Związek partnerski nie jest nigdy stały i niezmienny

Związek partnerski nie jest nigdy stały, niezmienny, dany raz na zawsze. Warunkiem dobrego związku jest jego zdolność do zmiany. Dzieje się to chociażby dlatego, że ludzie lepiej się poznają, a ich poziom intymności wzrasta. Zmieniają się ich potrzeby, oczekiwania, zachowania. Rzadko się zdarza, żeby dwoje partnerów zmieniało się w tym samym tempie przez cały czas trwania związku. Relacja intymna wymaga od nas jakiejś pracy. Żeby miłość trwała i mogła się rozwijać, a co za tym idzie, przechodzić przez kolejne etapy relacji trzeba włożyć wysiłek, a u podstaw tworzenia związku zdaje się leżeć umiejętność komunikacji.

Ponieważ relacja intymna podlega transformacji, naturalne jest, że pojawiają się kryzysy. I pomimo, że mogą pojawiać się wtedy bardzo trudne uczucia, kryzysy dają nam szanse na zobaczenie siebie i innej osoby w nowym świetle, na przedefiniowanie naszego związku. Umożliwiają zobaczenie tych aspektów relacji, które do tej pory były niewidoczne z powodu zrutynizowania relacji. Dzięki kryzysom związek może zacząć się zmieniać w stronę bardziej satysfakcjonującą dla obojga partnerów. Miłość jest wyzwaniem – wymaga odwagi, żeby zacząć związek, żeby go pogłębiać oraz żeby kontynuować pomimo występujących kryzysów i zwątpienia. Oczywiście, czasami może się pojawić decyzja o rozstaniu, lecz – jeśli jest przemyślana i świadoma – może być najlepszą decyzją, jaką podejmiemy. 


Tekst pochodzi z artykułu Miłość to wyzwanie, dostępnym na naszej stronie.

Fot. Free-Photos / Pixabay

MOŻNA SIĘ BAĆ

Boimy się wielu rzeczy. Boimy się porażki. Boimy się negatywnej oceny ze strony innych. Boimy się podjęcia ryzyka i wyjścia ze strefy komfortu. Boimy się straty, popełnienia błędu, zmiany na niekorzyść. Boimy się również konfliktów, odrzucenia, rozczarowań, zazdrości czy też niechęci innych osób. Choć lęk jest powszechny i dotyczy olbrzymiej części ludzi, większość stara się go nie pokazywać, ukryć, stłumić, pozbyć, spacyfikować. Ale on powraca i co chwilę daje o sobie znać. Aż strach się bać!

Społeczne postrzeganie lęku

Lęk jest często tematem, którego wolimy unikać. Sprawia, że czujemy się zawstydzenie, zmieszani, że zachowujemy się wrogo i agresywnie. Nie akceptujemy go u siebie i jest trudny do przyjęcia u innych. Często wywołuje w nas  poczucie winy, przez co czujemy się gorsi, nie dość dobrze przystosowani. „Przecież ta sytuacja nie powinna nas przerażać. Przecież nic złego się nie dzieje. Przecież inni radzą sobie wyśmienicie. Przecież nie ma się czego bać!” – takie myśli nie obniżają poziomu odczuwanego lęku. Skutkują natomiast zwiększeniem nieprzyjemnego pobudzenia, niepewności oraz upewniają nas w przekonaniu, że coś z nami musi być nie w porządku.

Konieczność bycia społecznie aktywnym, przebojowym, cały czas uśmiechniętym i w każdej sytuacji życiowo zaradnym koliduje z odczuwanymi przez nas niekomfortowymi emocjami. Doświadczanie lęku jest zatem często odbierane jako znak życiowej porażki lub niedojrzałości. Postrzega się lęk oraz inne przejawy niepewności i rozterek jako coś przeciwstawnego dobrze przeżywanemu życiu. Wszystko to może sprawić, że czujemy się przepełnieni lękiem na samą myśl o tym, że moglibyśmy poczuć lęk lub nawet tylko zaniepokojenie. Lęk przed lękiem (czyli tzw. lęk antycypacyjny) jest już nawykiem, który utrwalony może zdecydowanie obniżać komfort życia, zmniejszać radość z cieszenia się pozytywnymi doświadczeniami oraz wpływać negatywnie na inicjowanie działań, podejmowanie decyzji, szukanie rozwiązań czy realizację wcześniej powziętych planów.

Błędne strategie

Nie pozwalając sobie na doświadczanie lęku, staramy się unikać sytuacji, miejsc i ludzi, którzy mogliby wzbudzić w nas niekomfortowe odczucia. Kiedy już zaczynamy się bać, staramy się za wszelką cenę stłumić to uczucie. Okazuje się jednak, że zdecydowanie więcej energii potrzebuje człowiek na zmaganie się i walkę z lękiem (polegającą na wyciszaniu go, neutralizowaniu czy zagłuszaniu), niż na konfrontację z nim. Co więcej, usilne unikanie niepokoju paradoksalnie zwiększa tendencję do silniejszego reagowania negatywnymi emocjami w sytuacjach stresowych. Dodatkowo, na co zwraca uwagę psychoterapeuta i nauczyciel psychoterapii Paul L. Wachtel, unikając tego, czego się boimy, nigdy nie mamy okazji sprawdzić, czy niebezpieczeństwo minęło lub czy czynnik wywołujący lęk nadal go wywołuje. „Jest to główna przyczyna dla której mechanizmy obronne, choć chronią nas przed bezpośrednim cierpieniem, utrwalają nasze problemy. Nie dopuszczamy do siebie budzących strach myśli i uczuć, dlatego nie wiemy, czy złowieszcze konsekwencje, jakich się spodziewamy, rzeczywiście nastąpią” – podsumowuje Wachtel.

Również błędną strategią jest myślenie życzeniowe. Jest to podejście, które Susan Jeffers, autorka książki „Nie bój się bać”, określiła jako strategię KIEDY/WTEDY. Polega ona na zakładaniu, że kiedy przestaniemy się bać, wtedy podejmiemy się określonego działania (poprosimy o podwyżkę, zaryzykujemy zmianę pracy, spróbujemy poszukać partnera, zaczniemy realizować nasze życiowe pasje itd.). Niestety takie podejście nie prowadzi do pozbycia się lęku, wręcz przeciwnie – utrwala go. Myślenie życzeniowe może mieć również inną postać: kiedy wreszcie uporządkujemy wszystkie sprawy, gdy będziemy więcej zarabiać, kiedy nasza sytuacja finansowa będzie stabilna, gdy znajdziemy idealnego partnera/partnerkę, wtedy odzyskamy spokój i przestaniemy się bać. Dorota Hołówka, psycholożka, założycielka Stowarzyszenia Nowej Psychologii, w artykule „Lęk chce być zauważony i uzdrowiony” mówi, że takie fantazjowanie również jest skazane na niepowodzenie, bowiem „kiedy mamy już wystarczająco dużo pieniędzy, zaczynamy martwić się, żeby ich nie stracić, kiedy mamy już ich tak dużo, że nie ma powodu do niepokoju, zaczynamy myśleć, o tym, żeby nie zachorować. Jeśli ktoś odczuwa lęk będąc bezrobotnym, będzie odczuwał lęk będąc milionerem”. Obie strategie zaszczepiają w nas przekonanie, że lęk jest bezwzględnie czymś złym, czego trzeba za wszelką cenę unikać. Skutkują podtrzymaniem asekuracyjnych zachowań i zwiększają częstotliwość występowania lęku antycypacyjnego.

Zamiast tłumienia

Jeśli unikanie oraz tłumienie lęku są zupełnie nieskuteczne i powodują wzrost nieprzyjemnych doznań, rozwiązaniem jest pozwolenie sobie na przeżywanie negatywnych uczuć. Na etapie poznawania własnego lęku ważne jest uświadomienie sobie, że niepokój jest czymś naturalnym i występuje powszechnie. Przyglądając się bliżej lękowi można zobaczyć, że wynika on z ważnych dla człowieka potrzeb, które chcą być zaspokojone (potrzeby akceptacji, afiliacji, bezpieczeństwa itd.). Ponieważ są to dosyć podstawowe potrzeby, lęk doświadczany jest przez wiele osób. Część z nich – na co zwraca uwagę w swojej książce Susan Jeffers – nie deklaruje przeżywania lęku lub twierdzi, że niczego się nie boi. Przyparci jednak do muru przyznają się, że po prostu inaczej rozumieją to słowo. Okazuje się, że odczuwają lęk, tylko nigdy tak go nie określają. Zamiast tego mówią, że są zdenerwowani lub niespokojni. Nieodczuwanie lęku występuje między innymi u ludzi, którzy mogą mieć zaburzenia osobowości. Może się pojawiać również u osób, które doświadczyły mechanicznych uszkodzeń neurologicznych. Zniesienie niepokoju i wzmożona odwaga można zauważyć także u ludzi będących pod wypływem substancji psychoaktywnych. Większość z nas jednak doświadcza lęku i to całkiem często. Nie musimy zatem czuć się gorsi tylko dlatego, że się boimy.

Kolejnym krokiem jest zwrócenie uwagi na występowanie potrzeby ciągłej kontroli (zarówno w stosunku do siebie, jak i otoczenia). Judith Bemis i Amr Barrada, autorki książki „Oswoić lęk”, wskazują, że próby utrzymania kontroli w stanie lęku kończą się wzrostem poziomu stresu, który będzie wynikać nie tylko z samej sytuacji, w jakiej się człowiek znalazł, ale również z prób tłumienia nieprzyjemnego odczucia. Nie pomoże samo nakazywanie sobie, by przestać się bać. Im częściej będziemy się zmuszać to nieodczuwania lęku (postrzegając go jako coś złego), tym częściej będziemy czuć się gorzej. Warto pamiętać, że często najbardziej dotyka nas nie to, co inni o nas myślą, ale to, co my myślimy, że o nas myślą. Nierzadko nasze własne przekonania są tym, co nakręca dodatkowo spiralę lęku. Odpuszczanie nieustannej kontroli nad tym, jak wypadamy w oczach innych oraz świadome otwarcie się na lęk i niepewność sprawiają, że przestajemy oczekiwać spełnienia nierealnych standardów, polegających na tym, że zawsze musimy być aktywni, odważni i podejmować się bez lęku wszystkich działań.

Otwieranie się na lęk, doświadczanie niepewności, pozwolenie sobie na przeżywanie niekomfortowych emocji nie jest łatwe. Jednak jest skuteczną metodą poradzenia sobie z trudnymi emocjami. Sprawia, że nie tylko rzadziej doświadczamy lęku antycypacyjnego, ale także sama sytuacja, która jest dla nas stresująca, staje się często łatwiejsza przez sam fakt, że nie dokładamy sobie dodatkowych obciążeń emocjonalnych w postaci nierealnych oczekiwań wobec siebie. Dodatkowo zmienia się wtedy nasz stosunek do niechcianych emocji. Zaczynamy akceptować myśl, że przez jakiś czas możemy się czuć niekomfortowo. Dorota Hołówka podsumowuje tę zmianę nastawienia mówiąc, że „ludzie, którzy otwierają się na lęk, zamiast go tłumić, zauważają, że on mija albo nabierają do niego dystansu”.

W towarzystwie lęku

Dopóki człowiek się rozwija, uczy, dopóki się zmienia, lęk będzie mu zawsze towarzyszył. Doświadczanie lęku w momencie wkraczanie na nowy teren, wychodzenia poza obszar, który jest postrzegany jako znany i bezpieczny, jest jak najbardziej naturalne. Nawet jeśli ktoś w innych sferach życia radzi sobie rewelacyjnie, kiedy mierzy się z czymś nowym, nieznanym i niepewnych, może odczuwać lęk lub dyskomfort. I właśnie pozwolenie sobie na odczuwanie dyskomfortu jest kluczowe w pracy z lękowymi sytuacjami. Oczekiwanie, że nigdy nie będziemy się bać, jest z góry skazane na rozczarowanie. Bemis i Barrada w swojej książce zwracają uwagę na to, że tak samo jak nie ma potrzeby cały czas się napinać i denerwować, tak samo nie trzeba nieustannie być zrelaksowanym i odprężonym.

Lęk towarzyszył i towarzyszyć nam będzie zawsze na różnych etapach życia. Odwaga zatem nie polega na nieodczuwaniu lęku. Dopóki będziemy doświadczać nowych rzeczy i podejmować ryzyko, będziemy obcować z lękiem. Podejmowanie ryzyka nie jest jednak ryzykanctwem. Lekkomyślne działania nie wynikają bowiem z odwagi. Cechuje je krótkowzroczność, brak wyobraźni oraz przekonanie o własnej nieomylności. Odwagą natomiast jest umieć poprosić o pomoc i umieć ją przyjąć. Odwagą jest również zaakceptowanie niepewności, którą niesie zmierzenie się z zupełnie nową sytuacją. Odwagą wreszcie nie jest nieodczuwanie lęku, lecz działanie pomimo jego doświadczania.

Autor: Igor Rotberg

Dla zainteresowanych:

Bemis, J., Barrada, A. (2002). Oswoić lęk, tłum. Lewicka L., Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Hołówka, D. (2012). Lęk chce być zauważony i uzdrowiony, Nowa Psychologia [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Jeffers, S. (1999). Nie bój się bać, tłum. Grzegołowska-Klarkowska H., Warszawa: Akuracik
Wachtel, Paul L. (2013). Terapia relacyjna w praktyce psychoterapii, tłum Pikiel S., Gdańsk: Harmonia

Artykuł dostępny jest również na stronie Magazynu Charaktery

MIŁOŚĆ JEST WYZWANIEM

Ryzyko jest nieodłącznym elementem życia. Zarówno jeśli chodzi o realizacje naszych pasji, zamierzeń, bliższych i dalszych celów, jak i o związki, relacje. Podejmujemy ryzyko nie tylko przy próbach szukania partnera, ale również wtedy, kiedy otwieramy się na kogoś, kiedy się zakochujemy i wtedy, kiedy już jesteśmy w związku, przechodząc chociażby przez kryzysy. Ponieważ nie ma złotej recepty na harmonijne związki, decyzje, które podejmujemy zawsze obarczone są w jakiś stopniu niepewnością. Nawet pomimo nabierania z kolejnymi relacjami większego doświadczenia, każdy nowy związek to nowe wyzwania, nowe doświadczenia. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że każda z osób, z którą się wiążemy, jest inna od poprzedniej, ale również dlatego, że my sami się zmieniamy. Zmieniają się nasze potrzeby, zapatrywania, poglądy, uczucia.

Poszukiwanie partnera

Już na bardzo początkowym etapie poszukiwań partnera, zanim jeszcze się zakochamy i zaczniemy budować związek, mogą pojawiać się wątpliwości, lęki, uczucia, które potrafią skutecznie ukrócić wysiłki idące w kierunku znalezienia odpowiedniej osoby.

Pojawia się tutaj lęk przed bliskością. Na ogół jest on na tyle nieuświadomiony, że osoba, która go doświadcza, racjonalizuje swoje działania (lub zaniechanie działań), tłumacząc się, że bycie singlem bardziej jej odpowiada, że jest adekwatne do jej stylu życia, że umożliwia realizowanie większej ilości celów życiowych itd. Jednym z powodów niepodejmowania prób zbudowania związku partnerskiego może być obawa przez odrzuceniem, u podstaw której mogą leżeć dwie przyczyny. Jedną z nich jest zakończenie wieloletniego związku. Przeżycia związane z tak dużą zmianą w życiu mogą być na tyle traumatyczne, że stanowią ogromną przeszkodę na drodze do znalezienia następnego życiowego partnera. Druga przyczyna może leżeć w tym, że osoba ma za sobą wiele krótkich związków zakończonych niepowodzeniami. Jeśli nie wyciąga na bieżąco konstruktywnych wniosków z tych doświadczeń, które mogłyby zaprocentować lepszą znajomością siebie, swoich potrzeb oraz mechanizmów rządzących życiem uczuciowym, grozi jej postrzeganie swojego życia jako pasma samych nieszczęść, istną życiową porażkę. Trudno wtedy podjąć ryzyko i dać sobie szansę na rozpoczęcie nowej relacji.

Zmiana ról społecznych, w których funkcjonujemy, zmiana dotychczasowego porządku w naszym życiu mogą również nieść ze sobą niepokój. Odejście od przyzwyczajeń – nawet jeśli skutkują one nieprzyjemnymi doświadczeniami (np. poczuciem samotności) – jest czasem dużo trudniejsze, niż nam się wydaje. Wymaga bowiem zmierzenia się z sytuacjami, które mogą być dla nas zupełnie nowe, leżące poza naszą strefą komfortu. Ciężko jest jednak poznać przyszłego partnera przy jednoczesnym zachowaniu status quo dotychczasowego życia. Pewien wysiłek, odwaga i chęć zmiany są tutaj nieodzowne. Co ciekawe, brak pewności siebie w obszarze uczuciowym nie musi równocześnie oznaczać bycia nieśmiałym w innych sferach życia. Może nam brakować po prostu pewnego treningu umiejętności społecznych i podczas, gdy na prezentacji w pracy zawodowej radzimy sobie wyśmienicie, kiedy przychodzi do kwestii związanych z poszukiwaniem partnera, odczuwamy niemiłe uczucie połączone z chęcią wycofania się, ucieczki.

U podstaw trudności w znalezieniu partnera może leżeć też lęk przed utratą własnego ja, obawa, że będąc w relacji z partnerem, musimy tłumić nasze potrzeby, ograniczać naszą osobowość, zaniechać realizacji naszych pasji. Niektóre osoby mają trudność w wyobrażeniu sobie takiego kompromisu w relacji partnerskiej, który będzie dla nich satysfakcjonujący. Łączą go bezpośrednio z poświęceniem się, z koniecznością wyrzeczenia się własnego ja, zaprzeczenia sobie. Oczywiście truizmem jest, że związek wymaga od partnerów kompromisów, a co za tym idzie zarówno odwagi, żeby móc przyjrzeć się sobie, jaki i otwartości na zmianę samego siebie. Jednak nie jest prawdą, że wraz z momentem wejścia w relację intymną dwoje partnerów stapia się w całość i od tej pory zaczynają funkcjonować jako jeden organizm. Nie chodzi o to, żeby posiadać zawsze to samo zdanie na każdy temat i w identyczny sposób doświadczać świata. Jednym z warunków zdrowego związku jest bowiem bycie świadomym przez partnerów różnicy zdań i swobodnym wyrażaniu różnych odczuć przy jednoczesnym poczuciu zaangażowania i bliskości.

Warto tutaj jeszcze nadmienić, że jeżeli lęk przed miłością i zaangażowaniem przybiera chorobliwą postać, można przypuszczać, że w grę wchodzi jakieś głębsze zaburzenie, które być może wymaga psychoterapii. Jedną z grup, które mogą tego doświadczać, stanowią osoby wychowywane w różnego typu rodzinach dysfunkcyjnych, jak chociażby w rodzinach z problemem alkoholowym (tzw. Dorosłe Dzieci Alkoholików). Osoby te doświadczały w dzieciństwie często ambiwalentnych uczuć ze strony ich najbliższych, brakowało w ich wychowaniu poczucia bezpieczeństwa i zaufania, które mogłyby dostawać ze strony dorosłych. W rodzinach dysfunkcyjnych nie rozwijała się intymność i wzajemne zrozumienie. U osób wychowanych w takich rodzinach powstaje więc często szereg mechanizmów uniemożliwiających im wejście w intymny związek oparty na zaufaniu. Jak pisze Janet G. Woititz, autorka książki „Lęk przed bliskością”, praca nad zmienieniem tych wzorców jest trudna i wymaga wiele wysiłku. Przekonuje jednak, że wysiłek zdecydowanie warty jest podjęcia.

Motyle w brzuchu

Zakochanie często jawi się nam jako przeżycie niezwykle pożądane, wspaniałe, jako coś, do czego się dąży, za czym się tęskni. Jednak, przyglądając się bliżej zakochaniu, trudno jednoznacznie określić ten stan jako wyłącznie dobry, szczęśliwy, łatwy i przyjemny. Oczywiście, doświadczając zakochania, człowiek przeżywa dużo ekscytacji, uniesienia, jednak jest to też stan, w którym doświadcza się lęku, niepewności, obniżonego nastroju. Wymienione emocje charakteryzują się zresztą dużą labilnością w tym okresie. W związku z tym ten etap życia uczuciowego może być bardzo męczący, ciężki, mocno angażujący. Niektórzy określają go nawet jako stan swoistej psychofizjologicznej psychozy, kiedy jedna myśl przesłania wszystkie inne. Wynikiem tego jest zanik krytycyzmu, problemy z koncentracją, kłopoty w wykonywaniu prac intelektualnych. Cele życiowe, które do tej pory były kierunkowskazem w życiu człowieka, oddalają się lub całkowicie znikają z pola widzenia. I, o ile doświadczanie uczuć uniesienia może być dla nas pociągające, o tyle przeżywanie wszystkich negatywnych, lękowych stanów może być czynnikiem, który sprawia, że wycofujemy się z dalszego angażowania się w relację lub wręcz unikamy kolejnego zakochania się.

Okazuję się również, że bliskość może niepokoić i przestraszać. Dlatego trudno jest czasami odsłonić się, pokazać siebie, podjąć ryzyko. Na tym etapie zaczyna się również rodzić zależność. Możemy więc bać się tego, że dając partnerowi dostęp do siebie, wystawiamy się na możliwość większego zranienia z jego strony. Dzielimy się z drugą osobą naszymi marzeniami, nadziejami, potrzebami. Bliskość taka może jednak sprawiać, że będzie powstawała w nas obawa, że ta druga osoba może nas dotknąć, wykorzystując naszą zależność. Zaryzykowanie i obdarzenie kredytem zaufania drugą osobę wymaga pewnej odwagi.

Na etapie zakochania zmagamy się również z zagrożeniem, jakie niesie dla nas rezygnacja z opanowania emocjonalnego. Jak mówi Michał Czernuszczyk, psycholog i psychoterapeuta, „zakochanie się jest nieodłącznie związane z utratą kontroli, z poddaniem się fascynacji, czemuś nieznanemu, nieprzewidywalnemu”. Brak poczucia panowania nad naszymi emocjami może być trudnym dla nas stanem. Kiedy się zakochujemy, zaczynamy budować wspólną przyszłość z drugim człowiekiem, budujemy również jakiś obraz nas samych wokół tej relacji. Nie jesteśmy jednak w stanie przewidzieć, jak potoczy się owa znajomość. Czy przekształci się z intymny związek? Czy po krótkim okresie intensywnego zauroczenia pozostaniemy tylko znajomymi? Czy może też dojdzie do burzliwego rozstania? Brak jednoznacznej prognozy co do dalszego rozwoju niedawno zawartej relacji może budzić w nas opór, lęk. Jest w nim zawarte bowiem ryzyko (rozczarowania, zranienia itd.). Niepewność ta może być jednak również pociągająca. Daje bowiem szansę i nadzieję na coś nowego, ciekawego w naszym życiu.

Ważne więc na etapie zakochania jest pozwolenie sobie na bycie niedoskonałym, poszanowanie własnej wrażliwości oraz odwaga do zmierzenia się z uczuciami i myślami, o które sami siebie nie podejrzewaliśmy. Akceptacja niepewności zdaje się być kluczowa dla budowania związków. W swoich badaniach, Brené Brown – wykładowczyni nauk społecznych na Uniwersytecie Houston, analizująca zdolność człowieka do współodczuwania i kochania – mówi, że jednym z ważniejszych czynników, które sprawiają, że człowiek posiada poczucie własnej wartości (co sprzyja budowaniu związków) jest gotowość do działania, podjęcia akcji właśnie wtedy, kiedy nie ma gwarancji na sukces. Opisuje to między innymi jako gotowość do podjęcia ryzyka, kiedy to wychodzimy z inicjatywą pierwszego spotkania z osobą, na której nam zależy, licząc się z możliwością odmowy. Kiedy jako pierwsi mówimy „kocham cię”, licząc się z tym, że możemy nie usłyszeć tego samego od drugiego człowieka. Opisuje to też jako gotowość do zainwestowania naszej energii, czasu, własnych emocji, marzeń w związek, który może, ale nie musi się udać.

Ryzykowne związki

Wydawać by się mogło, że po trudach szukania miłości, przebrnięciu przez skomplikowany etap zakochania należy się nam jakaś nagroda i że jest nią właśnie związek – miejsca wiecznej szczęśliwości. Takie postrzeganie związku wywodzi się jednak z mitu romantycznego („…i żyli długo i szczęśliwie”) i w większości prowadzi do nieporozumień, rozczarowań i bólu. Jacek Masłowski, filozof, psychoterapeuta i coach, sugeruje, że warto odmitologizować związek, jako miejsce, w którym jest jedynie miło. To jest miejsce, w którym również jest trudno. W związkach bowiem podejmujemy ryzyko, zmagamy się z niepewnością i trudnościami wynikającymi z samej natury relacji intymnych.

Warto również krytycznie przyjrzeć się mitowi dopasowania seksualnego. Oczywiście, prawdą jest, że część osób bardziej do siebie pasuje na początku relacji, jednak, jak mówi Marta Niedźwiecka, psychiatra i psychoterapeutka, „każda para na jakimś etapie swojej historii będzie spotykała się z mniejszym lub większym wyzwaniem w postaci dostosowania komunikacji, potrzeb, temperamentów, sposobu działania”. Dodaje również, że „mit dopasowania oddala nas od sprawczości, decyzyjności”. Ważny staje się tutaj wysiłek, jaki wkładamy w ten obszar naszego związku. To z kolei wiąże się z podejmowaniem ryzyka związanego z komunikowaniem naszych potrzeb, oczekiwań, ale również wiąże się z gotowością do wysłuchania drugiej osoby, z gotowością do przyznania się, że być może jest jakiś problem, że być może trzeba będzie uwzględnić różne cechy naszych charakterów, nasze niedoskonałości, zahamowania.

Związek nie jest nigdy stały, niezmienny, dany raz na zawsze. Michał Czernuszczyk wskazuje na to, że warunkiem dobrego związku jest jego zdolność do zmiany. Dzieje się to chociażby dlatego, że ludzie lepiej się poznają, a ich poziom intymności wzrasta. Zmieniają się ich potrzeby, oczekiwania, zachowania. Rzadko się zdarza, żeby dwoje partnerów zmieniało się w tym samym tempie przez cały czas trwania związku. Relacja intymna wymaga od nas jakiejś pracy. Żeby miłość trwała i mogła się rozwijać, a co za tym idzie, przechodzić przez kolejne etapy relacji, trzeba włożyć wysiłek, a u podstaw tworzenia związku zdaje się leżeć umiejętność komunikacji.

Ponieważ relacja intymna podlega transformacji zarówno dlatego, że partnerzy się zmieniają, jak i ze względu na to, że mogą pojawiać się różne, nieprzewidziane zdarzenia losowe, kryzysy bywają nieodłącznymi elementami każdego związku. Są teorie, że w sposób zupełnie naturalny co kilka lat, nawet w dobrze funkcjonującym związku, pojawiają się momenty kryzysowe. Oczywiście, sam kryzys nie jest ani dobry, ani zły – tak jak trudności – natomiast niewątpliwie nie jest łatwą sprawą. Pojawiają się wtedy bardzo trudne uczucia, które mogą wręcz być obezwładniające. Możemy wtedy powiedzieć lub zrobić rzeczy, które nas lub drugą osobę mogą bardzo zaboleć. Jak dodaje Michał Czernuszczyk, w takich chwilach „łatwo się nam nawzajem poranić, obrazić, dotknąć w najczulsze miejsca. Co więcej, mogą to być nieodwracalne dotknięcia i zranienia”.

Kryzys daje nam jednak szansę na zobaczenie siebie i innej osoby w nowym świetle, na przedefiniowanie naszego związku. Umożliwia zobaczenie tych aspektów relacji, które do tej pory były niewidoczne z powodu zrutynizowania relacji. Przeformułowanie związku niesie ze sobą jednak pewne ryzyko. Pojawiają się wątpliwości i pytania. Co mogę zyskać? Co mogę stracić? Czego właściwie chcę? Czy to, co jest teraz, mi odpowiada? Czy chcę czegoś innego? Są to pytanie, które trudno czasami sobie postawić i jeszcze trudniej na nie odpowiedzieć. Są to wątpliwości, które budzą lęk. Wydaje się jednak, że warto je zadawać samemu sobie, nawet jeśli nie zna się na nie na początku odpowiedzi. Nic bowiem bardziej nie generuje problemów, niż trwanie latami w związku, którego bilans, w naszym odczuciu, jest ujemy. Dzięki kryzysom natomiast związek może zacząć się zmieniać w stronę bardziej satysfakcjonującą dla obojga partnerów. Miłość jest wyzwaniem – wymaga odwagi, żeby zacząć związek, żeby go pogłębiać oraz żeby kontynuować pomimo występujących kryzysów i zwątpienia. Oczywiście, czasami może się pojawić decyzja o rozstaniu, lecz – jeśli jest przemyślana i świadoma – może być najlepszą decyzją, jaką podejmiemy.

Lęk i odwaga

Lęk przed bliskością, który w zamyśle ma chronić człowieka przed negatywnymi doświadczeniami, takimi jak porzucenie, odrzucenie, bycie oszukanym, zdradzonym, w rzeczywistości sam staje się przyczyną niepożądanych doświadczeń: poczucia osamotnienia, rozgoryczenia, frustracji, tłumienia swoich wewnętrznych potrzeb emocjonalnych. Warto pamiętać, że lęk jest czymś naturalnym i dosyć powszechnym. Nie należy go tłumić za wszelką cenę. Odwaga bowiem nie oznacza działania pozbawionego lęku. Oznacza działanie, podejmowanie ryzyka, pomimo odczuwania lęku. Ryzyko to więc nie jest ryzykanctwem. Jacek Walkiewicz, psycholog, mówca i trener, wskazuje, że kluczową kwestią konstytuującą odwagę jest zaufanie do samego siebie, wiara we własne możliwości. Podkreśla jednak, że powiedzenie „dam radę” nie oznacza zawsze, że „dobrze będzie”. Nie oznacza to również, że wszystko musimy robić sami, lecz świadczy o tym, że wierzymy, iż znajdziemy ludzi i rozwiązania niezbędne z sytuacji, w której będziemy potrzebowali pomocy.

Miłość sama się nie dzieje, związek sam się nie rozwija. I tak, jak w innych obszarach życia, żeby być spełnionym, tak i w życiu uczuciowym trzeba podjąć pewien wysiłek – wysiłek, który może być też rozumiany jako uważność, przytomność. Z drugiej strony, oczekiwanie, że nic się w życiu nigdy nie popsuje jest dosyć absurdalne i jak mówi Aimee Mullins – amerykańska  sportsmenka i aktorka, której amputowano obydwie nogi poniżej kolan – warto podchodzić do trudności jako do czegoś naturalnego i  stałego w naszym życiu. Podejmując ryzyko, jesteśmy narażeni na trudności, kryzysy, gorsze momenty, rozczarowania, ale nie unikniemy trudności, unikając ryzyka.

Nie da się zacząć związku bez robienia kroku w nieznane. Nie da się pogłębiać relacji, nie ryzykując. Już sam proces szukania partnera wymaga czasu, nakładu energii i zaangażowania. Kiedy się jest w związku, zaangażowanie jest również potrzebne. Na żadnym etapie nie ma gwarancji, że uda się z drugim człowiekiem stworzyć harmonijny, intymny związek oraz że ten związek będzie trwał wiecznie. Oczywiście można się skupiać tylko na lęku przed zranieniem, odrzuceniem, niespełnieniem, wykazując się asekurancką postawą. Można również udawać, że tych niebezpieczeństw nie ma, demonstrując bardziej ryzykanckie zachowanie. Można także być świadomym możliwości bycia zranionym i jednocześnie wchodzić w nieznane. Jednak wiara w to, że warto podejmować ryzyko, jak mówił Erich Fromm, filozof, socjolog i psycholog, autora „Ucieczki od wolności”, wymaga odwagi, a nawet gotowości zaznania bólu i rozczarowania.

Autor: Igor Rotberg


Dla zainteresowanych:

Brown, B. (2013). Z wielką odwagą, tłum. Owsiak A., Warszawa: Laurum
Czernuszczyk, M. (2009). Wybieram to, przed czym uciekam, Charaktery [online]. Niedostępny w Internecie.
Woititz, J. G. (2000). Lęk przed bliskością, tłum. Zaremba E., Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne


Artykuł dostępny jest również na stronie Polskiego Portalu Psychologii Społecznej