Zatrzymanie – zaproszenie do bogatszego działania

Fot. Martin Baron / Unsplash

Awersja do momentów przestoju, jakie się w życiu przydarzają, może powstawać w związku z tym, że w trakcie szybkiego tempa życia nie musimy konfrontować się z naszymi obawami, niechcianymi uczuciami i wszystkimi myślami, które odpychamy od siebie. Po prostu nie mamy na nie czasu. W momencie, kiedy życie sprawia, że musimy się na jakiś czas zatrzymać, mamy czasami wrażenie, że te wszystkie niepokojące myśli i odczucia zalewają nas. Taki sam mechanizm występuje, kiedy świadomie zatrzymujemy się na chwilę, na przykład podczas medytacji. Możemy mieć wtedy poczucie, że mamy więcej myśli i uczuć, niż nam się wydawało. Zjawisko to opiera się na fakcie, że podczas praktyki medytacyjnej czy momentów przestoju w życiu pozwalamy sobie na konfrontację z tymi wszystkim wewnętrznymi stanami, których na co dzień nie dopuszczamy do siebie.

Będąc zajętymi i zapracowanymi, nie zaznajamiamy się ze sobą, w własnymi emocjami i myślami. Jon Kabat-Zinn w swojej książce „Gdziekolwiek jesteś, bądź” zwraca uwagę, że jeśli się na chwilę zatrzymamy w uważności, mniej potem ulegamy naszym lękom i rzadziej doświadczamy przytłoczenia przez kołowrót myśli. Takie zatrzymanie nie ma nic wspólnego z biernością. Metaforycznie mówiąc: kiedy zdecydujemy się znowu ruszyć, będzie to już inny jakościowo ruch, ponieważ właśnie się zatrzymaliśmy. Nasze działanie stanie się żywsze, bogatsze i konkretniejsze, a my sami będziemy mogli doświadczyć więcej równowagi w życiu.


Tekst pochodzi z artykułu W zmiennym tempie życia.

Tłumienie niechcianych myśli i emocji

Przymus doświadczania tylko przyjemnych emocji wywodzi się przekazu społecznego dotyczącego tego, czego powinniśmy doświadczać, a czego unikać w życiu. Psycholog Randall Wilson wskazuje na zasady, do których, na przestrzeni wieków, został sprowadzony ów przekaz. Po pierwsze: nieprzyjemne myśli i emocje są złe, a przyjemne – dobre. Po drugie: jeśli człowiek doświadcza negatywnych myśli i emocji, oznacza to, że nie funkcjonuje dobrze i że powinien jak najszybciej pozbyć się tych „szkodliwych” stanów psychicznych. Po trzecie: można prowadzić dobre życie tylko pod warunkiem, że doświadcza się przyjemnych odczuć. Zasady te można zawrzeć w ogólnym stwierdzeniu, że dobre życie jest równoznaczne z dobrym samopoczuciem.

Tymczasem, jak mówi psychoterapeutka Tori Rodriguez, próby tłumienia niechcianych myśli i uczuć mogą odnosić odwrotny skutek i powodować, że, paradoksalnie, będziemy doświadczać jeszcze większej liczby niechcianych stanów psychicznych, co systematycznie będzie wpływało na obniżenie poziomu naszego zadowolenia życiowego.

Oczywiście nie chodzi o fetyszyzowanie braku psychicznej lub emocjonalnej stabilności, który jest często olbrzymim obciążeniem, wielką trudnością, z którą na co dzień trzeba się zmagać. Wielu ludzi cierpi z powodu przeżywanego lęku, doświadczania depresji czy innych poważnych stanów psychicznych. Jednak postrzeganie negatywnych doświadczeń jako przeciwstawnych dobrze przeżytemu życiu jest dużym nieporozumieniem. Są one bowiem naturalnym i stałym elementem ludzkiego życia.


Tekst pochodzi z artykułu Dobre niedobre emocje, dostępnym na mojej stronie.

Spowolnienie tempa życia

Przyspieszanie tempa życia skutkuje próbą zrobienia więcej w coraz mniejszej jednostce czasu. Ścigamy się z innymi i sami ze sobą, robiąc wszystko w możliwie szybkim tempie. Dlatego też wielu z nas postrzega spowolnienie tempa zmian czy rozwoju jako zło konieczne. Jednak świadome zwolnienie tempa życia nie jest zaciąganiem hamulca, tylko raczej zdejmowaniem nogi z gazu. Buntowanie się przeciwko doświadczaniu wszystkiego w jak najkrótszym czasie, nie skutkuje tym, że coś tracimy. Świadome spowolnienie tempa funkcjonowania sprawia, że samo życie staje się bardziej ciekawe.

Mitem jest, że na wolniejsze życie mogą pozwolić sobie tylko zamożni ludzie w odpowiednim już wieku. Nieporozumieniem jest również łączenie idei świadomego spowolnienia życia koniecznością przeprowadzenia się na wieś, hodowania kóz i uprawy organicznych marchewek. Wielkie miasta oraz technologia nie są wrogiem powolnego życia. To kwestia decyzji, jak używamy chociażby urządzeń elektronicznych i na jaki styl życia się decydujemy w miejscu, gdzie mieszkamy. Możemy bowiem żyć w wielkim pośpiechu mieszkając również na wsi. Jeśli staramy się przeżywać każdy moment nie tak szybko jak to możliwe, ale tak dobrze jak to możliwe, wtedy wybieramy powolność. I możemy w ten sposób funkcjonować zarówno w leśniczówce i chatce w górach, jak i na Manhattanie, w Tokyo, Londynie czy w Warszawie.


Tekst pochodzi z artykułu W zmiennym tempie życia.

Photo by vision webagency on Unsplash 02

Fetysz pozytywności

Jeden z przekazów społecznych we współczesnym świecie kultury zachodniej, z którym dosyć często się stykamy, mówi, że dopóty będziemy akceptowani i doceniani, dopóki będziemy radośni i produktywni. Powinniśmy zatem prowadzić zrównoważone, szczęśliwe życie, pozostawiając na boku nasze lęki, obawy, wątpliwości.

Jakby w opozycji do szybkiego tempa współczesnego życia, które sprawia, że trudno jest osiągnąć spokój umysłu, nie powinniśmy odczuwać zdenerwowania i napięcia. Powinniśmy za to nieustannie cieszyć się życiem, będąc opanowanymi, jednocześnie zwiększając naszą wydajność i kreatywność. W skrajnej postaci kult „pozytywnego myślenia” zaszczepia nam ideę, że w życiu przydarzać nam się będą tylko dobre wydarzenia za sprawą samego myślenie o nich.

Fot. Tamanna Rumee / Pixabay

Warsztaty i kursy rozwoju osobistego, spopularyzowanie się pozytywnego myślenia oraz poglądu, że człowiek posiada wpływ na swoje myśli i emocje, wniosły dużo dobrego do życia poszczególnych ludzi. Dzięki rozwojowi i pracy nad sobą można czerpać więcej zadowolenia z życia, mieć poczucie większej harmonii ze sobą i światem, odczuwać więcej spokoju i radości.

Niestety, zachłyśnięcie się pozytywnym myśleniem i kursami samodoskonalenia sprawiały, że zrodziła się wiara w omnipotencje człowieka w kwestii jego możliwości modyfikacji własnego życia w taki sposób, aby mógł doświadczać tylko przyjemnych doznań i nie przeżywać żadnych trudnych. Pragnienie ciągłego ulepszania swojego życia, nieustanna pogoń za szczęściem i tyrania optymizmu sprawiają, że ludzie tłumią nieprzyjemne emocje, zmuszając się często, żeby być cały czas radosnymi, zadowolonymi, przeżywającymi szczęście osobami. Inspiracja i pomoc, które w założeniu miały wspierać rozwój, zaczynają go ograniczać i powstrzymywać.


Tekst pochodzi z artykułu Dobre niedobre emocje, dostępnym na naszej stronie.

Wielozadaniowość

Przyspieszanie tempa życia skutkuje próbami robienia większej liczby rzeczy w coraz mniejszych jednostkach czasu. Skupianie się na jednej czynności jest więc często postrzegane jako strata czasu. Postęp technologiczny zachęca dodatkowo do robienia kilku rzeczy naraz. Ścigamy się z innymi i sami ze sobą, robiąc wszystko w możliwie szybkim tempie. Tymczasem pojawia się coraz więcej opinii dotyczących pułapki wielozadaniowości. Z licznych badań wynika, że takie działania mogą przynosić odwrotne skutki od zamierzonych.

Z badań, które przeprowadzili Zheng Wang i John Tchernev z Uniwersytetu Stanowego Ohio, wynika, że efektywność pracowników, zajmujących się kilkoma zadaniami równocześnie, maleje. Obniża się produktywność w zadaniach, które w danym momencie powinny być priorytetem. Potwierdzają to również badania Clifforda Nassa, specjalisty ds. nauk kognitywnych  z Uniwersytetu Stanforda. Poza spadkiem wydajności, z badań Nassa wynika, że obniża się również poziom koncentracji oraz zdolność przyswajania nowego materiału.

Niektórzy nawet twierdzą, że nie istnieje coś takiego, jak wielozadaniowość, a jedynie przerzucanie się między poszczególnymi zadaniami. Nie wykonujemy więc kilku rzeczy naraz, lecz każdą z tych rzeczy robimy na przemian przez bardzo krótki czas. Owo ciągłe przerzucanie uwagi skutkuje kilkoma znaczącymi konsekwencjami:

  1. Przede wszystkim tracimy czas. Szacuje się, że możemy marnować nawet do 30% swojego czasu w trakcie wykonywania zadań jednocześnie. Dzieje się tak również dlatego, że powrót do przerwanego zadania wymaga cofnięcia się do wcześniejszych ustaleń. Analizując, gdzie skończyliśmy poprzednie zadanie, wydłużamy czas na jego realizację.
  2. Odczuwamy stres wynikający z lęku przez niewywiązaniem się w terminie z wykonaniem danej czynności.
  3. Ponieważ nieustanne przełączanie się pomiędzy czynnościami pochłania dużo naszej energii, dopada nas zmęczenie, a co za tym idzie, popełniamy więcej błędów niż w przypadku, gdybyśmy wykonywali jedną czynność naraz.

Czasami lepiej jest ograniczyć liczbę wykonywanych zadań, gdyż – wbrew pozorom – zyskamy więcej czasu, który będziemy mogli przeznaczyć na inne czynności. Psychologowie zwracają uwagę, że tak naprawdę wielozadaniowość ma sens jedynie, kiedy któraś z czynności jest na tyle prosta, że nie ma potrzeby dużego koncentrowania się na niej (kiedy wykonujemy ją machinalnie).