Samowspółczucie to nie samopobłażanie

Fot. IR / Unsplash

Koncepcja troski w stosunku do siebie wydaje się czasami niewłaściwa bądź trudna do wdrożenia w życie. Przyczyną może być dość powszechne mylenie samowspółczucia z samopobłażaniem i dogadzaniem samemu sobie ponad miarę. Dodatkowo człon „współczucie” nie ma dobrych konotacji. Kojarzy się z użalaniem się nad kimś, nad sobą. Z łaską, z litością. Wydaje się być cechą słabych ludzi. Silni ludzie biorą się w garść, są wymagający wobec siebie i innych. Nie potrzebują więc współczucia. Z tego też powodu odbieramy często postawę współczucia wobec siebie jako litowanie się nad sobą, jako stawianie siebie w roli ofiary.

Inna przyczyna wynika z tego, że samokrytyka – bardziej niż samowspółczucie – kojarzy się z dostrzeganiem faktów. Niestety w takim postrzeganiu współczucia wobec siebie pomijamy fakt, że do samokrytyki dołącza się również ocena. Oczywiście prawdą jest, że myśli, które pojawiają się podczas autokrytyki, opierają się na faktach, ale to właśnie ocena jest tym, co boli nas najbardziej i często blokuje nasze działanie. „Przytyłam pięć kilo”, „Nie udało mi się rzucić palenia” – to są myśli, których podstawę stanowią fakty. Ale w samokrytyce wraz z tymi myślami pojawiają się oceny: „Przytyłam pięć kilo, więc jestem beznadziejna!”, „Nie udało mi się rzucić palenia – do niczego się nie nadaję!”. Myśli takie nie mobilizują nas do działania, nie motywują do zmiany.

Jeszcze jedną kwestią jest to, że samokrytyka daje złudne poczucie samokontroli. Często wierzymy, że krytykowanie samego siebie, karanie za popełnione błędy i porażki wprowadza większą samodyscyplinę do naszego życia, bardziej nas motywuje i sprawia,  że zwiększamy swój stopień kontroli nad własnym życiem. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie: o ile troska o samego siebie sprawia, że zwiększa się nasz poziom motywacji, o tyle karanie siebie sprawia, że spada nasza wydajność i więcej rzeczy odkładamy na później. Samowspółczucie jest jednym z tych czynników, który przeciwdziałają prokrastynacji.


Tekst pochodzi z mojego artykułu W stronę życzliwości.

Zdolność negatywna

Zdolność negatywna to umiejętność stanięcia twarzą w twarz z niepewnością — i powiedzenia sobie: „Nie wiem”. Nasz umysł uwielbia gotowe rozwiązania, bo kiedy pojawia się problem, od razu szuka mapy, planu czy schematu, by jak najszybciej się z nim uporać. Jednak to napięcie między pragnieniem jasności a brakiem ostatecznej odpowiedzi tworzy przestrzeń dla kreatywności, nowych pomysłów i głębszego zrozumienia siebie.

Angielski poeta, John Keats po raz pierwszy opisał tę zdolność w liście do swoich braci w grudniu 1817 roku jako zdolność bycia w niepewności i wątpliwościach bez irytującego pospiechu w poszukiwaniu faktów. Pojęcie to rozwinął później Wilfred Bion, wskazując, że tolerowanie frustracji i niewiedzy jest podstawową umiejętnością terapeuty, pozwalającą na głębsze poznanie pacjenta bez pochopnych ocen.

Kształtowanie tej umiejętności zaczyna się już we wczesnym dzieciństwie, gdy rodzice, zamiast natychmiast interweniować, wstrzymują się z reakcją i obserwują sygnały wysyłane przez dziecko. Dzięki temu uczy się ono, że moment niepewności to nie pustka czy zagrożenie, lecz strefa, w której można znaleźć najtrafniejsze rozwiązanie. W praktyce oznacza to, że zamiast od razu sięgnąć po słowa pocieszenia czy szybkie remedium, rodzice pytają: „Co się dzieje?” i poświęcają chwilę na refleksję nad przyczyną płaczu. Taki model wychowania sprzyja samoregulacji i otwartości na niewiedzę. Zatem fundament tej zdolności leży w sposób, w jaki opiekunowie prowadzą „dialog” z nieznanym — ucząc dziecko, że kryzys chwili to zaproszenie do wspólnego poszukiwania najlepszego rozwiązania, a nie powód do lęku.

Negatywna zdolność nie jest łatwa, ale poprzez świadome ćwiczenia możemy rozwijać odporność psychiczną oraz elastyczność kreatywną, nawet jako dorośli. Przyglądanie się lękom i wątpliwościom bez natychmiastowej interwencji wzmacnia regulację emocji. Możemy ćwiczyć praktykę uważności — pozwalając myślom wpływać i odpływać bez oceniania ich lub prób natychmiastowej ich zmiany — oraz świadomie mówić „nie wiem”, choć umysł podpowiada gotowe odpowiedzi. Gdy pojawią się trudne emocje, zamiast próbować je od razu zmienić czy stłumić, warto „posiedzieć” z nimi chwilę, obserwując je uważnie. Dzięki temu nasza odporność psychiczna wzrasta, a pustka staje się przestrzenią dla nowych pomysłów i głębszych relacji.

Fot. IR / Canva

Zatrzymanie – zaproszenie do bogatszego działania

Fot. Martin Baron / Unsplash

Awersja do momentów przestoju, jakie się w życiu przydarzają, może powstawać w związku z tym, że w trakcie szybkiego tempa życia nie musimy konfrontować się z naszymi obawami, niechcianymi uczuciami i wszystkimi myślami, które odpychamy od siebie. Po prostu nie mamy na nie czasu. W momencie, kiedy życie sprawia, że musimy się na jakiś czas zatrzymać, mamy czasami wrażenie, że te wszystkie niepokojące myśli i odczucia zalewają nas. Taki sam mechanizm występuje, kiedy świadomie zatrzymujemy się na chwilę, na przykład podczas medytacji. Możemy mieć wtedy poczucie, że mamy więcej myśli i uczuć, niż nam się wydawało. Zjawisko to opiera się na fakcie, że podczas praktyki medytacyjnej czy momentów przestoju w życiu pozwalamy sobie na konfrontację z tymi wszystkim wewnętrznymi stanami, których na co dzień nie dopuszczamy do siebie.

Będąc zajętymi i zapracowanymi, nie zaznajamiamy się ze sobą, w własnymi emocjami i myślami. Jon Kabat-Zinn w swojej książce „Gdziekolwiek jesteś, bądź” zwraca uwagę, że jeśli się na chwilę zatrzymamy w uważności, mniej potem ulegamy naszym lękom i rzadziej doświadczamy przytłoczenia przez kołowrót myśli. Takie zatrzymanie nie ma nic wspólnego z biernością. Metaforycznie mówiąc: kiedy zdecydujemy się znowu ruszyć, będzie to już inny jakościowo ruch, ponieważ właśnie się zatrzymaliśmy. Nasze działanie stanie się żywsze, bogatsze i konkretniejsze, a my sami będziemy mogli doświadczyć więcej równowagi w życiu.


Tekst pochodzi z artykułu W zmiennym tempie życia.

Mindfulness nie jest magiczną pigułką

Wraz ze wzrostem zainteresowania ideą mindfulness pojawiają się pewne błędne przekonania odnośnie wpływu tej metody na codzienne funkcjonowanie. Można na przykład spotkać się z przeświadczeniem, że praktykowanie uważności sprowadza się tylko do wyciszania się podczas siedzenia na poduszce medytacyjnej i sama ta czynność powinna przełożyć się automatycznie na poprawę życia.

Błędne jest również założenie, że aby wynieść korzyści z uprawiania tej metody, wystarczy praktykować uważność przez kilka tygodni, a potem można wrócić do zwykłej codziennej rutyny. Są ludzie, którzy całymi latami medytując, tracą życie, bo poza poduszką są tak samo nieznośni, neurotyczni czy zestresowani. Praktyka powinna w sposób bezpośredni przekładać się na nasze życie. Inaczej jest stratą czasu. Tymczasem stosowanie mindfulness nie powinno ograniczać się do bycia uważnym tylko w momentach siadania na poduszce. Chodzi o to, aby rozwijać uważność również poza praktyką formalną. Można praktykować mindfulness, wykonując różne codzienne czynności

Ponieważ pojawiło się wiele doniesień, ukazujących mindfulness jako skuteczną metodę pomocy w bardzo trudnych doświadczeniach, można odnieść czasami wrażenie, że uważność jest magiczną pigułką, którą można zastosować bez żadnego wysiłku. Trzeba tylko skupić się na oddechu, a wszystkie problemy same się rozwiążą. To tak nie działa – praktykowanie jest trudne i często bywa też kłopotliwe i niewygodne. Być może dlatego pojawia się u niektórych osób, które rozpoczęły przygodę z mindfulness, rozczarowanie, że nagle zaczęły doświadczać trudnych, nieprzyjemnych uczuć, takich jak smutek, żal czy gniew. Jednak to nie medytacja wywołała gniew. Medytacja otworzyła ich na gniew, który w nich był, ale nauczyli się go tłumić. Otworzyła ich na smutek, żal i całą masę innych przykrych uczuć, na które byli zamknięci.


Tekst pochodzi z mojego artykułu Nieuważna uważności.

Fot. EnergieDeVie / Pixabay

W odpowiedzi na samokrytykę

Fot.  kp yamu Jayanath / Pixabay

Obwiniamy się o porażki. Mamy do siebie pretensje o zaniechania w naszym życiu lub przeciwnie – wciąż wyrzucamy sobie, że podjęliśmy się działań, których nie trzeba było podejmować. Ganimy się za to, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. Krytykujemy się za opieszałość, nierealizowanie planów, za spędzanie życia nie tak, jakbyśmy tego chcieli. Codziennie upominamy siebie o większą samodyscyplinę, o lepsze wykorzystanie wolnego czasu, a każdego poranka rugamy siebie za to, że tego czasu nie wykorzystaliśmy dobrze.

Współczesne badania wskazują, że współczucie wobec samego siebie może być dobrą odpowiedzią na wszechobecną samokrytykę. Na troskę o siebie składają się trzy składniki.

Pierwszym jest bycie życzliwym i opiekuńczym wobec samego siebie w sytuacjach, kiedy konfrontujemy się z bólem czy porażką.

Drugim składnikiem jest postrzeganie naszych doświadczeń z szerszego punktu widzenia – z perspektywy bycia po prostu człowiekiem. A więc nie chodzi o izolowanie tego, co przeżywamy poprzez myślenie, że tylko my tego doświadczamy, lecz o zrozumienie, że wiele doświadczeń dzielimy z milionami ludzi na całym świecie.

Trzecim elementem jest uważność (mindfulness), czyli widzenie rzeczy i problemów takimi, jakim one są, bez ignorowania i bez wyolbrzymiania ich. Sprowadza się ona do zauważania bolesnych myśli i emocji bez nadmiernego utożsamiania się z nimi oraz bez konieczności ich tłumienia. Dzięki postawie uważności jesteśmy w stanie pozwolić sobie na doświadczanie nieprzyjemnych emocji i stanów. Nie odwracamy się od bólu, lecz zwracamy się ku niemu i go obejmujemy


Tekst pochodzi z artykułu W stronę życzliwości.

Spowolnienie tempa życia

Przyspieszanie tempa życia skutkuje próbą zrobienia więcej w coraz mniejszej jednostce czasu. Ścigamy się z innymi i sami ze sobą, robiąc wszystko w możliwie szybkim tempie. Dlatego też wielu z nas postrzega spowolnienie tempa zmian czy rozwoju jako zło konieczne. Jednak świadome zwolnienie tempa życia nie jest zaciąganiem hamulca, tylko raczej zdejmowaniem nogi z gazu. Buntowanie się przeciwko doświadczaniu wszystkiego w jak najkrótszym czasie, nie skutkuje tym, że coś tracimy. Świadome spowolnienie tempa funkcjonowania sprawia, że samo życie staje się bardziej ciekawe.

Mitem jest, że na wolniejsze życie mogą pozwolić sobie tylko zamożni ludzie w odpowiednim już wieku. Nieporozumieniem jest również łączenie idei świadomego spowolnienia życia koniecznością przeprowadzenia się na wieś, hodowania kóz i uprawy organicznych marchewek. Wielkie miasta oraz technologia nie są wrogiem powolnego życia. To kwestia decyzji, jak używamy chociażby urządzeń elektronicznych i na jaki styl życia się decydujemy w miejscu, gdzie mieszkamy. Możemy bowiem żyć w wielkim pośpiechu mieszkając również na wsi. Jeśli staramy się przeżywać każdy moment nie tak szybko jak to możliwe, ale tak dobrze jak to możliwe, wtedy wybieramy powolność. I możemy w ten sposób funkcjonować zarówno w leśniczówce i chatce w górach, jak i na Manhattanie, w Tokyo, Londynie czy w Warszawie.


Tekst pochodzi z artykułu W zmiennym tempie życia.

Photo by vision webagency on Unsplash 02

W ZMIENNYM TEMPIE ŻYCIA

Współczesny człowiek żyje w świecie wielu zmian, które dzieją się jednocześnie i to z dużą szybkością. Przyspieszenie postępu technologicznego wymusza potrzebę przystosowania się do transformacji w różnych obszarach funkcjonowania człowieka: zawodowym, społecznym, towarzyskim, edukacyjnym itd. Przyzwyczajenie się do pośpiechu, społeczna presja sukcesu czy chociażby nieustanna pogoń za szczęściem sprawiają, że cały czas staramy się biec do przodu bez zatrzymania, odpoczynek i sen redukując do niezbędnego minimum. W dążeniu do dobrostanu, do poczucia szczęścia, do niezależności finansowej, rozwoju kariery czy posiadania kolejnych dóbr materialnych, nie ma nic złego. Problem pojawia się wtedy, kiedy zaczynamy oczekiwać, że nasz rozwój, nasza kariera czy nasza droga ku szczęściu będzie przebiegać bez żadnych zakłóceń, cały czas w takim samym lub nawet szybszym tempie niż teraz. Nie uwzględniając momentów spowolnienia, zatrzymania, a także takich sytuacji, kiedy niezbędne staje się wykonania kroku w tył, oczekujemy tylko zysków i nieprzerwanej hossy. Tymczasem krzywa zawsze rosnąca w przyrodzie nie istnieje. Zakładając, że nieustannie będziemy realizować nasze zamierzenia w takim tempie i zakresie, w jakim to sobie zaplanowaliśmy, buntujemy się bardzo w tych momentach, kiedy życie w jakiś sposób (czy to przez wymogi zdrowotne, rodzinne czy zawodowe) zmusza nas chociażby do spowolnienia. Traktujemy przeszkody na naszej drodze rozwoju i kariery jako wydarzenia, które nie powinny mieć miejsca, które świadczą o naszej nieudolności i słabości.

O ile niechęć do konfrontowania się z przykrymi zdarzeniami, z sytuacjami, które wyrywają nas z utartych kolein, jest zrozumiała (wymaga od nas wszak przystosowania się do zupełnie nowej sytuacji), o tyle narastające w nas poczucie winy, samooskarżanie czy sabotowanie poczucia własnej wartości jest nieuzasadnione, ponieważ wynika z przeświadczenia, że zawsze będziemy niezawodni w dążeniu do celu, że nigdy nie przytrafią nam się żadne kłopoty, że organizm i psychika są stworzone do całodobowej pracy na najwyższych obrotach przez okrągły rok. Tymczasem zdarzenia, które odbieramy jako przeszkody, są naturalną częścią naszej drogi rozwoju, kariery, samorealizacji czy spełniania marzeń.

Spowolnienie

Kryzys i spadek motywacji to etapy następujące po każdej ważnej zmianie w życiu człowieka, po pierwszej fazie nauki nowych rzeczy. Andrzej Bubrowiecki, coach rozwoju osobistego i trener w biznesie, zwraca uwagę na fakt, iż ów moment spowolnienia jest świetnym czasem na wprowadzenie poprawek i niezbędnych modyfikacji, ponieważ każdy proces zmiany wymaga od nas analizy. Zmieniające się warunki, dotyczące danego przedsięwzięcia (bez względu na to, czy jest ono związane z życiem zawodowy czy na przykład z naszym hobby), zmuszają nas do zastanowienia się nad kierunkiem i tempem wprowadzanych zmian oraz skutecznością już powziętych kroków. Kryzysy i niepowodzenia są wpisane w scenariusz zmian w życiu. Mogą nawet być przyczynkiem do zwiększenia się naszej operatywności i twórczego myślenia. Phil Hansen, multimedialny artysta, który musiał zmagać się z problemami neurologicznymi, powodującymi drżenie rąk, mówi, że zaakceptowanie ograniczeń może wzmóc kreatywność. Artysta dodaje, że uczenie się kreatywności w ramach obostrzeń, na które się napotykamy, daje nam szansę na zmianę nas samych i przekształcenie świata.

Biorąc pod uwagę samo postrzeganie czasu, warto zauważyć, że podczas gdy w wielu kulturach czas ma charakter cykliczny, a więc uważa się go za zasób odnawialny, w kulturze zachodu ma charakter liniowy, w związku z czym ludzie odnoszą wrażenie, że jego zasoby są ograniczone i cały czas ich ubywa. Carl Honoré, autor „Pochwały powolności”, podkreśla, że postrzeganie czasu w sposób liniowy zaszczepia w człowieku przekonanie, iż czasu jest mało i te chwile, które nie zostaną wykorzystane, przepadną bezpowrotnie. Skutkuje to przyspieszaniem tempa życia, próbą zrobienia więcej w coraz mniejszej jednostce czasu. Skupianie się na jednej rzeczy jest więc często postrzegane jako strata czasu. Postęp technologiczny zachęca dodatkowo do robienia kilku rzeczy naraz. Ścigamy się z innymi i sami ze sobą, robiąc wszystko w możliwie szybkim tempie. Kiedy mamy chwilę, w której akurat nie musimy wykonywać wielu rzeczy jednocześnie, kiedy możemy na moment przestać działać, czujemy się dziwnie. Dlatego też wielu z nas postrzega spowolnienie tempa zmian czy rozwoju jako zło konieczne. Tymczasem, jak wskazuje na to Carl Honoré, może być ono pożądaną wartością w życiu, ponieważ kiedy ludzie zwalniają w odpowiednich momentach, odkrywają, że mogą robić wszystko dużo lepiej, że są – wbrew pozorom – bardziej produktywni.

Rozumiane w ten sposób świadome zwolnienie tempa życia, na co wskazuje, psycholog i psychoterapeuta Wojciech Eichelberger, nie jest zaciąganiem hamulca, tylko raczej zdejmowaniem nogi z gazu. Slow life nie jest nurtem przeciw dorobkowi cywilizacji, lecz bardziej stylem życia, którego celem jest ratowanie się przed katastrofą cywilizacyjną – dodaje psychoterapeuta. Buntowanie się przeciwko doświadczaniu wszystkiego w jak najkrótszym czasie, nie skutkuje tym, że coś przechodzi nam koło nosa, że coś tracimy. Świadome spowolnienie tempa funkcjonowania sprawia, że samo życie staje się bardziej ciekawe. W końcu nurt slow life wyszedł od smakowania różnorodnych i przepysznych potraw wraz z rodziną czy przyjaciółmi, powstając jako alternatywa do idei fast foodów, w której nie ma miejsca na delektowanie się jedzeniem.  Mitem natomiast jest, że na wolniejsze życie mogą pozwolić sobie tylko zamożni ludzie w odpowiednim już wieku. Jak mówi Malwina Puchalska, psycholożka i trenerka, „bycie na emeryturze i posiadanie wielkiego majątku nie wystarczy, by wieść szczęśliwe życie”. Również nieporozumieniem jest łączenie idei slow life z koniecznością przeprowadzenia się na wieś, hodowania kóz i uprawy organicznych marchewek. Wielkie miasta oraz technologia nie są wrogiem powolnego życia. To kwestia decyzji, jak używamy chociażby urządzeń elektronicznych i na jaki styl życia się decydujemy w miejscu, gdzie mieszkamy. Możemy bowiem żyć w wielkim pośpiechu mieszkając również na wsi. Slow life – jak określa to Carl Honoré – jest stanem umysłu. Sprowadza się do odpowiedzi na pytanie: jak używamy czasu? Jeśli staramy się przeżywać każdy moment nie tak szybko jak to możliwe, ale tak dobrze jak to możliwe, wtedy wybieramy powolność. I możemy w ten sposób funkcjonować zarówno w leśniczówce i chatce w górach, jak i na Manhattanie, w Tokyo, Londynie czy w Warszawie.

Zatrzymanie

Bez względu na to, jak oceniamy te momenty w życiu, w których musimy się na chwilę zatrzymać, nie są one ani dobre, ani złe. Przypisywanie momentom przestoju wartości negatywnych może natomiast prowadzić do zwątpienia w siebie, zniechęcenia czy utraty wiary w powzięte przedsięwzięcie czy rozpoczęty projekt. Marcin Fabjański, filozof, pisarz i trener, w swojej książce „Stoicyzm uliczny” wskazuje na to, że możemy zastąpić negatywne określenia tych etapów w życiu, kiedy musimy się z jakichś powodów zatrzymać (stojąc na przykład w korku ulicznym) na bardziej neutralne czy budujące. Nazywając tę sytuację na nowo, możemy określić ją jako chwilę odpoczynku, czas na przemyślenie i zastanowienia się nad dalszymi planami czy moment na podjęcie innych działań. Dzięki temu nie wściekamy się, nie irytujemy i nie stresujemy w czasie, kiedy przez jakiś czas musimy pozostać w jednym miejscu.

Awersja do momentów przestoju, jakie się w życiu przydarzają, może powstawać w związku z tym, że w trakcie szybkiego tempa życia nie musimy konfrontować się z naszymi obawami, niechcianymi uczuciami i wszystkimi myślami, które odpychamy od siebie. Po prostu nie mamy na nie czasu. W momencie, kiedy życie sprawia, że musimy się na jakiś czas zatrzymać, mamy czasami wrażenie, że te wszystkie niepokojące myśli i odczucia zalewają nas. Taki sam mechanizm występuje, kiedy świadomie zatrzymujemy się na chwilę, na przykład podczas medytacji. Możemy mieć wtedy poczucie, że mamy więcej myśli i uczuć, niż nam się wydawało. Zjawisko to opiera się na fakcie, że podczas praktyki medytacyjnej czy momentów przestoju w życiu pozwalamy sobie na konfrontację z tymi wszystkim wewnętrznymi stanami, których na co dzień nie dopuszczamy do siebie. Będąc zajętymi i zapracowanymi, nie zaznajamiamy się ze sobą, w własnymi emocjami i myślami. Jon Kabat-Zinn, lekarz i terapeuta w swojej książce „Gdziekolwiek jesteś, bądź” zwraca uwagę, że jeśli się na chwilę zatrzymamy w uważności, mniej potem ulegamy naszym lękom i rzadziej doświadczamy przytłoczenia przez kołowrót myśli. Takie zatrzymanie – dodaje autor – nie ma nic wspólnego z biernością. Metaforycznie mówiąc: kiedy zdecydujemy się znowu ruszyć, będzie to już inny jakościowo ruch, ponieważ właśnie się zatrzymaliśmy. Nasze działanie stanie się żywsze, bogatsze i konkretniejsze, a my sami będziemy mogli doświadczyć więcej równowagi w życiu.

Pozytywne aspekty zatrzymania dostrzegli już dawno temu Włosi celebrując chwilę, jedzenie, spotkania z rodziną i przyjaciółmi, które to świętowanie określają jako dolce far niente (czyli „słodka bezczynność”, „miłe nieróbstwo”). W myśl tej idei, im bardziej wspaniale i rozkosznie potrafimy nic nie robić, tym większe są nasze życiowe osiągnięcia. I wcale nie musimy być bogaci, by tego doświadczyć. Nauka nicnierobienia bez odczuwania napięcia, wynikającego z poczucia zaniedbywania obowiązków czy marnowania czasu, jest podstawą dobrego relaksu. Wyrobienie sobie zdrowego nawyku „słodkiej bezczynności”, umiejętność świadomego zatrzymania się na jakiś czas w biegu, pozwala utrzymać we właściwej perspektywie sprawy, o które się martwimy i z którymi się źle czujemy.

Krok w tył

Kiedy w trakcie realizacji planów i zamierzeń konfrontujemy się z sytuacją, polegającą na tym, że musimy wykonać krok w tył, odbieramy to jako porażkę, niepowodzenie czy wręcz klęskę. Przerwanie studiów, utrata pracy czy zakończenie związku postrzegane są często jako ostateczna przegrana w życiu. Mówimy wtedy: „nie udało się, niestety”. Tymczasem momenty, kiedy – w naszym odczuciu – musimy się cofnąć do poprzedniego etapu (np. znowu zdawać egzaminy na inne studia, po raz kolejny ubiegać się o pracę czy jeszcze raz zacząć chodzić na randki) zdarzają się wszystkim ludziom. Są potrzebnymi elementami życia w tym znaczeniu, że czasami warto wiedzieć, z czego świadomie zrezygnować na rzecz innych marzeń, planów czy potrzeb. Chociaż wybory te nie są łatwe, nie jesteśmy w stanie uniknąć ich w życiu.

Zrobienie kroku w tył często wiąże się z przyznaniem się do błędu, do tego, że decyzje, jakie podjęliśmy, okazały się być nietrafionymi. Błędy popełnia się na każdym etapie życia. Same w sobie są immanentną cechą człowieka. Jednak prawdziwą dojrzałością jest umieć wycofać się z podjętej decyzji, kiedy już zauważymy, że to był błąd. Czasami jest to trudne, ponieważ umysł lubi mieć rację, lubi przywiązywać się do raz wyciągniętych wniosków. Kiedy celność naszych decyzji zostanie podważona, nie czujemy się komfortowo. Dlatego też część ludzi trwa przy błędnych decyzjach bardzo długo, chociaż wszystkie informacje wskazują na to, że warto by było się wycofać, zrobić ten krok w tył. Przyznanie się do porażki czy błędu jest kluczową umiejętnością na drodze do sukcesu czy w trakcie realizacji naszych marzeń i planów. Zrozumienie, że dotychczasowe zasoby przestały działać czy też niewłaściwie obraliśmy kierunek, daje nam szansę na naukę nowych umiejętności, poszerzenie dotychczasowej wiedzy czy weryfikację celów.

Dynamika życia

Dążenie do dobrostanu psychicznego, wspinanie się po szczeblach kariery, realizacja marzeń są procesami, które składają się z kilku elementów. Progres jest jednym z nich. Warto pamiętać jednak, że równie naturalnymi elementami są spowolnienia, konieczność zatrzymania się czy potrzeba wycofania się z podjętych decyzji. Ocenianie któregoś z tych elementów jednoznacznie negatywnie wynika z braku zrozumienia dynamiki życia. Każde z tych zdarzeń jest całkowicie naturalne i stanowi nieodłączną część ludzkiej egzystencji. Nie jesteśmy w stanie ciągle przeć do przodu, zwiększając tempo. Przy takim postępowaniu, prędzej czy później, nastąpi załamanie, krach, choroba. Warto więc zdawać sobie sprawę, że zdarzenia, rozumiane przez nas jako przeszkody, będą pojawiać się jeszcze wielokrotnie w naszym życiu. Może więc nie trzeba się na nie złościć, lecz wręcz przeciwnie: celowo decydować się na zmniejszenie tempa życia, na chwile odpoczynku i refleksji oraz świadomie wycofywać się z nietrafionych wyborów, aby nie tkwić latami przy błędnie podjętych decyzjach.

Przekonanie, że zawsze będziemy już biec do przodu, jest tak samo chybione, jak przekonanie, że będą nas spotykały tylko same nieszczęścia. Oba przeświadczenia narażają nas na obniżenie komfortu życia, czy to za sprawą rozczarowań, czy też z powodu antycypowania lęku i zniechęcenia. Zaakceptowanie stałej dynamiki zmian w naszym życiu oraz tego, że nie zawsze możemy być najlepsi, wygrani i na czele, może przyczynić się pozytywnie do redukcji stresu i napięć, których sami sobie dostarczamy.

Autor: Igor Rotberg

Dla zainteresowanych:

Bubrowiecki, A. (2009). O skuteczności działań cz.1, rozmowę przepr. Kosiorek T., radio Euro (Bis) [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Eichelberger, W., Kłak, M., Sztark, M. (2013). Rozmowy po zmroku, rozmowę przepr. Wilk P., PR2 [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Hansen, P. (2013). Embrace The Shake, TED [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Honoré, C. (2012). Pochwała powolności, tłum. Umiński K., Warszawa: Drzewo Babel
Kabat-Zinn, J. (2007). Gdziekolwiek jesteś, bądź, tłum. Smagacz H., Warszawa: IPSI Press
Puchalska, M. (2011) Zwolnij, odkryj uroki slow life, rozmowę przepr. Biszewska J., Gazeta.pl Kobieta [online].