Usłysz szept złości

Każdy z nas ma prawo doświadczać złości, różnimy się jednak tym, co z naszą złością robimy. Nie zawsze pozwalamy sobie ją wyrażać i okazywać – wewnętrznie czy zewnętrznie. Nie zawsze umiemy znaleźć sposób radzenia sobie z nią, który nie będzie raniący dla innych i dla nas samych. Złość jest bowiem bardzo intensywną i aktywizującą emocją. Jeśli nie umiemy jej transformować, może obniżać nasz dobrostan i utrudniać nam funkcjonowanie w relacjach.

Zapraszamy do obejrzenia webinaru Usłysz szept złości – o naszych wewnętrznych zranieniach, przeprowadzonego dla Poradni Latarnia. Webinar poprowadził psycholog i psychoterapeuta Igor Rotberg. Opowiadał on w nim o doświadczaniu złości, często nazywanej trudną emocją, której przyjrzenie się i transformacja może doprowadzić nas do odkrywczych i budujących wniosków dla nas samych oraz pomagać nam w wyrażaniu rzeczywistych potrzeb w relacjach, jak i rozumieniu potrzeb innych osób.

Usłysz szept złości

Słabnięcie namiętności

Photo by Fabio Jock on UnsplashUczucia, które na początku relacji charakteryzowały się dużą intensywnością, wraz z kontynuowaniem znajomości ulegają ochłodzeniu. Faza uniesień i zachwytów drugą osoba zawsze ma swój kres. Większość osób jest jednak przekonana, że początkowa namiętność, dla której charakterystyczne są takie określenia jak „obsesja” czy „widzenie tunelowe”, jest właśnie taką, jaka być powinna w związku. Buntują się przeciwko temu, że po kilku miesiącach lub latach stygnie ona do pewnej normy (która to norma uzależniona jest od indywidualnych cech danej osoby, takich jak wiek, stan zdrowia czy styl życia). Stawiając jako punkt odniesienia początkową intensywność uczuć, mają trudności w zaakceptowaniu, że ich niższy poziom okazuje się być właściwą namiętnością, adekwatną do dojrzałej relacji.

Jednak, jak pisze w swojej książce „Psychologia miłości” Bogdan Wojciszke, „z faktu, że namiętność zanika po prostu dlatego, iż taka jest jej natura, wynika jeden wniosek praktyczny. Jeżeli wygasa czy słabnie namiętność jednego czy obojga partnerów, to nie ma większego sensu twierdzenie jakoby przyczyną były negatywne cechy któregokolwiek z nich („On nie potrafi kochać”) czy ich związku („To nie była prawdziwa miłość”). Równie bezsensowne byłoby obwinianie drzew, że opadły z nich liście, albo twierdzenie, że lata tak naprawdę nie było, skoro po nim nadeszła jesień. Akceptacja tej prawdy mogłaby uchronić wiele par przed goryczą rozczarowań czy rozstań”.


Tekst pochodzi z artykułu Wokół mitu romantycznej miłości.

Czy mówić: „wszystko będzie dobrze”?

Fot. Gerd Altmann / Pixabay

Mówienie „wszystko będzie dobrze” podtrzymuję wiarę w bezproblemową przyszłość. I nawet jeśli ludzie w większości zdają sobie sprawę, że doświadczanie bólu wpisane jest z ludzkie życie, rozczarowują się za każdym razem, gdy zaskoczy ich choroba, kryzys, niepowodzenie czy strata, ponieważ łudzą się, że może jednak ich życie będzie wyglądało inaczej. Nie chodzi oczywiście o kultywowanie w sobie przygnębiającego przekonania o posępnej przyszłości. Przesadny optymizm i idealizowanie przyszłych zdarzeń mogą jednak wpływać negatywnie na życie, ponieważ nie dość, że dostarczają frustracji i niezadowolenia związanych z faktem, że sprawy nie układają się po naszej myśli, to dodatkowo umniejszają lub wręcz pozbawiają radości z doświadczania chwili obecnej. Postrzegamy bowiem teraźniejszość jako nie dość dobrą, nieidealną, niewartą uwagi.

Tymczasem kryzysy są immanentną cechą ludzkiej egzystencji. Miliony ludzi na świecie właśnie przechodzi przez okres destabilizacji i rozchwiania. Dychotomiczna percepcja czasu, wyrażająca się w postrzeganiu kryzysu jako bezsprzecznie negatywnego momentu w życiu oraz czasu po kryzysie – jako nieprzerwanie trwającej radości, sprawia, że za każdym razem jesteśmy negatywnie zaskoczeni, kiedy coś odbiegło od naszych planów. Zamiast mówić: „wszystko będzie dobrze”, lepiej powiedzieć „poradzę sobie”. Sprawia to, że będąc mniej roszczeniowymi wobec przyszłych zdarzeń, mniej będziemy doświadczać rozczarowań. Nie będziemy się skupiać wtedy na sprawach, na które nie mamy wpływu, a zyskamy większe zaufanie do siebie.


Tekst pochodzi z artykułu Nie zawsze będzie dobrze, dostępnym na naszej stronie.

Fetysz pozytywności

Jeden z przekazów społecznych we współczesnym świecie kultury zachodniej, z którym dosyć często się stykamy, mówi, że dopóty będziemy akceptowani i doceniani, dopóki będziemy radośni i produktywni. Powinniśmy zatem prowadzić zrównoważone, szczęśliwe życie, pozostawiając na boku nasze lęki, obawy, wątpliwości.

Jakby w opozycji do szybkiego tempa współczesnego życia, które sprawia, że trudno jest osiągnąć spokój umysłu, nie powinniśmy odczuwać zdenerwowania i napięcia. Powinniśmy za to nieustannie cieszyć się życiem, będąc opanowanymi, jednocześnie zwiększając naszą wydajność i kreatywność. W skrajnej postaci kult „pozytywnego myślenia” zaszczepia nam ideę, że w życiu przydarzać nam się będą tylko dobre wydarzenia za sprawą samego myślenie o nich.

Fot. Tamanna Rumee / Pixabay

Warsztaty i kursy rozwoju osobistego, spopularyzowanie się pozytywnego myślenia oraz poglądu, że człowiek posiada wpływ na swoje myśli i emocje, wniosły dużo dobrego do życia poszczególnych ludzi. Dzięki rozwojowi i pracy nad sobą można czerpać więcej zadowolenia z życia, mieć poczucie większej harmonii ze sobą i światem, odczuwać więcej spokoju i radości.

Niestety, zachłyśnięcie się pozytywnym myśleniem i kursami samodoskonalenia sprawiały, że zrodziła się wiara w omnipotencje człowieka w kwestii jego możliwości modyfikacji własnego życia w taki sposób, aby mógł doświadczać tylko przyjemnych doznań i nie przeżywać żadnych trudnych. Pragnienie ciągłego ulepszania swojego życia, nieustanna pogoń za szczęściem i tyrania optymizmu sprawiają, że ludzie tłumią nieprzyjemne emocje, zmuszając się często, żeby być cały czas radosnymi, zadowolonymi, przeżywającymi szczęście osobami. Inspiracja i pomoc, które w założeniu miały wspierać rozwój, zaczynają go ograniczać i powstrzymywać.


Tekst pochodzi z artykułu Dobre niedobre emocje, dostępnym na naszej stronie.

Czym jest zjawisko doomscrollingu?

Doomscrolling to zjawisko poświęcania nadmiernej ilości czasu ekranowego na przyswajanie negatywnych wiadomości, które ma na nas negatywny wpływ. Angielscy badacze postanowili sprawdzić, jaki wpływ nasze samopoczucie ma doomscrolling. Okazało się, że zaledwie dwie minuty przeglądania w sieci negatywnych informacji mogą skutecznie pogorszyć nastrój. Choć samo zjawisko doomscrollingu nie jest nowe, to zdaniem naukowców nasiliło się w trakcie pandemii. Więcej o tym w audycji radiowej Pierwsze słyszę.

Nienawiść przynosi pieniądze, a pandemia podsyca płomień hejtu

Fot. Felix Lichtenfeld / Pixabay

Hejt to zjawisko które polega na używaniu przekazu, np. języka, symboli, gifów, memów, w celu rozpowszechniania i rozbudzenia nienawiści wobec konkretnej osoby lub całych grup, na przykład mniejszości. To działa, bo wypowiedzi kontrowersyjne są promowane, a treści łagodne i koncyliacyjne niekoniecznie. To, co jest angażujące, polaryzujące, emocjonalnie nacechowane, ma większe szanse, aby roznieść się w sieci, bo udostępniamy to chętniej niż to, co wymaga zastanowienia się.

W internecie czujemy się bezkarni i anonimowi, uważamy, że sieć jest wolna od norm i standardów, co sprawia, że mowa nienawiści jest bardziej widoczna.. Jesteśmy tutaj też dalej od swojego rozmówcy. Gdyby siedział naprzeciwko, byłoby trudniej powiedzieć to, co bylibyśmy w stanie napisać w internecie. Dodatkowo działa tutaj asynchroniczność. To znaczy, że możemy napisać bardzo ostry, nienawistny komentarz, a chwilę później się wylogować.

Więcej w wywiadzie z psychologiem i psychoterapeutą Igorem Rotbergiem.

DOBRE NIEDOBRE EMOCJE

Warsztaty i kursy rozwoju osobistego, spopularyzowanie się pozytywnego myślenia oraz poglądu, że człowiek posiada wpływ na swoje myśli i emocje, wniosły dużo dobrego do życia poszczególnych ludzi. Dzięki rozwojowi i pracy nad sobą można czerpać więcej zadowolenia z życia, mieć poczucie większej harmonii ze sobą i światem, odczuwać więcej spokoju i radości. Niestety, zachłyśnięcie się pozytywnym myśleniem i kursami samodoskonalenia sprawiało, że zrodziła się wiara w omnipotencję człowieka w kwestii jego możliwości modyfikacji własnego życia w taki sposób, aby mógł doświadczać tylko przyjemnych doznań i nie przeżywać żadnych negatywnych. Pragnienie ciągłego ulepszania swojego życia, nieustanna pogoń za szczęściem i tyrania optymizmu sprawiają, że ludzie tłumią nieprzyjemne emocje, zmuszając się często, żeby być cały czas radosnymi, zadowolonymi, przeżywającymi szczęście osobami. Inspiracja i pomoc, które w założeniu miały wspierać rozwój, zaczynają go ograniczać i powstrzymywać.

Dopóki się uśmiechamy

Jeden z przekazów społecznych we współczesnym świecie kultury zachodniej, z którym dosyć często się stykamy, mówi, że dopóty będziemy akceptowani i doceniani, dopóki będziemy radośni i produktywni. Powinniśmy zatem prowadzić zrównoważone, szczęśliwe życie, pozostawiając na boku nasze lęki, obawy, wątpliwości. Jakby w opozycji do szybkiego tempa współczesnego życia, które sprawia, że trudno jest osiągnąć spokój umysłu, nie powinniśmy odczuwać zdenerwowania i napięcia. Powinniśmy za to nieustannie cieszyć się życiem, będąc opanowanymi, jednocześnie zwiększając naszą wydajność i kreatywność. W skrajnej postaci – na co zwraca uwagę Mari Ruti, profesor teorii krytyki na Uniwersytecie Toronto – kult „pozytywnego myślenia” zaszczepia nam ideę, że w życiu przydarzać nam się będą tylko dobre wydarzenia za sprawą samego myślenia o nich.

Imperatyw dotyczący przeżywania tylko przyjemnych emocji i usilnego dążenia do pozbycia się wszystkich nieprzyjemnych doznań jest czasami tak głęboko zakorzeniony, że boimy się nawet nazywać nasze emocje, powodowani wstydem i lękiem przed tym, że możemy być ocenieni jako gorsi, nie dość dobrzy. Dlatego też nie dajemy sobie prawa do choroby, obniżonego nastroju czy lęku. Nie pozwalamy sobie na momenty zatrzymania się w pędzie ku wymarzonemu szczęściu, nawet jeśli nasz organizm bardzo tego potrzebuje. Działamy często na przyspieszonych obrotach, żeby przypadkiem nie zwolnić i w konsekwencji nie poczuć niechcianych emocji. Zdarza się jednak opaść w końcu z sił, zachorować lub mieć gorszy dzień – wtedy jest dla nas jedna rada: musimy jak najszybciej się naprawić!

Przymus doświadczania tylko dobrych emocji wywodzi się przekazu społecznego dotyczącego tego, czego powinniśmy doświadczać, a czego unikać w życiu. Psycholog Randall Wilson wskazuje na zasady, do których, na przestrzeni wieków, został sprowadzony ów przekaz. Po pierwsze: nieprzyjemne myśli i emocje są złe, a przyjemne – dobre. Po drugie: jeśli człowiek doświadcza negatywnych myśli i emocji, oznacza to, że nie funkcjonuje dobrze i że powinien jak najszybciej pozbyć się tych „szkodliwych” stanów psychicznych. Po trzecie: można prowadzić dobre życie tylko pod warunkiem, że doświadcza się przyjemnych odczuć. Zasady te można zawrzeć w ogólnym stwierdzeniu, że dobre życie jest równoznaczne z dobrym samopoczuciem. Jak dodaje z kolei Marcin Fabjański, filozof: „Poszatkowaliśmy rzeczywistość na to, co dobre i złe, przyjemne i nieprzyjemne, i stosujemy strategię konia na szachownicy”. Chcemy jak najszybciej z pola oznaczającego złe, nieprzyjemne odczucia przeskoczyć na pole, w którym możemy doświadczać jedynie pozytywnych i miłych doznań.

Stłamszeni

Brak odpowiedniego treningu, który pomógłby w radzeniu sobie z nieprzyjemnymi emocjami, sprawia, że człowiek stara się tłumić negatywne doświadczenia. Obawia się nie tylko nieprzychylnego nastawienia lub krytyki ze strony innych ludzi, ale również boi się konfrontacji z niechcianymi uczuciami. Spadek energii, smutek, bezsilność, potrzeba wycofania, gniew, rozżalenie, lęk i wiele innych odczuć jest codziennie przez nas zagłuszanych na wiele różnych sposobów. Psycholog Tomasz Jamroziak wskazuje, że wiele osób, które doświadczają depresji, to ludzie z zablokowaną złością. W ich otoczeniu bowiem smutek był bardziej akceptowany niż wyrażanie złości. Psychoterapeutka Tori Rodriguez mówi z kolei, że próby tłumienia niechcianych myśli i uczuć mogą odnosić odwrotny skutek i powodować, że, paradoksalnie, będziemy doświadczać jeszcze większej ilości niechcianych stanów psychicznych, co systematycznie będzie wpływało na obniżenie poziomu naszego zadowolenia życiowego.

Jeszcze jedną konsekwencją tłumienia niepożądanych myśli i uczuć jest fakt, że stajemy się również nieczuli na cierpienie innych. Zakładamy, że jeśli nie są oni perfekcyjni, absolutnie szczęśliwi, wiecznie zadowoleni, to coś z nimi jest nie w porządku i prawdopodobnie przyczyna leży w tym, że nie starają się wystarczająco mocno. Silny nacisk na ciągłe doskonalenie swojego życia, na nieprzerwane doświadczanie dobrego samopoczucia, sprawia, że ludzie zaczynają bardzo szybko przypisywać negatywne oceny tym, którym trudno się jest dostosować do właściwego sposobu działania i przeżywania życia. Z jednej strony człowiek, pod wpływem huraoptymizmu, doświadcza przymusu przeżywania jak największej ilości pozytywnych odczuć, z drugiej strony jednak zmaga się z poczuciem, że przyjemne emocje nie mogą trwać wiecznie. Czując, że przecież szczęście nie będzie trwało w nieskończoność, że każda chwila nieuchronnie zbliża go do obniżenia się nastroju i pogorszenia samopoczucia, zaczyna równocześnie oczekiwać zbliżającego się nieszczęścia, co powoduje wzrost niepokoju związanego z przyszłością.

Oczywiście – co sygnalizuje również wspomniana wcześniej Mari Ruti – nie chodzi o fetyszyzowanie braku psychicznej lub emocjonalnej stabilności, który jest często olbrzymim obciążeniem, wielką trudnością, z którą na co dzień trzeba się zmagać. Wielu ludzi cierpi z powodu przeżywanego lęku, doświadczania depresji czy innych poważnych stanów psychicznych. Jednak postrzeganie negatywnych doświadczeń jako przeciwstawnych dobrze przeżytemu życiu jest dużym nieporozumieniem. Są one bowiem naturalnym i stałym elementem ludzkiego życia.

Oswajanie niesfornego

Lubienie przyjemnych rzeczy oraz nielubienie rzeczy niemiłych jest jak najbardziej normalne i nie stanowi problemu. Kłopoty pojawiają się wtedy, kiedy obsesyjnie zaczynamy pragnąć, żeby dobre rzeczy trwały zawsze, a nieprzyjemne nigdy się nie pojawiały. A przecież nasz charakter, jak mówi Mari Ruti, „to nie tylko to, co jest miłe i przyjemne, ale również to, co niestałe, nieuporządkowane, kłopotliwe, a nawet nieco wzburzone lub przygnębiające”. Randall Wilson posuwa się jeszcze dalej i mówi, że bycie cały czas szczęśliwym i nieustanne dobre samopoczucie są nienaturalne i odbiegają od zdrowego stanu ludzkiej egzystencji. Dążenie do maksymalizacji przyjemnych odczuć, przy jednoczesnym niepozwalaniu sobie na przeżywanie niemiłych, jest więc z góry skazane na niepowodzenie.

Doświadczaniu niechcianych odczuć i myśli towarzyszy przekonanie, że jest to wyraz naszej słabości. Postrzegamy siebie jako zbyt wrażliwych, podczas gdy – w myśl zasady o ciągłym doskonaleniu się – powinniśmy wziąć się w garść i naprawić, uleczyć, zmienić. Brené Brown, autorka książki „Dary niedoskonałości”, mówi, że wrażliwość nie jest oznaką słabości. Podkreśla, że jest to bardzo niebezpieczny mit. Definiuje wrażliwość jako emocjonalne ryzyko, okazywanie uczuć, niepewność. Jest ona napędową siłą życia, bowiem z niej powstaje innowacja, kreatywność i zmiana. „Wrażliwość jest najbardziej rzetelną miarą odwagi: do otwarcia się przed innymi, do bycia szczerym” – dodaje autorka. To odwaga, by przeżywać zarówno przyjemne, jak i nieprzyjemne emocje. Jeśli bowiem możemy poczuć miłość do innej osoby, poczujemy również smutek i stratę, kiedy ją utracimy.

Jak zatem oswoić niechciane myśli i uczucia? Jak oswoić trudne doświadczenia? Jak zmierzyć się ze stratą, bólem, złością, smutkiem czy samotnością? Marcin Fabjański wskazuje, że praktykowanie uważności jest dobrym sposobem na zmierzenie się chociażby z poczuciem samotności. Badania pokazują, że zwrócenie uwagi na samego siebie podczas medytacji, wbrew pozorom, nie zwiększa poczucia osamotnienia. Oswaja natomiast doświadczenie samotności. Oswaja również i inne doznania, często określane jako nieprzyjemne, trudne. Tori Rodriguez również uważa, że doświadczanie i akceptacja takich doznań mają kluczowe znaczenie dla zdrowia psychicznego. W treningu uważności nie chodzi jednak o zmniejszenie ilości nieprzyjemnych odczuć, lecz o nauczenie się funkcjonowania w życiu w obecności  negatywnych myśli czy uczuć – dodaje psychoterapeutka. Niezależnie od tego, czy praktykujemy uważność, czy też nie, zawsze możemy podchodzić do doświadczanych przez nas uczuć i myśli z troską, nie starając się na siłę i za wszelką cenę zatrzymywać dobrych, rugując złe.

Żadna myśli czy emocja nie jest z natury dobra lub zła. To naturalne doświadczenia, wynikające z bycia człowiekiem. Smutek ma takie samo prawo do obecności w życiu jak radość – zwraca uwagę Randall Wilson. Dodaje, że „gdybyśmy wszyscy robili to, co sprawia że czujemy się dobrze lub co nas uszczęśliwia, nic znaczącego czy trudnego nigdy nie zostałoby ukończone”. Patrząc na nasze największe osiągnięcia w życiu, widzimy, że nie czuliśmy się dobrze przez cały czas, kiedy pracowaliśmy nad ich urzeczywistnieniem. Wszystko, co znaczące i trudne, wiąże się również z nieprzyjemnymi uczuciami, wychodzimy bowiem wtedy poza naszą strefę komfortu, doświadczając takich odczuć, jak choćby niepewność, lęk czy zniechęcenie. Szczęście oznacza nie tylko robienie rzeczy przyjemnych i doznawanie komfortowych emocji, ale również robienie czegoś znaczącego i ważnego, co niekoniecznie musi być (i często nie jest) związane z przeżywaniem tylko dobrych uczuć i pogodnych myśli. Oznacza to, że szczęście, dobre samopoczucie, radość i pogodny nastrój mogą – jak to określa Wilson – jedynie towarzyszyć nam podczas drogi ku rzeczom ważnym. Mogą pojawiać się i znikać. Warto więc cieszyć się nimi, kiedy ich doświadczamy, ale nie przywiązywać się do nich i nie traktować ich jako celu samego w sobie.

Autor: Igor Rotberg

Dla zainteresowanych:

Brown, B. (2012). Dary niedoskonałości, tłum. Puławski K., Poznań: Media Rodzina
Fabjański, M. (2013). Oswajanie samotności, Coaching, nr 6/2013 (21), s. 32 – 34
Jamroziak, T. (2013). Nieświęty spokój, rozmowę przepr. Rokita Z., Coaching, nr 6/2013 (21), s. 28 – 31
Rodriguez, T. (2013). Negative Emotions Are Key to Well-Being, Scientific American [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Ruti, M. (2014). Happiness and Its Discontents, The Chronicle of Higher Education [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Wilson, R. (2013). Positive Thinking and Other Harmful Advice, Like a Fish in Water [online]. Dostępne w Internecie tutaj

MOŻNA SIĘ BAĆ

Boimy się wielu rzeczy. Boimy się porażki. Boimy się negatywnej oceny ze strony innych. Boimy się podjęcia ryzyka i wyjścia ze strefy komfortu. Boimy się straty, popełnienia błędu, zmiany na niekorzyść. Boimy się również konfliktów, odrzucenia, rozczarowań, zazdrości czy też niechęci innych osób. Choć lęk jest powszechny i dotyczy olbrzymiej części ludzi, większość stara się go nie pokazywać, ukryć, stłumić, pozbyć, spacyfikować. Ale on powraca i co chwilę daje o sobie znać. Aż strach się bać!

Społeczne postrzeganie lęku

Lęk jest często tematem, którego wolimy unikać. Sprawia, że czujemy się zawstydzenie, zmieszani, że zachowujemy się wrogo i agresywnie. Nie akceptujemy go u siebie i jest trudny do przyjęcia u innych. Często wywołuje w nas  poczucie winy, przez co czujemy się gorsi, nie dość dobrze przystosowani. „Przecież ta sytuacja nie powinna nas przerażać. Przecież nic złego się nie dzieje. Przecież inni radzą sobie wyśmienicie. Przecież nie ma się czego bać!” – takie myśli nie obniżają poziomu odczuwanego lęku. Skutkują natomiast zwiększeniem nieprzyjemnego pobudzenia, niepewności oraz upewniają nas w przekonaniu, że coś z nami musi być nie w porządku.

Konieczność bycia społecznie aktywnym, przebojowym, cały czas uśmiechniętym i w każdej sytuacji życiowo zaradnym koliduje z odczuwanymi przez nas niekomfortowymi emocjami. Doświadczanie lęku jest zatem często odbierane jako znak życiowej porażki lub niedojrzałości. Postrzega się lęk oraz inne przejawy niepewności i rozterek jako coś przeciwstawnego dobrze przeżywanemu życiu. Wszystko to może sprawić, że czujemy się przepełnieni lękiem na samą myśl o tym, że moglibyśmy poczuć lęk lub nawet tylko zaniepokojenie. Lęk przed lękiem (czyli tzw. lęk antycypacyjny) jest już nawykiem, który utrwalony może zdecydowanie obniżać komfort życia, zmniejszać radość z cieszenia się pozytywnymi doświadczeniami oraz wpływać negatywnie na inicjowanie działań, podejmowanie decyzji, szukanie rozwiązań czy realizację wcześniej powziętych planów.

Błędne strategie

Nie pozwalając sobie na doświadczanie lęku, staramy się unikać sytuacji, miejsc i ludzi, którzy mogliby wzbudzić w nas niekomfortowe odczucia. Kiedy już zaczynamy się bać, staramy się za wszelką cenę stłumić to uczucie. Okazuje się jednak, że zdecydowanie więcej energii potrzebuje człowiek na zmaganie się i walkę z lękiem (polegającą na wyciszaniu go, neutralizowaniu czy zagłuszaniu), niż na konfrontację z nim. Co więcej, usilne unikanie niepokoju paradoksalnie zwiększa tendencję do silniejszego reagowania negatywnymi emocjami w sytuacjach stresowych. Dodatkowo, na co zwraca uwagę psychoterapeuta i nauczyciel psychoterapii Paul L. Wachtel, unikając tego, czego się boimy, nigdy nie mamy okazji sprawdzić, czy niebezpieczeństwo minęło lub czy czynnik wywołujący lęk nadal go wywołuje. „Jest to główna przyczyna dla której mechanizmy obronne, choć chronią nas przed bezpośrednim cierpieniem, utrwalają nasze problemy. Nie dopuszczamy do siebie budzących strach myśli i uczuć, dlatego nie wiemy, czy złowieszcze konsekwencje, jakich się spodziewamy, rzeczywiście nastąpią” – podsumowuje Wachtel.

Również błędną strategią jest myślenie życzeniowe. Jest to podejście, które Susan Jeffers, autorka książki „Nie bój się bać”, określiła jako strategię KIEDY/WTEDY. Polega ona na zakładaniu, że kiedy przestaniemy się bać, wtedy podejmiemy się określonego działania (poprosimy o podwyżkę, zaryzykujemy zmianę pracy, spróbujemy poszukać partnera, zaczniemy realizować nasze życiowe pasje itd.). Niestety takie podejście nie prowadzi do pozbycia się lęku, wręcz przeciwnie – utrwala go. Myślenie życzeniowe może mieć również inną postać: kiedy wreszcie uporządkujemy wszystkie sprawy, gdy będziemy więcej zarabiać, kiedy nasza sytuacja finansowa będzie stabilna, gdy znajdziemy idealnego partnera/partnerkę, wtedy odzyskamy spokój i przestaniemy się bać. Dorota Hołówka, psycholożka, założycielka Stowarzyszenia Nowej Psychologii, w artykule „Lęk chce być zauważony i uzdrowiony” mówi, że takie fantazjowanie również jest skazane na niepowodzenie, bowiem „kiedy mamy już wystarczająco dużo pieniędzy, zaczynamy martwić się, żeby ich nie stracić, kiedy mamy już ich tak dużo, że nie ma powodu do niepokoju, zaczynamy myśleć, o tym, żeby nie zachorować. Jeśli ktoś odczuwa lęk będąc bezrobotnym, będzie odczuwał lęk będąc milionerem”. Obie strategie zaszczepiają w nas przekonanie, że lęk jest bezwzględnie czymś złym, czego trzeba za wszelką cenę unikać. Skutkują podtrzymaniem asekuracyjnych zachowań i zwiększają częstotliwość występowania lęku antycypacyjnego.

Zamiast tłumienia

Jeśli unikanie oraz tłumienie lęku są zupełnie nieskuteczne i powodują wzrost nieprzyjemnych doznań, rozwiązaniem jest pozwolenie sobie na przeżywanie negatywnych uczuć. Na etapie poznawania własnego lęku ważne jest uświadomienie sobie, że niepokój jest czymś naturalnym i występuje powszechnie. Przyglądając się bliżej lękowi można zobaczyć, że wynika on z ważnych dla człowieka potrzeb, które chcą być zaspokojone (potrzeby akceptacji, afiliacji, bezpieczeństwa itd.). Ponieważ są to dosyć podstawowe potrzeby, lęk doświadczany jest przez wiele osób. Część z nich – na co zwraca uwagę w swojej książce Susan Jeffers – nie deklaruje przeżywania lęku lub twierdzi, że niczego się nie boi. Przyparci jednak do muru przyznają się, że po prostu inaczej rozumieją to słowo. Okazuje się, że odczuwają lęk, tylko nigdy tak go nie określają. Zamiast tego mówią, że są zdenerwowani lub niespokojni. Nieodczuwanie lęku występuje między innymi u ludzi, którzy mogą mieć zaburzenia osobowości. Może się pojawiać również u osób, które doświadczyły mechanicznych uszkodzeń neurologicznych. Zniesienie niepokoju i wzmożona odwaga można zauważyć także u ludzi będących pod wypływem substancji psychoaktywnych. Większość z nas jednak doświadcza lęku i to całkiem często. Nie musimy zatem czuć się gorsi tylko dlatego, że się boimy.

Kolejnym krokiem jest zwrócenie uwagi na występowanie potrzeby ciągłej kontroli (zarówno w stosunku do siebie, jak i otoczenia). Judith Bemis i Amr Barrada, autorki książki „Oswoić lęk”, wskazują, że próby utrzymania kontroli w stanie lęku kończą się wzrostem poziomu stresu, który będzie wynikać nie tylko z samej sytuacji, w jakiej się człowiek znalazł, ale również z prób tłumienia nieprzyjemnego odczucia. Nie pomoże samo nakazywanie sobie, by przestać się bać. Im częściej będziemy się zmuszać to nieodczuwania lęku (postrzegając go jako coś złego), tym częściej będziemy czuć się gorzej. Warto pamiętać, że często najbardziej dotyka nas nie to, co inni o nas myślą, ale to, co my myślimy, że o nas myślą. Nierzadko nasze własne przekonania są tym, co nakręca dodatkowo spiralę lęku. Odpuszczanie nieustannej kontroli nad tym, jak wypadamy w oczach innych oraz świadome otwarcie się na lęk i niepewność sprawiają, że przestajemy oczekiwać spełnienia nierealnych standardów, polegających na tym, że zawsze musimy być aktywni, odważni i podejmować się bez lęku wszystkich działań.

Otwieranie się na lęk, doświadczanie niepewności, pozwolenie sobie na przeżywanie niekomfortowych emocji nie jest łatwe. Jednak jest skuteczną metodą poradzenia sobie z trudnymi emocjami. Sprawia, że nie tylko rzadziej doświadczamy lęku antycypacyjnego, ale także sama sytuacja, która jest dla nas stresująca, staje się często łatwiejsza przez sam fakt, że nie dokładamy sobie dodatkowych obciążeń emocjonalnych w postaci nierealnych oczekiwań wobec siebie. Dodatkowo zmienia się wtedy nasz stosunek do niechcianych emocji. Zaczynamy akceptować myśl, że przez jakiś czas możemy się czuć niekomfortowo. Dorota Hołówka podsumowuje tę zmianę nastawienia mówiąc, że „ludzie, którzy otwierają się na lęk, zamiast go tłumić, zauważają, że on mija albo nabierają do niego dystansu”.

W towarzystwie lęku

Dopóki człowiek się rozwija, uczy, dopóki się zmienia, lęk będzie mu zawsze towarzyszył. Doświadczanie lęku w momencie wkraczanie na nowy teren, wychodzenia poza obszar, który jest postrzegany jako znany i bezpieczny, jest jak najbardziej naturalne. Nawet jeśli ktoś w innych sferach życia radzi sobie rewelacyjnie, kiedy mierzy się z czymś nowym, nieznanym i niepewnych, może odczuwać lęk lub dyskomfort. I właśnie pozwolenie sobie na odczuwanie dyskomfortu jest kluczowe w pracy z lękowymi sytuacjami. Oczekiwanie, że nigdy nie będziemy się bać, jest z góry skazane na rozczarowanie. Bemis i Barrada w swojej książce zwracają uwagę na to, że tak samo jak nie ma potrzeby cały czas się napinać i denerwować, tak samo nie trzeba nieustannie być zrelaksowanym i odprężonym.

Lęk towarzyszył i towarzyszyć nam będzie zawsze na różnych etapach życia. Odwaga zatem nie polega na nieodczuwaniu lęku. Dopóki będziemy doświadczać nowych rzeczy i podejmować ryzyko, będziemy obcować z lękiem. Podejmowanie ryzyka nie jest jednak ryzykanctwem. Lekkomyślne działania nie wynikają bowiem z odwagi. Cechuje je krótkowzroczność, brak wyobraźni oraz przekonanie o własnej nieomylności. Odwagą natomiast jest umieć poprosić o pomoc i umieć ją przyjąć. Odwagą jest również zaakceptowanie niepewności, którą niesie zmierzenie się z zupełnie nową sytuacją. Odwagą wreszcie nie jest nieodczuwanie lęku, lecz działanie pomimo jego doświadczania.

Autor: Igor Rotberg

Dla zainteresowanych:

Bemis, J., Barrada, A. (2002). Oswoić lęk, tłum. Lewicka L., Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Hołówka, D. (2012). Lęk chce być zauważony i uzdrowiony, Nowa Psychologia [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Jeffers, S. (1999). Nie bój się bać, tłum. Grzegołowska-Klarkowska H., Warszawa: Akuracik
Wachtel, Paul L. (2013). Terapia relacyjna w praktyce psychoterapii, tłum Pikiel S., Gdańsk: Harmonia

Artykuł dostępny jest również na stronie Magazynu Charaktery

NIE ZAWSZE BĘDZIE DOBRZE

Codziennie człowiek bombardowany jest olbrzymią ilością reklam, których przekaz jest jednoznaczny: wystarczy, że skorzystasz z naszego produktu/usługi, a twój problem zniknie raz na zawsze. Ten jasny komunikat wpisuje się w przekaz kulturowy, podtrzymywany przekonaniami, że jedyne, co potrzebujesz robić, to przeczytać jakiś poradnik lub skończyć odpowiedni kurs, a twoje życie diametralnie się zmieni. Wkroczysz wtedy do krainy wiecznej szczęśliwości. Dokłada się do tego przeświadczenie, że jeśli nie jesteśmy szczęśliwi, coś w naszym życiu szwankuje i wymaga natychmiastowej poprawy. Gonimy więc szczęście ze wszystkich sił, wkładając w to bardzo dużo wysiłku i zaangażowania. Dlaczego zatem ten model funkcjonowania nie sprawdza się? Dlaczego wciąż jesteśmy rozczarowani?

W pogoni za szczęściem

Wiele osób myśli w taki sposób: będę szczęśliwa/szczęśliwy, jeśli będę mieć udany związek/osiągnę sukces/awansuję w pracy/wyjadę z kraju itd. Wzór ten opiera się na założeniu, że po spełnieniu określonych warunków, nasze odczuwanie szczęścia automatycznie wzrośnie i będzie utrzymywać się już na tym poziomie. Okazuje się jednak, że kiedy osiągamy wymarzony cel, często nie czujemy się bardziej szczęśliwi, a czasem wręcz czujemy się rozczarowani. Dzieje się tak dlatego, że zmieniły się jedynie okoliczności zewnętrzne, podczas gdy my często jesteśmy wciąż tacy sami. Badając przez ostatnie kilka lat zależności między szczęściem a sukcesem, Shawn Achor, trener biznesowy i wykładowca na Harvardzie, odkrył, że powyższy wzór działa dokładnie na odwrót. Autor książki „The Happiness Advantage” mówi, że „problem nie sprowadza się do tego, iż nie dążymy do szczęścia, lecz szukamy go używając złej metody”. Sukces bowiem nie jest równoznaczny ze szczęściem. Związek czy praca nie sprawią, że staniemy się od razu szczęśliwi z definicji.

Również nieustanne dążenie do perfekcji, jak i ciągła pogoń za szczęściem, nie powinny stać się celem samym w sobie. Psycholog Mirosław Słowikowski wskazuje, że jeśli motorem doskonalenia się jest ciągłe poczucie bycia nie dość dobrym, wtedy wszystkie porażki i błędy odbierane są jako dowód na naszą nieudolność i mierność, co rodzi poczucie niespełnienia i niezadowolenia. Czujemy się ciągle gorsi. Tezę tę potwierdzają niedawne badania Iris Mauss z Uniwersytetu w Denver. Z badań tych wynika, że duża koncentracja na dążeniu do szczęścia koreluje z gorszą oceną własnego dobrostanu, mniejszą satysfakcją z życia i gorszym samopoczuciem. Zbyt wysokie oczekiwania, wynikające z przemożnego pragnienia bycia szczęśliwym, nie mogą być bowiem w pełni zaspokojone, co prowadzi do rozczarowania i przygnębienia. Dążenie do doskonałości jako celu samego w sobie, bez względu czy odnosi się ona do siebie, relacji z innymi ludźmi czy do warunków w otaczającym świecie, jest z góry skazane na niepowodzenie. W pogoni za szczęściem łatwo można się rozczarować życiem, odnosząc się negatywnie do wszystkich niedoskonałości, porażek czy niechcianych emocji.

Mit szczęśliwości

Wyznaczanie sobie celów, po których osiągnięciu ma być już zawsze dobrze, koncentrowanie się na tym, aby doświadczać jedynie pozytywnych emocji, pragnienie, żeby życie ograniczało się tylko do ciągłego wyrzutu dopaminy, jest częstą przyczyną czucia się nieszczęśliwym. Jednak, jak zwraca uwagę psycholog Rob Archer, życie nie sprowadza się do odczuwania przez nas zadowolenia w każdej minucie. Dodaje, że chwil, w których czuliśmy się najbardziej spełnieni, nie poprzedzało nasze dobre samopoczucie – częściej poprzedzało je zwątpienie i lęk. Część ludzi, w momencie odczuwania negatywnych emocji, stara się za wszelką cenę i jak najszybciej się ich pozbyć. Funkcjonują oni w oparciu o przekonanie, że tylko rozwiązanie problemu (rozumianego jako odczuwanie dyskomfortu) czy kontrolowanie bólu sprawią, że staną się szczęśliwsi, a ich życie się poprawi. Tymczasem Archer sugeruje, że to właśnie nasza nietolerancja na doświadczanie bólu i niepewności jest przyczyną braku odczuwania szczęścia. Umiejętność działania w obecności negatywnych myśli i nieprzyjemnych wrażeń zdaje się więc być kluczem do radości życia.

W świecie jedyną pewną i stałą rzeczą jest jego zmienność. Życie nie było, nie jest i nigdy nie będzie stabilne. Człowiek nie w stanie przewidzieć zmian, jakie mogą nastąpić w jego życiu. Bez względu na to, jak dużo doświadczenia i wiedzy zgromadziłby w życiu, zawsze coś może go zaskoczyć, pójść wbrew planom i założeniom. Pragnienie, aby wieść ustabilizowane życie, jest bardzo złudne, przynosi często zawody życiowe i poczucie niespełnienia. Zmienne jest również nasze samopoczucie. Psycholog Randall Wilson mówi wręcz, że chęć doświadczania ciągłego poczucia zadowolenia jest stanem nienaturalnym – osiągnięcie go jest więc iluzoryczne. Tym, co nas unieszczęśliwia, jest zatem brak akceptacji zmienności naszych odczuć, naszego samopoczucia, jak i akceptacji niestałości otaczającego nas świata oraz oczekiwanie, że przyjdzie kiedyś taka chwila, gdy znikną wszelkie nasze wątpliwości, wahania, rozterki i lęk.

Szczęście pomimo

Mówienie „wszystko będzie dobrze” podtrzymuję wiarę w bezproblemową przyszłość. I nawet jeśli ludzie w większości zdają sobie sprawę, że doświadczanie bólu wpisane jest z ludzkie życie, rozczarowują się za każdym razem, gdy zaskoczy ich choroba, kryzys, niepowodzenie czy strata, ponieważ łudzą się, że może jednak ich życie będzie wyglądało inaczej. Nie chodzi oczywiście o kultywowanie w sobie przygnębiającego przekonania o posępnej przyszłości. Przesadny optymizm i idealizowanie przyszłych zdarzeń mogą jednak wpływać negatywnie na życie, ponieważ nie dość, że dostarczają frustracji i niezadowolenia związanych z faktem, że sprawy nie układają się po naszej myśli, to dodatkowo umniejszają lub wręcz pozbawiają radości z doświadczania chwili obecnej. Postrzegamy bowiem teraźniejszość jako nie dość dobrą, nieidealną, niewartą uwagi.

Tymczasem kryzysy są immanentną cechą ludzkiej egzystencji. Miliony ludzi na świecie właśnie przechodzi przez okres destabilizacji i rozchwiania. Dychotomiczna percepcja czasu, wyrażająca się w postrzeganiu kryzysu jako bezsprzecznie negatywnego momentu w życiu oraz czasu po kryzysie – jako nieprzerwanie trwającej radości, sprawia, że za każdym razem jesteśmy negatywnie zaskoczeni, kiedy coś odbiegło od naszych planów. Lepiej – co podkreśla w jednej ze swoich prelekcji psycholog Jacek Walkiewicz – zamiast mówić: „wszystko będzie dobrze”, powiedzieć „poradzę sobie”. Sprawia to, że będąc mniej roszczeniowymi wobec przyszłych zdarzeń, mniej będziemy doświadczać rozczarowań. Nie będziemy się skupiać wtedy na sprawach, na które nie mamy wpływu, a zyskamy większe zaufanie do siebie.

Przekonanie, że w przyszłości unikniemy cierpienia, powoduje zatem cierpienie, ponieważ ogranicza przeżywanie szczęścia tylko do wyidealizowanej rzeczywistości, która rzadko kiedy staje się naszym udziałem. Przeżywamy stres, złość i irytację,  ponieważ sprawy nie układają się tak, jak byśmy tego oczekiwali. Odczuwać szczęście można jednak pomimo życiowych komplikacji. Autor książki „Minimalizm” Leo Babauta mówi wprost: oczekuj tego, że rzeczy będą rozbieżne z twoimi zamierzeniami. Ale patrz na nie jako na integralną cześć życia. Na swoim blogu Zen Habits pisze: „Oczekuj, że dzieci nabrudzą. Oczekuj, że twój partner lub partnerka nie będą idealni. Oczekuj, że twój przyjaciel nie dotrze czasami na czas. Oczekuj, że rzeczy nie pójdą całkiem zgodnie z planem. Oczekuj, że ludzie czasami mogą się niewłaściwie zachować. Oczekuj, że współpracownicy czasem mogą nie okazać ci wsparcia. Oczekuj, że domownicy czasami po sobie nie pozmywają lub nie pozbierają swoich ubrań. Oczekuj, że szkło się zbije”. Szczęście bowiem jest to stan, kiedy rzeczy nie są doskonałe, a my wciąż jesteśmy zadowoleni.

Autor: Igor Rotberg

 

Dla zainteresowanych:

Achor, S. (2010). The Happiness Advantage, New York: Crown Business
Archer, R. (2011). The Certainty Bias, Working with ACT [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Babauta, L. (2009). A Beautiful Method to Find Peace of Mind, Zen Habits [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Mauss, I., B., Tamir, M., Anderson, C. L., & Savino, N. S. (2011). Can seeking hapiness make people unhappy? Paradoxical effects of valuing happiness, Emotion, 11, 807-815 [pdf]
Wilson, R. ( 2013). Positive Thinking and Other Harmful Advice, Like a Fish in Water [online]. Dostępny w Internecie tutaj