POZA BEZPIECZNYM PORTEM

Na psychologiczną przestrzeń bezpieczeństwa składa się na ogół kilka rzeczy. Przede wszystkim są to nasze nawyki, przyzwyczajenia i schematy myślowe, którymi się posługujemy. Wszystko, co umiemy robić, wszystko, co jest dla nas znane, co jesteśmy w stanie wykonać rutynowo zalicza się do strefy komfortu. A zatem nawet niechciana i uciążliwa praca oraz męczący związek – jako, że są to rzeczy, z którymi na co dzień mamy do czynienia – mogą leżeć w tej strefie. I mimo, iż dostarczają negatywnych i trudnych emocji, ciężej jest czasami zrezygnować z takiej pracy czy związku, ponieważ już się do nich przyzwyczailiśmy, a zmiana status quo oznaczałaby wyjście poza schemat i wejście w nieznane, zmierzenie się z zupełnie nowym stanem rzeczy, podjęciem ryzyka. Z psychologicznego punktu widzenia posiadanie takiej przestrzeni jest potrzebne dla poczucia bezpieczeństwa, stabilności, czyli dla dobrego samopoczucia, jednak rozwój nieodzownie wiąże się z poszerzaniem tej strefy, z wchodzeniem w te rejony, które są dla nas nowe, budzące czasami lęk, czasami sprawiające, że czujemy się niekomfortowo.

Jeśli jest tutaj dobrze, to po co się stąd ruszać?

Przede wszystkim opuszczanie psychologicznej przestrzeni bezpieczeństwa jest niezbędne, jeśli chcemy się rozwijać, jeśli chcemy zmienić coś w naszym życiu, z czego nie jesteśmy zadowoleni, jeśli chcemy podjąć się nowych działań, jeśli wreszcie chcemy osiągnąć coś, co do tej pory tylko planowaliśmy lub o czym marzyliśmy. Nowe rozwiązania zawsze pociągają za sobą zmianę znanego, ustalonego porządku. Innowacyjność, pomysłowość, twórcze myślenie i inwencja nierozerwalnie związane są z wychodzeniem poza rutynowe myślenie i działanie w kierunku poszukiwania nowych możliwości. Dobrze oddają to słowa przypisywane Albertowi Einsteinowi: „Tylko ci, którzy podejmują się robienia rzeczy absurdalnych, są zdolni do osiągnięcia niemożliwego”. Wiele takich działań może nie wyjść, może okazać się nietrafionymi, jednak właśnie na tym polega kreatywność – na robieniu różnych dziwnych, czasami absurdalnych rzeczy, przy założeniu, że duża część niekoniecznie musi się udać.

Kurczowe trzymanie się strefy bezpieczeństwa pozbawia nas z kolei cieszenia się wieloma doznaniami, jakie oferuje samo życie. Jak trafnie ujął to ks. Jacek Stryczek: „Zgoda na wygodę niszczy. Nie można równocześnie żyć w bezpiecznym świecie i świecie fajnych wrażeń”. W tym duchu pracowało nad swoimi badaniami dwóch naukowców, Todd B. Kashdan i Robert Biswas-Diener, analizując, co wpływa na subiektywny poziom odczuwanego szczęścia. Odkryli oni, że jest to między innymi umiejętność wychodzenia ze strefy komfortu ku nieznanemu. Okazało się, że najbardziej ciekawe i przyjemne doświadczenia, których ludzie doświadczają w życiu, paradoksalnie, związane są z podejmowaniem działań związanych z pewnym dyskomfortem oraz brakiem stabilności. Tego typu aktywności, które bardziej kojarzą się z doświadczaniem niepewności, korelują pozytywnie ze wzrostem subiektywnego poczucia szczęścia i związane są bezpośrednio z rozwojem oraz podejmowaniem ryzyka. Badacze wysuwają taki oto wniosek: ludzie szczęśliwi, poza dostarczaniem sobie znanych przyjemności, nie boją się wychodzić poza sferę, w której czują się bezpiecznie, podejmując się działań związanych z odczuwaniem niepewności i dyskomfortu. Dzięki temu zarówno zapewniają sobie przeżywanie bardzo zróżnicowanych doświadczeń, jak i sięgają po rzeczy, których pragną, o których marzą. Mogą także wprowadzać do swojego życia zmiany dotyczące różnych obszarów życia: relacji, pracy, pasji, podróży, rodziny, zamieszkania i wielu innych.

Jeśli jest tak fajnie, to dlaczego jest tak trudno?

Skoro zatem wychodzenie poza strefę komfortu rozwija nas, pomaga znaleźć nowe rozwiązania na dotychczasowe problemy, dostarcza przyjemności oraz sprawia, że zwiększa się nasz poziom szczęścia, to dlaczego przekroczenie tej bariery bywa takie trudne? Składa się na to kilka czynników. Jednym z nich jest zmierzenie się z zupełnie nową sytuacją, a co za tym idzie – porzucenie poczucia stabilności. Musimy się wtedy skonfrontować z nowymi bodźcami, z nieznanymi sytuacjami, nowymi ludźmi. To z kolei może rodzić lęk, który jest w stanie skutecznie powstrzymać nas przed podjęciem działania, przed sięgnięciem po to, czego pragniemy. I wcale nie chodzi o to, aby się go obawiać lub tłumić. Jest on bowiem naturalną reakcją na niebezpieczeństwo związane z nieznanym, nowym doświadczeniem. Lęk wywołany jest antycypacją, obawą przed niepewną przyszłością. Boimy się cierpienia, jakie może nieść ze sobą opuszczenie bezpiecznej strefy.

Jako że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka, tym, co nas powstrzymuje od zaryzykowania i wejścia w nowe, są również nasze nawykowe, osłabiające podjęcie działania, myśli. „Nie mogę tego zrobić”, „to jest zbyt ryzykowne”,  „na pewno sobie nie poradzę”, „nie da się tego wykonać” – wiele takich sformułowań powtarzamy sami sobie, kiedy wpadnie nam do głowy chęć podjęcia działania wykraczającego poza codzienny, dobrze nam znany schemat funkcjonowania. Umysł ludzki przywiązuje się do wielokrotnie powtarzanych myśli, do raz powziętych wniosków, generalizuje i sprawia, że nie podejmujemy nawet próby podważenia przekonania na dany temat. Ludzie nie sięgają po to, po co by chcieli nie tylko dlatego, że sami sobie powtarzają, iż nie da się tego zrobić, ale również dlatego, że inni podważają sensowność takiego działania. Oczywiście, inni mogą odradzać nam różnych działań troszcząc się o nas, starając się nas przestrzec przed niebezpieczeństwem. Jednak warto przyjrzeć się, czy na pewno wynika to z opiekuńczości, czy raczej z lęku ludzi, którzy nas otaczają, związanego z samą myślą, że można opuścić bezpieczną strefę funkcjonowania. Często zatem poddajemy się już na starcie lub nawet wcześniej, nie próbując nowych rozwiązań. Cytując Michała Anioła: „Największym niebezpieczeństwem dla większości z nas nie jest to, że mierzymy za wysoko i nie osiągamy celu, ale to że mierzymy za nisko i cel osiągamy”. Tymczasem większość rzeczy, które wydają nam się nieosiągalne, jest w zasięgu naszych możliwości.

Ważnym czynnikiem, powstrzymującym nas przed opuszczeniem strefy bezpieczeństwa, jest obawa przed popełnieniem błędu oraz przed doświadczeniem porażki. Kathryn Schulz, autorka książki ”Being Wrong: Adventures in the Margin of Error” („Myląc się: przygody na marginesie błędu”) zwraca uwagę na to, że bardzo często upieramy się, że mamy rację, bo sprawia to, iż czujemy się błyskotliwi, odpowiedzialni, cnotliwi i bezpieczni. Nauczyliśmy się bowiem, że „jeśli coś nam się nie uda, oznacza to, że coś z nami jest nie tak”. Tymczasem wychodzenie poza strefę komfortu implikuje zarówno popełnianie błędów, jak i doświadczanie porażek. Odbierając porażki osobiście, jako wyraz tego, że nie jesteśmy dość dobrzy, dość skuteczni, dość przewidujący, boimy się nawet próbować. Mirosław Słowikowski, psycholog biznesu i trener, mówi, że wiele osób boi się zakochania z lęku przed popełnieniem błędu skierowania swoich uczuć ku nieodpowiedniej osobie. Wielu ludzi nie próbuje znaleźć takiej pracy, jaka im opowiada, ponieważ boją się porażki. Tymczasem – jak podkreśla psycholog – nasze  życie jest nierozerwalnie związane z błędami.

W związku z tym, że opuszczaniu bezpiecznej przestrzeni towarzyszy odczuwanie niepewności, nasz umysł zaczyna sabotować takie działanie, domagając się poznania prawdopodobnego wyniku naszego przedsięwzięcia. Niestety, nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich konsekwencji. Takiej pewność zatem, odnośnie wszystkich przyszłych działań, nigdy mieć nie będziemy. Wyjście ze strefy komfortu utrudniamy sobie oczekując spełnienia idealnych warunków do podjęcia działania: „Dopiero kiedy będę mięć wszystkie rzeczy/odpowiednią atmosferę/właściwych ludzi przy sobie/adekwatny nastój, wtedy zacznę działać”. Rzadko jednak okoliczności są idealne. Dlatego jeśli ulegniemy powyższemu przekonaniu, nigdy nie zaryzykujemy, nie spróbujemy nowych rozwiązań, nawet jeśli intuicyjnie czujemy, że czasami zdecydowanie lepiej jest zacząć działać od razu, posiadając tylko te narzędzia i zasoby, którymi na dany moment dysponujemy.

Jeśli jest tak trudno, to co zrobić, żeby było łatwiej?

Przy okazji omawiania tematu psychologicznej przestrzeni bezpieczeństwa w wielu artykułach, książkach czy prezentacjach autorzy proszą o wykonanie prostego ćwiczenia. Należ skrzyżować ręce na piersi, tak, jak to zazwyczaj czynimy – palce jednej ręki są skierowane ku góry, u drugiej widoczny jest tylko nadgarstek („pozycja zamknięta”). Teraz należy skrzyżować ręce odwrotnie, abyśmy mogli zobaczyć palce tej ręki, u której uprzednio widzieliśmy tylko nadgarstek. Większość ludzi w tym momencie doświadcza dziwnego uczucia, mogą się trochę czuć nieswojo. Dzieje się tak, ponieważ kiedy układamy ręce na odwrót, inaczej niż czynimy to na co dzień, wychodzimy właśnie poza naszą sferę komfortu.

Ten przykład uświadamia, że nie trzeba od razu „skakać na głęboką wodę”, mierząc się z paraliżującymi nas lękami. Oczywiście, samo przełożenie rąk jest tylko drobnym detalem, który zmieniliśmy, ale jeśli sukcesywnie będziemy zmieniać różne drobne nawykowe elementy w naszym życiu, okaże się, że poszerzanie sfery bezpieczeństwa nie jest tak trudne, jak się nam wydawało. Ba, może wręcz sprawiać nam przyjemność, dostarczając ciekawych, nowych, niezwykłych doznań. Zaczynać można od małych zmian, niekoniecznie dotyczących najważniejszych obszarów naszego życia – wtedy też unikniemy ryzyka wpadnięcia w sferę paniki. Kiedy nauczymy się drobnymi krokami wychodzić poza bezpieczny obszar naszych działań, doświadczając tylko niewielkiego dyskomfortu, będziemy z czasem w stanie zmierzyć się z rzeczami, które do tej pory budziły w nas duży lęk, który sprawiał, że odpuszczaliśmy podjęcie jakiekolwiek działania w kierunku realizacji naszych celów, pasji, bądź marzeń. Pamiętajmy, że nawet nieduża zmiana w działaniu może bardzo zmienić naszą perspektywę.

Powstrzymywać przed wchodzeniem w nieznane może również błędne przekonanie, że wraz ze zrobieniem pierwszego kroku nasza przestrzeń bezpieczeństwa zniknie, a my będziemy musieli do końca życia funkcjonować już w inny, zmieniony sposób. Czasami jednak chodzi tylko o samo ćwiczenie czy też doświadczenia czegoś nowego, niekoniecznie o dotarcie do celu. Ważne w praktykowaniu opuszczania bezpiecznej przystani, jako wyrazie troski o siebie, jest dawanie sobie prawa do zmiany decyzji. Nie musimy bowiem trwać przy raz podjętym postanowieniu. Oczywiście, nie chodzi też o to, by za każdym razem wycofywać się z działania tylko dlatego, że odczuwamy niewygodę, ponieważ przy wychodzeniu z naszej strefy bezpieczeństwa zawsze będziemy odczuwać mniejszy lub większy dyskomfort.

Odpuszczenie potrzeby posiadania ciągłej kontroli również jest pomocne przy podejmowaniu działań, leżących poza strefą komfortu. Warto pamiętać, że zawsze znajdą się osoby, które będą nas krytykować (dlatego, że same boją się podjąć działania związane z ryzykiem, jak również dlatego, że ocenianie leży w ich naturze). Chris Guillebeau, przedsiębiorca, podróżnik i pisarz, podkreśla w swojej książce „Nie bój się pójść własną drogą. Sztuka nonkonformizmu”, że zmienianie naszych dotychczasowych działań i modyfikacja naszego funkcjonowania może spotykać się z ostrą krytyką lub inną negatywną reakcją ze strony otoczenia. Dzieje się tak zwłaszcza, kiedy nasz cel i nasze działania wykraczają poza utarte schematy i przekonania innych ludzi. Jeśli chcemy, żeby wszyscy myśleli o nas dobrze i nas wspierali, zaczynamy oceniać i analizować każde nasze działanie. Tymczasem nie da się kontrolować wszystkiego, co ludzie o nas pomyślą. Oczywiście, lęk przed oceną innych jest naturalny i towarzyszyć będzie różnym przedsięwzięciom, chodzi jednak o to, żeby z jednej strony nie oczekiwać, że zniknie, a z drugiej strony działać, pomimo odczuwania go.

Im większą mamy wizję życia i celów, które chcemy osiągnąć, tym większą motywację zyskujemy, aby opuścić bezpieczny port. Jednak nie każdy z nas ma luksus posiadania tak silnego imperatywu wewnętrznego, aby od razu ruszać w nieznane. Jednak nawet bez tej wizji, jesteśmy w stanie wychodzić poza naszą bezpieczną przestrzeń, traktując każde takie działanie jako przygodę, dając sobie prawo do popełniania błędów i nauki. Jak mówi psycholog Jacek Walkiewicz: „Życie jest zawsze tam, gdzie robimy krok do przodu i w większości robimy w nieznane”. Zatem oswojenie się z myślą, że pewnie będziemy czuć się trochę niekomfortowo, trochę dziwnie, może nieswojo, daje nam szansę na realizację naszych celów i na doświadczanie szczęścia oraz wielu innych pozytywnych uczuć, ponieważ – cytując Briana Tracy’ego, eksperta w zakresie rozwoju osobistego oraz sukcesu zawodowego – „możesz wzrastać tylko, jeśli jesteś gotów czuć się dziwnie i niekomfortowo, próbując czegoś zupełnie dla ciebie nowego”.

Autor: Igor Rotberg

Dla zainteresowanych:

Biswas-Diener, R. (2012). The Courage Quotient, United Kingdom: John Wiley and Sons
Guillebeau, C. (2011). Nie bój się pójść własną drogą, Warszawa: G+J Gruner+Jahr
Kashdan, T.B.; Ciarrochi, J.V. (2013). Mindfulness, Acceptance, and Positive Psychology, Oakland: New Harbinger
Schulz, K. (2010). Being Wrong: Adventures in the Margin of Error, New York: HarperCollins
Słowikowski, M. (2012). Przez błędy do sukcesu?, rozmowę przepr. Dobroń G., PR3 [online]. Dostępny w Internecie tutaj

Artykuł dostępny jest również na stronie Polskiego Portalu Psychologii Społecznej

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s