Gdy duchowość staje się formą unikania

John Welwood, psycholog i nauczyciel buddyjski, ukuł termin spiritual bypassing, by opisać skłonność do używania idei i praktyk duchowych jako sposobu na niekonfrontowanie się z trudnymi emocjami, nierozwiązanymi konfliktami wewnętrznymi lub niedokończonymi zadaniami rozwojowymi. W praktyce oznacza to, że zamiast stawić czoło bólowi, złości czy wstydowi, wybieramy duchowe narracje i praktyki. Ten duchowy eskapizm może przynieść chwilowe ukojenie, ale z czasem utwierdza mechanizmy obronne i pogłębia dystans zarówno wobec siebie, jak i wobec innych.

Zjawisko to szczególnie dobrze widać w kulturze wellness i tzw. toksycznej pozytywności. W świecie tym łatwo pomylić spokój z unikaniem, a akceptację z wyparciem. W narracjach samorozwojowych często pojawia się przekaz, że pewne emocje są „złe” i że trzeba je przekroczyć lub przemienić w te „lepsze”. A tymczasem właśnie emocje trudne, nawet jeśli bolesne, niosą informacje o tym, co się w nas dzieje, o potrzebach, granicach, relacjach. Kiedy je zagłuszamy albo wypieramy, tracimy kontakt z realnością naszego własnego doświadczenia, z ciałem i z autentycznością spotkania z drugim człowiekiem.

Spiritual bypassing nie jest odrzuceniem duchowości, lecz jej zniekształceniem. Medytacja, modlitwa czy rytuały mogą prowadzić do głębokich wglądów, ale mogą również stać się tarczą, za którą ukrywamy lęk, wstyd lub poczucie winy. Warto zadać sobie pytanie o intencję: czy praktykuję, by być bliżej siebie i innych, czy by unikać tego, co boli? Dojrzała duchowość nie unika cierpienia, lecz uczy obecności i współczucia. A kiedy łączymy praktykę duchową z psychologiczną pracą, dopiero wtedy duchowy rozwój może być prawdziwie uzdrawiający, zamiast stawać się kolejną formą ucieczki.

Fot. Ashley Batz / Unsplash

Szczęście w przyszłości

Przekaz społeczny pełen imperatywów, każących nam nieustanie doskonalić siebie i swoje życie, wikła nas w przekonanie, że w przyszłości unikniemy cierpienia. Niestety powoduje to zwiększanie cierpienia, ponieważ sugeruje nie wprost, że możemy przeżywać szczęście tylko w wyidealizowanej, przyszłej rzeczywistości.

Chybione jest również przekonanie, iż jeśli już przepracujemy wszystko, co mamy do przepracowania, zmienimy całkowicie nasz sposób myślenia, naprawimy swój związek lub zmienimy na bardziej harmonijny, wtedy przyszłość przyniesie nam szczęście.

Oczywiście nie znaczy to, że należy zarzucić jakąkolwiek pracę nad zmianą swoich przyzwyczajeń, nawyków, szkodliwych przekonań czy destrukcyjnych zachowań. Błędne natomiast jest lokowanie szansy na przeżywanie szczęścia dopiero w przyszłości, która jest ze swojej natury i definicji nieprzewidywalna i może nam przynieść nie tylko przyjemne momenty, ale również problemy. Nie tylko szczęście, ale i smutek. I to bez względu na to, jak bardzo będziemy pracować nad sobą.

Ciągłe traktowanie naszego życia jako problemu do rozwiązania zarówno ogranicza możliwości przeżywania dobrych chwil, które są naszym udziałem, jak i sprawia, że postrzegamy teraźniejszość jako nie dość satysfakcjonującą i niewartą naszej pełnej uwagi. Dodatkowo możemy przeżywać frustrację z powodu tego, że przyszłość – kiedy już staje się teraźniejszością – nie przynosi nam tak idealnego życia, jakie planowaliśmy dla siebie. Więc nie dość, że jesteśmy rozczarowani tym, co przyszłe zdarzenia mają nam do zaoferowanie, to jeszcze możemy obwiniać siebie za nieumiejętność zarządzania swoim życiem tak, by było ono idealne.


Tekst pochodzi z mojego artykułu W świecie imperatywów.

Fot. IR / Canva

Czym jest sukces?

Fot. Cezary Piwowarski / Polskie Radio

Sukces doczekał się wielu definicji. Dla jednych związany jest z życiem prywatnym, dla innych – z zawodowym. Jeśli się przyjrzymy to zauważymy, że różne pokolenia też definiują go inaczej. Miałem przyjemność gościć w Czwórce z bliska przyglądać się sukcesowi podczas „Otwartego studia Czwórki”.

Rozmawialiśmy o tym „Czym jest sukces?”. Czy jest nam do czegoś potrzebny? Jak rozumieją go różne pokolenia? Czy pokolenie Z definiuje go tak samo jak millenialsi? W czym się mierzy sukces? Czy umiemy się cieszyć z własnego i cudzego sukcesu? Czy sukces rewiduje znajomości?

Poza mną gośćmi spotkania byli: Katarzyna Krzywicka-Zdunek, Marta Zawiślińska, Paweł Urzenitzok, Michał Kuryłek, Natalia Mikulska, Nikola Wiktoria Soboń, Marta Gajda, stypendystki Fundacji Edukacyjnej Przedsiębiorczości oraz licealiści i studenci. Spotkanie poprowadził Jakub Jamrozek.

Spotkanie w całości można obejrzeć TUTAJ.

Pop psychologia to nie psychologia – cz. 3

I to kolejna odsłona cyklu „pop psychologia to nie psychologia”, w którym rozprawiam się z obiegowymi nieporozumieniami, co do terminów psychologicznych i sposób patrzenia na nie. I jak w poprzednich postach celowo nie podaję pop psychologicznych stwierdzenia, a jedynie odpowiedzi na nie.

  • Myślenie pozytywne, w takim samym stopniu jak myślenie negatywne, jest zniekształceniem poznawczym.
  • Rozwój to nie tylko wychodzenie poza strefę komfortu. Polega on zarówno na odkrywaniu nowego, jak i na pielęgnowaniu tego, co już znane.
  • Zdrowie psychiczne nie oznacza tego, że jesteśmy cały czas szczęśliwi. Zdrowie psychiczne to przeżywanie również smutku, bezsilności, lęku czy złości.
  • Nie wszystkie zaburzenia psychiczne wynikają z traumy. Na wiele z nich składają się czynniki genetyczne, neurobiologiczne, sytuacyjne czy mechanizmy uczenia się.

Link do pierwszej części cyklu TUTAJ. Link do drugiej części TUTAJ.

Image by NoName_13 from Pixabay

Fot. NoName_13 / Pixabay

Pozytywne myślenie

Kiedy analizujemy rolę przekazu społecznego, mającego na celu zwiększenie poziomu odczuwanego szczęścia w naszym życiu, na szczególną uwagę zasługuje kult „pozytywnego myślenia”. Zaszczepia on w nas bowiem ideę, że w życiu przydarzać się nam będą tylko dobre wydarzenia za sprawą samego myślenia o nich, a sama rezygnacja z myślenia o tym, co trudne i nieprzyjemne, sprawi, że nie będziemy doświadczać nieszczęść i niepowodzeń. Idea ta z kolei znalazła wyraz w propagowaniu stosowania pozytywnych afirmacji jako remedium na życiowe problemy lub przynajmniej jako sposób na poprawienie naszego samopoczucia.

Afirmacje, pozytywne myślenie, imperatywy mające podnieść nasz poziom zadowolenia z życia to odpryski uproszczonych idei z jednego z nurtów w psychologii, a mianowicie psychologii pozytywnej. Teorie zawarte w tym nurcie, zapoczątkowanym przez prace Martina Seligmana, są dużo bardziej złożone, a samo pojawienie się psychologii pozytywnej wniosło ważne zmiany do myślenia o psychice człowieka. Wcześniej bowiem przeważało widzenie człowieka jako istoty kruchej, słabej, nieradzącej sobie z trudnymi doświadczeniami. To, co dobrego wniosła psychologia pozytywna, to spojrzenie na człowieka jako wyposażonego w skuteczne mechanizmy radzenia sobie z życiem. Teorie te są jednak dalekie od naiwnego optymizmu pozytywnego myślenia.


Tekst pochodzi z artykułu W świecie imperatywów.

Photo by Ahmed Zayan on Unsplash

Ile imperatywów masz w swoim słowniku?

Często nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele z rad, odnośnie naszego samopoczucia i komfortu życia, jest podawanych w formie nakazów lub zakazów. Mając na uwadze własne zdrowie, stan psychiczny, dobro naszych najbliższych, często fundujemy sobie literaturę naszpikowaną imperatywami: „Bądź szczęśliwy!”, „Uśmiechaj się codziennie!”, „Przytulaj się przynajmniej kilka razy w ciągu dnia!”, „Pielęgnuj swoje hobby!”, „Nigdy nie mów nigdy!”, „Spotykaj się często z przyjaciółmi!”, „Uwierz w siebie!”, „Kochaj siebie!”, „Okazuj wdzięczność!”, „Bądź w zgodzie ze sobą!”, „Żyj w harmonii!”. Zalecenia te można by wymieniać jeszcze bardzo długo. Do tego dołączają się porady, które koniecznie musimy spełnić, żeby nasze życie było szczęśliwe, harmonijne i idealne. Literatura poradnikowa obfituje w dzisiejszych czasach w tytuły takie jak: „7 wskazówek, jak osiągnąć sukces”, „5 kluczowych zmian, które musisz wprowadzić w życie, żeby osiągnąć spokój”, „6 porad, które uczynią twój związek szczęśliwym” itd.

Chcąc, żeby nasze życie czy życie naszych najbliższych było lepsze, ciekawsze, milsze czy po prostu bardziej szczęśliwe, nierzadko staramy się zastosować do wszystkich nakazów i zakazów, które w przekazie społecznym związane są z dobrym samopoczuciem lub zdrowiem. Nie jest odkryciem, że nie jesteśmy w stanie ich wszystkich spełnić. Zamiast poczucia zwiększania się naszego poziomu szczęścia, odczuwamy wtedy rozczarowanie i frustrację.

Image by Gerd Altmann from Pixabay

Poza frustracją, wynikającą z niemożności spełnienia wszystkich imperatywów związanych z dobrym samopoczuciem, innym niebezpieczeństwem jest rozwinięcie w sobie poczucia, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki, że nawet niemożliwe jest możliwe. Powoduje to, że bardziej niż w świecie realnych sukcesów, możliwości, ale i ograniczeń, zaczynamy żyć w świecie fantazji. Dlatego też, gdy tylko pojawiają się jakieś przeszkody i utrudnienia lub życie nie przynosi nam spektakularnych sukcesów, przeżywamy to bardzo negatywnie. Niekiedy może to skutkować obniżeniem poziomu poczucia własnej wartości, bo brak możliwości zrealizowania wszystkich imperatywów, które w naszym odczuciu powinny nam pomóc, musi oznaczać, że coś z nami jest nie w porządku.


Tekst pochodzi z artykułu W świecie imperatywów.