Inna percepcja stresu

Stres na poziomie odczuć somatycznych objawia się głównie w postaci przyspieszonego bicia serca, wzmożonego pocenia się, napięcia niektórych grup mięśni, szybszego oddechu czy też zaciśniętego gardła. Kiedy obserwujemy u siebie wyżej wymienione symptomy spowodowane stresem, odczytujemy je zazwyczaj jako somatyczną odpowiedź naszego organizmu na lęk lub jako oznaki, że nie za dobrze radzimy sobie z presją i wymaganiami otoczenia. Jednak można te sygnały odczytać jako wyraz pobudzenia naszego ciała, aby mogło zmierzyć się z trudną sytuacją – pobudzenia, które wzmacnia nas i wspiera, które pojawia się po to, żebyśmy sobie dali radę. Reakcję stresową możemy więc postrzegać jako utrudniającą nam działanie, jako niesprzyjającą nam, ale również możemy spojrzeć na nią jako na pomocną, aktywującą nas do poradzenia sobie z wymogami otoczenia. Bijące szybko serce przygotowuje nas do podjęcia działania. Nasz oddech, który zaczyna przyspieszać, nie jest kłopotliwy, bo rozumiemy wtedy, że jego zadaniem jest właśnie dostarczenie większej ilości tlenu do naszego mózgu.

Fot. Irina L / Pixabay

Takie właśnie nowe spojrzenie na reakcję stresową badała Kelly McGonigal, psycholog zdrowia na Uniwersytecie Stanforda. Wyniki badań pokazały, że uczestnicy, którzy nauczyli się postrzegać reakcję stresową jako wspierającą, pomocną, poproszeni o wystąpienie publiczne, byli zdecydowanie mniej zestresowani, mniej lękliwi i bardziej pewni siebie od grupy kontrolnej. Okazało się, że ich somatyczna reakcja na stres również uległa zmianie. Otóż, typową reakcją stresową, jak było to wspomniane wcześniej, jest między innymi przyspieszone bicie serca oraz zwężenie naczyń krwionośnych. Dlatego też przy długotrwałym stresie negatywne skutki napięcia obciążają głównie układ sercowo-naczyniowy. Jednak u uczestników powyższego badania naczynia krwionośne nie zwężały się, chociaż ich serce cały czas biło szybko. McGonigal zwraca uwagę, że takie symptomy występują u ludzi, którzy przeżywają radość lub mają poczucie pewności siebie w chwilach odwagi.


Tekst pochodzi z artykułu O stresie bez stresu, dostępnym na naszej stronie.

Krok w nieznane

Igor Rotberg rozmawia z Jadwigą Korzeniewską, socjolożką, autorką bloga. Jadwiga Korzeniewska prowadzi również warsztaty z zakresu kształtowania nawyków w oparciu o sześć źródeł wpływu na zmianę.

Igor Rotberg: Bardzo często chcemy rozpocząć coś nowego w życiu, ale nie wiemy, jak się do tego zabrać. Jak zatem zacząć?

Jadwiga Korzeniewska: Otwierasz temat, a ja jestem zdenerwowana jak na maturze z języka polskiego. Zaciekawiona, ale i lekko zestresowana – i to jest moim zdaniem dobry objaw, który towarzyszy zabraniu się za myślenie o nowym początku, o zmianach. Z jednej strony – motyle w brzuchu, z drugiej – niepokój. Dla mnie jedno i drugie to dobry omen.

IR: Zdecydowanie tak! Oczekiwanie, że dzięki doświadczeniu i wiedzy uda się zacząć coś nowego w życiu bez żadnych trudnych emocji – takich jak chociażby wymieniony przez Ciebie niepokój – jest iluzoryczne. Początek, zmiana, nowy rozdział w życiu zawsze są związane z wychodzeniem poza naszą strefę komfortu, czyli bezpieczną psychologicznie przestrzeń. Jest to wychodzenie ku nieznanemu, a nieznane ma to do siebie, że – poza zaciekawieniem, fascynacją – może rodzić również niepokój, lęk, opór. Każdy ma inny sposób radzenia sobie z tymi emocjami. Jak zatem Ty radzisz sobie z nimi?

JK: Z trudnymi emocjami nie walczę, bo upychanie ich po kieszeniach prowadzi moim zdaniem do hodowania demonów. A zatem jeśli odczuwam strach, lęk przed nieznanym, odbieram to jako naturalny element procesu zmian i staram się te emocje przepracować.

IR: Masz rację: lęk jest naturalną emocją, która pojawia się właśnie w momencie wychodzenia poza strefę komfortu. Unikanie jej lub tłumienie na pewno nie będzie służyło poradzeniu sobie ze zmianą. Warto, kiedy zauważymy, że się boimy, powiedzieć sobie: „Wszystko jest w porządku. Mam prawo się bać. W końcu jestem poza moją bezpieczną przestrzenią i póki się z nią nie oswoję, lęk czy niepokój jest zupełnie naturalny”.

JK: Pięknie przedstawiłeś ten „monolog” do własnego lęku. Z moich doświadczeń wynika, że to naprawdę pomaga. Strach w początkowej fazie zmian może być mobilizujący, jeśli zrozumie się jego podłoże i zaakceptuje, że zmiana jest dla niego „naturalnym środowiskiem”.

IR: Są badania pokazujące, że sposób, w jaki postrzegamy stres, wpływa na nasze zachowanie. Badania te przeprowadziła Kelly McGonigal, psycholożka zdrowia na Uniwersytecie Stanforda. Okazało się, że osoby, które nauczyły się postrzegać reakcję stresową jako wspierającą, a nie utrudniającą, w trakcie wystąpienia publicznego były zdecydowanie mniej zestresowane, mniej lękliwe i bardziej pewne siebie od grupy kontrolnej. To pokazuje, że postrzeganie nawet nieprzyjemnych emocji, które odczuwamy, może nam pomagać lub przeszkadzać. Kiedy w momencie próbowania czegoś nowego w życiu, będziemy postrzegać lęk jako naturalną emocję, łatwiej nam będzie go zaakceptować. A przez to działać pomimo odczuwania niepokoju.

JK: Kolejnym ważnym elementem dążenia do zmian jest zaakceptowanie tego, że porażka, potknięcie jest naturalnym składnikiem procesu zmian. O tym jest mowa w psychologii pozytywnej i w sześciu źródłach wpływu na zmianę – zamieniaj złe dni w dobre dane, czyli kiedy powinie ci się noga, weź z tego doświadczenia jak najwięcej informacji zwrotnych, zrewiduj swój plan działania i spróbuj raz jeszcze. Jednocześnie bądź dla siebie wyrozumiały, bo to doświadczenie oznacza, że próbujesz, działasz, idziesz do przodu.

IR: Postrzeganie porażki jako naturalnego elementu na drodze zmiany czy rozwoju jest niezwykle ważne. Przekaz społeczny lub wychowanie nierzadko zaszczepiają w nas takie przekonanie, że niepowodzenia świadczą o naszej indolencji, o braku dojrzałości lub o tym, że się za mało staramy. Tymczasem jest dokładnie tak, jak mówisz: porażka oznacza, że próbujemy, że wychodzimy poza bezpieczną przestrzeń, że ryzykujemy, że podejmujemy nowe wyzwania. Brak porażek może oznaczać z kolei, że ugrzęźliśmy w starych nawykach i od długiego czasu tkwimy w tych samych koleinach. Thomas Watson powiedział kiedyś, że „najszybszą drogą do sukcesu jest podwojenie ilości błędów, które popełniamy”, ponieważ za tym stoi innowacyjność, kreatywność, pomysłowość.

JK: Moment, w którym to zrozumiałam, był dla mnie jak rozkodowanie Matrixa. Jest wiele „prawd” sprzedawanych w trakcie socjalizacji, z których człowiek się z czasem otrząsa, jeśli ma odwagę i siłę zweryfikować ich prawdziwość na własnym przykładzie. Jednym z takich schematów było dla mnie właśnie postrzeganie porażki. I tu przychodzi mi do głowy kolejny ważny składnik procesu zmian, a mianowicie wspierające otoczenie społeczne. Warto moim zdaniem dać osobom nam bliskim sygnał, że oto zamierzamy wyruszyć w kierunku nowego i że liczymy na ich wsparcie. To wsparcie jest bowiem niezwykle pomocne w momentach kryzysowych, kiedy na drodze do zmian pojawiają się np. wspomniana porażka, zwątpienie w kierunek zmian, spadek motywacji itp.

IR: Zwróciłaś uwagę na bardzo ważny aspekt dotyczący procesu zmiany w życiu, a mianowicie na wpływ otoczenia. Żyjemy w systemie powiązań, zależności i relacji. Zmiana, której się podejmujemy, nie dzieje się w pustce. Zawsze pociąga za sobą zmianę całego systemu. Warto więc zastanowić się, jaka część tego systemu będzie nas wspierać, a jaka hamować. Może się okazać, że część z naszych znajomych lub rodziny będzie reagowała oporem na nasze decyzje, podczas gdy inni będą pomocni chociażby w momentach kryzysowych. Niestety nie wszystkie relacje da się utrzymać podejmując się zmiany. Ale też czy warto trwać w relacjach, które dają nam wsparcie jedynie wtedy, kiedy zachowujemy status quo i nie podejmujemy żadnych zmian idących w kierunku naszego rozwoju?

JK: Dobrym pomysłem jest przegadanie – jeśli ktoś nie chce pomóc, to może chociaż będzie w stanie powstrzymać się od szkodzenia. Jeśli jednak ktoś nie chce nas wesprzeć choćby przez zaniechanie szkodzenia, to moim zdaniem w takich momentach warto się zastanowić, co jest ważniejsze: relacja czy mój cel? Co ma jaką rangę? Czasem bywa też tak, że ludzie boją się naszych zmian, bo boją się utraty relacji z nami – tych warto przeciągnąć na swoją „stronę mocy” właśnie poprzez szczerą rozmowę.

IR: Komunikowanie swoich potrzeb oraz pomysłów dotyczących zmiany w życiu jest dobrym rozwiązaniem. Niektórzy boją się naszej zmiany, bo boją się nieznanego. Przybliżenie im naszego punktu widzenia może być pomocne. Oczywiście nie wszyscy są otwarci na dyskusję. Wtedy jednak, tak jak mówisz, pojawia się kwestia ważności, czyli tego, co jest dla mnie bardziej istotne: zachowanie relacji i porzucenie zmiany w życiu czy też podjęcie się zmiany z ryzykiem utraty danej znajomości? Często nie są to łatwe wybory, dlatego też warto je skonsultować z innymi osobami, niekiedy przegadać z psychologiem albo z samym sobą.

JK: Co ciekawe – bywa i tak, że projektujemy sobie, co bliscy nam powiedzą, kiedy opowiemy im o swoim planie zmian. Jak w tej anegdocie: pewien mężczyzna potrzebował młotka. Wiedział, że jego sąsiad ma młotek i że może mu go pożyczyć. Od razu jednak zaczął myśleć o tym, jak ten sąsiad zareaguje na jego prośbę: „Na pewno mnie wyśmieje, że nie mam swojego młotka”, „Nie pożyczy mi młotka, bo będzie się bał, że nie oddam.”, „Pewnie powie, że nie ma młotka, żeby mnie oszukać”. Przytłoczony tymi myślami, w końcu zebrał się w sobie, zapukał do drzwi sąsiada, a gdy ten mu otworzył, mężczyzna wykrzyknął: „Mam w d… twój młotek!”. Z moich doświadczeń wynika, że warto podjąć rozmowę, bo reakcja drugiej strony może pozytywnie nas zaskoczyć. A nawet jeśli nie, to będziemy wiedzieć, na czym stoimy – i to też jest krok do przodu.

IR: Myślę, że tutaj docieramy do istotnego punktu w naszych rozważaniach dotyczących rozpoczynania różnych rzeczy w życiu. Otóż, ludzie często odmawiają podjęcia nowych działań, wyjścia poza strefę komfortu, ponieważ boją zmierzyć się z nieznanym. Wyobrażają sobie, że jest to skok na głęboką wodę. Tymczasem istnieją również inne sposoby na poradzenie sobie z nieznanym. Chociażby tzw. metoda małych kroków (czyli filozofia Kaizen), która mówi, że konfrontacja z nieznanym, z nowym, nie musi być tak bardzo stresująca.

JK: Dokładnie tak. Uogólniając są dwie drogi do zmian: innowacja i małe kroki. Zmiana innowacyjna, jest gwałtowna, szybka, często radykalna i prowadzi do spektakularnych efektów. Zdarza się jednak, iż pojawiają się problemy z ich utrzymaniem. Zmiana zgodna z duchem filozofii Kaizen, to metoda małych kroków, systematyczna i dziejąca się pomału. Przy okazji pozwala na to, by obejść nasz wewnętrzny system alarmowy, czyli struktury naszego mózgu, które tak bardzo boją się drogi w nieznane, za to bezpiecznie czują się w znanych schematach i rutynach.

IR: Dobrze, że zwracasz uwagę, że rozpoczynając coś w życiu, nie ma jednego utartego schematu, podług którego musimy działać. To nie zawsze musi być rewolucja, tak jak nie zawsze musi być to bardzo powolny i żmudny proces. Istnieje bowiem wiele dróg i metod na podjęcie nowego działania. Istotne zdaje się tutaj dopasowanie takich metod, które nam odpowiadają, dzięki którym czujemy się dobrze i które pozwalają nam na podejmowanie nowych przedsięwzięć w życiu.

JK: I tu dochodzimy do sedna naszych rozważań: warto eksperymentować, szukać rozwiązań. Nie musimy wchodzić w ramy już istniejącej drogi – możemy stworzyć własną ścieżkę w kierunku zmian, korzystając z materiałów, jakie znajdziemy po drodze. Bo w osiąganiu celu najpiękniejszym doświadczeniem jest w moim odczuciu droga, która do niego prowadzi.

O STRESIE BEZ STRESU

Niemożliwym jest przejść przez życie bezstresowo. Sytuacje, wywołujące w nas napięcie, towarzyszą nam w życiu codziennym, przy podejmowaniu decyzji, w pracy, w sytuacjach towarzyskich, w sytuacjach związanych z naszym zdrowiem, z naszymi bliskimi itd. Stres w założeniu ma nam pomóc w działaniu. Ma przygotować organizm do wysiłku związanego z zauważonym zagrożeniem lub zadaniem, które należy wykonać. Tymczasem dosyć często występuje on tam, gdzie realnego zagrożenia nie ma. Trwa za długo, zaburzając pracę całego organizmu. Brak równowagi w naszym życiu, polegający przede wszystkim na trudnościach w radzeniu sobie ze stresem (chociażby z powodu nieumiejętności odpowiedniego zrelaksowania się i głębokiego odpoczynku), skutkuje dość dotkliwymi konsekwencjami (na przykład problemami z nadciśnieniem, układem trawiennym czy jelitami, jak również zaburzeniami dotyczącymi naszych funkcji psychicznych). Są jednak metody, które pomagają odzyskać i utrzymać równowagę, a które możemy na stałe wdrożyć do naszego życia. Również zmiana nastawienia i spojrzenia na same sytuacje stresowe może nam pomóc w lepszym radzeniu sobie z doświadczanymi na co dzień napięciami.

Problematyka stresu we współczesnym świecie

Stres jest zjawiskiem naturalnym, powszechnym na tyle, że nie dotyczy tylko ludzi, ale i zwierząt. W umiarkowanych dawkach aktywuje nas w kierunku podjęcia decyzji czy wzięcia odpowiedzialności, dostarcza nam energii i motywuje do działania. Badania pokazują, że może przyczyniać się również do wyostrzania umysłu czy opóźniania procesów starzenia. Tak jak nadmiar, tak i niedobór lub całkowity brak stresu także jest niekorzystny. Sprawia, że ludzie stają się bierni i apatyczni. Sytuacja taka może popychać ich też ku szukaniu silniejszych emocji poprzez zachowania wysokiego ryzyka (np. narkotyki). Niezrozumienie dobrego wpływu umiarkowanego stresu pokazał dobitnie Bent Hougaard, duński psycholog, tworząc termin „curlingowych rodziców”, a więc takich, którzy usuwają wszystkie przeszkody i utrudnienia w życiu swojego potomstwa, by uczynić swoim pociechom życie łatwiejszym. Dzięki takiemu postępowaniu rodziców, dzieci mają uniknąć dyskomfortu w życiu. W rzeczywistości jednak rodzice, stosujący powyższą metodę wychowawczą, pozbawiają swoje dzieci szansy na rozwinięcie podstawowych umiejętności życiowych, jak również zabierają im możliwość doświadczenia poczucia odpowiedzialności oraz radości z osiągnięć. Osoby tak wychowane, w późniejszym etapie życia pozbawione są dystansu do świata, nie rozumieją konsekwencji swoich działań, myślą krótkowzrocznie, brak im pewności siebie, są niezaradne, najdrobniejszy stres powoduje silne reakcje emocjonalne, a jakakolwiek porażka odbierana jest jako ostateczna przegrana w życiu. Stres (którego powinniśmy również doświadczać w dzieciństwie) ma bowiem za zadanie zwiększyć naszą sprawność i pewność siebie, byśmy mogli w przyszłości poradzić sobie w nowej sytuacji.

Stres w umiarkowanych dawkach jest więc niezbędny do życia, ale długotrwałe i silne napięcia osłabiają nas. Większość zwierząt na ziemi reaguje stresem na czynnik zagrażający do momentu, kiedy zagrożenie jest realne – gdy sytuacja staje się bezpieczna i nic nie zagraża zwierzęciu, organizm przechodzi z trybu alertu w tryb zwykłej aktywności. Ludzie – na drodze ewolucji – wypracowali sobie jednak system reagowania nie tylko na realne zagrożenia, ale również związane z nimi myśli, oczekiwania lub wspomnienia. Na dodatek, nie zawsze coś, co jest przez nas postrzegane jako zagrożenie, jest nim w istocie. Dr Tomasz Skalski, filozof, socjolog i coach, mówi, że „właściwie większość stresów jest generowana przez nas samych albo współgenerowana”. Czynniki zagrażające nie działają na nas bezpośrednio, lecz wymagają naszego udziału, aby wywoływać symptomy związane ze stresem. Krzyczący na nas szef czy złoszcząca się przyjaciółka wpływają na naszą psychikę długo jeszcze po samym nieprzyjemnym wydarzeniu. Czasami przez długi czas przywołujemy tę sytuację, generując dodatkowo kolejną dawkę stresu. Jeśli dorzucimy do tego nieumiejętne radzenie sobie z rozładowaniem na bieżąco wewnętrznego napięcia, stajemy się potem osobami, które podejmując ryzykowne, nierozważne działania, starają się choć trochę zniwelować nagromadzone negatywne emocje. Oczywiście, jak zauważa Skalski, „nie pozbędziemy się stresu na zasadzie jednorazowego przebłysku, zrozumienia ‘już wiem, skąd ten stres się bierze’, tylko jest to dopiero początek drogi”.

Ponieważ ludzie wypracowali tak złożony mechanizm reagowania nie tylko na realne niebezpieczeństwa, ale również na takie, o których myślą, które wspominają lub antycypują, często rozwija się chroniczny stres, z którym współczesna medycyna nie za bardzo potrafi sobie radzić. Skalski dodaje, że o ile jesteśmy dosyć dobrze przygotowani do radzenia sobie z nagłymi wypadkami (takimi jak złamania, infekcje), jak również z chwilowym napięciem (pod warunkiem, że później następuje odpoczynek, głęboka relaksacja), o tyle przewlekły stres jest stanem niezwykle trudnym dla nas i często powoduje szereg dotkliwych objawów (bóle mięśniowo-szkieletowe, nadmierny lub znikomy apetyt, zaburzenia snu, zaburzenia hormonalne, wysypki, problemy w sferze seksualnej itd.). Ten chroniczny stan napięcia może nie tylko wynikać z dostarczania sobie dużych dawek stresu przy niedoborach właściwego odpoczynku, ale również może być rezultatem wyrobionego nawyku ciągłego pobudzenia emocjonalnego. Ciało migdałowate, którego zadaniem jest informowanie o zagrożeniach – abyśmy mogli przeżyć – działa równie skutecznie jak kiedyś, kiedy sprawiało, że człowiek mógł szybko zareagować walką lub ucieczką w konfrontacji chociażby z mamutem lub innym niebezpieczeństwem. Mamuty już dawno wyginęły, jednak organ ten nadal nas informuje o zagrożeniach, kiedy codziennie dostarczamy sobie olbrzymich dawek negatywnych danych, oglądając wiadomości, czytając prasę, rozmawiając z innymi zestresowanymi pracownikami w naszej firmie. Ciało migdałowate dokładnie sortuje wiadomości, zatrzymując przede wszystkim negatywne, ponieważ związane są z naszym przetrwaniem. Przyzwyczajając się do nieustającego pobudzenia i napięcia, nie zauważamy momentu, kiedy stres w naszym życiu zmienia się w chroniczny stan.

Ale czy wystawiając się na taki stres nie stajemy się na niego bardziej odporni? Wbrew obiegowym poglądom, duże dawki stresu nie hartują jednak człowieka, dzięki czemu miałby on się stawać niewrażliwy na jakiekolwiek bodźce stresowe. „Nie istnieje coś takiego jak uodpornienie na stres, tak jak nie ma osób, które byłyby odporne na stres” – mówi Tomasz Skalski. Przyzwyczajenie, które wielu osobom wydaje się być owym uodpornieniem, jest tylko wyrobionym nawykiem ignorowania sygnałów płynących z naszego ciała, wskazujących na to, że organizm reaguje na negatywną sytuację. Z tego też powodu negatywne skutki stresu osoby takie mogą odczuwać dopiero na wyjazdach urlopowych czy podczas weekendów, kiedy wreszcie dają sobie szanse na częściowe zrelaksowanie się. Paradoksalnie, osoby, które nie są postrzegane jako „uodpornione” na stres, lepiej sobie z nim radzą, ponieważ na ogół wcześniej uświadamiają sobie, że coś złego się dzieje i dzięki temu szukają środków zaradczych, udając się do lekarzy czy psychologów. Osoby postrzegane jako silne, które są przyzwyczajone do lekceważenia sygnałów ostrzegawczych wysyłanych przez ich organizm, przez pewien czas są w stanie utrzymywać rutynowy sposób funkcjonowania, ale kiedy zachorują, okazuje się, że stres poczynił w ich życiu bardzo duże spustoszenie, wymagające nierzadko długiego okresu powrotu do normalnego trybu życia.

Poradzić sobie ze stresem

Każdy człowiek ma wypracowane różne metody lepszego lub gorszego radzenia sobie ze stresem, na które wpływają zarówno czynniki wrodzone, jak i nabyte, czyli nauczone na różnych etapach życia. Błędnym założeniem jest, że dobry relaks jest wtedy, kiedy już jesteśmy poza pracą. Samo wyjście z pracy nie gwarantuje głębokiego odpoczynku. Poza tym dla części osób praca jest zajęciem wykonywanym mechanicznie, i tak też, niestety, spędzają czas wolny – mechanicznie. Czasami jednak wystarczy włożyć niedużo świadomego wysiłku w kierunku nauczenia się odpowiedniego relaksowania, aby odzyskać równowagę w życiu i zmniejszyć szkodliwy wpływ stresu, zwłaszcza tego przedłużającego się, nierozładowanego.

Do znanych metod, służących pozbyciu się napięcia, zaliczają się przede wszystkim dwie: metodę Jacobsona oraz trening autogenny Schultza. Oba podejścia zostały oficjalnie wprowadzone do psychoterapii w pierwszej połowie XX wieku i są wzajemnie uzupełniającymi się technikami, aktywizującymi autonomiczny układ nerwowy. Poprawiają relacje pomiędzy naszym ciałem a umysłem. Są wykorzystywane nie tylko w trakcie terapii, ale również doskonale sprawdzają się w codziennym życiu. Relaksacja Progresywna Mięśni została opracowana przez lekarza, psychiatrę i fizjologa, Edmunda Jacobsona. Polega na odprężaniu poszczególnych części ciała poprzez naprzemienne napinanie oraz rozluźnianie odpowiednich grup mięśniowych. Jest metodą polecaną nie tylko przy napięciach, jakie wywołuje sam stres, ale również może być skuteczna jako pomoc w leczeniu bezsenności czy niektórych zaburzeń nerwicowych. Trening autogenny, z kolei, został wprowadzony przez niemieckiego lekarza i psychiatrę, Johannesa Schultza i sprowadza się do świadomego kierowania swojej uwagi połączonego z ćwiczeniami regulacji funkcji cielesnych i wegetatywnych. Dostarcza dobrego, głębokiego relaksu, przeciwdziała zmęczeniu i znużeniu. W obu podejściach ważna jest odpowiednia technika oddychania, dlatego też do dwóch powyższych metod dołączana jest czasami nauka tzw. oddychania przeponowego. Polega ona na wykonywaniu swobodnego wdechu, zatrzymaniu powietrza na chwilę, po czym zrobieniu wydechu i ponownym zatrzymaniu powietrza po krótkiej chwili przed kolejnym wdechem. Taki rodzaj oddychania daje poczucie odprężenia, rozluźnia mięśnie, zwiększa również przytomność umysłu. Stosowanie powyższych metod z pewnością nie usunie przyczyn złego samopoczucia, ale może w dużym stopniu złagodzić jego objawy. Oczywiście technik relaksacyjnych, bazujących czy to na relaksacji Jacobsona, czy na treningu autogennym, czy też na samym oddychaniu przeponowym, jest dużo, więc po zapoznaniu się z nim, można wybrać tę metodę, która będzie nam najbardziej odpowiadała.

Innym podejściem w ramach redukcji stresu, zyskującym ostatnio coraz większe uznanie, jest trening uważności. Jego twórcą jest lekarz i terapeuta, Jon Kabat-Zinn, który wraz ze współpracownikami w Klinice Redukcji Stresu Uniwersytetu Medycznego Massachusetts w Worcester USA opracowali program określany jako MBSR (Mindfulness-Based Stress Reduction). Na początku technika ta stosowana była głównie w medycynie oraz opiece zdrowotnej, aktualnie staje się popularna również w innych dziedzinach życia. Z badań wynika, że praktykowanie uważności daje nam większą równowagę psychiczną, zmniejsza negatywne skutki stresu, łagodzi zaburzenia lękowe, przeciwdziała depresji oraz sprawdza się w leczeniu przewlekłego bólu. Nie znaczy to oczywiście, że jesteśmy niewrażliwi na sam stres, jednak łatwiej radzimy sobie wtedy z myślami i wyobrażeniami, które dodatkowo pobudzają nas emocjonalnie, wprowadzając nas w stan ciągłego zamartwiania się lub nadmiernego analizowania przeszłych wydarzeń.

Wiadomo, że w trakcie doświadczania stresu w ludzkim ciele produkuje się kortyzol – hormon, który wpływa również na działanie mózgu, utrudniając procesy zapamiętywania i gromadzenia informacji. Dzieje się tak za sprawą zmian w hipokampie, czyli części układu limbicznego odpowiedzialnej głównie za pamięć. Hipokamp pod wpływem stresu zaczyna się kurczyć. Eksperymenty przeprowadzone przez zespół naukowców z University of California, którym kierowała dr Tallie Z. Baram, pokazały, że umiejętne radzenie sobie ze stresem zapobiega występowaniu zaburzeń związanych z pamięcią oraz przyjmowaniem nowych wiadomości. Stres ten musi być jednak rozładowywany, w miarę możliwości, na bieżąco. Ważnym więc odkryciem stały się badania prowadzone z kolei przez Sarę Lazar z University of Michigan, pokazujące wpływ praktyki uważności na samą strukturę mózgu. U osób, które regularnie medytowały przez dłuższy czas (stosując metodę MBSR), zaobserwowano, podczas badań rezonansem magnetycznym, wzrost gęstości istoty szarej właśnie w hipokampie. Zmiany następowały również okolicy zbiegu płatu skroniowego i ciemieniowego (miejsca odpowiedzialnego za współczucie i empatię) oraz w ciele migdałowatym, które wykazywało mniejszą aktywność, dzięki czemu badani zyskiwali większą stabilność emocjonalną i łatwiej radzili sobie ze stresem. Zmiana dynamiki neuronalnej, dzięki neuroplastyczności mózgu, może być więc pomocna w tworzeniu nowych połączeń, naprawianiu pewnych uszkodzeń, które spowodował stres oraz w odzyskiwaniu prawidłowego funkcjonowania naszej pamięci i zdolności uczenia się nowych rzeczy, za sprawą niwelowania negatywnych skutków oddziaływania kortyzolu na nasz mózg.

Ważne również zdaję się być zrozumienie, że często to, co kojarzy nam się z relaksem, jest tak naprawdę dostarczaniem sobie dalszych stresujących bodźców. Żyjemy w społeczeństwie, którego jedną z cech jest to, co socjologowie określają jako przyspieszenie historyczne, a więc zwiększenie tempa zmian społecznych, które realizują się jednocześnie w wielu wymiarach. Kiedy jeszcze nie oswoiliśmy się z jedną zmianą, już musimy mierzyć się z następną. Wpływa to na zwiększenie codziennego poziomu napięcia. Dlatego też wypalenie zawodowe oraz chroniczne zmęczenie stają się zjawiskami dosyć powszechnymi. Powstające kolejne urządzenia, pozwalające nam zaoszczędzić czas, jednocześnie sprawiają, że mogąc robić więcej rzeczy naraz, czasu mamy mniej. A przecież jedną z głównych metod radzenia sobie ze stresem jest właśnie „nicnierobienie”. Jest ono jednak tylko wtedy formą relaksu, kiedy nie odczuwamy napięcia związanego z tym, że zaniedbujemy obowiązki, uciekamy w prokrastynację lub marnujemy cenny czas, który moglibyśmy wykorzystać w ciekawszy sposób. Brak bodźców i wyciszenie stanowią świetne lekarstwo na stres, jednak często nie mamy wyrobionego nawyku takiego zachowania. Tomasz Skalski zwraca uwagę że „uczymy się ciągle przyspieszać, uczymy się ruszać dla zdrowia, bo mamy lekcje WF-u w szkole, ale nie mamy lekcji nieruszania się, nie ma lekcji niemyślenia, nie ma lekcji niepisania, niemówienia”. Potrzebujemy się tego nauczyć sami. I, może zamiast wymyślania, jakie aktywności podjąć w wolnym czasie (skok na bungie) czy podczas urlopu (napięty grafik zwiedzania z dodatkowymi kilkoma zorganizowanymi wycieczkami), warto po prostu nauczyć się chociaż przez chwilę nic nie robić, delektując się tym stanem.

Inna percepcja stresu

Stres na poziomie odczuć somatycznych objawia się głównie w postaci przyspieszonego bicia serca, wzmożonego pocenia się, napięcia niektórych grup mięśni, szybszego oddechu czy też zaciśniętego gardła. Kiedy obserwujemy u siebie wyżej wymienione symptomy spowodowane stresem, odczytujemy je zazwyczaj jako somatyczną odpowiedź naszego organizmu na lęk lub jako oznaki, że nie za dobrze radzimy sobie z presją i wymaganiami otoczenia. Jednak można te sygnały odczytać jako wyraz pobudzenia naszego ciała, aby mogło zmierzyć się z trudną sytuacją – pobudzenia, które wzmacnia nas i wspiera, które pojawia się po to, żebyśmy sobie dali radę. Reakcję stresową możemy więc postrzegać jako utrudniającą nam działanie, jako niesprzyjającą nam, ale również możemy spojrzeć na nią jako na pomocną, aktywującą nas do poradzenia sobie z wymogami otoczenia. Bijące szybko serce przygotowuje nas do podjęcia działania. Nasz oddech, który zaczyna przyspieszać, nie jest kłopotliwy, bo rozumiemy wtedy, że jego zadaniem jest właśnie dostarczenie większej ilości tlenu do naszego mózgu.

Takie właśnie nowe spojrzenie na reakcję stresową badała Kelly McGonigal, psycholog zdrowia na Uniwersytecie Stanforda. Wyniki badań pokazały, że uczestnicy, którzy nauczyli się postrzegać reakcję stresową jako wspierającą, pomocną, poproszeni o wystąpienie publiczne, byli zdecydowanie mniej zestresowani, mniej lękliwi i bardziej pewni siebie od grupy kontrolnej. Okazało się, że ich somatyczna reakcja na stres również uległa zmianie. Otóż, typową reakcją stresową, jak było to wspomniane wcześniej, jest między innymi przyspieszone bicie serca oraz zwężenie naczyń krwionośnych. Dlatego też przy długotrwałym stresie negatywne skutki napięcia obciążają głównie układ sercowo-naczyniowy. Jednak u uczestników powyższego badania naczynia krwionośne nie zwężały się, chociaż ich serce cały czas biło szybko. McGonigal zwraca uwagę, że takie symptomy występują u ludzi, którzy przeżywają radość lub mają poczucie pewności siebie w chwilach odwagi.

Oczywiście, w psychologii od dawna jest znane pojęcie eustresu – czyli tzw. stresu pozytywnego (korzystnego), mobilizującego do działania, poprawiającego wydajność i dostarczającego energii. Jednak powyższe badania wskazują, że świadomie i wolicjonalnie możemy sterować naszą reakcją na bodźce zewnętrze, ucząc się postrzegania określonych symptomów cielesnych jako wspierających nas. Wtedy nawet w momentach, które dotychczas wydawały się nam trudne, związane z napięciem i dużym dyskomfortem, będziemy czuć przyjemny poziom pobudzenia oraz ekscytację, która dostarczać nam będzie chęci do działania. Odczuwać wtedy będziemy również całą mieszankę emocji: od zainteresowania, radości, poprzez zapał, do nadziei na coś pozytywnego, ciekawego. Postrzeganie reakcji stresowej jako pomocnej, wraz z umiejętnościami dobrego relaksowania się i głębokiego wypoczynku, pozwoli nam uchronić się przed bardzo negatywnym, bo nierozładowanym i mocno obciążającym nasz organizm, chronicznym stresem. Mierzenie się z trudnościami, których i tak nie unikniemy w naszym życiu, może więc stanowić przyczynek do wzmacniania nas samych, co w prostym zdaniu ujął Bernard Baruch, amerykański przemysłowiec i polityk, mówiąc, że „sztuka życia polega mniej na wykluczaniu naszych problemów, a bardziej na rozwijaniu się dzięki nim”.

Autor: Igor Rotberg


Dla zainteresowanych:

Derra, C. (2005). Trening autogenny dla każdego, Warszawa: Amber
Dahlstedt, M., Fejes, M. (2014). The confessing society: Foucault, confession and practices of lifelong learning, London: Taylor & Francis Ltd
Jacenko, M. (2008). Antystres, Warszawa: Lavenmint
Kabat-Zinn, J. (2007). Gdziekolwiek jesteś, bądź, tłum. Smagacz H., Warszawa: IPSI Press
Lazar, S. (2012). How Meditation Can Reshape Our Brains, TEDxCambridge [online]. Dostępny w Internecie tutaj
McGonigal, K. (2013). How to make stress your friend, TED [online]. Dostępny w Internecie tutaj
Skalski, T., Skalska, D. (2013). Stres: wróg czy przyjaciel?, rozmowę przepr. Dobroń G., PR3 [online]. Dostępny w Internecie tutaj
University of California – Irvine (2008). Short-term Stress Can Affect Learning And Memory, ScienceDaily [online]. Dostępny w Internecie tutaj