Presja bycia szczęśliwym

W czasach, kiedy bycie szczęśliwym niekiedy postrzegane jest jako konieczność, kiedy dobre samopoczucie nie jest już wyborem, lecz przymusem, ludzie czują się często sfrustrowani i winni z powodu nie dość doskonałego życia, odbiegającego modelem od proponowanego społecznie wzorca. Za sprawą zalewu poradników, w których autorzy przekonują, że właściwie można zmodyfikować życie, jak się chce i osiągnąć szczęście, dobrobyt, sukces i miłość właściwie już za chwilę, zaczyna się w ludziach rodzić przekonanie omnipotencji. Owo złudne poczucie wszechmocy i całkowitej kontroli nad swoim życiem sprawia, że kiedy nasze emocje nie dają się poskromić, zdrowie – wbrew powziętym zaleceniom – zaczyna szwankować, a kariera nie nabiera takiego tempa, jakie założyliśmy, czujemy się zawiedzeni i oszukani. To jest przygniatające poczucie obowiązku bycia szczęśliwym.

W konsekwencji takie pojmowanie szczęścia przynosi więcej cierpienia niż korzyści. Będąc pod presją dążenia do bycia szczęśliwymi za wszelką cenę, znaczna część ludzi czuje się gorsza i ułomna z powodu trudności w osiągnięciu wymarzonego celu, co prowadzi do bycia jeszcze bardziej nieszczęśliwymi. Każdy sygnał bowiem, wskazujący na to, że nie jest się szczęśliwym tak, jak być się powinno, odbierany jest bardzo negatywnie.

Przy tak restrykcyjnych wzorcach szczęśliwego życia, trudno jest czasami dostrzec inne sposoby funkcjonowania w świecie. W świecie tak silnie dominuje retoryka sukcesu, osiągnięć i bycia najlepszym, że często nie zdajemy sobie sprawy z możliwości wyboru innych rozwiązań w życiu. Takim przykładowym rozwiązaniem mogła by być chociażby akceptacja trudnych przeżyć i uczuć oraz rozpoznanie ich jako nieodłączny element życia człowieka, ważny na równi z doświadczaniem szczęścia. Może warto byłoby odejść od dążenia do szczęścia jako celu samego w sobie i zerwać z ideą koncentrowania się przede wszystkim na kulcie wiecznej młodości, gloryfikacji bezproblemowego życia i spychania ludzi cierpiących na obrzeża świadomości społecznej oraz skończyć z tłumieniem własnych niechcianych doznań, żeby sprostać wymogom szczęśliwego życia.


Tekst pochodzi z artykułu Co z tym szczęściem?

Image by Myriams-Fotos from Pixabay

Pozytywne myślenie

Kiedy analizujemy rolę przekazu społecznego, mającego na celu zwiększenie poziomu odczuwanego szczęścia w naszym życiu, na szczególną uwagę zasługuje kult „pozytywnego myślenia”. Zaszczepia on w nas bowiem ideę, że w życiu przydarzać się nam będą tylko dobre wydarzenia za sprawą samego myślenia o nich, a sama rezygnacja z myślenia o tym, co trudne i nieprzyjemne, sprawi, że nie będziemy doświadczać nieszczęść i niepowodzeń. Idea ta z kolei znalazła wyraz w propagowaniu stosowania pozytywnych afirmacji jako remedium na życiowe problemy lub przynajmniej jako sposób na poprawienie naszego samopoczucia.

Afirmacje, pozytywne myślenie, imperatywy mające podnieść nasz poziom zadowolenia z życia to odpryski uproszczonych idei z jednego z nurtów w psychologii, a mianowicie psychologii pozytywnej. Teorie zawarte w tym nurcie, zapoczątkowanym przez prace Martina Seligmana, są dużo bardziej złożone, a samo pojawienie się psychologii pozytywnej wniosło ważne zmiany do myślenia o psychice człowieka. Wcześniej bowiem przeważało widzenie człowieka jako istoty kruchej, słabej, nieradzącej sobie z trudnymi doświadczeniami. To, co dobrego wniosła psychologia pozytywna, to spojrzenie na człowieka jako wyposażonego w skuteczne mechanizmy radzenia sobie z życiem. Teorie te są jednak dalekie od naiwnego optymizmu pozytywnego myślenia.


Tekst pochodzi z artykułu W świecie imperatywów.

Photo by Ahmed Zayan on Unsplash

Ile imperatywów masz w swoim słowniku?

Często nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele z rad, odnośnie naszego samopoczucia i komfortu życia, jest podawanych w formie nakazów lub zakazów. Mając na uwadze własne zdrowie, stan psychiczny, dobro naszych najbliższych, często fundujemy sobie literaturę naszpikowaną imperatywami: „Bądź szczęśliwy!”, „Uśmiechaj się codziennie!”, „Przytulaj się przynajmniej kilka razy w ciągu dnia!”, „Pielęgnuj swoje hobby!”, „Nigdy nie mów nigdy!”, „Spotykaj się często z przyjaciółmi!”, „Uwierz w siebie!”, „Kochaj siebie!”, „Okazuj wdzięczność!”, „Bądź w zgodzie ze sobą!”, „Żyj w harmonii!”. Zalecenia te można by wymieniać jeszcze bardzo długo. Do tego dołączają się porady, które koniecznie musimy spełnić, żeby nasze życie było szczęśliwe, harmonijne i idealne. Literatura poradnikowa obfituje w dzisiejszych czasach w tytuły takie jak: „7 wskazówek, jak osiągnąć sukces”, „5 kluczowych zmian, które musisz wprowadzić w życie, żeby osiągnąć spokój”, „6 porad, które uczynią twój związek szczęśliwym” itd.

Chcąc, żeby nasze życie czy życie naszych najbliższych było lepsze, ciekawsze, milsze czy po prostu bardziej szczęśliwe, nierzadko staramy się zastosować do wszystkich nakazów i zakazów, które w przekazie społecznym związane są z dobrym samopoczuciem lub zdrowiem. Nie jest odkryciem, że nie jesteśmy w stanie ich wszystkich spełnić. Zamiast poczucia zwiększania się naszego poziomu szczęścia, odczuwamy wtedy rozczarowanie i frustrację.

Image by Gerd Altmann from Pixabay

Poza frustracją, wynikającą z niemożności spełnienia wszystkich imperatywów związanych z dobrym samopoczuciem, innym niebezpieczeństwem jest rozwinięcie w sobie poczucia, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki, że nawet niemożliwe jest możliwe. Powoduje to, że bardziej niż w świecie realnych sukcesów, możliwości, ale i ograniczeń, zaczynamy żyć w świecie fantazji. Dlatego też, gdy tylko pojawiają się jakieś przeszkody i utrudnienia lub życie nie przynosi nam spektakularnych sukcesów, przeżywamy to bardzo negatywnie. Niekiedy może to skutkować obniżeniem poziomu poczucia własnej wartości, bo brak możliwości zrealizowania wszystkich imperatywów, które w naszym odczuciu powinny nam pomóc, musi oznaczać, że coś z nami jest nie w porządku.


Tekst pochodzi z artykułu W świecie imperatywów.

Krzywa stale rosnąca nie istnieje

Image by Alexandra_Koch from Pixabay

Fot. Alexandra Koch / Pixabay

Współczesny człowiek żyje w świecie wielu zmian, które dzieją się jednocześnie i to z dużą szybkością. Przyspieszenie postępu technologicznego wymusza potrzebę przystosowania się do transformacji w różnych obszarach funkcjonowania człowieka: zawodowym, społecznym, towarzyskim, edukacyjnym itd. Przyzwyczajenie się do pośpiechu, społeczna presja sukcesu czy chociażby nieustanna pogoń za szczęściem sprawiają, że cały czas staramy się biec do przodu bez zatrzymania, odpoczynek i sen redukując do niezbędnego minimum.

W dążeniu do dobrostanu, do poczucia szczęścia, do niezależności finansowej, rozwoju kariery czy posiadania kolejnych dóbr materialnych, nie ma nic złego. Problemy pojawia się wtedy, kiedy zaczynamy oczekiwać, że nasz rozwój, nasza kariera czy nasza droga ku szczęściu będzie przebiegać bez żadnych zakłóceń, cały czas w takim samym lub nawet szybszym tempie niż teraz. Nie uwzględniając momentów spowolnienia, zatrzymania, a także takich sytuacji, kiedy niezbędne staje się wykonania kroku w tył, oczekujemy tylko zysków i nieprzerwanej hossy.

Tymczasem krzywa stale rosnąca w przyrodzie nie istnieje. Zakładając, że nieustannie będziemy realizować nasze zamierzenia w takim tempie i zakresie, w jakim to sobie zaplanowaliśmy, buntujemy się bardzo w tych momentach, kiedy życie w jakiś sposób (czy to przez wymogi zdrowotne, rodzinne czy zawodowe) zmusza nas chociażby do spowolnienia. Traktujemy przeszkody na naszej drodze rozwoju i kariery jako wydarzenia, które nie powinny mieć miejsca, które świadczą o naszej nieudolności i słabości. Jednak zdarzenia, które odbieramy jako przeszkody, są naturalną częścią naszej drogi rozwoju, kariery, samorealizacji czy spełniania marzeń.


Tekst pochodzi z artykułu W zmiennym tempie życia.

Czy mówić: „wszystko będzie dobrze”?

Fot. Gerd Altmann / Pixabay

Mówienie „wszystko będzie dobrze” podtrzymuję wiarę w bezproblemową przyszłość. I nawet jeśli ludzie w większości zdają sobie sprawę, że doświadczanie bólu wpisane jest z ludzkie życie, rozczarowują się za każdym razem, gdy zaskoczy ich choroba, kryzys, niepowodzenie czy strata, ponieważ łudzą się, że może jednak ich życie będzie wyglądało inaczej. Nie chodzi oczywiście o kultywowanie w sobie przygnębiającego przekonania o posępnej przyszłości. Przesadny optymizm i idealizowanie przyszłych zdarzeń mogą jednak wpływać negatywnie na życie, ponieważ nie dość, że dostarczają frustracji i niezadowolenia związanych z faktem, że sprawy nie układają się po naszej myśli, to dodatkowo umniejszają lub wręcz pozbawiają radości z doświadczania chwili obecnej. Postrzegamy bowiem teraźniejszość jako nie dość dobrą, nieidealną, niewartą uwagi.

Tymczasem kryzysy są immanentną cechą ludzkiej egzystencji. Miliony ludzi na świecie właśnie przechodzi przez okres destabilizacji i rozchwiania. Dychotomiczna percepcja czasu, wyrażająca się w postrzeganiu kryzysu jako bezsprzecznie negatywnego momentu w życiu oraz czasu po kryzysie – jako nieprzerwanie trwającej radości, sprawia, że za każdym razem jesteśmy negatywnie zaskoczeni, kiedy coś odbiegło od naszych planów. Zamiast mówić: „wszystko będzie dobrze”, lepiej powiedzieć „poradzę sobie”. Sprawia to, że będąc mniej roszczeniowymi wobec przyszłych zdarzeń, mniej będziemy doświadczać rozczarowań. Nie będziemy się skupiać wtedy na sprawach, na które nie mamy wpływu, a zyskamy większe zaufanie do siebie.


Tekst pochodzi z artykułu Nie zawsze będzie dobrze, dostępnym na naszej stronie.

Fetysz pozytywności

Jeden z przekazów społecznych we współczesnym świecie kultury zachodniej, z którym dosyć często się stykamy, mówi, że dopóty będziemy akceptowani i doceniani, dopóki będziemy radośni i produktywni. Powinniśmy zatem prowadzić zrównoważone, szczęśliwe życie, pozostawiając na boku nasze lęki, obawy, wątpliwości.

Jakby w opozycji do szybkiego tempa współczesnego życia, które sprawia, że trudno jest osiągnąć spokój umysłu, nie powinniśmy odczuwać zdenerwowania i napięcia. Powinniśmy za to nieustannie cieszyć się życiem, będąc opanowanymi, jednocześnie zwiększając naszą wydajność i kreatywność. W skrajnej postaci kult „pozytywnego myślenia” zaszczepia nam ideę, że w życiu przydarzać nam się będą tylko dobre wydarzenia za sprawą samego myślenie o nich.

Fot. Tamanna Rumee / Pixabay

Warsztaty i kursy rozwoju osobistego, spopularyzowanie się pozytywnego myślenia oraz poglądu, że człowiek posiada wpływ na swoje myśli i emocje, wniosły dużo dobrego do życia poszczególnych ludzi. Dzięki rozwojowi i pracy nad sobą można czerpać więcej zadowolenia z życia, mieć poczucie większej harmonii ze sobą i światem, odczuwać więcej spokoju i radości.

Niestety, zachłyśnięcie się pozytywnym myśleniem i kursami samodoskonalenia sprawiały, że zrodziła się wiara w omnipotencje człowieka w kwestii jego możliwości modyfikacji własnego życia w taki sposób, aby mógł doświadczać tylko przyjemnych doznań i nie przeżywać żadnych trudnych. Pragnienie ciągłego ulepszania swojego życia, nieustanna pogoń za szczęściem i tyrania optymizmu sprawiają, że ludzie tłumią nieprzyjemne emocje, zmuszając się często, żeby być cały czas radosnymi, zadowolonymi, przeżywającymi szczęście osobami. Inspiracja i pomoc, które w założeniu miały wspierać rozwój, zaczynają go ograniczać i powstrzymywać.


Tekst pochodzi z artykułu Dobre niedobre emocje, dostępnym na naszej stronie.

Uważaj, czego pragniesz

Lepiej dawać prezenty materialne czy te w formie doświadczeń, przeżyć? Elizabeth Dunn, profesor psychologii na University of British Columbia w Vancouver w Kanadzie, oraz Michael Norton, profesor marketingu w Harvard Business School badali, co wpływa na poziom szczęścia. Okazało się, że poziom ten jest wyższy, jeśli dostajemy „doświadczenie”. Mogą to być podróże, wycieczki, na których zwiedzamy ciekawe miejsca, obiad zjedzony w interesującej restauracji, warsztaty, na których coś ciekawego przeżyjemy itd. Istotne jest również, żeby te doświadczenia były intensywne i unikatowe, a więc takie, o których można opowiadać jeszcze długo po ich przeżyciu i którym nie grozi spowszednienie. Więcej o dawaniu prezentów w krótkiej rozmowie Jagny Kaczanowskiej z psychologiem i psychoterapeutą Igorem Rotbergiem.

Instrukcja obsługi poradników

Igor Rotberg rozmawia z Renatą Pająkowską-Rożen, psycholożką, terapeutką, kulturoznawczynią.

Igor Rotberg: Rynek poradników, artykułów na temat rozwoju osobistego, prelekcji dotyczących poprawy samopoczucia ma się bardzo dobrze. Korzystamy z tego typu publikacji i wystąpień, ponieważ chcemy być szczęśliwi, chcemy, żeby było nam dobrze, żeby nasze problemy się rozwiązały. Dodatkowo w naszym dążeniu wspiera nas kultura masowa, która zachęca do sięgania po kolejny poradnik, jak po tabletkę od bólu głowy. Z jednej strony zestawienia takich tytułów jak „7 wskazówek, jak osiągnąć sukces”, „5 kluczowych zmian, które musisz wprowadzić w życie, żeby osiągnąć spokój”, „6 porad, które uczynią twój związek szczęśliwym” mogą wydawać się banalne i powierzchowne. Z drugiej strony publikacje te zawierają często porcję rzetelnej wiedzy, która może być dla nas pomocna, zwiększając nasz poziom zadowolenia z życia i przynosząc radość.

Renata Pająkowska-Rożen: Rynek wydawniczy i czasopisma branżowe oferują nam różne poradniki, które mają zrewolucjonizować nasze życie i podejście do siebie i świata. Jeśli kupimy poradnik pisany przez specjalistę, jego porady poparte będą wiedzą, wieloletnią praktyką, badaniami naukowymi. Czytelnicy jednak kupują je, czytają, próbują wprowadzić w życie, frustrują się, bo coś nie działa, kupują więc następny poradnik, potem jeszcze inny… i tak bez końca (oraz bez oczekiwanego rezultatu).

Dzieje się tak m.in. dlatego, że pomiędzy kupieniem poradnika a wykorzystaniem praktycznych porad – czy nawet przed kupieniem poradnika – brakuje kluczowego elementu układanki. Tym elementem jest zatrzymanie się, namysł nad tym, czego potrzebuję, gdzie jestem. Po co kupuję ten poradnik? Jaki cel ma mieć zastosowanie zawartych w nim porad? Aby wykorzystać wiedzę zawartą w poradniku, przede wszystkim należy mieć wiedzę o sobie. Najczęściej cała wiedza, jaką posiadamy, to poczucie, że chcemy zmienić swoje życie. Chcemy być spokojni, zadowoleni, mieć dobrą pracę, wysportowaną sylwetkę, częste podróże, slow life, slow food, slow sex. Ale czy aby na pewno tego właśnie potrzebujemy? A może…

IR: To, o czym mówisz, to samoświadomość, to rozpoznawanie własnych potrzeb, ale też wiedza dotycząca szerszej perspektywy wprowadzania zmian. Tymczasem nie zawsze wiemy, czego potrzebujemy i dokąd chcielibyśmy zmierzać. Łatwiej nam jest skupić się na tym, co nas boli, uwiera, z czym jest nam niewygodnie. Trudniej określić, czego chcielibyśmy w zamian, co by to wniosło do naszego życia i jak po tej zmianie miałoby ono wyglądać.

RPR: Spróbujmy zastanowić się, co jest potrzebne, aby w ogóle wiedzieć, jaki poradnik kupić. Przede wszystkim potrzebujemy czasu. Oczywiście czas potrzebny jest zarówno na przeczytanie poradnika, jak też na wprowadzenie w nasze życie wskazówek otrzymanych od jego autora. Jednak w pierwszym rzędzie musimy wygospodarować trochę czasu, by odpowiedzieć sobie na kilka podstawowych pytań: kim jestem, co w moim życiu jest dobre i jakie mam zasoby, potrzeby, a następnie – co chcę zmienić w swoim życiu.

IR: I odpowiedzi na te pytania mogą być dla nas zaskakujące. Okazać się bowiem może, że chcemy zupełnie czegoś innego niż to, co do tej pory nam się wydawało, że chcemy. Dzieje się tak między innymi dlatego, że często posługujemy się pewnymi popularnymi w danym czasie określeniami. I tak na przykład chcemy być bardziej asertywni, mieć poczucie własnej wartości, wyższą samoocenę, większą pewność siebie czy żyć w zgodzie ze sobą. I oczywiście jak najbardziej możemy w tym kierunku zmieniać nasze życie. Warto jednak wiedzieć, co te sformułowania dla nas oznaczają (i jak my je rozumiemy) oraz – do czego są nam w życiu potrzebne.

RPR: To prawda. Współczesny człowiek chce mieć dobrą samoocenę, być asertywnym, mieć plany na przyszłość i prowadzić dobre życie. Najczęściej osoby, które przychodzą na terapię, wiedzą, że tego nie mają. Często nie potrafią określić, co konkretnie dla nich znaczy – mieć dobrą samoocenę czy też być asertywnym. Potrafią podać swoje wady, ograniczenia, ale nie umieją wymienić pozytywnych cech. A żeby zmienić coś swoim życiu należy oprócz określenia “co nie działa dobrze”, zastanowić się również, co na dany moment działa i dopiero wtedy pomyśleć nad zmianami, jakich chcę dokonać. Czego potrzebuję na dziś, ale też, gdzie chcę być za kilka lat? Nasze planowanie nie może ograniczać się do przebiegu kariery zawodowej czy posiadania mieszkania albo działki. Warto także pomyśleć o rzeczach niematerialnych, o dobrostanie psychicznym, o wartościach, które się wyznaje i których chce się przestrzegać.

Jeśli chcemy zmienić coś w swoim życiu i kupić jakiś poradnik, to najpierw zróbmy listę cech, zachowań, poglądów, które chcemy zmienić. Następnie spiszmy swoje aktualne zasoby, rzeczy, które umiemy dobrze robić i które się nam udają. Jeśli mamy z tym kłopot, to poprośmy przyjaciół, aby podali nam kilka rzeczy, za które nas cenią.

IR: Poruszyłaś istotną kwestię, a mianowicie znajomość ważnych dla nas wartości. Spełnienie wszystkich imperatywów, jakie przynosi współczesna kultura, jest niewykonalne. I takie hasła, jak: „Bądź szczęśliwy!”, „Żyj swoją pasją!” „Pielęgnuj swoje hobby!”, „Wysypiaj się!”, „Nie martw się!”, „Bądź asertywny!” „Uwierz w siebie!”, „Kochaj siebie!”, „Okazuj wdzięczność!”, „Bądź w zgodzie ze sobą!”, „Żyj w harmonii!”, zamiast poczucia wzrostu naszego poziomu szczęścia, przynoszą często rozczarowanie i frustrację. Bardziej zasadne jest określenie ważnych w naszym życiu wartości i poruszanie się w kierunku ich urzeczywistnienia. Kierując się bowiem wartościami, a nie imperatywami społecznymi – często sprzecznymi ze sobą nakazami i zakazami, płynącymi z licznych źródeł o charakterze poradnikowym – jesteśmy w stanie podróżować przez życie wraz z naszymi niedoskonałościami, kłopotliwymi myślami czy trudnymi emocjami. Kluczową kwestią staje się zatem poznanie tego, czego JA chcę, co MI jest potrzebne, do czego JA chcę dążyć. I – odnosząc się do tego, co powiedziałaś – na ile to już w swoim życiu realizuję, a na ile potrzebuję owo życie zmienić.

RPR: Dopiero kiedy już wiemy, czego potrzebujemy i dokąd chcemy dotrzeć, możemy zacząć myśleć o realizacji tych potrzeb. Aby wprowadzić zmianę w życie, należy się do niej odpowiednio przygotować. I mieć podjętą decyzję: chcę zmiany, bo chcę osiągnąć to i to. Główną zasadą, której powinniśmy się trzymać, aby zmiana była trwała, jest wprowadzanie jej małymi krokami. A sam sposób… zależy od tego, co konkretnie chcemy zmienić i właśnie tu mogą pomóc poradniki.

IR: O ile oczywiście nie pozostaniemy na etapie konsumowania dużej ilości informacji, mając tylko iluzoryczne poczucie rozwoju. Iluzoryczne, ponieważ w rzeczywistości niewiele w naszym życiu się wtedy zmienia. Przyswojenie wiedzy jest dopiero początkiem na drodze do zmiany. Początek ten stanowi bardzo ważny element, jednak pozbawiony wynikającego zeń działania, staje się całkowicie bezużyteczny, a pieniądze i czas, jaki zainwestowaliśmy w zgromadzenie wiedzy – zmarnowane. Poradniki mogą być dla nas zasobem, mogą stanowić dla nas inspiracje, podsunąć ciekawą perspektywę, rozwiązanie, zachęcić do innego spojrzenia na pewne kwestie. Jednak nie wykonają za nas pracy. Nie sprawią, że samo ich przeczytanie odmieni nasze życie, a cele będą się realizować same właściwie w trakcie lektury.

RPR: Warto nie korzystać z pięciu naraz, tylko zdecydować się na jeden z nich. Poczytać o autorze, jakie ma doświadczenie, na czym opiera swoje porady, z jakich źródeł korzystał? Po dokonaniu wyboru i zakupu zacznijmy działać, powoli rozkręcajmy swoje przeobrażenie. I nie oczekujmy szybkich zmian. Każda zmiana ma swoje własne tempo i swój własny czas.

O rozmówczyni:
Renata Pająkowska-Rożen – absolwentka psychologii (Uniwersytet SWPS w Warszawie) i kulturoznawstwa (Uniwersytet Wrocławski). Ukończyła dwuletnie studium psychoterapii metodą Psychologii Procesu Arnolda Mindella (Instytut Psychologii Procesu w Warszawie) oraz szkolenie terapeutyczne pierwszego i drugiego stopnia w nurcie Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach. Posiada certyfikat konsultanta i terapeuty w nurcie Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach i tą metodą aktualnie pracuje. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, współzałożycielką Sekcji Podejścia Skoncentrowanego na Rozwiązaniach przy PTP. Specjalizuje się w terapii depresji, stanów zaburzeń nastrojów i oswajaniu procesu zmiany. Prywatnie zwolenniczka minimalistycznego stylu życia i wielbicielka polskiej szkoły filmowej. FB: Psychoterapia Zmiany.

Rozmowa dostępna jest również na portalu naTemat.

RADOŚĆ NIEPEWNEGO ŻYCIA

Przekonanie, że jesteśmy w stanie kontrolować samych siebie, innych ludzi i całą rzeczywistość wokół nas, jest dosyć iluzoryczne. Wszystkiego, co wydarza się w naszym życiu, nie jesteśmy w stanie skontrolować. Nie wszystko da się zaplanować. Skąd więc to dążenie do kontroli? Wynikać ono może z potrzeby posiadania poczucia bezpieczeństwa. Mamy przekonanie, że kontrolując swoje życie, sprawimy, że nasze poczucie bezpieczeństwa będzie na stałym poziomie. Niekiedy do tego może dołączyć się przekonanie, że jeśli na chwilę odpuścimy ciągłą kontrolę, zdarzy się coś złego, nieprzewidzianego, co zburzy spokój i porządek naszego świata. Innym przekonaniem jest to, że tylko kontrolując wszystko, jesteśmy w stanie uniknąć pomyłek i niepowodzeń, które to pomyłki i niepowodzenia odbieramy często jako wyraz naszej niedoskonałości lub niedojrzałości. W tym przypadku budujemy poczucie własnej wartości na nierealnych standardach. Tymczasem właśnie dawanie sobie prawa do pomyłek, jak również proszenie o pomoc i umiejętność jej przyjęcia, świadczą o naszej dojrzałości. Niekiedy odpuszczenie kontroli i przekazanie komuś na chwilę sterów, nawet jeśli jesteśmy na kierowniczym stanowisku, świadczą o trosce i odpowiedzialności za siebie i innych.

Ścisła kontrola

Konsekwencje potrzeby ciągłego kontrolowania siebie oraz otaczającej rzeczywistości są różnorakie i dotykają wielu obszarów życia. Jednym z takich obszarów jest nasz dobowy rytm snu i czuwania. Skutkiem potrzeby nadmiernej kontroli mogą być bowiem problemy z zasypianiem. Dzieje się tak, ponieważ kiedy chcemy mieć pewność, że – wszystko jest pod kontrolą, że wszystko na pewno przypilnowaliśmy, trudniej nam jest się zrelaksować, odpuścić, odpocząć. Ciągle pojawiają się wątpliwości, czy na pewno wszystko jest tak, jakbyśmy chcieli. Generujemy napięcia i stres, rozpatrując w nieskończoność, co mogliśmy zrobić lepiej, a czego nie zrobiliśmy i co jeszcze musimy zrobić. Zwiększa to również prawdopodobieństwo wystąpienia chronicznego zmęczenia, a także wypalenia zawodowego spowodowanych nieumiejętnością podzielenia się obowiązkami z innymi pracownikami czy osobami z najbliższego otoczenia. Brené Brown, autorka „Darów niedoskonałości”, dowodzi w swoich badaniach, że chęć ciągłego kontrolowania otoczenia oraz skłonność do perfekcjonizmu i potrzeba bycia samowystarczalnym, dodatkowo obniża nasz poziom odczuwanego szczęścia.

Taka nadmierna kontrola wpływa również na nasze emocje. Ponieważ nie jesteśmy w stanie skontrolować wszystkiego w naszym życiu, często doświadczamy rozczarowania, szybciej się irytujemy, częściej dochodzi u nas do wybuchów gniewu. Ciężko przychodzi nam zaakceptowanie standardów życia innych osób, na czym mogą tracić nasze związki i przyjaźnie. Dodatkowo, kiedy czasami „puszczą nam hamulce” i na chwilę stracimy kontrolę, możemy wpaść w drugą skrajność i kompulsywnie wydawać pieniądze, pić alkohol przez cały weekend czy leżeć dwa dni przed telewizorem, nie robiąc absolutnie nic. Takie działania sprawiają, że wkrótce odczuwamy poczucie winy i jeszcze bardziej staramy się kontrolować siebie.

Dlatego dla osób, które mają skłonność do perfekcjonizmu, do zamartwiania się tym, czy wszystko jest należycie zrobione oraz do brania zbyt dużej odpowiedzialności na siebie, tak ważna jest nauka odpuszczania potrzeby ciągłej kontroli. Małgorzata Smoczyńska, założycielka Akademii Kobiet Sukcesu oraz autorka wielu warsztatów rozwoju osobistego, radzi, żeby zejść sobie samemu z drogi, czyli przestać na chwilę sterować wszystkim i wszystko planować, odpuścić kontrolę nad odpoczywaniem i planowanie każdej wolnej chwili oraz przestać pilnować tego, żeby nie leżeć bezczynnie dłużej niż 5 minut. Z kolei psycholog i psychoterapeuta Wojciech Eichelberger wskazuje, że warto nauczyć się prosić o pomoc, choć niekiedy może to wydawać się bardzo trudne. Mówi też, że warto skupiać się nie na tym, by robić rzeczy idealnie, lecz wystarczająco dobrze, czyli tak, by zostawić sobie margines na popełnianie błędów.

Poza wyznaczonym planem

Nieustanne kontrolowanie rzeczywistości nie dość, że może wpływać negatywnie na nasze życie osobiste i zawodowe, to dodatkowo – wbrew zamiarom i przekonaniom – nie sprawia, że niespodziewane zdarzenia, przykre sytuacje czy wypadki nigdy nam się nie przydarzą. Akceptacja tego faktu na pewno może ułatwić odpuszczenie chęci ciągłej kontroli. Każdy w nas w jakimś stopniu odczuwa brak poczucia bezpieczeństwa. Można jednak nauczyć się żyć z niepewnością i czuć się z tym dobrze. Doktor psychologii Ronald Siegel wskazuje, że odpuszczenie potrzeby ciągłej kontroli oraz widzenie rzeczy takimi, jakimi one są, ułatwia nam pogodzenie się z nieuchronnością zmian oraz faktem, że nie zawsze wszystko wychodzi tak, jakbyśmy tego chcieli. Wtedy – na co wskazuje Siegel –„zamartwianie się, że coś pójdzie nie tak, które codziennie wypełnia nasze myśli, traci moc. Łatwiej zaakceptować uliczny korek, piknik zepsuty przez deszcz, zgubione klucze i przegapioną wyprzedaż. Nie martwimy się już tak bardzo, że czasem uda nam się umówić na randkę, a czasami nie, że czasem dostaniemy awans, a czasami nie. Kiedy przestaniemy starać się kontrolować całą rzeczywistość, w mniejszym stopniu będziemy przeżywać codzienne życiowe zawirowania, a zarazem będziemy mniej podatni na problemy emocjonalne, takie jak depresja czy stany lękowe, albo inne stany związany ze stresem, choćby bóle i bezsenność”.

Ponieważ życie nie zawsze toczy się zgodnie z planem, nauka obcowania z pewnym dyskomfortem staje się jedną z ważniejszych życiowych umiejętności. Autor książki „Minimalizm” Leo Babauta mówi, że prawdziwą sztuką jest „rozkwitać w niepewności”. Dodaje, że uleganie rozproszeniu uwagi oraz chorobliwe odkładanie spraw na później to formy unikania dyskomfortu. Jeśli więc umiemy sobie radzić z niepewnością, z poczuciem braku bezpieczeństwa, jeśli umiemy odpuszczać chęć ciągłej kontroli, mamy szansę na zrealizowanie wielu interesujących nas zamierzeń i podjęcie się ważnych dla nas działań. Babauta dodaje, że jeśli jednak jeszcze tego nie umiemy, nigdy nie jest za późno, żeby zacząć się uczyć.

Autor: Igor Rotberg

Dla zainteresowanych:

Babauta, L. (2014). A Guide for Young People: What to Do With Your Life, Zen Habits [online]. Dostępny w Internecie tutaj.
Brown, B. (2012). Dary niedoskonałości, tłum. Puławski K., Poznań: Media Rodzina
Eichelberger, W. (2009). Odpuść sobie, rozmowę przepr. Pawłowicz B., Zwierciadło [online]. Niedostępny w Internecie.
Siegel R.D. (2011). Uważność. Trening pokonywania codziennych trudności, tłum. Gładysek J., Warszawa: Czarna Owca.
Smoczyńska, M. (2014). Skuteczne działanie w stanie FLOW – czyli o sile niedziałania, niezarządzania i niekontrolowania, Życie Pełne Możliwości [online]. Niedostępny w Internecie.

Artykuł dostępny jest również na portalu naTemat.

W ŚWIECIE IMPERATYWÓW

Chcemy być szczęśliwi. Chcemy, żeby było nam dobrze. Chcemy, żeby wszystkie nasze problemy udało się rozwiązać. Chcemy czuć radość i zadowolenie. Potrzeby związane z naszym komfortem i dobrym samopoczuciem są jak najbardziej zrozumiałe. Jednak – jak zwracają uwagę psychologowie – istnieje pułapka, którą jest obsesja na punkcie komfortu, zadowolenia i wygody. Oszukujemy siebie, żyjąc w huraoptymistycznym przekonaniu, że wystarczy tylko silna wola, żebyśmy osiągnęli harmonię i spokój, a życie przebiegało nam w przyjemnej atmosferze. Trudno się dziwić temu sposobowi postrzegania świata, ponieważ, jak zauważa terapeuta David Bedrick, często promuje się tylko określony rodzaj psychologii. Jest ona związana ze zdrowiem, szczęściem, brakiem fizycznych symptomów i związkami bez żadnych konfliktów. Rozpowszechniając jednak taki wizerunek psychologii odrzucamy możliwość rozwoju, ponieważ związany jest on również ze smutkiem, chorobą i konfliktem.

Musisz zawsze…! Nie możesz nigdy…!

Często nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele z rad, odnośnie naszego samopoczucia i komfortu życia, jest podawanych w formie nakazów lub zakazów. Mając na uwadze własne zdrowie, stan psychiczny, dobro naszych najbliższych, często fundujemy sobie literaturę naszpikowaną imperatywami: „Bądź szczęśliwy!”, „Uśmiechaj się codziennie!”, „Przytulaj się przynajmniej kilka razy w ciągu dnia!”, „Pielęgnuj swoje hobby!”, „Zawsze się wysypiaj!”, „Nigdy się nie złość!”, „Spotykaj się często z przyjaciółmi!”, „Uwierz w siebie!”, „Kochaj siebie!”, „Okazuj wdzięczność zawsze i wszędzie!”, „Bądź w zgodzie ze sobą!”, „Żyj w harmonii!”. Zalecenia te można by wymieniać jeszcze bardzo długo. Do tego dołączają się porady, które koniecznie musimy spełnić, żeby nasze życie było szczęśliwe, harmonijne i idealne. Literatura poradnikowa obfituje w dzisiejszych czasach w tytuły takie jak: „7 wskazówek, jak osiągnąć sukces”, „5 kluczowych zmian, które musisz wprowadzić w życie, żeby osiągnąć spokój”, „6 porad, które uczynią twój związek szczęśliwym” itd. Porady te – chociaż w takim zestawie mogą wydawać się banalne i powierzchowne – tak naprawdę zawierają fragmenty rzetelnej wiedzy, które mogą być dla nas pomocne, zwiększając nasz poziom zadowolenia z życia i przynosząc radość. Problem sprowadza się jednak do ilości tych treści w środkach masowego przekazu i prasie. Chcąc, żeby nasze życie czy życie naszych najbliższych było lepsze, ciekawsze, milsze czy po prostu bardziej szczęśliwe, nierzadko staramy się zastosować do wszystkich nakazów i zakazów, które w przekazie społecznym związane są z dobrym samopoczuciem lub zdrowiem. Nie jest odkryciem, że nie jesteśmy w stanie ich wszystkich spełnić. Zamiast poczucia zwiększania się naszego poziomu szczęścia, odczuwamy wtedy rozczarowanie i frustrację.

Na ogół jednak sięgamy po tego typu poradniki lub artykuły nie dlatego, żeby przytłoczyć się dużą ilością koniecznych do spełnienia warunków, ale właśnie dlatego, że szukamy pomocy, że potrzebujemy się zmienić, że chcemy poradzić sobie z trudnościami w naszym życiu. Sięgamy po nie, ponieważ zależy nam na szczęściu i zdrowiu nas samych i naszych najbliższych. Dodatkowo w naszym dążeniu wspiera nas kultura masowa, która zachęca do sięgania po kolejny poradnik, jak po tabletkę od bólu głowy. Reklamy przekonują nas, że możemy sobie poradzić z każdym rodzajem niedogodności w życiu i złagodzić każdy rodzaj trudności.

Poza frustracją, wynikającą z niemożności spełnienia wszystkich imperatywów związanych z dobrym samopoczuciem, innym niebezpieczeństwem – na co zwraca uwagę psycholożka i psychoterapeutka Zofia Milska-Wrzosińska – jest rozwinięcie w sobie niebezpiecznego poczucia, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki, że nawet niemożliwe jest możliwe. Powoduje to, że bardziej niż w świecie realnych sukcesów, możliwości, ale i ograniczeń, zaczynamy żyć w świecie fantazji. Dlatego też, gdy tylko pojawiają się jakieś przeszkody i utrudnienia lub życie nie przynosi nam spektakularnych sukcesów, przeżywamy to bardzo negatywnie. Niekiedy może to skutkować obniżeniem poziomu poczucia własnej wartości, bo brak możliwości zrealizowania wszystkich imperatywów, które w naszym odczuciu powinny nam pomóc, musi oznaczać, że coś z nami jest nie w porządku.

Zawsze pozytywnie

Kiedy analizujemy rolę przekazu społecznego, mającego na celu zwiększenie poziomu odczuwanego szczęścia w naszym życiu, na szczególną uwagę zasługuje kult „pozytywnego myślenia”. Zaszczepia on w nas bowiem ideę, że w życiu przydarzać się nam będą tylko dobre wydarzenia za sprawą samego myślenia o nich, a sama rezygnacja z myślenia o tym, co trudne i nieprzyjemne, sprawi, że nie będziemy doświadczać nieszczęść i niepowodzeń. Idea ta z kolei znalazła wyraz w propagowaniu stosowania pozytywnych afirmacji jako remedium na życiowe problemy lub przynajmniej jako sposób na poprawienie naszego samopoczucia. Kilka lat temu, Joanne Wood, psy­cho­lo­żka z University of Waterloo, postanowiła zweryfikować pogląd, że pozytywne afirmacje skutkują polepszeniem naszego samopoczucia. Wyniki badań pokazały, że o ile afirmacje korelują pozytywnie ze wzrostem samopoczucia u osób z wysoką samooceną, o tyle osoby, które mają niską samoocenę, stosując takie afirmacje, czują się gorzej. Stosowanie afirmacji u tej ostatniej grupy zwiększa bowiem rozdźwięk pomiędzy uwewnętrznionymi negatywnymi przekonaniami oraz tym, jak się te osoby czują w rzeczywistości, a stanem pożądanym. Problem sprowadza się jednak do tego, że na ogół praktykowanie pozytywnych stwierdzeń o sobie jest zalecane właśnie ludziom z niską samooceną.

Afirmacje, pozytywne myślenie, imperatywy mające podnieść nasz poziom zadowolenia z życia to odpryski uproszczonych idei z jednego z nurtów w psychologii, a mianowicie psychologii pozytywnej. Wspomniana wcześniej Zofia Milska-Wrzosińska wskazuje, że teorie zawarte w tym nurcie, zapoczątkowanym przez prace Martina Seligmana, są dużo bardziej złożone, a samo pojawienie się psychologii pozytywnej wniosło ważne zmiany do myślenia o psychice człowieka. Wcześniej bowiem – jak zauważa psychoterapeutka – „przeważało widzenie człowieka jako istoty kruchej, słabej, nieradzącej sobie z trudnymi doświadczeniami”. To, co dobrego wniosła psychologia pozytywna, to spojrzenie na człowieka jako wyposażonego w skuteczne mechanizmy radzenia sobie z życiem. Teorie te są jednak dalekie od naiwnego optymizmu pozytywnego myślenia – dodaje Milska-Wrzosińska.

Z kolei Shawn Achor, autor książki „The Happiness Advantage”, mówi, że warto odróżnić irracjonalny optymizm od realnego optymizmu. Achor wskazuje, że zarówno optymiści, jak i pesymiści, mogą być realistami. Wtedy jedni i drudzy są w stanie ocenić realistycznie aktualną sytuację. To, co ich jednak odróżnia, to sposób w jaki radzą sobie z postrzeganą przez nich rzeczywistością. Podczas, gdy pesymiści widzą problemy jako stałe i wszechobecne, optymiści postrzegają je jako lokalne i czasowe. Innymi słowy, optymiści postrzegają problemy tylko jako część życia, zauważając wiele innych, dobrych rzeczy dziejących się w różnych obszarach ich egzystencji. Achor zwraca uwagę również na to, że błędne jest rozumienie optymizmu jako przymykania oka na niesprawiedliwość oraz ignorowania strat. Dodaje także, że chociaż optymizm może powodować podjęcie realnego działania, nie sprawi, że złe rzeczy znikną lub przestaną nas spotykać.

Idealna przyszłość

Przekaz społeczny pełen imperatywów, każących nam nieustanie doskonalić siebie i swoje życie, wikła nas również w przekonanie, że w przyszłości unikniemy cierpienia. Niestety powoduje to zwiększanie cierpienia, ponieważ sugeruje nie wprost, że możemy przeżywać szczęście tylko w wyidealizowanej, przyszłej rzeczywistości. Robert Biswas-Diener, przedstawiciel wspomnianej wcześniej psychologii pozytywnej, idzie jeszcze dalej w swoich rozważaniach. Wskazuje, że chybionym jest przekonanie, iż jeśli już przepracujemy wszystko, co mamy do przepracowania, zmienimy całkowicie nasz sposób myślenia, naprawimy swój związek lub zmienimy na bardziej harmonijny, wtedy przyszłość przyniesie nam szczęście. Oczywiście nie znaczy to, że należy zarzucić jakąkolwiek pracę nad zmianą swoich przyzwyczajeń, nawyków, szkodliwych przekonań czy destrukcyjnych zachowań. Praca ta pomaga nam bowiem wieść życie zgodnie z tymi wartościami i ku tym celom, które są dla nas ważne. Błędne natomiast jest lokowanie szansy na przeżywanie szczęścia dopiero w przyszłości, która – na co zwraca uwagę Biswas-Diener – jest ze swojej natury i definicji nieprzewidywalna i wysoce niewiarygodna, jeśli chodzi o poziom szczęścia. Może nam bowiem przynieść nie tylko przyjemne momenty, ale również problemy. Powinniśmy sie zatem liczyć z tym, że przyniesie nam ona zarówno szczęście, jak i smutek. I to bez względu na to, jak bardzo będziemy pracować nad sobą.

Wspomniany wcześnie Shawn Achor również zwraca uwagę na to, że umieszczanie szansy na doświadczanie szczęścia w przyszłości sprawia, że po pierwsze obecna chwila jest dla nas mniej satysfakcjonująca. Po drugie nie jesteśmy w stanie nigdy tego szczęścia osiągnąć, ponieważ zawsze są jeszcze jakieś nasze niedoskonałości do naprawienia, problemy do zlikwidowania, niepokoje do zażegnania. Kiedy nawet z wszystkimi już sobie poradzimy, pojawiają się nowe, adekwatne do nowej sytuacji. Możemy więc szukać tego szczęścia w nieskończoność, ciągle będąc rozczarowanymi swoim życiem. Nieustanne myślenie o tym, że przyszłość przyniesie nam szczęście i dobrobyt, zaszczepia nam bowiem dojmujące poczucie ciągłego braku i niespełnienia w życiu. Chęć doskonalenia się jest jak najbardziej zrozumiała, jednak przekonanie, że cały czas nie jesteśmy dość dobrzy, a stan pełnego zadowolenia osiągniemy dopiero w przyszłości, kiedy spełnimy wszystkie określone przez nas warunki, skutkuje obniżeniem się poczucia szczęścia w naszym życiu. Ciągłe traktowanie naszego życia jako problemu do rozwiązania zarówno ogranicza możliwości przeżywania dobrych chwil, które są naszym udziałem, jak i sprawia, że postrzegamy teraźniejszość jako nie dość satysfakcjonującą i niewartą naszej pełnej uwagi. Dodatkowo możemy przeżywać frustrację z powodu tego, że przyszłość – kiedy już staje się teraźniejszością – nie przynosi nam tak idealnego życia, jakie planowaliśmy dla siebie. Więc nie dość, że jesteśmy rozczarowani tym, co przyszłe zdarzenia mają nam do zaoferowanie, to jeszcze możemy obwiniać siebie za nieumiejętność zarządzania swoim życiem tak, by było ono idealne.

Doświadczanie niedoskonałości

Skoro przekonanie, że dzięki własnej woli i pozytywnemu myśleniu jesteśmy w stanie panować nieomal nad wszystkim, przynosi więcej cierpienia niż radości, czy znaczy to, że mamy zanurzyć się z odmętach smutku? Czy psychologia pozytywna przynosi jedynie naiwną wiarę, że wystarczy chcieć, by móc wszystko osiągnąć? Czy już nie mamy prawa być szczęśliwymi? Oczywiście na wszystkie te pytania należy odpowiedzieć negatywnie. Możemy być szczęśliwi, korzystać z wielu badań prowadzonych w nurcie psychologii pozytywnej, a smutek nie musi być naszym jedynym doświadczeniem. Jedyne, na co warto zwrócić uwagę, to presja społeczna, która może być dla nas bardzo obciążająca. Jest to presja, za którą stoi przekaz mówiący, że musimy być zawsze szczęśliwymi, uśmiechniętymi, zdrowymi, pogodzonymi z życiem i ze światem ludźmi sukcesu. Jest to presja, która sprawia, że zamiast cieszyć się życiem, smucimy się, że nie jesteśmy idealni.

Spełnienie wszystkich imperatywów, jakie przynosi współczesna kultura, jest niewykonalne. Nie znaczy to oczywiście, że mamy przestać zmieniać swoje życie. Jednak – jak wskazuje psycholog Steven Hayes – chodzi bardziej o podążanie w swoim życiu od jednego celu do drugiego, kierując się wartościami, niż o zrealizowanie wymarzonego scenariusza życia, po realizacji którego nic złego nigdy nas już nie spotka. Kierunki bowiem – jak tłumaczy Hayes – „nie są czymś, do czego można w jakikolwiek sposób dotrzeć, tak jak dociera się do jakiegoś celu lub do miasta”, tak samo jak wartości nie można posiąść niczym przedmiotów, „ponieważ stanowią cechy rozwijających się działań, a nie poszczególnych rzeczy”. Wartości wyznaczają kierunki, w których chcemy się poruszać, ale nie oznaczają koniecznie, że musimy osiągnąć sukces w pięciu krokach, nigdy się nie złościć, być zawsze szczęśliwymi czy wdzięcznymi za wszystko, co nas spotyka. Kierując się zatem wartościami, a nie imperatywami – często sprzecznymi ze sobą nakazami i zakazami płynącymi z licznych źródeł o charakterze poradnikowym – jesteśmy w stanie podróżować przez życie wraz z naszymi niedoskonałościami, kłopotliwymi myślami czy trudnymi emocjami.

Autor: Igor Rotberg

Dla zainteresowanych:

Achor, S. (2011). Are You an Irrational Optimist?, Psychology Today [online]. Dostępny w internecie tutaj
Achor, S. (2010). The Happiness Advantage, New York: Crown Business
Bedrick, D. (2014). Into the Dark: A Psychology of Soul, Shadow, and Diversity, Psychology Today [online]. Dostępny w internecie tutaj
Hayes, S., C., Smith, S. (2014). W pułapce myśli. Jak skutecznie poradzić sobie z depresją, stresem i lękiem, tłum. Wojciechowski  A., Sopot: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Milska-Wrzosińska, Z. (2014).  „Czarno to widzę”. Jakie są korzyści z pesymizmu?, rozmowę przepr. Jucewicz A., Wysokie Obcasy [online]. Dostępny w internecie tutaj
Wood, J. V., Perunovic, W. Q. E., & Lee, J.  (2009). Positive thinking:  Power for some, peril for others. Psychological Science, 20, 860-866

Artykuł dostępny jest również na portalu naTemat.