CZY MEDYTACJA MOŻE BYĆ MIŁA?

Nie tak dawno mój znajomy, wiedząc, że regularnie medytuję i chcąc być  uprzejmym, życzył mi na zakończenie naszej rozmowy „miłej medytacji”. Zacząłem się wtedy zastanawiać czy medytacja może być miła. A jeśli nie, to jaka może być? I, chcąc być serdecznym dla kogoś, kto medytuje, czego mamy tej osobie życzyć?

Miła medytacja

Raczej nie możemy oczekiwać, że medytacja będzie miła. Czasami podczas praktyki medytacyjnej możemy poczuć się nawet gorzej. Dzieje się tak dlatego, że konfrontujemy się z tym, czego na co dzień unikamy. W polu naszej świadomości pojawiają się rzeczy, które przez lata nawet mogliśmy odsuwać od siebie. Czasami doświadczamy uczuć, o których już dawno zapomnieliśmy, pojawiają się obrazy z przeszłości, ludzie, których już nie ma w naszym życiu. Możemy mieć wręcz poczucie, że mamy więcej myśli, niż nam się to do tej pory wydawało. Nie jest to jednak prawdą, a wynika z faktu, że podczas praktyki uważności dopuszczamy wszystkie te myśli wreszcie do siebie. One zawsze w nas były, ale dopiero teraz zwracamy na nie naszą uwagę.

Dlatego też medytacja może być bolesna, i to zarówno psychicznie, jak i fizycznie, kiedy na przykład nasze ciało daje nam znać o sobie. Nagle zaczynają nas boleć plecy, za chwilę kłuje nas kostka, żeby za moment zapiekły nas uszy. Oczywiście są momenty, kiedy doświadczamy również miłych doznań czy emocji, jednak – jak mówi Jon Kabat-Zinn, lekarz i terapeuta, który wprowadził do medycyny i psychoterapii pojęcie uważności – cała sztuka polega na kontynuowaniu praktyki, kiedy jest właśnie trudno. Wymaga to dużego zaufania do siebie, by w takich okolicznościach być uważnym, nie starając się jednocześnie niczego zmieniać ani naprawiać. Dzięki temu, że otwieramy się na te wszystkie doznania (które określamy zarówno jako miłe, jak i niemiłe), możemy je objąć swoją świadomością. W pewien sposób sprawiamy, że ból, którego doświadczamy staje się mniejszy, ponieważ, cytując Julię E. Wahl, psychoterapeutkę, psycholożkę, instruktorkę uważności oraz self-compassion, „nie chodzi o to, żeby zupełnie zniknął, ale żeby łatwiej nam było z nim być”.

Spokojna medytacja

Medytacja nie ma na celu nas uspokoić. Służą temu raczej techniki relaksacyjne, takie chociażby jak Progresywny Relaks Mięśni stworzony przez Edmunda Jacobsona czy też trening autogenny Johannes Schultza, jak również liczne techniki oddechowe. Oba wyżej wymienione treningi, jak również praca z oddechem, są wykorzystywane także w terapii (zwłaszcza w terapii poznawczo-behawioralnej) przy pracy z takimi zaburzeniami jak fobie, napady lęku i paniki czy też zaburzenia psychosomatyczne. Oczywiście techniki te stosowane są również w życiu codziennym, właśnie w celach relaksacyjnych, kiedy odczuwamy napięcie, kiedy stres odcisnął na nas negatywne piętno, kiedy czujemy się zmęczeni i potrzebujemy chwili odpoczynku.

W samej praktyce medytacyjnej jednak nie wpływamy na nasz oddech, nie zmieniamy go, nie moderujemy. Nie napinamy też mięśni, żeby potem je rozluźniać. Nie wyobrażamy sobie innych odczuć niż te, które w momencie medytowania odbieramy z naszego ciała. Nie chodzi bowiem o to, żeby przestać być zestresowanym, ale żeby zauważyć napięcie. Nie o to, żeby usunąć ból, ale żeby poczuć go właśnie. Nie o to, żeby pozbyć się wszystkich myśli i emocji, ale żeby być ich świadomym. Oczywiście, bycie bardziej zrelaksowanym może być wtórną korzyścią płynącą z praktykowania medytacji, jednak nie jest celem samym w sobie.

Udana medytacja

Czym jest udana medytacja? A czym nieudana? Czy można powiedzieć, że dzisiaj mieliśmy udaną praktykę? Można oczywiście pokusić się o szczegóły techniczne samej medytacji: czy wykonaliśmy je zgodnie z instrukcją, założeniami, nauczaniem jakie odebraliśmy? Jednak na bardziej głębszym poziomie każdy moment, który poświęciliśmy na bycie uważnymi, należy zaliczyć do udanych właśnie przez same skupienie się, zauważenie tego, co się z nami dzieje. Przekonanie o tym, że jeśli pojawiają się w moim umyśle tysiące myśli i co chwilę jestem rozproszony, świadczy o tym, że nie jestem dość dobry w samym praktykowaniu, a samą medytację mogę uznać za nieudaną, jest błędne i często charakterystyczne dla osób, które dopiero rozpoczynają przygodę z medytacją.

W praktyce uważności, jeśli nasz umysł odbiega gdzieś na chwilę, to dobrze. Jeśli zajmuje nas na moment nasza emocja, to dobrze. Jeżeli nas coś innego jeszcze rozprasza, to też dobrze. Ponieważ nie chodzi o to, byśmy byli nieustannie skupieni na oddechu albo też żebyśmy nie myśleli lub nie czuli niczego. Kiedy nasz umysł skupia się na czymś, zauważamy, co to jest i pozwalamy temu być (bez względu na to czy jest to odczucie z ciała, myśl czy jakiś dźwięk dobiegający z zewnątrz), równocześnie nie przywiązując się do tego. Obserwujemy zmienność oddechu, emocji, myśli i zdarzeń – chwila po chwili. Każdy moment traktujemy jako początek. Dzięki temu zyskujemy większą akceptację zdarzeń, które nas spotykają. Ale nie intelektualną, poznawczą. Wynika ona bardziej z doświadczania owej zmienności zauważanej zarówno w świecie zewnętrznym, jak i w nas samych. Jak podkreśla Paweł Holas, lekarz, psychiatra, psychoterapeuta, prezes Polskiego Towarzystwa Mindfulness, dzięki temu, że dopuszczamy do siebie i akceptujemy wszystkie doświadczenia, bez względu na to czy są one pozytywne czy negatywne, pozwalamy im odejść, podczas gdy uporczywe trzymanie się ich jest właśnie często „źródłem naszego cierpienia psychicznego i nawykowych, niefunkcjonalnych zachowań”. Zyskujemy pewien rodzaj życzliwości do zdarzeń i doświadczeń. Jest to ten rodzaj życzliwości, który Julia E. Wahl opisuje jako  „bycie z tym, co jest, niezależnie od tego, czym to jest”.

Czego życzyć?

Żeby odpowiedzieć na pytanie, czego w takim razie życzyć osobie, która właśnie udaje się na medytację, trzeba odpowiedzieć na pytanie, czemu owa praktyka ma służyć.

Wiemy już, że nie służy ona temu, żeby nam było miło i lepiej. Nie służy również temu, abyśmy poczuli się bardziej zrelaksowani, bardziej harmonijni czy uspokojeni. Nie ma ona na celu rywalizowania ani z samym sobą, ani z innymi osobami w osiąganiu coraz to lepszych „wyników” samej praktyki. Chodzi tutaj natomiast o obserwację. Dzięki niej uczymy się budowania relacji pomiędzy nami a naszym umysłem. Jak podkreśla Julia E. Wahl „po pewnym czasie praktykowania zyskujemy nową jakość przebywania z samym sobą i wszystkimi wytworami swojego umysłu”. Dzięki temu praktykując zaznajamiamy się ze sobą, oswajając się z własnymi emocjami, z myślami. Zmienia się nasz punkt widzenia siebie i otaczającego świata. Przestajemy oceniać rzeczywistość, która zaczyna nam się jawić zgodnie z naszym doświadczeniem.

Praktykowanie medytacji wpływa na całe nasze życie. Nie chodzi o to, aby być uważnym tylko w momencie siedzenia na poduszce do medytacji. Chodzi o to, aby rozwijać uważność również poza praktyką formalną. Nie jest bowiem celem medytowania zamknięcie się w domu, ograniczenie kontaktów ze światem, zaprzestanie spotykania się ze znajomymi czy też wychodzenia do restauracji lub kina. Medytacja nie jest zatem wyłączeniem z otaczającego nas świata. Wręcz przeciwnie –  to połączenie ze strumieniem życia. Powinna ona przekładać się bezpośrednio na nasze funkcjonowanie poza tymi momentami, kiedy siedzimy i medytujemy. Praktykować medytację możemy bowiem wszędzie.

Jakiej zatem medytacji życzyć osobie, która praktykuje tego typu ćwiczenia? Zdecydowanie warto życzyć takiej medytacji, jaka będzie. Nie ma bowiem znaczenia czy będzie krótka czy długa, czy miła czy niemiła, czy osoba praktykująca będzie bardziej czy mniej skupiona. Akceptacja takiej praktyki uważności, jaka się wydarzy, zdaje się być tutaj kluczowa, bo unikamy wtedy ograniczeń, jakie nakładamy sobie sami przez nasze oczekiwania w stosunku do medytacji. Przebiega ona wtedy dokładnie tak, jak przebiec powinna. Dodatkowo można życzyć wytrwałości i konsekwencji w podjętej decyzji o praktykowaniu uważności, bo medytacja – wbrew obiegowym opiniom – nie jest błogostanem. Jest ciężką pracą. Wymaga odwagi, wysiłku oraz dyscypliny.

Autor: Igor Rotberg


Dla zainteresowanych:

Kabat-Zinn, J. (2007). Gdziekolwiek jesteś, bądź, tłum. Smagacz H., Warszawa: IPSI Press
Holas, P. (2008). Mindfulness na co dzień, rozmowę przepr. Kosiorek T., radio Euro (Bis) [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Wahl, J. E. (2013). Raz jeszcze o uważności, NaTemat.pl [online]. Dostępny w Internecie tutaj

POKOCHAĆ PORAŻKI

Jest jeden niezawodny sposób, żeby uniknąć porażek w życiu – zaprzestać jakichkolwiek działań.  Raczej niewykonalne i raczej nie o to nam chodzi. Czy w związku z tym, że doświadczamy porażek wielokrotnie w naszym życiu, możemy zrobić coś, żeby umieć sobie z nimi lepiej radzić? Samo słowo „porażka” leży bardzo blisko słów: klęska, dramat, nieszczęście, tragedia, jak również bardzo mocno jest w stanie napiętnować, podkopać, podciąć skrzydła, uwięzić. Przydarza się nam jednak tak często, że byłoby nierozsądne udawać, że problem nie istnieje, że nas nie dotyczy. Oczywiście jedni z nas radzą sobie z porażkami lepiej, inni gorzej, dłużej cierpiąc i dłużej przeżywając. Częściowo kształtuje nas wychowanie, wiedza i doświadczenie, jakie wynieśliśmy z domu rodzinnego. Ale nieumiejętność radzenia sobie z porażkami nie definiuje nas ostatecznie. Zawsze jest możliwość wprowadzenia takiej zmiany do swojego życia, która sprawi, że kiedy następnym razem potkniemy się, szybciej i sprawniej się podniesiemy. Ba, być może nawet docenimy to, co się wydarzyło, czerpiąc z tego realne korzyści dla nas samych.

Bolesne uczucie

Jak mówiła na jednej z konferencji popularnonaukowych zorganizowanych na licencji TED Cass Phillipps, założycielka jednodniowych konferencji FailCon, „porażka boli, porażka rani naszą dumę”, w związku z tym częściej łatwiej jest nam poddać się, niż iść dalej. W momencie doświadczania porażki nasza pamięć podsuwa nam obrazy związane na ogół z innymi niepowodzeniami, których doświadczyliśmy już uprzednio w naszym życiu. Trudno jest nam wtedy dotrzeć do tych wspomnień, które jasno pokazują sytuacje, w których odnieśliśmy sukces. Nawet jeśli ktoś nam takie sytuacje przypomina, dyskredytujemy je dosyć szybko. Jak pisze Paweł Fortuna, autor książki „Pozytywna psychologia porażki”: „Niepowodzenie uderza w naszą samoocenę. Ale i w przekonanie o własnej skuteczności”. Dlatego też może wydawać się nam, że już nic w życiu nie osiągniemy, że niepowodzenie przekreśla jakąkolwiek szansę na dalszy rozwój, na pozytywną zmianę w naszym życiu.

Porażki obarczają nas jeszcze jedną rzeczą, która wydaje się nawet groźniejsza od samej porażki, ponieważ jest w stanie nas unieruchomić, powstrzymać przed dotarciem do celu bardzo skutecznie. Jest to lęk przed popełnieniem kolejnej porażki. Lęk, który jest w stanie nas sparaliżować, uniemożliwić nam działanie, sprawić, że rezygnujemy z ważnych dla nas planów, który może nas zatrzymać w dążeniu do realizacji marzeń na tak długo, że pomimo dużej frustracji, nie decydujemy się na podjęcie kolejnej próby. Lęk ten przybiera różne formy, od prokrastynacji, przez perfekcjonizm, do wycofania się z życia czy nawet fobii społecznej. W porę niezauważony i nieprzepracowany, może rozrosnąć się do niebywałych rozmiarów.

Społeczny przekaz

Porażka wciąż pozostaje tematem trudnym do dyskusji w przestrzeni publicznej. Przekaz społeczny dotyczący samych porażek, jak i osób, które ich doświadczają, jest na ogół negatywny. „On jest nieudacznikiem”, „to jest jej największa życiowa porażka”, „nic mu się w życiu nie udało”, „ona nic w życiu nie osiągnęła” – ileż to razy słyszymy tego typu wypowiedzi. Ludzie, którzy odnoszą sukcesy, są często osobami, które podziwiamy, czasami – którym zazdrościmy. Tych, którzy doświadczają niepowodzeń w życiu, staramy się jednak unikać, a jeśli pojawiają się w naszych wypowiedziach, to nie w kontekście troski, lecz raczej wyśmiania czy wręcz pogardy. A przecież porażki są nieuniknione i dotyczą nas wszystkich.

Oczywiście, docierają do nas również opowieści gloryfikujące porażki, historie z poradników psychologicznych, opisujące osoby, które pomimo trudności życiowych, przekuły niepowodzenia w sukces. Większość z nas zapewne zna historię Thomasa Edisona, który wynalazł żarówkę (czyli osiągnął sukces) po kilku tysiącach wcześniejszych błędnych prób. Traktował on bowiem te niepowodzenia jako lekcje, z których wyciągał wnioski, uparcie idąc do przodu. Jak wiele jednak potrafimy dla siebie wyciągnąć z takich przykładów jak historia Edisona i jego sukcesu? Czy w jakikolwiek sposób przekładają się na nasze życie codzienne?

Zmiana myślenia

Praca ze zmianą podejścia do własnych niepowodzeń nie jest łatwa, opiera się bowiem na umiejętnym wykorzystywaniu kolejnych doświadczeń związanych z porażkami, które nam się przydarzają. Jest jednak na pewno możliwa i jak najbardziej przydatna.

Zmiana myślenia dotyczącego porażek zaczyna się od uświadomienia sobie, że na pewno jeszcze doświadczymy w naszym życiu przynajmniej kilku niepowodzeń, a co za tym idzie, i co jest kluczową kwestią, warto byśmy dali sobie prawo do popełniania błędów. Przykładem może być nauka obcego języka. Idziemy na kurs językowy, uczymy się wybranego przez nas języka, poznajemy jego gramatykę, struktury, słownictwo. Ale jeśli nie przełamiemy w sobie oporu przed posługiwaniem się tym językiem, pomimo bardzo dużego prawdopodobieństwa, że będziemy robić na początku wiele błędów, to nie za wiele z tej nauki wyniesiemy. Carol Dweck, profesor psychologii z Uniwersytetu Stanforda od 20 lat prowadzi badania nad motywacją osiągnięć. Jeden z wniosków z jej badań wskazuje, że „sukces to nie kwestia wrodzonego talentu, błyskotliwej inteligencji ani szczęścia. Sukces odnoszą ludzie przekonani o tym, że wciąż mogą się wiele nauczyć”. Porażka więc nie oznacza końca naszej drogi, naszych starań. Jest wręcz przeciwnie: to istotna część drogi do sukcesu, bez której osiągnięcie celu jest niemożliwe.

Przekonanie zatem, że doświadczenie niepowodzenia świadczy o tym, że nie damy rady i nic już w życiu nie osiągniemy, jest całkowicie błędne i sprowadza się do dychotomicznego postrzegania naszej drogi rozwoju: albo osiągamy sukces, albo też doświadczamy sromotnej porażki. Tymczasem niepowodzenie, będąc elementem drogi rozwoju, nie wyklucza osiągnięcia sukcesu. Takie rozumowanie daje nam szansę na to, że nie ulegniemy lękowi przed podjęciem kolejnej próby. Zmiana wewnętrznego dialogu, który prowadzimy w naszych umysłach, jest bardzo istotna. Kiedy nieustająco powtarzamy sobie jak mantrę „nic mi się w życiu nie udaje”, „nic w życiu nie potrafię osiągnąć”, pozbawiamy się możliwości jakiegokolwiek rozwoju. Natomiast myślenie w kategoriach: „porażka – niezbędny element na drodze do osiągnięcia celu”, daje nam możliwość nieprzywiązywania się osobistego do niepowodzeń, dzięki czemu sami sobie nie podcinamy skrzydeł.

Jak mówi Andrzej Bubrowiecki, coach rozwoju osobistego i trener w biznesie, niepowodzenia to jest nic innego, jak nowa dziedzina naszej wiedzy, a ilość popełnianych błędów wyznacza naszą skuteczność, ponieważ oznacza to, że podejmujemy dużo działań i że się uczymy. To prowadzi nas do przewrotnej konkluzji: doświadczanie niepowodzeń jest bardzo dobrym znakiem. Właściwie można śmiało powiedzieć, że możemy cieszyć się, jeśli w naszym życiu pojawiają się porażki. Znaczy to bowiem, ni mniej ni więcej, że idziemy do przodu, że się rozwijamy, że podejmujemy kolejne próby, wychodząc poza naszą strefę komfortu. Brak porażek świadczy więc tylko o tym, że właśnie stanęliśmy w miejscu lub wręcz, że się cofamy.

Kiedy zatem następnym razem – a prawdopodobnie zdarzy się to już niebawem – doświadczymy jakiejś porażki, przyjmijmy ją nie jako zło konieczne. Ten sposób myślenia nadal będzie nas więził w kręgu negatywnego podejścia do porażki. Przyjmijmy ją jako znak, że idziemy do przodu. Możemy nawet pozwolić sobie na radość, bo nasze niepowodzenie świadczy o tym, że się nadal nie poddaliśmy i że cały czas próbujemy. A to z kolei jest oznacza, że jesteśmy na dobrej drodze do odniesienia sukcesu, bowiem jak powiedział kiedyś prezes IBM, Thomas Watson: „Najszybszą drogą do sukcesu jest podwojenie ilości błędów, które popełniamy”.

Autor: Igor Rotberg


Dla zainteresowanych:

Bubrowiecki, A. (2009). O kreatywnym myśleniu cz.2, rozmowę przepr. Kosiorek T., radio Euro (Bis) [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Dweck, C. (2013). Nowa psychologia sukcesu, tłum. Czajkowska A., Warszawa: Muza
Fortuna, P. (2013). Gdy życie daje ci cytrynę, rozmowę przepr. Kaczanowska, J., Styl.pl [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Fortuna, P. (2012). Pozytywna psychologia porażki, Gdańsk: GWP
Phillipps, C. (2012). Failure to Find Passion, TEDxGoldenGatePark [online]. Dostępny w Internecie tutaj


Artykuł dostępny jest również na stronie Polskiego Portalu Psychologii Społecznej