Syndrom zmęczenia informacją

Syndrom zmęczenia informacją (information fatigue syndrome), opisany przez dr Davida Lewisa z międzynarodowego stowarzyszenia ISMA (International Stress Management Association), charakteryzuje się zarówno objawami fizycznymi (np. podwyższonym ciśnieniem krwi czy osłabieniem widzenia) oraz objawami psychicznymi.

Ten swoisty „stres informacyjny” jest efektem nieradzenia sobie z zalewem danych. Przyjmując bardzo dużą ilość informacji, wydaje się nam często, że wszystko jest w jakiś sposób ważne, a jednocześnie czujemy, że nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego ogarnąć i przetworzyć.

Jedną z konsekwencji przeładowania informacjami jest spadek trafności naszych decyzji. Okazało się bowiem, że większa ilość informacji nie zapewnia lepszej informacji. Przeciążenie danymi powoduje obniżenie efektywności podejmowania decyzji. Zwiększa się skłonność do pomijania kluczowych informacji podczas dokonywania wyborów. Nadmiar informacji skutkuje również deficytem uwagi. Z kolei nieustający brak możliwości przetworzenia wszystkich docierających do człowieka danych powoduje wzrost stresu. Spada natomiast czas potrzebny na refleksję, a także zmniejsza się zdolność do ogólnej koncentracji.


Tekst pochodzi z artykułu W morzu informacji, dostępnym na naszej stronie.

Fot. John Schnobrich / Unsplash

Trudny wybór

Fot. Nathan Dumlao / Unsplash

Współczesny przekaz społeczny mówi wprost: „wybór należy do ciebie”, a co za tym idzie: „wszystko zależy od ciebie”. Powstaje zatem w człowieku przekonanie, że całe jego życie zależy od trafności wyborów. Jeśli będzie podejmować słuszne decyzje, osiągnie wszystko, o czym marzy. Takie przekonanie, przy ciągłej konieczności wybierania pomiędzy różnorodnymi opcjami, nakłada olbrzymią odpowiedzialność, może budzić niepewność, a zamiast poczucia swobody, płynącej z możliwości wyboru, przynosić lęk przed stratą, ponieważ jeśli wybierze się jedną opcję, straci się cały wachlarz innych okazji. I zamiast działać, człowiek stoi w miejscu, obezwładniony lękiem przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji.

Psycholog Barry Schwartz, autor „Paradoksu wyboru”, mówi, że nawet jeśli uda się człowiekowi pokonać ów paraliż i podjąć decyzję, jest on mniej zadowolony z dokonanego wyboru, niż gdyby wybierał spośród mniejszej liczby alternatyw. Psycholog podaje kilka powodów, za sprawą których tak się dzieje. Po pierwsze mamy wątpliwości, czy nasz wybór na pewno jest dobry (nie jesteśmy w stanie sprawdzić absolutnie wszystkich możliwości). Po drugie, nawet jeśli nasza decyzja jest właściwa, dostrzegamy atrakcyjność innych wyborów (jest to tzw. „koszt alternatywny”). Po trzecie w związku z tym, że wybór dostępnych opcji jest tak przeogromny, rosną nasze oczekiwania, a tym samym coraz częściej narażamy się na rozczarowania, kiedy rzeczywistość nie jest w stanie sprostać naszym wymaganiom. I po czwarte, kiedy doświadczamy rozczarowania, ponieważ podjęty przez nas wybór jest niesatysfakcjonujący, zaczynamy obwiniać siebie za podjęcie złej decyzji.


Tekst pochodzi z artykułu Oszołomieni możliwościami, dostępnym na naszej stronie.

Opuszczając krainę „Kiedyś”

Igor Rotberg rozmawia z Jadwigą Korzeniewską, socjolożką, autorką bloga. Jadwiga Korzeniewska prowadzi również warsztaty z zakresu kształtowania nawyków w oparciu o sześć źródeł wpływu na zmianę.

Jadwiga Korzeniewska: Wielkimi krokami zbliża się okres, w którym wiele osób robi rachunek sumienia i rozlicza się przed sobą z tego, co z noworocznych postanowień udało się wdrożyć. Niejednokrotnie okazuje się wtedy, że postanowienia pozostały w fazie decyzji i nie zmieniły się w działanie. Znam te momenty i wiem jak są bolesne. Czy masz podobne doświadczenia lub obserwacje?

Igor Rotberg: Znam takie momenty i znam wiele osób, które dokonują takich spostrzeżeń. Uwzględniając fakt, że często trudno jest dotrzymać noworocznych postanowień lub – jak wspomniałaś – pozostają one jedynie w fazie decyzji, można generalnie podzielić ludzi na dwie grupy. Pierwsza z nich mówi, że co jak co, ale w tym nowym roku na pewno uda się przełożyć postanowienia noworoczne na realne kroki i w nich wytrwać. Z kolei osoby z drugiej grupy, zmęczone kolejnymi, niezrealizowanymi planami, mówią, że tym razem nie będą podejmowały żadnych postanowień noworocznych. Skoro i tak nigdy nie udaje im się niczego zrealizować, dlaczego miałoby się to teraz wydarzyć. Pierwsza grupa, bardziej optymistyczna, nadal wierzy w sukces. Druga – bardziej pesymistyczna – odpuszcza.

JK: Zwracasz uwagę na ciekawą rzecz – dwie odrębne perspektywy spojrzenia na kwestię podjęcia kolejnej próby. W podanym przykładzie obydwie grupy mają za sobą niepowodzenia, jednak zachowują się w ich obliczu zgoła odmiennie. Może to mieć związek z tym jak odczytują porażkę, kolejną nieudaną próbę – jako wyzwanie czy też jako informację zwrotną od świata, że nie nadają się do niczego. Zdecydowanie pierwsze podejście zostawia o wiele większą przestrzeń do działania. A zatem mówimy tu o pewnych nawykach w myśleniu, które mogą albo pozwalać nam się rozwijać, eksperymentować, albo zakładają nam betonowe buty na stopy.

IR: Tak, jedna i druga grupa doświadczyła porażki polegającej na niezrealizowaniu własnych planów i zamierzeń. I rzeczywiście jest tak, że postrzeganie niepowodzeń wpływa na to, jakie dalsze działania podejmujemy. Nawykowe myślenie jest tutaj bardzo istotnym elementem. Trudno jest bowiem cokolwiek zmienić w życiu, jeśli nie weźmie się pod uwagę dojmującej roli nawyków w sposobie postrzegania rzeczywistości.

JK: Można zatem rzec, że podwaliny sukcesu – nie tylko w realizacji postanowień noworocznych – leżą w naszej głowie. W tym, co sądzimy o świecie, o ludziach, o sobie i swoich możliwościach. A tego z kolei w dużej mierze uczymy się w toku socjalizacji przez modelowanie. Warto przyjrzeć się krytycznie swoim myślom i zadać sobie pytanie: dlaczego uważam, że tak jest? Przykładowo: dlaczego uważam, że porażka to komunikat mówiący o mnie, że jestem do niczego?

IR: Takie przyjrzenie się własnym przekonaniom może zaowocować zobaczeniem, jak wiele posiadamy nawykowych myśli, które osłabiają podjęcie decyzji. „Nie mogę tego zrobić”, „To jest zbyt ryzykowne”, „Na pewno sobie nie poradzę”, „Nie da się tego wykonać” – wiele takich sformułowań powtarzamy sami sobie, kiedy wpadnie nam do głowy chęć podjęcia działania wykraczającego poza codzienny, dobrze nam znany schemat funkcjonowania. Dlatego też w wielu przypadkach włącza się wtedy mechanizm samoutrudniania, który torpeduje nasze pomysły dotyczące zmiany w życiu.

JK: Strach przed zmianą to produkt naszej głowy. Paradoksalnie ten produkt ma za zadanie chronić nas przed niebezpieczeństwem – a tym dla naszego mózgu jest sytuacja nowa, sytuacja zmiany. Z moich doświadczeń wynika, że nie ma co czekać na to, że ten strach minie. Jak już mówiliśmy w poprzednich rozmowach – to naturalny element procesu zmian, dlatego warto nauczyć się działać pomimo niego, zamiast się mu poddawać. Powstaje zatem pytanie: jak to zrobić?

IR: Na pewno warto zwrócić uwagę na rolę innych osób w naszym życiu. Ponieważ żyjemy w systemie wzajemnych zależności i powiązań, uświadomienie sobie, czy będziemy mieć wokół siebie ludzi, którzy będą nas wspierać, czy wręcz przeciwnie, jest dosyć istotnie. Oczywiście nawet w sytuacji, kiedy przewidujemy, że nasza zmiana spowoduje krytyczną ocenę ze strony innych, nie znaczy to, że musimy poddać się na starcie. Zawsze bowiem znajdą się osoby, które będą nas krytykować. Dzieje się tak dlatego, że prawdopodobnie same boją się podjąć działania związane z ryzykiem lub ocenianie leży po prostu w ich naturze. Nie da się jednak kontrolować wszystkiego, co ludzie o nas pomyślą.

JK: Z moich doświadczeń wynika, że sabotowanie nas przez innych ludzi na naszej drodze do zmiany wynika z jeszcze jednego aspektu – braku zrozumienia dlaczego to robimy. Ja miałam roczny projekt zmiany nawyków żywieniowych, kiedy to nie jadłam słodyczy i słonych przekąsek. Zdarzało się, że ktoś na jakiejś imprezie, gdy słyszał, jak odmawiam zjedzenia np. ciasta, tłumacząc, że nie jem słodyczy, patrzył na mnie i mówił: „Daj spokój, dobrze wyglądasz, możesz sobie pozwolić na to ciasto!”. Dla niego bowiem mój projekt oznaczał, że się odchudzam. Tymczasem dla mnie był to element większego projektu pt. zdrowsze i dłuższe życie. Warto mówić ludziom o tym, jaką ważną dla nas wartość realizujemy poprzez swoją zmianę. Moje doświadczenia potwierdzają, że to diametralnie zmienia nastawienie innych osób do sprawy.

IR: Poruszyłaś tutaj bardzo ważną sprawę, a mianowicie kwestię wartości, które stoją za daną zmianą w życiu. Warto w tym momencie oddzielić cele od wartości. Wartości są bowiem tymi drogowskazami, które wyznaczają kierunki w naszym życiu. Na tej drodze z kolei realizujemy poszczególne cele i projekty. Uświadomienie sobie zatem, jakie wartości leżą u podstawy danej zmiany w życiu, może być bardzo motywujące dla nas oraz – jak wspomniałaś – może być pomocne w rozmowie z innymi, za sprawą której nasze wybory staną się bardziej zrozumiałe dla naszego otoczenia.

JK: Świetnie to ująłeś. Gdy inni rozumieją nasze działania, inaczej się do nich odnoszą. Nawet wtedy, jeśli nie są w stanie nam dopomóc, to niejednokrotnie powstrzymają się od szkodzenia nam. I bywa, że to wystarczy.

IR: Kolejną sprawą, która ułatwi nam na pewno podjęcie decyzji dotyczącej jakiejś zmiany w naszym życiu, jest porzucenie oczekiwania, że ruszymy do przodu dopiero wtedy, kiedy wszystkie niezbędne warunki zostaną spełnione. Czekanie na idealny moment może zakończyć się tym, że nigdy nie rozpoczniemy niczego nowego w naszym życiu.

JK: O tak, to jest paraliż decyzyjny, który znam bardzo dobrze, bo jest typowy dla neurotycznych perfekcjonistów. Teraz jestem na odwyku od tego, dzięki czemu sukcesywnie poruszam się do przodu. Kiedy człowiek robi jakiekolwiek postanowienie zmiany, może go przerażać ranga wyzwania. Napisać 200 stron pracy magisterskiej, zrzucić 10 kg, rzucić palenie – to wszystko są ogromne działania. A można je – jak już wspominaliśmy w poprzedniej rozmowie – podzielić na mniejsze kroki, zgodnie z duchem filozofii kaizen. Właśnie po to, by osłabić też siłę naszego strachu.

IR: Otóż to! Barbara Fredrickson, naukowiec i psycholożka, specjalizująca się w pozytywnych emocjach, mówi, że czasami nawet drobne modyfikacje myślenia czy działania mogą wpływać na zmianę tych obszarów w naszym życiu, które na początku wydają się niemożliwe do jakiejkolwiek modyfikacji. Przemeblowanie w jeden dzień całego naszego życia jest często niewykonalne. Możemy natomiast już dzisiaj wprowadzić do naszego życia drobne zmiany, które za jakiś czas zaowocują umocnieniem się nowych, pożądanych przez nas oczekiwań.

JK: Mamy zatem już kilka istotnych komponentów wprowadzania zmian: przyjrzenie się swoim nawykom w myśleniu, porozmawianie z ludźmi, którzy mogą nas sabotować lub wesprzeć na naszej drodze do zmiany i podzielenie wyzwania na mniejsze etapy.

IR: A więc do dzieła!

OSZOŁOMIENI MOŻLIWOŚCIAMI

„Osiołkowi w żłoby dano…” – tymi słowy zaczyna się wiersz Aleksandra Fredry, opisujący trudny wybór pomiędzy dwoma opcjami. Obie są kuszące. Podczas gdy tekst Fredry opowiada o zmaganiu się z podjęciem decyzji dotyczącej dość prostego wyboru, współczesny człowiek na co dzień musi zmagać się z wyborami pomiędzy wieloma opcjami. Stan niezdecydowania, presja czasu i kolejnych decyzji, które już należy podjąć, sprawiają, że mnogość wyborów zaczyna jawić się jako bardziej obciążająca, niż dająca poczucie swobody.

Wybór niełatwy

Człowiek podejmuje decyzje na każdym kroku: od decyzji dotyczących spraw prozaicznych i codziennych, po decyzje związane z karierą, zdrowiem czy przyszłymi inwestycjami. Współczesny przekaz społeczny mówi wprost: „wybór należy do ciebie”, a co za tym idzie: „wszystko zależy od ciebie”. Powstaje zatem w człowieku przekonanie, że całe jego życie zależy od trafności wyborów. Jeśli będzie podejmować słuszne decyzje, osiągnie wszystko, o czym marzy. Takie przekonanie, przy ciągłej konieczności wybierania pomiędzy różnorodnymi opcjami, nakłada olbrzymią odpowiedzialność, może budzić niepewność, a zamiast poczucia swobody, płynącej z możliwości wyboru, przynosić lęk przed stratą, ponieważ jeśli wybierze się jedną opcję, straci się cały wachlarz innych okazji. I zamiast działać, człowiek stoi w miejscu, obezwładniony lękiem przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Psycholog Barry Schwartz, autor „Paradoksu wyboru”, mówi, że nawet jeśli uda się człowiekowi pokonać ów paraliż i podjąć decyzję, jest on mniej zadowolony z dokonanego wyboru, niż gdyby wybierał spośród mniejszej liczby alternatyw. Psycholog podaje kilka powodów, za sprawą których tak się dzieje. Po pierwsze mamy wątpliwości, czy nasz wybór na pewno jest dobry (nie jesteśmy w stanie sprawdzić absolutnie wszystkich możliwości). Po drugie, nawet jeśli nasza decyzja jest właściwa, dostrzegamy atrakcyjność innych wyborów (jest to tzw. „koszt alternatywny”). Po trzecie w związku z tym, że wybór dostępnych opcji jest tak przeogromny, rosną nasze oczekiwania, a tym samym coraz częściej narażamy się na rozczarowania, kiedy rzeczywistość nie jest w stanie sprostać naszym wymaganiom. I po czwarte, kiedy doświadczamy rozczarowania, ponieważ podjęty przez nas wybór jest niesatysfakcjonujący, zaczynamy obwiniać siebie za podjęcie złej decyzji.

Natura nie wyposażyła nas w umiejętności podejmowania decyzji w sytuacjach, gdy dostępnych jest tak dużo możliwych opcji. Pisał już o tym w swojej książce „Ucieczka od wolności” Erich Fromm. Filozof zwracał uwagę na unikanie brania odpowiedzialności za swoje wybory. Aktualnie presja jest większa, ponieważ w dobie nowych technologii oraz natłoku informacji, wymagane jest od nas nieustanne codzienne filtrowanie olbrzymiej ilości danych. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić wszystkich opcji, jednocześnie czujemy, że być może nie wzięliśmy pod uwagę akurat tego wariantu, który okazałby się dla nas najlepszy. Oszołomieni liczbą możliwości, będąc pod presją konieczności podjęcia właściwych decyzji, często staramy się scedować dokonywanie wyborów na kogoś innego. Czasami pozwalamy specjaliście czy autorytetowi w danej dziedzinie lub po prostu naszemu znajomemu żeby zadecydował za nas. Z jednej strony spada z nas odpowiedzialność. Z drugiej strony jednak powstaje wątpliwość: czy słusznie zaufaliśmy akurat tej osobie, a nie innej? Nie mamy bowiem całkowitej pewności, czy osoba, której zawierzyliśmy, jest właściwa.

Wybór nieracjonalny

Mamy przeświadczenie, że w każdej sferze życia jesteśmy w stanie dokonywać racjonalnych wyborów. Przeceniamy jednak siebie w tym zakresie. Wpływy społeczne odciskają piętno na naszych decyzjach, a kultura często decyduje o tym, co nam się podoba, a czego nie lubimy. Pomimo, że cywilizacja zachodnia bardzo ceni takie wartości jak autonomia jednostki, indywidualizm i podmiotowość, działając w systemie społecznym i nie posiadając wystarczającej mocy obliczeniowej, dokonujemy wyborów poprzez używanie dostępnych algorytmów („jeśli dwóch moich znajomych radzi mi jechać na wczasy do Tunezji, to pojadę”, „jeśli w polecanym serwisie internetowym telefon został oceniony na 8 punktów w 10. stopniowej skali, to go kupię” itd.). Nie wszystkie algorytmy są przez nas uświadomione, jak i nie wszystkie są racjonalne.

Człowiek, będąc istotą społeczną, cały czas odnosi swoje działania do zachowań innych ludzi, ponieważ – jak mówi psycholog Bartłomiej Dobroczyński – „bez poczucia wspólnoty z innymi nie bardzo możemy egzystować”. Stąd też każdy z nas posiada jakiś krąg lub kręgi ludzi, które stanowią dla niego grupę odniesienia. Grupy te dzielą się na pozytywne (czyli takie, z którymi czujemy wspólnotę i z którymi podzielamy system wartość lub chcemy być tacy jak oni) oraz negatywne (czyli takie, z których poglądami się nie zgadzamy i od których chcemy się odróżnić). Dobroczyński zwraca uwagę, że posiadanie lub nieposiadanie pewnego przedmiotu czy przedmiotów, uczestniczenie lub nieuczestniczenie w pewnych zjawiskach powoduje możliwość wykluczenia z „naszej” grupy, co w kulturze społecznej jest rzeczą najgorszą. Dlatego też posiadanie chociażby odpowiednich dóbr materialnych (np. konkretnego telefonu, mieszkania w danej dzielnicy) czy wykonywanie odpowiedniej pracy jest dla nas niezbędne, aby cały czas przynależeć do określonej grupy. Z tego też powodu część decyzji podejmujemy nie z pobudek racjonalnych (np. dlatego, że jest to dobre dla naszego zdrowia), ale chociażby z lęku przez wykluczeniem społecznym.

Wybór nieidealny

Podczas dokonywania wyborów człowiekowi zawsze towarzyszy niepewność: jeśli wybiorę tę pracę, to czy moje życie będzie lepsze? Jeśli zdecyduję się na to mieszkanie, czy wpłynie to pozytywnie na mnie? A może jednak dokonam złego wyboru? W poczuciu odpowiedzialności za swoje decyzje przewidujemy pojawienie się własnych negatywnych emocji, jeśli wybór, którego dokonamy, przyniesie niechciane konsekwencje. Istnieje jednak tzw. „psychologiczny system odporności”, umożliwiający radzenie sobie z tymi emocjami. Psychologowie Daniel Gilbert oraz Timothy Wilson, którzy stworzyli ten termin, zauważyli, że w człowieku funkcjonuje mechanizm, odpowiedzialny za istotne redukowanie negatywnych konsekwencji emocjonalnych podjętych niewłaściwych decyzji. Mechanizm ten działa na ogół bez świadomości człowieka, w związku z czym ludzie, nie doceniając siły jego działania, błędnie prognozują swoje emocje i nastawienie, jakie pojawią się po dokonaniu wyboru. „Psychologiczny system odporności” sprawia jednak, że nawet jeśli podejmiemy decyzję, z której konsekwencji nie będziemy zadowoleni, zadziałają procesy znajdujące pozytywne aspekty owej decyzji i tym samym – redukujące negatywne emocje z nią związane.

Przy mnogości możliwości, jakie oferuje człowiekowi współczesna cywilizacja oraz przy ograniczonym czasie, a także nie dość skutecznych narzędziach umożliwiających przeanalizowanie wszystkich opcji, człowiek zmuszony jest do ignorowania części informacji, jak również do porzucania niektórych możliwości, jakie oferuje życie. Odejście od przekonania, że można zdobyć wszystko, o ile się mądrze wybiera, pomaga uporać się z faktem, że rozczarowanie jest wpisane w wybór, a każdej decyzji towarzyszy poczucie straty. Renata Salecl, filozofka i socjolożka, autorka „Tyranii wyboru”, zwraca uwagę na to, że „wybory, których dokonujemy, zależą od miejsca, w którym mieszkamy, ludzi, którymi się otaczamy”. Salecl podkreśla, że idealny wybór nie istnieje. „I że nieważne, jak dobrze się przygotujemy do podjęcia decyzji, zawsze może się wydarzyć niespodzianka, nie przewidzimy wszystkiego. I z tego właśnie powinniśmy się cieszyć – z tej niespodzianki, z tego, co los przyniesie” – dodaje Salecl.

Podejmowanie codziennie dziesiątek decyzji przy mnogości ofert nie jest procesem łatwym. Zawierzając tylko naszemu racjonalnemu osądowi rzeczywistości możemy bardzo się zdziwić, do jakiego stopnia podejmujemy irracjonalne decyzje. Dlatego, żeby zmniejszyć trochę presję związaną z wyborami w naszym życiu, warto mieć na uwadze fakt, że każda decyzja, jaką podejmujemy, niesie w sobie ryzyko i stratę, ale również możliwości i szanse.

Autor: Igor Rotberg

Dla zainteresowanych:

Carpenter, S. (2001) We don’t know our own strength, American Psychological Association [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Dobroczyński, B. (2013) Niewolnicy konsumpcyjnego stylu życia, rozmowę przepr. Więcka A., Wysokie Obcasy [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Gilbert, D.T., Blumberg, S.J.; Pinel, E.C., Wilson, T.D., Wheatley, T.P. (1998). Immune neglect: A source of durability bias in affective forecasting, Journal of Personality and Social Psychology 75 (3): 617–638
Fromm E (1993) Ucieczka od wolności, tłum. Ziemilski A., Ziemilska O., Warszawa: Czytelnik
Salecl, R. (2013), Tyrania wyboru, tłum. Szelewa B., Warszawa: Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Schwartz, B. (2013). Paradoks wyboru. Dlaczego więcej oznacza mniej, tłum. Walczyński M., Warszawa: PWN.

Artykuł dostępny jest również na stronie Polskiego Portalu Psychologii Społecznej