Instrukcja obsługi poradników

Igor Rotberg rozmawia z Renatą Pająkowską-Rożen, psycholożką, terapeutką, kulturoznawczynią.

Igor Rotberg: Rynek poradników, artykułów na temat rozwoju osobistego, prelekcji dotyczących poprawy samopoczucia ma się bardzo dobrze. Korzystamy z tego typu publikacji i wystąpień, ponieważ chcemy być szczęśliwi, chcemy, żeby było nam dobrze, żeby nasze problemy się rozwiązały. Dodatkowo w naszym dążeniu wspiera nas kultura masowa, która zachęca do sięgania po kolejny poradnik, jak po tabletkę od bólu głowy. Z jednej strony zestawienia takich tytułów jak „7 wskazówek, jak osiągnąć sukces”, „5 kluczowych zmian, które musisz wprowadzić w życie, żeby osiągnąć spokój”, „6 porad, które uczynią twój związek szczęśliwym” mogą wydawać się banalne i powierzchowne. Z drugiej strony publikacje te zawierają często porcję rzetelnej wiedzy, która może być dla nas pomocna, zwiększając nasz poziom zadowolenia z życia i przynosząc radość.

Renata Pająkowska-Rożen: Rynek wydawniczy i czasopisma branżowe oferują nam różne poradniki, które mają zrewolucjonizować nasze życie i podejście do siebie i świata. Jeśli kupimy poradnik pisany przez specjalistę, jego porady poparte będą wiedzą, wieloletnią praktyką, badaniami naukowymi. Czytelnicy jednak kupują je, czytają, próbują wprowadzić w życie, frustrują się, bo coś nie działa, kupują więc następny poradnik, potem jeszcze inny… i tak bez końca (oraz bez oczekiwanego rezultatu).

Dzieje się tak m.in. dlatego, że pomiędzy kupieniem poradnika a wykorzystaniem praktycznych porad – czy nawet przed kupieniem poradnika – brakuje kluczowego elementu układanki. Tym elementem jest zatrzymanie się, namysł nad tym, czego potrzebuję, gdzie jestem. Po co kupuję ten poradnik? Jaki cel ma mieć zastosowanie zawartych w nim porad? Aby wykorzystać wiedzę zawartą w poradniku, przede wszystkim należy mieć wiedzę o sobie. Najczęściej cała wiedza, jaką posiadamy, to poczucie, że chcemy zmienić swoje życie. Chcemy być spokojni, zadowoleni, mieć dobrą pracę, wysportowaną sylwetkę, częste podróże, slow life, slow food, slow sex. Ale czy aby na pewno tego właśnie potrzebujemy? A może…

IR: To, o czym mówisz, to samoświadomość, to rozpoznawanie własnych potrzeb, ale też wiedza dotycząca szerszej perspektywy wprowadzania zmian. Tymczasem nie zawsze wiemy, czego potrzebujemy i dokąd chcielibyśmy zmierzać. Łatwiej nam jest skupić się na tym, co nas boli, uwiera, z czym jest nam niewygodnie. Trudniej określić, czego chcielibyśmy w zamian, co by to wniosło do naszego życia i jak po tej zmianie miałoby ono wyglądać.

RPR: Spróbujmy zastanowić się, co jest potrzebne, aby w ogóle wiedzieć, jaki poradnik kupić. Przede wszystkim potrzebujemy czasu. Oczywiście czas potrzebny jest zarówno na przeczytanie poradnika, jak też na wprowadzenie w nasze życie wskazówek otrzymanych od jego autora. Jednak w pierwszym rzędzie musimy wygospodarować trochę czasu, by odpowiedzieć sobie na kilka podstawowych pytań: kim jestem, co w moim życiu jest dobre i jakie mam zasoby, potrzeby, a następnie – co chcę zmienić w swoim życiu.

IR: I odpowiedzi na te pytania mogą być dla nas zaskakujące. Okazać się bowiem może, że chcemy zupełnie czegoś innego niż to, co do tej pory nam się wydawało, że chcemy. Dzieje się tak między innymi dlatego, że często posługujemy się pewnymi popularnymi w danym czasie określeniami. I tak na przykład chcemy być bardziej asertywni, mieć poczucie własnej wartości, wyższą samoocenę, większą pewność siebie czy żyć w zgodzie ze sobą. I oczywiście jak najbardziej możemy w tym kierunku zmieniać nasze życie. Warto jednak wiedzieć, co te sformułowania dla nas oznaczają (i jak my je rozumiemy) oraz – do czego są nam w życiu potrzebne.

RPR: To prawda. Współczesny człowiek chce mieć dobrą samoocenę, być asertywnym, mieć plany na przyszłość i prowadzić dobre życie. Najczęściej osoby, które przychodzą na terapię, wiedzą, że tego nie mają. Często nie potrafią określić, co konkretnie dla nich znaczy – mieć dobrą samoocenę czy też być asertywnym. Potrafią podać swoje wady, ograniczenia, ale nie umieją wymienić pozytywnych cech. A żeby zmienić coś swoim życiu należy oprócz określenia “co nie działa dobrze”, zastanowić się również, co na dany moment działa i dopiero wtedy pomyśleć nad zmianami, jakich chcę dokonać. Czego potrzebuję na dziś, ale też, gdzie chcę być za kilka lat? Nasze planowanie nie może ograniczać się do przebiegu kariery zawodowej czy posiadania mieszkania albo działki. Warto także pomyśleć o rzeczach niematerialnych, o dobrostanie psychicznym, o wartościach, które się wyznaje i których chce się przestrzegać.

Jeśli chcemy zmienić coś w swoim życiu i kupić jakiś poradnik, to najpierw zróbmy listę cech, zachowań, poglądów, które chcemy zmienić. Następnie spiszmy swoje aktualne zasoby, rzeczy, które umiemy dobrze robić i które się nam udają. Jeśli mamy z tym kłopot, to poprośmy przyjaciół, aby podali nam kilka rzeczy, za które nas cenią.

IR: Poruszyłaś istotną kwestię, a mianowicie znajomość ważnych dla nas wartości. Spełnienie wszystkich imperatywów, jakie przynosi współczesna kultura, jest niewykonalne. I takie hasła, jak: „Bądź szczęśliwy!”, „Żyj swoją pasją!” „Pielęgnuj swoje hobby!”, „Wysypiaj się!”, „Nie martw się!”, „Bądź asertywny!” „Uwierz w siebie!”, „Kochaj siebie!”, „Okazuj wdzięczność!”, „Bądź w zgodzie ze sobą!”, „Żyj w harmonii!”, zamiast poczucia wzrostu naszego poziomu szczęścia, przynoszą często rozczarowanie i frustrację. Bardziej zasadne jest określenie ważnych w naszym życiu wartości i poruszanie się w kierunku ich urzeczywistnienia. Kierując się bowiem wartościami, a nie imperatywami społecznymi – często sprzecznymi ze sobą nakazami i zakazami, płynącymi z licznych źródeł o charakterze poradnikowym – jesteśmy w stanie podróżować przez życie wraz z naszymi niedoskonałościami, kłopotliwymi myślami czy trudnymi emocjami. Kluczową kwestią staje się zatem poznanie tego, czego JA chcę, co MI jest potrzebne, do czego JA chcę dążyć. I – odnosząc się do tego, co powiedziałaś – na ile to już w swoim życiu realizuję, a na ile potrzebuję owo życie zmienić.

RPR: Dopiero kiedy już wiemy, czego potrzebujemy i dokąd chcemy dotrzeć, możemy zacząć myśleć o realizacji tych potrzeb. Aby wprowadzić zmianę w życie, należy się do niej odpowiednio przygotować. I mieć podjętą decyzję: chcę zmiany, bo chcę osiągnąć to i to. Główną zasadą, której powinniśmy się trzymać, aby zmiana była trwała, jest wprowadzanie jej małymi krokami. A sam sposób… zależy od tego, co konkretnie chcemy zmienić i właśnie tu mogą pomóc poradniki.

IR: O ile oczywiście nie pozostaniemy na etapie konsumowania dużej ilości informacji, mając tylko iluzoryczne poczucie rozwoju. Iluzoryczne, ponieważ w rzeczywistości niewiele w naszym życiu się wtedy zmienia. Przyswojenie wiedzy jest dopiero początkiem na drodze do zmiany. Początek ten stanowi bardzo ważny element, jednak pozbawiony wynikającego zeń działania, staje się całkowicie bezużyteczny, a pieniądze i czas, jaki zainwestowaliśmy w zgromadzenie wiedzy – zmarnowane. Poradniki mogą być dla nas zasobem, mogą stanowić dla nas inspiracje, podsunąć ciekawą perspektywę, rozwiązanie, zachęcić do innego spojrzenia na pewne kwestie. Jednak nie wykonają za nas pracy. Nie sprawią, że samo ich przeczytanie odmieni nasze życie, a cele będą się realizować same właściwie w trakcie lektury.

RPR: Warto nie korzystać z pięciu naraz, tylko zdecydować się na jeden z nich. Poczytać o autorze, jakie ma doświadczenie, na czym opiera swoje porady, z jakich źródeł korzystał? Po dokonaniu wyboru i zakupu zacznijmy działać, powoli rozkręcajmy swoje przeobrażenie. I nie oczekujmy szybkich zmian. Każda zmiana ma swoje własne tempo i swój własny czas.

O rozmówczyni:
Renata Pająkowska-Rożen – absolwentka psychologii (Uniwersytet SWPS w Warszawie) i kulturoznawstwa (Uniwersytet Wrocławski). Ukończyła dwuletnie studium psychoterapii metodą Psychologii Procesu Arnolda Mindella (Instytut Psychologii Procesu w Warszawie) oraz szkolenie terapeutyczne pierwszego i drugiego stopnia w nurcie Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach. Posiada certyfikat konsultanta i terapeuty w nurcie Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach i tą metodą aktualnie pracuje. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, współzałożycielką Sekcji Podejścia Skoncentrowanego na Rozwiązaniach przy PTP. Specjalizuje się w terapii depresji, stanów zaburzeń nastrojów i oswajaniu procesu zmiany. Prywatnie zwolenniczka minimalistycznego stylu życia i wielbicielka polskiej szkoły filmowej. FB: Psychoterapia Zmiany.

Rozmowa dostępna jest również na portalu naTemat.

CZY MEDYTACJA MOŻE BYĆ MIŁA?

Nie tak dawno mój znajomy, wiedząc, że regularnie medytuję i chcąc być  uprzejmym, życzył mi na zakończenie naszej rozmowy „miłej medytacji”. Zacząłem się wtedy zastanawiać czy medytacja może być miła. A jeśli nie, to jaka może być? I, chcąc być serdecznym dla kogoś, kto medytuje, czego mamy tej osobie życzyć?

Miła medytacja

Raczej nie możemy oczekiwać, że medytacja będzie miła. Czasami podczas praktyki medytacyjnej możemy poczuć się nawet gorzej. Dzieje się tak dlatego, że konfrontujemy się z tym, czego na co dzień unikamy. W polu naszej świadomości pojawiają się rzeczy, które przez lata nawet mogliśmy odsuwać od siebie. Czasami doświadczamy uczuć, o których już dawno zapomnieliśmy, pojawiają się obrazy z przeszłości, ludzie, których już nie ma w naszym życiu. Możemy mieć wręcz poczucie, że mamy więcej myśli, niż nam się to do tej pory wydawało. Nie jest to jednak prawdą, a wynika z faktu, że podczas praktyki uważności dopuszczamy wszystkie te myśli wreszcie do siebie. One zawsze w nas były, ale dopiero teraz zwracamy na nie naszą uwagę.

Dlatego też medytacja może być bolesna, i to zarówno psychicznie, jak i fizycznie, kiedy na przykład nasze ciało daje nam znać o sobie. Nagle zaczynają nas boleć plecy, za chwilę kłuje nas kostka, żeby za moment zapiekły nas uszy. Oczywiście są momenty, kiedy doświadczamy również miłych doznań czy emocji, jednak – jak mówi Jon Kabat-Zinn, lekarz i terapeuta, który wprowadził do medycyny i psychoterapii pojęcie uważności – cała sztuka polega na kontynuowaniu praktyki, kiedy jest właśnie trudno. Wymaga to dużego zaufania do siebie, by w takich okolicznościach być uważnym, nie starając się jednocześnie niczego zmieniać ani naprawiać. Dzięki temu, że otwieramy się na te wszystkie doznania (które określamy zarówno jako miłe, jak i niemiłe), możemy je objąć swoją świadomością. W pewien sposób sprawiamy, że ból, którego doświadczamy staje się mniejszy, ponieważ, cytując Julię E. Wahl, psychoterapeutkę, psycholożkę, instruktorkę uważności oraz self-compassion, „nie chodzi o to, żeby zupełnie zniknął, ale żeby łatwiej nam było z nim być”.

Spokojna medytacja

Medytacja nie ma na celu nas uspokoić. Służą temu raczej techniki relaksacyjne, takie chociażby jak Progresywny Relaks Mięśni stworzony przez Edmunda Jacobsona czy też trening autogenny Johannes Schultza, jak również liczne techniki oddechowe. Oba wyżej wymienione treningi, jak również praca z oddechem, są wykorzystywane także w terapii (zwłaszcza w terapii poznawczo-behawioralnej) przy pracy z takimi zaburzeniami jak fobie, napady lęku i paniki czy też zaburzenia psychosomatyczne. Oczywiście techniki te stosowane są również w życiu codziennym, właśnie w celach relaksacyjnych, kiedy odczuwamy napięcie, kiedy stres odcisnął na nas negatywne piętno, kiedy czujemy się zmęczeni i potrzebujemy chwili odpoczynku.

W samej praktyce medytacyjnej jednak nie wpływamy na nasz oddech, nie zmieniamy go, nie moderujemy. Nie napinamy też mięśni, żeby potem je rozluźniać. Nie wyobrażamy sobie innych odczuć niż te, które w momencie medytowania odbieramy z naszego ciała. Nie chodzi bowiem o to, żeby przestać być zestresowanym, ale żeby zauważyć napięcie. Nie o to, żeby usunąć ból, ale żeby poczuć go właśnie. Nie o to, żeby pozbyć się wszystkich myśli i emocji, ale żeby być ich świadomym. Oczywiście, bycie bardziej zrelaksowanym może być wtórną korzyścią płynącą z praktykowania medytacji, jednak nie jest celem samym w sobie.

Udana medytacja

Czym jest udana medytacja? A czym nieudana? Czy można powiedzieć, że dzisiaj mieliśmy udaną praktykę? Można oczywiście pokusić się o szczegóły techniczne samej medytacji: czy wykonaliśmy je zgodnie z instrukcją, założeniami, nauczaniem jakie odebraliśmy? Jednak na bardziej głębszym poziomie każdy moment, który poświęciliśmy na bycie uważnymi, należy zaliczyć do udanych właśnie przez same skupienie się, zauważenie tego, co się z nami dzieje. Przekonanie o tym, że jeśli pojawiają się w moim umyśle tysiące myśli i co chwilę jestem rozproszony, świadczy o tym, że nie jestem dość dobry w samym praktykowaniu, a samą medytację mogę uznać za nieudaną, jest błędne i często charakterystyczne dla osób, które dopiero rozpoczynają przygodę z medytacją.

W praktyce uważności, jeśli nasz umysł odbiega gdzieś na chwilę, to dobrze. Jeśli zajmuje nas na moment nasza emocja, to dobrze. Jeżeli nas coś innego jeszcze rozprasza, to też dobrze. Ponieważ nie chodzi o to, byśmy byli nieustannie skupieni na oddechu albo też żebyśmy nie myśleli lub nie czuli niczego. Kiedy nasz umysł skupia się na czymś, zauważamy, co to jest i pozwalamy temu być (bez względu na to czy jest to odczucie z ciała, myśl czy jakiś dźwięk dobiegający z zewnątrz), równocześnie nie przywiązując się do tego. Obserwujemy zmienność oddechu, emocji, myśli i zdarzeń – chwila po chwili. Każdy moment traktujemy jako początek. Dzięki temu zyskujemy większą akceptację zdarzeń, które nas spotykają. Ale nie intelektualną, poznawczą. Wynika ona bardziej z doświadczania owej zmienności zauważanej zarówno w świecie zewnętrznym, jak i w nas samych. Jak podkreśla Paweł Holas, lekarz, psychiatra, psychoterapeuta, prezes Polskiego Towarzystwa Mindfulness, dzięki temu, że dopuszczamy do siebie i akceptujemy wszystkie doświadczenia, bez względu na to czy są one pozytywne czy negatywne, pozwalamy im odejść, podczas gdy uporczywe trzymanie się ich jest właśnie często „źródłem naszego cierpienia psychicznego i nawykowych, niefunkcjonalnych zachowań”. Zyskujemy pewien rodzaj życzliwości do zdarzeń i doświadczeń. Jest to ten rodzaj życzliwości, który Julia E. Wahl opisuje jako  „bycie z tym, co jest, niezależnie od tego, czym to jest”.

Czego życzyć?

Żeby odpowiedzieć na pytanie, czego w takim razie życzyć osobie, która właśnie udaje się na medytację, trzeba odpowiedzieć na pytanie, czemu owa praktyka ma służyć.

Wiemy już, że nie służy ona temu, żeby nam było miło i lepiej. Nie służy również temu, abyśmy poczuli się bardziej zrelaksowani, bardziej harmonijni czy uspokojeni. Nie ma ona na celu rywalizowania ani z samym sobą, ani z innymi osobami w osiąganiu coraz to lepszych „wyników” samej praktyki. Chodzi tutaj natomiast o obserwację. Dzięki niej uczymy się budowania relacji pomiędzy nami a naszym umysłem. Jak podkreśla Julia E. Wahl „po pewnym czasie praktykowania zyskujemy nową jakość przebywania z samym sobą i wszystkimi wytworami swojego umysłu”. Dzięki temu praktykując zaznajamiamy się ze sobą, oswajając się z własnymi emocjami, z myślami. Zmienia się nasz punkt widzenia siebie i otaczającego świata. Przestajemy oceniać rzeczywistość, która zaczyna nam się jawić zgodnie z naszym doświadczeniem.

Praktykowanie medytacji wpływa na całe nasze życie. Nie chodzi o to, aby być uważnym tylko w momencie siedzenia na poduszce do medytacji. Chodzi o to, aby rozwijać uważność również poza praktyką formalną. Nie jest bowiem celem medytowania zamknięcie się w domu, ograniczenie kontaktów ze światem, zaprzestanie spotykania się ze znajomymi czy też wychodzenia do restauracji lub kina. Medytacja nie jest zatem wyłączeniem z otaczającego nas świata. Wręcz przeciwnie –  to połączenie ze strumieniem życia. Powinna ona przekładać się bezpośrednio na nasze funkcjonowanie poza tymi momentami, kiedy siedzimy i medytujemy. Praktykować medytację możemy bowiem wszędzie.

Jakiej zatem medytacji życzyć osobie, która praktykuje tego typu ćwiczenia? Zdecydowanie warto życzyć takiej medytacji, jaka będzie. Nie ma bowiem znaczenia czy będzie krótka czy długa, czy miła czy niemiła, czy osoba praktykująca będzie bardziej czy mniej skupiona. Akceptacja takiej praktyki uważności, jaka się wydarzy, zdaje się być tutaj kluczowa, bo unikamy wtedy ograniczeń, jakie nakładamy sobie sami przez nasze oczekiwania w stosunku do medytacji. Przebiega ona wtedy dokładnie tak, jak przebiec powinna. Dodatkowo można życzyć wytrwałości i konsekwencji w podjętej decyzji o praktykowaniu uważności, bo medytacja – wbrew obiegowym opiniom – nie jest błogostanem. Jest ciężką pracą. Wymaga odwagi, wysiłku oraz dyscypliny.

Autor: Igor Rotberg


Dla zainteresowanych:

Kabat-Zinn, J. (2007). Gdziekolwiek jesteś, bądź, tłum. Smagacz H., Warszawa: IPSI Press
Holas, P. (2008). Mindfulness na co dzień, rozmowę przepr. Kosiorek T., radio Euro (Bis) [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Wahl, J. E. (2013). Raz jeszcze o uważności, NaTemat.pl [online]. Dostępny w Internecie tutaj