Syndrom zmęczenia informacją

Syndrom zmęczenia informacją (information fatigue syndrome), opisany przez dr Davida Lewisa z międzynarodowego stowarzyszenia ISMA (International Stress Management Association), charakteryzuje się zarówno objawami fizycznymi (np. podwyższonym ciśnieniem krwi czy osłabieniem widzenia) oraz objawami psychicznymi.

Ten swoisty „stres informacyjny” jest efektem nieradzenia sobie z zalewem danych. Przyjmując bardzo dużą ilość informacji, wydaje się nam często, że wszystko jest w jakiś sposób ważne, a jednocześnie czujemy, że nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego ogarnąć i przetworzyć.

Jedną z konsekwencji przeładowania informacjami jest spadek trafności naszych decyzji. Okazało się bowiem, że większa ilość informacji nie zapewnia lepszej informacji. Przeciążenie danymi powoduje obniżenie efektywności podejmowania decyzji. Zwiększa się skłonność do pomijania kluczowych informacji podczas dokonywania wyborów. Nadmiar informacji skutkuje również deficytem uwagi. Z kolei nieustający brak możliwości przetworzenia wszystkich docierających do człowieka danych powoduje wzrost stresu. Spada natomiast czas potrzebny na refleksję, a także zmniejsza się zdolność do ogólnej koncentracji.


Tekst pochodzi z artykułu W morzu informacji, dostępnym na naszej stronie.

Fot. John Schnobrich / Unsplash

Opuszczając krainę „Kiedyś”

Igor Rotberg rozmawia z Jadwigą Korzeniewską, socjolożką, autorką bloga. Jadwiga Korzeniewska prowadzi również warsztaty z zakresu kształtowania nawyków w oparciu o sześć źródeł wpływu na zmianę.

Jadwiga Korzeniewska: Wielkimi krokami zbliża się okres, w którym wiele osób robi rachunek sumienia i rozlicza się przed sobą z tego, co z noworocznych postanowień udało się wdrożyć. Niejednokrotnie okazuje się wtedy, że postanowienia pozostały w fazie decyzji i nie zmieniły się w działanie. Znam te momenty i wiem jak są bolesne. Czy masz podobne doświadczenia lub obserwacje?

Igor Rotberg: Znam takie momenty i znam wiele osób, które dokonują takich spostrzeżeń. Uwzględniając fakt, że często trudno jest dotrzymać noworocznych postanowień lub – jak wspomniałaś – pozostają one jedynie w fazie decyzji, można generalnie podzielić ludzi na dwie grupy. Pierwsza z nich mówi, że co jak co, ale w tym nowym roku na pewno uda się przełożyć postanowienia noworoczne na realne kroki i w nich wytrwać. Z kolei osoby z drugiej grupy, zmęczone kolejnymi, niezrealizowanymi planami, mówią, że tym razem nie będą podejmowały żadnych postanowień noworocznych. Skoro i tak nigdy nie udaje im się niczego zrealizować, dlaczego miałoby się to teraz wydarzyć. Pierwsza grupa, bardziej optymistyczna, nadal wierzy w sukces. Druga – bardziej pesymistyczna – odpuszcza.

JK: Zwracasz uwagę na ciekawą rzecz – dwie odrębne perspektywy spojrzenia na kwestię podjęcia kolejnej próby. W podanym przykładzie obydwie grupy mają za sobą niepowodzenia, jednak zachowują się w ich obliczu zgoła odmiennie. Może to mieć związek z tym jak odczytują porażkę, kolejną nieudaną próbę – jako wyzwanie czy też jako informację zwrotną od świata, że nie nadają się do niczego. Zdecydowanie pierwsze podejście zostawia o wiele większą przestrzeń do działania. A zatem mówimy tu o pewnych nawykach w myśleniu, które mogą albo pozwalać nam się rozwijać, eksperymentować, albo zakładają nam betonowe buty na stopy.

IR: Tak, jedna i druga grupa doświadczyła porażki polegającej na niezrealizowaniu własnych planów i zamierzeń. I rzeczywiście jest tak, że postrzeganie niepowodzeń wpływa na to, jakie dalsze działania podejmujemy. Nawykowe myślenie jest tutaj bardzo istotnym elementem. Trudno jest bowiem cokolwiek zmienić w życiu, jeśli nie weźmie się pod uwagę dojmującej roli nawyków w sposobie postrzegania rzeczywistości.

JK: Można zatem rzec, że podwaliny sukcesu – nie tylko w realizacji postanowień noworocznych – leżą w naszej głowie. W tym, co sądzimy o świecie, o ludziach, o sobie i swoich możliwościach. A tego z kolei w dużej mierze uczymy się w toku socjalizacji przez modelowanie. Warto przyjrzeć się krytycznie swoim myślom i zadać sobie pytanie: dlaczego uważam, że tak jest? Przykładowo: dlaczego uważam, że porażka to komunikat mówiący o mnie, że jestem do niczego?

IR: Takie przyjrzenie się własnym przekonaniom może zaowocować zobaczeniem, jak wiele posiadamy nawykowych myśli, które osłabiają podjęcie decyzji. „Nie mogę tego zrobić”, „To jest zbyt ryzykowne”, „Na pewno sobie nie poradzę”, „Nie da się tego wykonać” – wiele takich sformułowań powtarzamy sami sobie, kiedy wpadnie nam do głowy chęć podjęcia działania wykraczającego poza codzienny, dobrze nam znany schemat funkcjonowania. Dlatego też w wielu przypadkach włącza się wtedy mechanizm samoutrudniania, który torpeduje nasze pomysły dotyczące zmiany w życiu.

JK: Strach przed zmianą to produkt naszej głowy. Paradoksalnie ten produkt ma za zadanie chronić nas przed niebezpieczeństwem – a tym dla naszego mózgu jest sytuacja nowa, sytuacja zmiany. Z moich doświadczeń wynika, że nie ma co czekać na to, że ten strach minie. Jak już mówiliśmy w poprzednich rozmowach – to naturalny element procesu zmian, dlatego warto nauczyć się działać pomimo niego, zamiast się mu poddawać. Powstaje zatem pytanie: jak to zrobić?

IR: Na pewno warto zwrócić uwagę na rolę innych osób w naszym życiu. Ponieważ żyjemy w systemie wzajemnych zależności i powiązań, uświadomienie sobie, czy będziemy mieć wokół siebie ludzi, którzy będą nas wspierać, czy wręcz przeciwnie, jest dosyć istotnie. Oczywiście nawet w sytuacji, kiedy przewidujemy, że nasza zmiana spowoduje krytyczną ocenę ze strony innych, nie znaczy to, że musimy poddać się na starcie. Zawsze bowiem znajdą się osoby, które będą nas krytykować. Dzieje się tak dlatego, że prawdopodobnie same boją się podjąć działania związane z ryzykiem lub ocenianie leży po prostu w ich naturze. Nie da się jednak kontrolować wszystkiego, co ludzie o nas pomyślą.

JK: Z moich doświadczeń wynika, że sabotowanie nas przez innych ludzi na naszej drodze do zmiany wynika z jeszcze jednego aspektu – braku zrozumienia dlaczego to robimy. Ja miałam roczny projekt zmiany nawyków żywieniowych, kiedy to nie jadłam słodyczy i słonych przekąsek. Zdarzało się, że ktoś na jakiejś imprezie, gdy słyszał, jak odmawiam zjedzenia np. ciasta, tłumacząc, że nie jem słodyczy, patrzył na mnie i mówił: „Daj spokój, dobrze wyglądasz, możesz sobie pozwolić na to ciasto!”. Dla niego bowiem mój projekt oznaczał, że się odchudzam. Tymczasem dla mnie był to element większego projektu pt. zdrowsze i dłuższe życie. Warto mówić ludziom o tym, jaką ważną dla nas wartość realizujemy poprzez swoją zmianę. Moje doświadczenia potwierdzają, że to diametralnie zmienia nastawienie innych osób do sprawy.

IR: Poruszyłaś tutaj bardzo ważną sprawę, a mianowicie kwestię wartości, które stoją za daną zmianą w życiu. Warto w tym momencie oddzielić cele od wartości. Wartości są bowiem tymi drogowskazami, które wyznaczają kierunki w naszym życiu. Na tej drodze z kolei realizujemy poszczególne cele i projekty. Uświadomienie sobie zatem, jakie wartości leżą u podstawy danej zmiany w życiu, może być bardzo motywujące dla nas oraz – jak wspomniałaś – może być pomocne w rozmowie z innymi, za sprawą której nasze wybory staną się bardziej zrozumiałe dla naszego otoczenia.

JK: Świetnie to ująłeś. Gdy inni rozumieją nasze działania, inaczej się do nich odnoszą. Nawet wtedy, jeśli nie są w stanie nam dopomóc, to niejednokrotnie powstrzymają się od szkodzenia nam. I bywa, że to wystarczy.

IR: Kolejną sprawą, która ułatwi nam na pewno podjęcie decyzji dotyczącej jakiejś zmiany w naszym życiu, jest porzucenie oczekiwania, że ruszymy do przodu dopiero wtedy, kiedy wszystkie niezbędne warunki zostaną spełnione. Czekanie na idealny moment może zakończyć się tym, że nigdy nie rozpoczniemy niczego nowego w naszym życiu.

JK: O tak, to jest paraliż decyzyjny, który znam bardzo dobrze, bo jest typowy dla neurotycznych perfekcjonistów. Teraz jestem na odwyku od tego, dzięki czemu sukcesywnie poruszam się do przodu. Kiedy człowiek robi jakiekolwiek postanowienie zmiany, może go przerażać ranga wyzwania. Napisać 200 stron pracy magisterskiej, zrzucić 10 kg, rzucić palenie – to wszystko są ogromne działania. A można je – jak już wspominaliśmy w poprzedniej rozmowie – podzielić na mniejsze kroki, zgodnie z duchem filozofii kaizen. Właśnie po to, by osłabić też siłę naszego strachu.

IR: Otóż to! Barbara Fredrickson, naukowiec i psycholożka, specjalizująca się w pozytywnych emocjach, mówi, że czasami nawet drobne modyfikacje myślenia czy działania mogą wpływać na zmianę tych obszarów w naszym życiu, które na początku wydają się niemożliwe do jakiejkolwiek modyfikacji. Przemeblowanie w jeden dzień całego naszego życia jest często niewykonalne. Możemy natomiast już dzisiaj wprowadzić do naszego życia drobne zmiany, które za jakiś czas zaowocują umocnieniem się nowych, pożądanych przez nas oczekiwań.

JK: Mamy zatem już kilka istotnych komponentów wprowadzania zmian: przyjrzenie się swoim nawykom w myśleniu, porozmawianie z ludźmi, którzy mogą nas sabotować lub wesprzeć na naszej drodze do zmiany i podzielenie wyzwania na mniejsze etapy.

IR: A więc do dzieła!

W MORZU INFORMACJI

Wprawdzie Michel Foucault twierdził, że wiedza to władza, ale raczej nie przewidywał aż tak dużych zmian, jakie zachodzą w współczesnym świecie. W drugim dziesięcioleciu XXI wieku, w dobie ogólnie dostępnego internetu, portali społecznościowych, telewizji informacyjnych, natłoku reklam, szerokiego wyboru dóbr materialnych oraz bardzo szybkiego postępu technologicznego, wiedza jest nie tylko synonimem umiejętności organizowania rzeczywistości, ale – z racji jej nadmiaru – staje się bardzo dużym obciążeniem dla ludzkiej psychiki.

Informacyjne tsunami

Już w 1970 roku Alvin Toffler w książce „Szok przyszłości” przestrzegał nas przed niekontrolowanym postępem naukowo-technicznym. Zwracał uwagę, że istnieje bariera psychofizyczna adaptacji człowieka do szybko zmieniającego się świata, że coraz częściej brak jest ludziom sprawdzonych technik i planów potrzebnych do radzenia sobie z tak szybkimi zmianami cywilizacyjnymi. Wpływ owych zmian może prowadzić do dezorientacji jednostek, bowiem skutkiem będzie przeładowanie psychiki nadmiarem bodźców i nowych wyzwań. Toffler podkreślał, że człowiek nie jest w stanie co chwila dostosowywać się do nowych warunków życia, potrzebuje pewnej stałości, punktów odniesienia. Dodawał jednak, że rozwoju nie da się zatrzymać. Można natomiast go spowolnić, a przynajmniej nie przyspieszać, gdyż grozi to „przegrzaniem całego systemu”. Na ile wizje pisarza się sprawdziły? Pewne jest jedno: rozwój cywilizacyjny ma się dobrze, nowości techniczne pojawiają się bardzo szybko, wzrasta również tempo życia. Badania i obserwacje pokazują jednak dobitnie, że współczesny człowiek musi liczyć się także z wieloma negatywnymi skutkami postępu cywilizacyjnego.

Przeciążenie informacyjne lub przeładowanie informacjami (information overload) jest terminem odnoszącym się do zjawiska lawinowego wzrostu treści i informacji. Psychologowie ewolucyjni zwracają uwagę, że zmiany otaczającej nas rzeczywistości, z punktu widzenia rozwoju ludzkości, dzieją się zdecydowanie szybciej, niż działo się to do tej pory. Gwałtowny napływ informacji z otoczenia przekracza możliwości mózgu człowieka do ich pełnego odbioru. Trudności występują zarówno na etapie selekcji, jak i dalszych etapach: magazynowania treści oraz ich właściwego zastosowania do określonych celów związanych z wymogami życia. Spada zatem zdolność do przetwarzania informacji przez człowieka, przy jednoczesnym wzroście ich podaży. Moc obliczeniowa komputerów rośnie, jednak nasz mózg nadal pozostaje na poziomie niewiele zmienionym od bardzo długiego czasu.

Przyczyn przeładowania informacyjnego można upatrywać w chociażby powszechnym dostępie do internetu. Również możliwość łatwego docierania z jedną wiadomością do szerokiego grona ludzi powoduje zwiększenie wytwarzania komunikatów. Kolejna przyczyna leży w niskim koszcie produkcji danych. Przejście z informacji drukowanych w formie papierowej na informacje przekazywane drogą elektroniczną sprawiło, że zwiększyła się ich liczba. Jeśli nie ograniczają nas koszty, możemy sobie pozwolić na wysłanie informacji nie tylko do tych osób, które ich potrzebują, ale do każdego potencjalnego zainteresowanego. Ba, nawet do każdego użytkownika internetu (co widać w ilości spamu w elektronicznych skrzynkach pocztowych). Wszystko to skutkuje spadkiem jakości informacji dostępnych w sieci, a co za tym idzie, więcej wysiłku trzeba włożyć we wstępną selekcję (musimy ocenić czy dane, które do nas docierają, są w jakikolwiek sposób nam potrzebne, czy nie zawierają błędów itd.). Co więcej, wzrasta liczba fałszywych treści. Część z nich produkowana jest świadomie w celach dezinformacyjnych, część – nieświadomie, poprzez powielanie i rozpowszechnianie niesprawdzonych wiadomości. Okazuje się również, że wartość rynkowa informacji o niższej jakości jest bardziej pożądana przez odbiorców niż wyższej jakościowo. Celowo zatem przetwarza się niektóre wiadomości, aby obniżyć właśnie ich jakość.

Implikacje

Jak duży jest wzrost produkcji informacji można stwierdzić na podstawie kilku przytoczonych poniżej statystyk i danych. Na przykład w roku 1472 najlepsza biblioteka uniwersytecka na świecie w Queens College w Cambridge była w posiadaniu 199 książek. Jedna osoba była więc w stanie przeczytać cały zbiór tam zawarty. Dziś natomiast drukuje się na świecie około 300 tysięcy nowych książek każdego roku. W książce „Marketing narracyjny” Eryka Mistewicza, autor przytacza dalsze dane. Otóż, „codziennie wchłaniamy ok. 100 500 słów, co (…) stanowi wzrost o ponad 350 proc. od 1980 roku”. Każdego miesiąca otrzymujemy zatem taką ilość informacji, jaką nasi dziadkowie dostali przez całe swoje życie. Mistewicz pisze dalej, że „w jednym tylko 2010 roku napisano tyle, ile od początku świata do… 2003 roku”. W 2011 roku szacowano natomiast, że w świecie powstanie 20 milionów razy więcej informacji niż wszystko, co napisano do tej pory w historii ludzkości. Trudno się temu dziwić, jeśli – jak podaje autor „Marketingu narracyjnego” – „każdej minuty wysyłamy 12 mln SMS-ów, każdego dnia 294 mld e-maili”.

Taka ilość informacji nie pozostaje obojętna dla ludzkiej psychiki oraz dla codziennego funkcjonowania. Żyjąc szybko, starając się możliwie w jak najkrótszym czasie adaptować do nowych wyzwań, przyjmując bardzo dużą ilość informacji, wydaje się nam często, że wszystko jest w jakiś sposób ważne, a jednocześnie czujemy, że nie jesteśmy w stanie tego wszystkiego ogarnąć i przetworzyć. Jedną z konsekwencji przeładowania informacjami jest spadek trafności naszych decyzji. Okazało się bowiem, że większa ilość informacji nie zapewnia lepszej informacji. Przeciążenie danymi powoduje obniżenie efektywności podejmowania decyzji. Zwiększa się skłonność do pomijania kluczowych informacji podczas dokonywania wyborów.  Nadmiar informacji skutkuje również deficytem uwagi. Z kolei nieustający brak możliwości przetworzenia wszystkich docierających do człowieka danych powoduje wzrost stresu. Spada natomiast czas potrzebny na refleksję, a także zmniejsza się zdolność do ogólnej koncentracji.

W psychologii syndrom zmęczenia informacją (information fatigue syndrome) został zdiagnozowany i opisany przez dr Davida Lewisa z międzynarodowego stowarzyszenia ISMA (International Stress Management Association). Charakteryzuje się takimi objawami fizycznymi jak podwyższone ciśnienie krwi, osłabienie widzenia, niestrawność. Z kolei symptomy psychiczne, które występują u osób doświadczających przeładowania danymi, to przede wszystkim frustracja i zagubienie w życiu, osłabienie zdolności do podejmowania decyzji, wzrost agresji oraz kłopoty z koncentracją, a także ze snem. Osoby te często nie są w stanie przyswoić nowych wiadomości mając problem ze zrozumieniem nawet prostych komunikatów.

Po co nam hałas?

Skoro przeładowanie informacjami skutkuje wieloma negatywnymi konsekwencjami, dlaczego zatem nie zmieniamy naszego zachowania ograniczając (lub przynajmniej starając się ograniczyć) liczbę informacji, która do nas codziennie dociera?

Jedną z głównych przyczyn są oczywiście wymogi społeczne. Jednym z nich jest praca zawodowa, która sama z siebie generuje dużą ilość informacji, które musimy przerobić w możliwie krótkim okresie. Biorąc pod uwagę czas, jaki większość ludzi spędza w pracy, okazuje się, że stanowi ona bardzo istotne źródło przeciążenia informacyjnego, z którym mózg stara się na co dzień sobie poradzić. Dodatkowo postęp technologiczny w sferze zawodowej, który w zamyśle miał ułatwić życie (i rzeczywiście często ułatwia), daje negatywne skutki uboczne w postaci uzależniania się od różnych urządzeń (smartfony, tablety, laptopy). Technologia ta daje nam poczucie bezpieczeństwa i lepszego zarządzania rzeczywistością. Niestety sprawia również, że mniej polegamy na sobie, natomiast  zdecydowanie bardziej obciążamy naszą psychikę dużą ilością danych do przetworzenia (nawet kiedy jesteśmy już poza pracą).

Również utrzymywanie kontaktów w dzisiejszym świecie powoduje wzmożoną ilość bodźców, którą serwujemy sobie każdego dnia.  Mamy przecież dużo e-maili, na które musimy odpowiedzieć, wirtualnych przyjaciół, do których trzeba zagadać, spotkań (zarówno zawodowych, jak i towarzyskich), na których trzeba być. Jednak nasze możliwości i tutaj są ograniczone. Według Robina Dunbara – profesora antropologii ewolucyjnej na Uniwersytecie w Oksfordzie – ludzki mózg może zapamiętać tylko 150 znaczących kontaktów towarzyskich. Liczba ta odnosi się nie tylko do społeczeństw zachodnich i, jak podkreśla profesor, jest stała na przestrzeni dziejów ludzkości. Liczba Dunbara obowiązuje również w świecie wirtualnym. Zarówno dostępność relacji (poprzez możliwość porozumiewania się drogą elektroniczną), jak i konieczność nawiązywania nowych kontaktów (ze względów chociażby zawodowych) sprawia, że liczba znajomości, które próbujemy utrzymać w naszym życiu, jest często zdecydowanie większa niż postulowana przez Dunbara.

Inną przyczyną wpływającą na poddawanie organizmu nieustannemu bombardowaniu przez informacje są przyzwyczajenia. Nawykowe działania sprawiają, że w małym stopniu analizujemy, czy nowe informacje są nam w danym czasie koniecznie do czegoś potrzebne. Odnosi się to do różnych mediów: telewizji, internetu, gazet itd. Sami sobie dostarczamy te informacje, które – wydając się nam, że są niezbędne do zrozumienia i lepszego funkcjonowania w rzeczywistości – nie są niczym innym jak nadwyżką informacyjną, której mózg musi jakoś sprostać. Rzadko również stosujemy świadome metody selekcji i obróbki danych. Telewizor lub laptop w sypialni nie sprawi, że człowiek lepiej zrozumie świat, może natomiast sprawić, że podejmie mniej korzystną decyzję lub będzie się czuć po prostu przemęczony.

Jeden z ważniejszych czynników, który w ostatnich latach znacząco zaczął wpływać na przeładowanie informacjami jest lęk przed tym, że coś nas omija, że coś dzieje się w świecie, o czym nie wiemy, a o czym powinniśmy wiedzieć. Zaburzenie, o którym mowa, zostało przez psychologów określone jako FOMO (z ang. fear of missing out) i wyraża się w przymusie ciągłego upewniania się, że jesteśmy na bieżąco ze wszystkimi informacjami. Dotyczy zarówno sfery prywatnej naszego życia, jak i zawodowej. O ile intensywne przeglądanie wiadomości branżowych może być kojarzone z pracoholizmem, o tyle zabieranie telefonu do łazienki z lęku przed tym, że być może w czasie, kiedy bierzemy prysznic, zadzwoni ktoś do nas z ważną wiadomością, stanowić może już o zaburzeniu FOMO. U podstaw tego zaburzenia leżą potrzeby człowieka, które tkwiły w nim od zawsze: potrzeba akceptacji społecznej, dowartościowania się, bycia ważnym, zauważonym przez innych. Technologia dała nam jednak dodatkowe narzędzia. Chęć „bycia na bieżąco” możemy teraz realizować całodobowo poprzez dość częste (czasami wręcz kompulsywne) odświeżanie naszej skrzynki poczty elektronicznej, wchodzenie na portale społecznościowe czy sprawdzanie telefonu (czy przypadkiem nie przeoczyliśmy na przykład dźwięku nadejścia wiadomości). Niestety, jednym z negatywnych skutków tych praktyk jest wzrost stresu poprzez, paradoksalnie, brak wiadomości („dlaczego jeszcze nikt do mnie nie napisał?”), brak reakcji na wysłanego maila czy też publikację postu na serwisie społecznościowym.

Głębszych przyczyn można szukać w lęku przed byciem samemu ze sobą, ze swoimi emocjami, myślami. Natłok informacji (swoisty szum informacyjny) daje nam złudne poczucie, że jesteśmy otoczeni przez ludzi, że jesteśmy w centrum wydarzeń; nie musimy się wtedy konfrontować z ciszą, a przez to z naszymi lękami, trudnymi emocjami, niechcianymi myślami. Łatwiej jest bowiem włączyć telewizor i nastawić się na odbiór bez analizy samego siebie, niż posiedzieć w ciszy zadając sobie pytanie: czego ja właściwie chcę? czego potrzebuję? Niechęć do konfrontacji z trudnymi emocjami nie jest zjawiskiem nowym. Jednak współcześnie duża ilość informacji, która do nas dociera, dodatkowo sprawia, że często czujemy, iż mamy znacznie więcej obowiązków: już nie tylko musimy posprzątać mieszkanie i ugotować obiad, ale równie istotne staje się obejrzenie wiadomości, sprawdzenie ulubionego serwisu informacyjnego w internecie, odpowiedzenie na wszystkie zaczepki na serwisie społecznościowym, obejrzenie zaległych filmów, przejrzenie nowości wrzuconych na YouTube, oddzwonienie do wszystkich osób, z którymi nie byliśmy w stanie porozmawiać w pracy, a które do nas dzwoniły oraz dodatkowo kilka innych spraw, które podczas wykonywanie powyższych czynności przypomną się nam lub przyjdą do głowy. Wtedy rzeczywiście trudno znaleźć nawet dwie minuty, żeby pobyć w ciszy z samym sobą.

Selekcjonerzy

Im więcej oglądamy i słuchamy, tym, paradoksalnie, mniej wiemy. Okazuje się, że do sprawnego funkcjonowania w otaczającej nas rzeczywistości już nie wystarczy odpowiednia ilość informacji (w myśl zasady: im więcej, tym lepiej), ale ważne jest przede wszystkim nauczenie się selektywnego odbioru napływających do nas treści, posiadanie odpowiednich narzędzi i filtrów, za pomocą których będziemy mogli lepiej radzić sobie ze zbyt dużą ilością danych, które do nas docierają.

Filtrowanie i selekcjonowanie informacji nie oznacza bynajmniej odcięcia się od świata. Nie chodzi bowiem o to, żeby przestać korzystać z wszelakich zdobyczy współczesnej technologii. Nie chodzi również o to, aby raz na jakiś czas pozbawić się dopływu informacji, wyjeżdżając na wakacje w totalną głuszę, zaszywając się w domku na skraju lasu bez dostępu do internetu i telefonu, a potem, po wakacjach, wrócić do starych nawyków i przyzwyczajeń. Chodzi raczej o trwałą zmianę w podejściu do odbioru danych, których na co dzień dostarcza nam świat. Oczywiście, żeby sprawnie funkcjonować, człowiek potrzebuje pewnych informacji ze świata. Potrzebne są mu jednak również momenty wyciszenia, momenty refleksji. A żeby takich momentów doświadczać, potrzebne jest nauczenie się zarządzania informacjami.

Ochrona przed informacyjnym tsunami to także zadbanie o siebie, o swój stan psychiczny, o lepsze podejmowanie decyzji, o bardziej znaczące kontakty z innymi, o sprawniejsze funkcjonowanie w otaczającym nas świecie, o wzięcie pod uwagę wymogów rzeczywistości na równi z naszymi potrzebami. Stosujemy często diety żywieniowe służące naszemu zdrowiu, wybierając jedne produkty, a odrzucając inne,  powinniśmy również pomyśleć o „diecie” informacyjnej, bowiem nie wszystkich wiadomości potrzebujemy. Wiele z informacji, których poszukujemy, jest nam zupełnie zbytecznych, nie wnoszących nic w nasze życie, ani nic w tym życiu nie usprawniających.

Dodatkową sprawą jest umówienie się z samym sobą na wyznaczenie sobie takich momentów, które będziemy mogli przeznaczyć właśnie na ciszę. Istnieje w projektowaniu koncepcja białej przestrzeni – jest to taka przestrzeń, która świadomie, w zamyśle, nie została wypełniona niczym. Dzięki takiemu zagospodarowaniu przestrzeni zyskuje się większą przejrzystość (czytelność), poczucie spokoju oraz lepsze podkreślenie ważnych treści. Jeśli chodzi o odbiór danych, analogicznie możemy również stworzyć w naszym życiu przestrzeń wolną od jakichkolwiek informacji: przez chwilę popatrzeć w niebo, posiedzieć na ławce w parku patrząc się przed siebie, zanurzyć się w dźwiękach muzyki lub w inny sposób wygenerować krótkie momenty, kiedy świadomie decydujemy się na chwilowe odłączenie się od napływu informacji.

Bycie świadomym selekcjonerem informacji daje człowiekowi też możliwość zastanowienia się, jakie są jego potrzeby, pragnienia, pasje, których to nie jest w stanie rozpoznać w morzu olbrzymiej ilości danych. Przeładowanie informacyjne zdaje się być już zjawiskiem permanentnym. Trudno oczekiwać, że ilość informacji, która każdego dnia do nas dociera, zmniejszy się nagle – sami zatem musimy nauczyć się tak filtrować informacje, aby odciążyć nasz umysł, żeby mógł się zająć przetwarzaniem naprawdę potrzebnych danych z pominięciem tych treści, które są nam zupełnie zbyteczne. Jest wystarczająco dużo informacji, z którymi na co dzień człowiek musi sobie radzić, które musi obrabiać, analizować. Dokładanie sobie dodatkowych obciążeń nie służy lepszemu funkcjonowaniu w świecie. Warto więc  wykorzystywać momenty ciszy, tworzyć białą przestrzeń. Świat nadal będzie się rozwijał, podsuwając nam coraz to nowe wyzwania, z którymi będziemy musieli się zaznajomić. Warto dbać o umysł, o możliwość przetwarzania informacji. I, jak mówi Robert Rutkowski, psychoterapeuta, warto hołdować zasadzie, żeby jednak nie być dobrze poinformowanym.

Autor: Igor Rotberg


Dla zainteresowanych:

Bodil, J. (1997). Dying for Information, Management Review, Vol. 86, Issue 7, p. 10
Dunbar, R. (2010). Ilu przyjaciół potrzebuje człowiek?, tłum. Cieśla-Szymańska D, Kraków: Wydawnictwo Literackie
Mistewicza, E. (2011). Marketing narracyjny, Gliwice: Helion
Sosnowska, J. (2013). FOMO – Fear of Missing Out, Wideo Grupa [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Toffler, A. (2007). Szok przyszłości, tłum. Grabczak-Ryszka E., Osiatyński W., Woydyłło E., Poznań: Kurpisz

Artykuł dostępny jest również na stronie Polskiego Portalu Psychologii Społecznej