomu poczucia własnej wartości, bo brak możliwości zrealizowania wszystkich imperatywów, które w naszym odczuciu powinny nam pomóc, musi oznaczać, że coś z nami jest nie w porządku.


Tekst pochodzi z artykułu W świecie imperatywów.

Pułapki rozwoju osobistego

Możliwości, jakie dają nam warsztaty, szkolenia, kursy, seminaria czy poradniki związane z rozwojem osobistym, zdają się być wprost nieograniczone. Wystarczy wiedzieć, gdzie i co w naszym życiu nie działa tak, jakbyśmy chcieli, a potem już udać się w odpowiednie miejsce szkoleniowe czy nabyć adekwatny do problemu podręcznik i za chwilę będziemy naprawionymi, dobrze funkcjonującymi, świetnie przystosowanymi osobami. Wielu ludzi uległo magii tak pojętego rozwoju.

Okazuje się jednak, że rozwój osobisty nie zawsze idzie to w parze ze szczęściem i satysfakcją życiową. Nie wszystko w życiu, co odbiega od oczekiwanych przez nas standardów trzeba naprawiać. Nie wszystko się nawet można.

Treningi, warsztaty rozwoju osobistego wabią ofertą lepszego życia. Popularne i dostępne, bo można uczestniczyć online. Czy oferta „radykalnej przemiany w weekend”, „przebudowy osobowości” albo „przebudowy osobowości” może być spełniona? Gdzie jest granica bezpieczeństwa, jak ocenić wartość coachingu i w jaki sposób wyznaczyć granicę przemiany, za którą traci się własne „ja”, a bliscy nas nie poznają? Na te i inne pytania dotyczące pułapek rozwoju osobistego przeczytacie w ARTYKULE Jagny Kaczanowskiej. 

ar130405
Fot. ar130405

Czy mówić: „wszystko będzie dobrze”?

Fot. Gerd Altmann / Pixabay

Mówienie „wszystko będzie dobrze” podtrzymuję wiarę w bezproblemową przyszłość. I nawet jeśli ludzie w większości zdają sobie sprawę, że doświadczanie bólu wpisane jest z ludzkie życie, rozczarowują się za każdym razem, gdy zaskoczy ich choroba, kryzys, niepowodzenie czy strata, ponieważ łudzą się, że może jednak ich życie będzie wyglądało inaczej. Nie chodzi oczywiście o kultywowanie w sobie przygnębiającego przekonania o posępnej przyszłości. Przesadny optymizm i idealizowanie przyszłych zdarzeń mogą jednak wpływać negatywnie na życie, ponieważ nie dość, że dostarczają frustracji i niezadowolenia związanych z faktem, że sprawy nie układają się po naszej myśli, to dodatkowo umniejszają lub wręcz pozbawiają radości z doświadczania chwili obecnej. Postrzegamy bowiem teraźniejszość jako nie dość dobrą, nieidealną, niewartą uwagi.

Tymczasem kryzysy są immanentną cechą ludzkiej egzystencji. Miliony ludzi na świecie właśnie przechodzi przez okres destabilizacji i rozchwiania. Dychotomiczna percepcja czasu, wyrażająca się w postrzeganiu kryzysu jako bezsprzecznie negatywnego momentu w życiu oraz czasu po kryzysie – jako nieprzerwanie trwającej radości, sprawia, że za każdym razem jesteśmy negatywnie zaskoczeni, kiedy coś odbiegło od naszych planów. Zamiast mówić: „wszystko będzie dobrze”, lepiej powiedzieć „poradzę sobie”. Sprawia to, że będąc mniej roszczeniowymi wobec przyszłych zdarzeń, mniej będziemy doświadczać rozczarowań. Nie będziemy się skupiać wtedy na sprawach, na które nie mamy wpływu, a zyskamy większe zaufanie do siebie.


Tekst pochodzi z artykułu Nie zawsze będzie dobrze, dostępnym na naszej stronie.

Wystarczająco dobra rodzina

Idealna rodzina nie istnieje. Jest jednak wiele wystarczająco dobrych. Ten termin, stosowany przez terapeutę Donalda Winnicotta, odnosił się pierwotnie do matek. Ale z powodzeniem można rozszerzyć go na cały rodzinny układ. Co zatem oznacza on w odniesieniu do rodziny? Wystarczająco dobra rodzina to taka, która zaspokaja potrzeby jej członków częściej niż nie zaspokaja. Na przykład gdy ktoś chce, by ktoś inny go wysłuchał, to zazwyczaj to się stanie, jeśli poprosi. Gdy ktoś ma ochotę się przytulić, prawie na pewno ktoś go przytuli. A jeśli złapie na drodze gumę, najczęściej ktoś z rodziny do niego przyjedzie. Zazwyczaj, prawie na pewno, najczęściej, ale nie zawsze. Oczekiwanie, że „zawsze” jest nierealistyczne. To „nie zawsze” może się zdarzać całkiem często. I nie ma w tym nic złego. A nawet powinno się zdarzać, bo w wystarczająco dobrej rodzinie jest zgoda na to, by niektóre potrzeby zaspokajać poza jej granicami.

W niewystarczająco dobrej rodzinie natomiast nie ma wolności wyboru, bo istnieje szereg zasad, które uniemożliwiają tworzenie bliskich relacji na zewnątrz. „Nie kala się własnego gniazda”, „Brudów nie wynosimy z domu”, „Możesz ufać tylko nam” – to komunikaty, które często pojawiają się w takim układzie. Zwłaszcza dla nastoletnich dzieci wystarczająco dobra rodzina, czyli właśnie taka, która nie zamierza zaspokajać wszystkich potrzeb, jest ważna, bo stymuluje rozwój do sprawczości i samodzielności. Pozwala rozwinąć skrzydła. Wystarczająco dobra rodzina nie ma ambicji, by wystarczyć członkom za cały świat, ograniczać, oddzielać od innych relacji.

Więcej o systemach rodzinnych, komunikacji oraz dynamice w rodzinach w ROZMOWIE z psychologiem i psychoterapeutą Igorem Rotbergiem.

Fot. congerdesign / Pixabay

Planować czy żyć chwilą?

Fot. tigerlily713 / Pixabay

Planowanie daje nam poczucie bezpieczeństwa. Pomaga nam się rozwijać i odzyskiwać kontrolę w życiu. Może motywować, poprawiać samoocenę czy też oszczędzać czas i pieniądze. Ale ma też swoje wady. Bywa, że stresuje, rodzi frustrację, bo mieliśmy plan, zaczęliśmy już marzyć – o wspaniałym wyjeździe – a potem wszystko się zawaliło, bo trafiliśmy np. na kwarantannę. Pandemia uzmysłowiła nam, jak kruche bywają plany i jak niepewna jest przyszłość. Oczywiście niepewność co do przyszłych planów była zawsze, jednak nauczyliśmy się żyć w bańkach złudzeni, które pandemia rozbiła. Czy pojawi się bardziej adekwatne spojrzenie na planowanie? Na to pytanie jeszcze nie znamy dziś odpowiedzi…

Na pytanie, czy planować, czy żyć chwilę odpowiadają, psycholog i psychoterapeuta Igor Rotberg oraz psycholożka i socjolożka Joanna Heidtman. Całość przeczytacie TUTAJ.

Kręte ścieżki zawodowe

Igor Rotberg rozmawia z Jadwigą Korzeniewską, socjolożką, autorką bloga. Jadwiga Korzeniewska prowadzi również warsztaty z zakresu kształtowania nawyków w oparciu o sześć źródeł wpływu na zmianę.

Igor Rotberg: Jest w nas nierzadko przekonanie, że jeśli dostaliśmy już pracę, powinniśmy się jej bezsprzecznie trzymać jak najdłużej. Tymczasem warto zweryfikować takie podejście, ponieważ zmiana pracy może okazać się jedną na najważniejszych decyzji w naszym życiu. Wiem, że tak było u Ciebie. Co, w Twoim przypadku, było pierwszym krokiem do zmian?

Jadwiga Korzeniewska: W moim przypadku pierwszym krokiem do zmian w życiu zawodowym było po prostu poddanie pod refleksję tego, co teraz robię i zastanowienie się nad tym, czy to daje mi spełnienie. Czy wyobrażam sobie, że mogę to samo robić za 5, 10 lat? Wyobraziłam sobie swoją przyszłość: obiad z członkiem zarządu i długopis z moim imieniem i nazwiskiem na rocznicę pracy w firmie X. I zakończyło się to puentą, że już wiem, czego robić nie chcę – a wbrew pozorom to bardzo dużo. Ciekawa jestem, jak wyglądał początek drogi ku nowemu w twoim przypadku?

IR: Mój początek drogi – chociaż mówiąc ściślej nie tylko początek – związany był z poszukiwaniem, eksperymentowaniem, próbowaniem. Starałem się sprawdzać, które ścieżki i wybory są dla mnie rozwojowe i które dają mi motywację oraz zapał do pracy, a które pozbawiają mnie tej energii. Oczywiście w miarę poszukiwań zmieniałem się sam, w związku z tym zmieniały się też moje wybory – co jest dosyć ważne, bo trzymanie się dawnych decyzji tylko dlatego, że kiedyś były dla nas istotne, może przyczyniać się do utknięcia w miejscu, które od dawna już nas nie satysfakcjonuje.

JK: Widzę, że zrobiłeś coś bardzo podobnego do mnie, czyli potraktowałeś siebie jednocześnie jako badacza i obiekt własnych badań. Niezwykle cenne jest to, co powiedziałeś o weryfikowaniu własnego planu. Zdarza się, że człowiek tak mocno trzyma się swojego nowego planu, że aż bieleją mu knykcie, a finalnie okazuje się, że dotarł do miejsca, w którym wcale nie chciał się znaleźć.

IR: Tobie udało się jednak zmienić ten plan i zmienić pracę. Powiedziałaś, że w pewnym momencie już wiedziałaś, czego nie chcesz robić. A jak było z rozpoznaniem tego, co chciałabyś robić w swoim życiu zawodowym?

JK: To okazało się trudniejszą działką, gdyż moim zdaniem żyjemy w kulturze, która mocno akcentuje nasze niedostatki zamiast pokazywać nam nasze mocne strony i uczyć je rozwijać. Najprościej mówiąc: nie miałam pojęcia, w czym jestem dobra i w jakim kierunku się rozwijać. Musiałam to wszystko odkryć metodą prób i błędów.

IR: Tak, dużo łatwiej jest na ogół określić, czego nie chcemy robić niż to, co chcemy. Oczywiście jeśli wiemy, co nam nie pasuję, to i tak już coś wiemy i warto się tego trzymać. Jednak poprzestając tylko na tej wiedzy prawdopodobnie będziemy dalej wykonywać to, co do tej pory wykonywaliśmy.

JK: I tak właśnie było, i jest w moim przypadku. A przypadek to trudny, bo neurotycznego perfekcjonisty – choć od pewnego czasu – na odwyku od perfekcjonizmu. Przepracowanie mojego paraliżującego przed działaniem strachu i perfekcjonizmu zajęło mi dobre 2 lata. Zmiany bywają procesem długim i żmudnym – warto o tym pamiętać.

IR: Dlatego też, chociaż – jak wspomniałaś wcześniej –  przekaz kulturowy, zamiast wspierać nasze mocne strony, podkreśla nasze niedostatki, okazuje się, że w procesie zmiany zawodowej bardziej pomocne jest rozpoznanie naszych zasobów wewnętrznych. Zasobami może być nie tylko nasza wiedza wyniesiona z lat edukacji czy kompetencje zawodowe użyteczne w biurze, ale również umiejętności takie jak umiejętność słuchania drugiej osoby czy nasze talenty. Nie zawsze mamy dostęp do wszystkich naszych zasobów wewnętrznych. Jednak na pewno warto poświęcić chwilę, by do nich dotrzeć, ponieważ dużo korzystniejsze jest opieranie się na swoich mocnych stronach, niż – jak to mówię – na „łataniu dziur”, czyli kompensacji niedostatków, która zabiera dużo więcej czasu, a w efekcie przynoszą mniej korzyści.

JK: Tak, przyjrzenie się własnym umiejętnościom, taki przegląd tego, co umiemy, jest szalenie pomocny. Warto zapytać o to ludzi z naszego otoczenia. Jak ktoś mi kiedyś powiedział: „Mapa to nie teren” – czasem człowiek tak się zapatrzy na swoją mapę, że nie ma pojęcia, iż ktoś może dysponować zupełnie inną. Dla mnie te różne mapy są nawet ciekawsze niż sam teren. W każdym razie mam na myśli to, że możemy sobie nie zdawać sprawy z własnych mocnych stron, bo mamy mentalne klapki na oczach lub szukamy nie w tym miejscu, w którym trzeba. Warto skorzystać wtedy z informacji zwrotnych od naszych bliskich, podpytać, sprawdzić, co ciekawego mają do powiedzenia. To może czasem zaskoczyć, a z moich doświadczeń wynika, iż niejednokrotnie daje kopa do dalszego działania.

IR: To prawda – zobaczenie swoich mocnych stron i budowanie na nich naszych kompetencji i umiejętności jest bardzo motywujące. Ale – tak, jak mówisz – nie wszyscy zdajemy sobie sprawy z naszych atutów. Czasami niektóre pomijamy, bo wydają nam się nieważne, mało istotne. Oczywiście niekiedy warto zapisać się na jakieś szkolenia, kursy czy warsztaty, pozwalające nam nabyć nową wiedzę i nowe umiejętności. Jednak jeśli aktywności doszkalające stanowią główną część naszych działań, może okazać się, że poświęcamy na to tak dużo czasu i zaangażowania, iż nie starcza nam już napędu na nasze projekty, na realizację naszych celów.

JK: Zwróciłeś uwagę na bardzo ważny moim zdaniem aspekt – zafiksowanie się i zapętlenie na jednej drodze do celu, na jednej metodzie. Pokazujesz, że można poświęcić tak wiele energii na dokształcanie siebie i nabywanie nowych umiejętności, że brakuje czasu na faktyczne podjęcie działania. A jak słusznie zauważył Anthony Robbins: „Prawdziwa decyzja jest mierzona poprzez fakt podjęcia nowego działania. Jeśli nie ma działania – tak naprawdę nie podjąłeś decyzji.”

IR: Takim dobrym działaniem lub – jak ja to nazywam „zrobieniem pół kroku” – jest dotarcie do kogoś, kto robi coś podobnego do tego, co my chcielibyśmy robić

JK: Ja lubię określenie „nie wyważaj otwartych drzwi” – jeśli możesz dotrzeć do kogoś, kto osiągnął już cel zbliżony do twojego albo jest od ciebie dalej na drodze do tego celu, zrób to – spotkaj się z nim, pogadaj, skorzystaj z doświadczeń, którymi zechce się z tobą podzielić. Nie chodzi tu o kopiowanie czyjejś ścieżki, a o wymianę wiedzy i doświadczeń po to, by niekoniecznie musieć uczyć się na własnych błędach.

IR: Tutaj dotykamy ważnej kwestii dotyczącej naszych wyobrażeń odnośnie celu lub zmiany, której chcemy w życiu zawodowym. Czasami postrzegamy tych, którzy coś osiągnęli, jako osoby, którym „udało się” w życiu. Tymczasem rozmawiając z nimi możemy dowiedzieć się, ile, na ich drodze rozwoju, było porażek, jak bardzo musieli zmagać się z trudnościami. Z jednej strony może nas to uchronić przed rozczarowaniem, że oto jest tak trudno, z drugiej strony pozwoli nie brać własnych porażek tak bardzo osobiście. Dodatkową cenną rzeczą płynącą z takich rozmów będzie bagaż doświadczeń osób, które osiągnęły to, co chcemy osiągnąć lub są na ścieżce, na której chcemy być. W końcu jakoś radziły sobie z problemami, kryzysami czy momentami niepowodzenia. Skorzystanie z ich wiedzy i doświadczenia może okazać się bardzo cenne.

JK: Dokładnie tak, jak mówisz – nigdy nie znamy całej historii osoby, której „się udało”. Nie wiem, ile za jej sukcesem kryje się determinacji, wytrwałości, ale też porażek, potknięć itd. I może gdyby znać całą historię, człowiek wcale nie wszedłby tak ochoczo w buty tego, któremu „się udało”. Dlatego staram się nie zazdrościć innym ludziom ich sukcesów, a raczej uczyć od nich, inspirować ich drogą. Moim zdaniem to bardzo ważne, by otwierać się na nowych ludzi w procesie zmian.

IR: Ważne jest również zrozumienie, że istnieje wiele dróg, którymi może podążać nasze życie zawodowe. Nie ma jednej, z góry dla nas określonej, ścieżki kariery. Warto więc próbować i szukać czegoś dla siebie.

JK: Rzeczywiście nie ma jednej, złotej recepty do przepisania każdemu. Gdyby tak było, mielibyśmy planetę pełną szczęśliwych i spełnionych ludzi. Warto szukać swojej drogi, eksperymentować, sprawdzać, co działa, a co nie, czyli to, co robiliśmy oboje zmierzając ku zmianom w naszym życiu zawodowym. To się świetnie sprawdza, bo człowiek sukcesywnie dowiaduje się, co mu „leży”, a co nie.

IR: Szukając swojej drogi i eksperymentując, warto z kolei pamiętać, że my też się zmieniamy, a w związku z tym wraz z nami mają prawo zmieniać się nasze cele i dążenia. Nie musimy zatem być przywiązani do raz podjętych decyzji zawodowych, jeśli nie dają nam one już żadnej satysfakcji. Z drugiej strony niedokończenie studiów albo nawet niezaczęcie studiowania na wymarzonym kierunku lub niepodjęcie pracy w miejscu, które nas inspiruje, nie musi oznaczać, że już za późno na zmianę. Na szukanie swojego miejsca w świecie i na spełnienie zawodowe nigdy nie jest za późno!