Kiedy bliska osoba doświadcza meltdownu

Autystyczny meltdown nie jest wahaniem nastroju. To reakcja organizmu, która zachodzi, gdy układ nerwowy tej osoby osiąga maksymalną wydolność i po prostu nie jest w stanie przyjąć już nic więcej (o samym meltdownie możecie przeczytać w moim POŚCIE ze stycznia).

Jeśli bliska Ci osoba w spektrum autyzmu doświadcza meltdownu, Twoim zadaniem nie jest to naprawić. Możesz jednak nauczyć się, co robić, żeby nie pogarszać tego stanu.

To nie jest o Tobie

Po pierwsze, nie zakładaj, że ten stan ma związek z Tobą. Meltdown to przeciążenie, a nie „robienie dramy”. To nie jest odrzucenie Ciebie. To kwestia instynktu samozachowawczego, kwestia przetrwania. Badania pokazują, że podczas meltdownu mózg przełącza się w tryb alarmowy: aktywuje się układ limbiczny, a obszary odpowiedzialne za racjonalne myślenie są praktycznie wyłączone. To czysta, instynktowna reakcja obronna organizmu

Zmniejszanie przeciążenia

Możesz ograniczyć obciążenie sensoryczne: przygaś światło, wycisz dźwięki. W tym czasie warto też zmniejszyć oczekiwania wobec tej osoby. Nawet jeśli milczy, bliska Ci osoba nie jest teraz „spokojna”, tylko desperacko próbuje się ochronić.

Oferuj pocieszenie, a nie pytania

Unikaj przesłuchiwania typu: „Pytania w rodzaju „Co się dzieje?”, „Wszystko w porządku?”, „Coś się stało?” często dodatkowo obciążają. Zamiast tego zaproponuj bardziej proste wybory: „Chcesz kocyk czy nie?”, „Zrobić herbatę czy wolisz ciszę?”. Krótkie komunikaty są w tym stanie znacznie łatwiejsze do przyjęcia.

Daj przestrzeń, nie znikając

Bądź blisko, ale nie domagaj się bliskości. Pozostań w pobliżu, żeby móc w razie potrzeby udzielić wsparcia, ale jednocześnie na tyle daleko, by ona nie czuła się obserwowana. Nie zmuszaj jej do kontaktu wzrokowego ani do rozmowy. Nie dotykaj jej bez pozwolenia. Wiele osób w meltdownie nie toleruje fizycznego kontaktu w takiej chwili. Używaj prostych, krótkich zdań: żadnych metafor, żadnych emocjonalnych rozważań. Jej psychika i ciało dosłownie przełączają się teraz na tryb oszczędzania energii. Dlatego stała, znajoma rutyna bywa w tym momencie najlepszą “emocjonalną resuscytacją”.

Powrót we właściwym czasie

Daj jej czas! Meltdown to nie jest szybki „reset”. Najtrafniejsze porównanie, na jakie trafiłem, mówi, że układ nerwowy zachowuje się wtedy tak, jakby przeprowadzał pełną aktualizację systemu, pracując na zaledwie 1% naładowania baterii.

Gdy kryzys minie i osoba zacznie wracać do względnej równowagi, nawiązuj z nią kontakt bardzo delikatnie. Pamiętaj, że po wszystkim prawdopodobnie będzie skrajnie wyczerpana i może odczuwać wstyd albo poczucie winy z powodu utraty kontroli. Dlatego nie mów: „Przestraszyłaś mnie” albo „Musimy pogadać”. Zamiast tego powiedz na przykład: „Jeśli czegoś potrzebujesz – jestem obok”, „Już jest bezpiecznie”, „Nie musisz się z niczym spieszyć”.

Fot. Annie Spratt / Pixabay

Żal mówi o tym, co jest dla nas ważne

Edith Piaf śpiewała, że nie żałuje niczego, i choć jej głos wciąż porusza, to temu przekazowi towarzyszy pewien kulturowy ideał, według którego życie bez żalu ma być oznaką siły i dojrzałości. Tymczasem żal nie jest defektem, który trzeba usuwać, lecz emocją opowiadającą o naszych granicach, o tym, co dla nas ważne, oraz o momentach, w których spotkaliśmy się z własną niedoskonałością. Badania Neala Roese’a oraz Amy Summerville pokazują, że żal bywa także sygnałem, że po prostu nam zależało. Kiedy próbujemy żyć tak, aby niczego nie żałować, wchodzimy w narrację, która może przynieść więcej szkody niż pożytku, ponieważ zachęca do unieważniania istotnych dla nas aspektów życia.

Unikanie żalu przypomina unikanie błędów, czasem nawet unikanie samego życia. Zdarza się, że stoi za tym chęć ochrony przed świadomością, że nie wszystkie decyzje były przemyślane, że nie zawsze byliśmy tacy, jak chcielibyśmy o sobie myśleć. W takiej strategii może mieścić się lęk przed tym, że nie z wszystkiego w naszym życiu będziemy zadowoleni. W literaturze psychologicznej żal bywa opisywany jako emocja regulująca, sygnalizująca rozminięcie się z własnymi wartościami, a nie jako słabość. Zdanie „chcę przeżyć życie tak, żeby niczego nie żałować” może zatem oznacza pragnienie ochrony przed konfrontacją z własną omylnością, próbę zbudowania narracji, w której nie ma miejsca na błędy, straty oraz decyzje, które z perspektywy czasu okazały się nietrafione. Może też oznaczać unikanie naturalnych emocji, które są częścią ludzkiego doświadczenia.

Żal jest tak samo ważny jak każda inna emocja i choć bywa bolesny, niesie w sobie potencjał rozwoju, refleksji oraz korekty życiowej ścieżki. Żałowanie jest w porządku, a czasem nawet konieczne, ponieważ zakorzenia nas w prawdziwości. Gdy potrafimy przyznać, że czegoś żałujemy, pojawia się przestrzeń na współczucie wobec siebie i na bardziej realistyczne widzenie własnej historii. Wtedy stajemy się bardziej ludzcy, mniej podatni na iluzję doskonałości i bardziej otwarci na uczenie się z własnych potknięć. Żal, jak każda emocja, domaga się uznania oraz miejsca. Zaprasza do odwagi, która pozwala spotkać się z konsekwencjami oraz zobaczyć siebie takim, jakim jesteśmy naprawdę.

Bibliografia:

Roese, N. J., Summerville, A. (2005). What we regret most … and why. Personality and Social Psychology Bulletin, 31(9), 1273–1285.

Fot. Matthew Henry / Unsplash

Związek partnerski nie jest nigdy stały i niezmienny

Związek partnerski nie jest nigdy stały, niezmienny, dany raz na zawsze. Warunkiem dobrego związku jest jego zdolność do zmiany. Dzieje się to chociażby dlatego, że ludzie lepiej się poznają, a ich poziom intymności wzrasta. Zmieniają się ich potrzeby, oczekiwania, zachowania. Rzadko się zdarza, żeby dwoje partnerów zmieniało się w tym samym tempie przez cały czas trwania związku. Relacja intymna wymaga od nas jakiejś pracy. Żeby miłość trwała i mogła się rozwijać, a co za tym idzie, przechodzić przez kolejne etapy relacji trzeba włożyć wysiłek.

Ponieważ relacja intymna podlega transformacji, naturalne jest, że pojawiają się kryzysy. I pomimo, że mogą pojawiać się wtedy bardzo trudne uczucia, kryzysy dają nam szanse na zobaczenie siebie i innej osoby w nowym świetle, na przedefiniowanie naszego związku. Umożliwiają zobaczenie tych aspektów relacji, które do tej pory były niewidoczne z powodu zrutynizowania relacji. Dzięki kryzysom związek może zacząć się zmieniać w stronę bardziej satysfakcjonującą dla obojga partnerów. Miłość jest wyzwaniem – wymaga odwagi, żeby zacząć związek, żeby go pogłębiać oraz żeby kontynuować pomimo występujących kryzysów i zwątpienia. 


Tekst pochodzi z mojego artykułu Miłość to wyzwanie.

Fot. Micah & Sammie Chaffin / Unsplash

Czy narcyzm da się wyleczyć?

Po raz drugi miałem przyjemność gościć w Podcaście Charyzmatycznym u psychologa Dawida Straszaka. Rozmawialiśmy o narcystycznym zaburzeniu osobowości i w trakcie rozmowy zastanawialiśmy się, czy roszczeniowość jest cechą charakterystyczną dla osób z tym zaburzeniem, czy to zaburzenie jest bardziej charakterystyczne dla którejś z płci. Rozmawialiśmy o tym, jak powstaje to zaburzenia, jak wygląda dzieciństwo osoby z tym zaburzeniem, a także przyglądaliśmy się, czym różni się narcyzm wielkościowy od wrażliwego. Poruszaliśmy także kwestię związków osób narcystycznych. A na koniec omówiliśmy mechanizm dewaluacji i reakcji na diagnozę. 

Jeśli chcecie się dowiedzieć, na czym polega terapia osób z zaburzeniami narcystycznymi, jaka jest różnica między cechami narcystycznymi a narcystycznym zaburzeniem osobowości, dlaczego w mediach tyle mówi się o narcyzmie oraz czy narcyzm da się wyleczyć – zapraszam do obejrzenia niniejszego odcinka. 

Nagrania jest dostępne na YouTube, Apple Podcasts oraz SoundCloud.

Kochać – martwić się czy ufać?

Jesteśmy przekonani, że ciągłe niepokoje o bliskich to dowód zaangażowania i głębokiej więzi. Jeżeli więc się nie martwimy, to znaczy, że nie kochamy naprawdę. Czy jednak kochać kogoś na pewno oznacza ciągle martwić się o niego? Okazuje się, że martwienie się to nie jest jedyny sposób okazywania miłości. Możemy wyrażać ją również przez zaufanie, empatię i głęboką akceptację.

Skąd zatem w nas przekonanie, że kochać oznacza nieustannie się martwić? Często to spuścizna dawnych doświadczeń i przeszłych pokoleń. Kiedy nasi przodkowie doświadczali wojen, represji, niebezpieczeństw czy nagłych strat, mogło się w nich wykształcić przekonanie, że kochać znaczy nieustannie czuć lęk o bliskich. W warunkach ciągłego zagrożenia zamartwianie się wydawało się uzasadnioną formą troski o bezpieczeństwo. Problem w tym, że owe przekonanie nie „zaktualizowało się”.

Z kolei miłość przez zaufanie nie oznacza naiwności czy zaprzeczania realnym zagrożeniom. Nie chodzi w niej o zaklinanie rzeczywistości: „Na pewno wszystko będzie dobrze”. Osoba kochająca z ufnością nadal troszczy się o bezpieczeństwo bliskiego, ale priorytetem staje się dobro relacji i wzajemne zaufanie.

Więcej o tym, czym jest rozróżnienie „kochać to martwić się” a „kochać to ufać” przeczytacie w artykule, który napisałem do dwumiesięcznika Newsweek Psychologia. Artykuł możecie przeczytać w PDF lub w formie ELEKTRONICZNEJ

Fot. J W / Unsplash

PDA – neurobiologiczna potrzeba autonomii

Fot. Tomas Kirvėla / Unsplash

Osoby dorosłe z profilem PDA (Pathological Demand Avoidance) w spektrum autyzmu często reagują w sposób, który na pierwszy rzut oka przypomina bunt, opór czy niechęć wobec zwykłych próśb. W rzeczywistości działa tu silna potrzeba autonomii, którą układ nerwowy odczytuje jako zagrożenie i gdy pojawia się prośba lub zwykłe oczekiwanie, może uruchomić się fizjologiczny tryb „walki lub ucieczki”. Nie chodzi tu o opór z wyboru, brak chęci ani nieodpowiedzialność, lecz o neurobiologiczny alarm, który mówi: ktoś mi odbiera kontrolę lub autonomię. Choć pojęcie PDA zyskuje zainteresowanie, nie stanowi ono oficjalnej kategorii diagnostycznej w klasyfikacjach takich jak DSM czy ICD. Niemniej rozpoznanie tego profilu może sprzyjać lepszemu zrozumieniu i adekwatnej pomocy. Warto dodać, że chociaż profil PDA często współwystępuje z autyzmem, bywa również rozważany w kontekście innych neuroatypowości, na przykład ADHD.

Wsparcie dorosłych z PDA wymaga podejścia, które traktuje autonomię jako kluczowy zasób, a nie jako przeszkodę. Pomocna okazuje się wrażliwość na język i styl komunikacji. Zamiast żądań czy poleceń warto oferować wybór i elastyczność, tworzyć przestrzeń, w której autonomia pozostaje nienaruszona. Warto zwrócić uwagę na takie słowa jak „musisz”, „teraz”, „trzeba”, „należy”, i zaproponować pytanie w rodzaju: „Możesz to zrobić w wolnej chwili?” To więcej niż uprzejmość, to strategia regulacji nerwowej. W ten sposób nie musimy „pokonywać oporu”, ponieważ współtworzymy przestrzeń, w której autonomii nie trzeba bronić, ponieważ jest respektowana. Osoby z PDA często bez trudu wykonują wszystkie obowiązki, jeśli mogą samodzielnie wybrać moment lub sposób.

Kluczowe jest uznanie, że reakcje nie są wynikiem zamierzonych działań przeciwko woli drugiej strony, ale efektem przeciążenia układu nerwowego. Zatem wsparcie osoby z PDA polega nie tyle na „naprawianiu” jej zachowań, ile na kreowaniu środowiska, które szanuje jej potrzebę autonomii, redukuje poczucie zagrożenia i umożliwia regulację emocjonalną.

Zaburzenia osobowości – mity i fakty

Niedawno miałem przyjemność wziąć udział w rozmowie na temat zaburzeń osobowości. Podczas rozmowy opowiadałem o tym, skąd ostatnio taka popularność tematu zaburzeń osobowości w mediach społecznościowy oraz dlaczego samodiagnozowanie się oraz określenie „toksyk” mogą być pułapką.

Omawiałem głównie dwa zaburzenia osobowości, a mianowicie osobowość borderline oraz narcystyczną. Rozprawiałem się z mitem, że zaburzenia osobowości borderline to „kobieca” przypadłość, a osobowości narcystycznej – „męska. Mówiłem również dlaczego część mężczyzn z zaburzeniami osobowości borderline jest błędnie diagnozowana jako osoby z depresją. W odniesieniu do zaburzeń osobowości narcystycznej pokazywałem, kiedy zachowanie narcystyczne to jeszcze nie zaburzenie osobowości, a także mówiłem o tym, co tak naprawdę kryje się za arogancją osoby narcystycznej.

Dodatkowo w rozmowie odpowiadałem na pytania, czy zaburzenia osobowości są na zawsze, a także poruszałem wątek, dlaczego zazwyczaj nie diagnozuje się zaburzeń osobowości u nastolatków.

Zapraszam do obejrzenia całej ROZMOWY, którą przeprowadził psycholog Łukasz Polikowski, autor vloga egzystencjalnego Człowiek Absurdalny.

Psychoterapia jako proces żałoby

Fot. Sabine van Erp / Pixabay

Pacjenci przychodzą na psychoterapię z nadzieją na ulgę, z pragnieniem naprawienia siebie lub życia, które wydaje się nieudane. Dopiero w toku pracy okazuje się, że nie chodzi o „naprawienie” czegokolwiek, ale o uznanie tego, co zostało utracone, niedane, zniszczone. Jak zauważa Martha Stark, terapeuta towarzyszy pacjentowi w stawaniu twarzą w twarz z realnością, która wcześniej była zbyt bolesna, by ją przyjąć. To właśnie w tej konfrontacji zaczyna się żałoba: nie tylko po osobach czy wydarzeniach, lecz po wyobrażeniach o sobie, o świecie i o innych, które już nie mogą się utrzymać.

Nancy McWilliams mówi z kolei, że w psychoterapii pacjent stopniowo godzi się z faktem, iż jego cierpienie nie jest jego winą, a zarazem nikt inny nie może go z niego „uratować”. Utrata tej iluzji wszechmocnego obiektu – rodzica, partnera, terapeuty – bywa jednym z najbardziej bolesnych etapów terapii. To moment, w którym pacjent przestaje szukać wybawienia i zaczyna podejmować odpowiedzialność za swoje życie. Ta przemiana nie jest aktem jednorazowym, lecz procesem, który – jak każda żałoba – wymaga czasu, bólu i cierpliwości wobec własnych granic.

Żałoba w terapii nie jest więc końcem nadziei, lecz jej przekształceniem. Uczy, że można żyć w świecie nieidealnym, bez konieczności idealizowania innych i bez ciągłego karania siebie. Z tej akceptacji rodzi się coś nowego: nie tyle szczęście rozumiane jako brak bólu, ile dojrzałość i zdolność do jego pomieszczenia. Terapeutyczna żałoba jest więc paradoksalnie początkiem życia bardziej realnego, opartego nie na fantazji naprawy, lecz na gotowości, by być w prawdzie o sobie.

Zadanie rodziców to nie uszczęśliwianie dzieci

Choć jest to sprzeczne z przekazem społecznym, zadaniem rodziców nie jest sprawianie, by dziecko było szczęśliwe. Kiedy bowiem skupiają się na tym, by dzieci zawsze były szczęśliwe, w rzeczywistości uczą je większej lękliwości i ograniczają ich zdolność do radzenia sobie z emocjami, które nieuchronnie pojawią się w dorosłym życiu. Gdy dziecko mówi: „Jestem jedynym w klasie, który nie pisze tak szybko jak inni”, dla rodzica to trudny moment. Naturalnym odruchem jest pocieszanie: „Każdy ma swoje tempo, ale za to jesteś świetny w piłce nożnej”. To gest z troski, a jednak nie zawsze pomaga.

W takich chwilach w dziecku zaczynają tworzyć się schematy dotyczące emocji, które są bezpieczne, a których trzeba unikać. Uczy się, że smutek, rozczarowanie czy zazdrość są uczuciami, z którymi lepiej się nie spotykać. A gdy dorosły próbuje „uszczęśliwić” dziecko, kiedy przeżywa ono bolesny moment, w gruncie rzeczy mówi: „Boję się twoich emocji tak samo jak ty i nie chcę się nimi zajmować, ty też lepiej się nimi nie zajmuj”. Wtedy dziecko zamiast doświadczyć wsparcia, uczy się wycofania i zamrożenia. Paradoks polega na tym, że czyniąc szczęście celem dzieciństwa, wychowuje się dzieci, które w dorosłości boją się własnych uczuć.

Zadaniem rodziców nie jest więc zapewnianie szczęścia, lecz towarzyszenie w emocjach. Pomaganie dzieciom, by potrafiły je rozpoznawać, nazywać i regulować. To właśnie zdolność do regulacji emocji, jak pokazują badania Jamesa Grossa i Bretta Forda (2018) oraz Daniela Siegela (2012), jest jednym z najważniejszych zasobów psychicznych człowieka. Nie chodzi o unikanie nieprzyjemnych emocji, ale o uczenie, jak z nimi być. Bo człowiek, który potrafi utrzymać kontakt z pełnym spektrum swoich emocji, nie tylko łatwiej odnajduje spokój, lecz także staje się bardziej odporny, empatyczny i autentyczny.

Bibliografia:

Gross, J. J., Ford, B. Q. (red.) (2024). Handbook of Emotion Regulation, Third Edition. Guilford Press.

Siegel, D. J. (2012). The Developing Mind: How Relationships and the Brain Interact to Shape Who We Are. Second Edition. Guilford Press.

Fot. IR / Canva

Neuroróżnorodność i odporność psychiczna

Odporność psychiczna jest kluczowa w naszym życiu – ale czy wygląda tak samo u osób neurotypowych i nieneurotypowych?

Zostałem zaproszony przez Katarzynę Stachelczyk, żeby w jej podcaście Nie tylko o psychoterapii porozmawiać o tym, jak neuroróżnorodność wpływa na radzenie sobie z wyzwaniami. Podczas rozmowy poruszaliśmy takie tematy jak m.in.:

  • jakie stereotypy osłabiają odporność psychiczną osób nieneurotypowych?
  • które ich cechy stają się zasobami?
  • jak otoczenie – rodzina, szkoła, praca – może wspierać zamiast podkopywać odporność?

Zapraszam serdecznie do słuchania i refleksji – bo różnorodność neurologiczna to temat, który dotyczy nas wszystkich.

Nagrania można odsłuchać na SpotifyYouTube oraz Speaker.