Mindfulness nie jest magiczną pigułką

Wraz ze wzrostem zainteresowania ideą mindfulness pojawiają się pewne błędne przekonania odnośnie wpływu tej metody na codzienne funkcjonowanie. Można na przykład spotkać się z przeświadczeniem, że praktykowanie uważności sprowadza się tylko do wyciszania się podczas siedzenia na poduszce medytacyjnej i sama ta czynność powinna przełożyć się automatycznie na poprawę życia.

Błędne jest również założenie, że aby wynieść korzyści z uprawiania tej metody, wystarczy praktykować uważność przez kilka tygodni, a potem można wrócić do zwykłej codziennej rutyny. Są ludzie, którzy całymi latami medytując, tracą życie, bo poza poduszką są tak samo nieznośni, neurotyczni czy zestresowani. Praktyka powinna w sposób bezpośredni przekładać się na nasze życie. Inaczej jest stratą czasu. Tymczasem stosowanie mindfulness nie powinno ograniczać się do bycia uważnym tylko w momentach siadania na poduszce. Chodzi o to, aby rozwijać uważność również poza praktyką formalną. Można praktykować mindfulness, wykonując różne codzienne czynności

Ponieważ pojawiło się wiele doniesień, ukazujących mindfulness jako skuteczną metodę pomocy w bardzo trudnych doświadczeniach, można odnieść czasami wrażenie, że uważność jest magiczną pigułką, którą można zastosować bez żadnego wysiłku. Trzeba tylko skupić się na oddechu, a wszystkie problemy same się rozwiążą. To tak nie działa – praktykowanie jest trudne i często bywa też kłopotliwe i niewygodne. Być może dlatego pojawia się u niektórych osób, które rozpoczęły przygodę z mindfulness, rozczarowanie, że nagle zaczęły doświadczać trudnych, nieprzyjemnych uczuć, takich jak smutek, żal czy gniew. Jednak to nie medytacja wywołała gniew. Medytacja otworzyła ich na gniew, który w nich był, ale nauczyli się go tłumić. Otworzyła ich na smutek, żal i całą masę innych przykrych uczuć, na które byli zamknięci.


Tekst pochodzi z mojego artykułu Nieuważna uważności.

Fot. EnergieDeVie / Pixabay

Trauma transgeneracyjna i jej mechanizmy

Na czym polegają mechanizmy transmisji traumy transgeneracyjnej? O czym mówią nam skrypty międzypokoleniowe? Czym jest ericksonowski trans terapeutyczny i pisanie listów w terapii narracyjnej? I czy rodzeństwo może pozostawać w określonych rolach nawet po śmierci rodziców?

Po raz czwarty miałem przyjemność gościć u Kamy Wojtkiewicz w podcaście Sznurowadła myśli. Rozmawialiśmy o traumie transgeneracyjnej i mitach, które wokół niej narosły. Jest więc o mechanizmach transmisji, genogramie, atmosferze grozy i zasobach, które każda rodzinna historia niesie. Opowiadałem o narzędziach zaczerpniętych z terapii narracyjnej, ericksonowskiej i systemowej, za pomocą których pracuje się z pacjentami w gabinecie. Poruszaliśmy też kwestie sztywnych ról w rodzinie, układów patchworkowych, konfliktów lojalności i trudnych relacji z rodzeństwem. Zapraszam Was serdecznie do posłuchanie.

Nagrania można odsłuchać na stronie podcastu, Spotify, YouTube,
Apple Podcasts oraz Google Podcasts.

Uzupełnieniem do tego nagrania może być nasza pierwsza rozmowa o traumie relacyjnej/złożonej (cPTSD).

Teraz to wszyscy mają ADHD. Czyżby…?

Tak, w porównaniu z poprzednimi dekadami w ostatnich latach obserwujemy zwiększenie liczby diagnoz ADHD (oraz innych neuroatypowości). Wynika to z lepszego rozumienia tego zaburzenia oraz wzrostu umiejętności diagnozowania. Jednocześnie nadal w Polsce diagnozuje się niewystarczającą liczbę osób. Według metaanalizy (Salari i in., 2023) występowanie tego zaburzenia wśród dorosłych ocenia się na 4,4%. Niemniej jednak, dane (Gondek i in., 2024) wskazują, że w publicznym systemie opieki zdrowotnej diagnozę ADHD postawiono jedynie u 3579 dorosłych pacjentów. Stanowi to niespełna 0,4% osób potencjalnie spełniających kryteria rozpoznania. Taka rozbieżność sugeruje, że ADHD wśród dorosłych jest w Polsce znacząco niedodiagnozowane.

Z czego wynika niedostateczna diagnoza?

  1. U dorosłych objawy mogą być mniej oczywiste (np. wewnętrzny niepokój czy trudności w organizacji czasu).
  2. Współwystępowanie innych zaburzeń, np. depresji czy uzależnienia, które mogą maskować objawy ADHD lub być traktowane jako główna diagnoza.
  3. Niedostateczna świadomość społeczna i wśród specjalistów: niektórzy nadal zaprzeczają istnieniu tego zaburzenia.
  4. Stereotypy i błędne przekonania, często rozpowszechniane w mediach społecznościowych.
  5. Diagnozowanie ADHD za pomocą jednego czy dwóch testów.
  6. Wysyp samozwańczych diagnoz (zwłaszcza po zrobieniu testu w internecie).

Zatem nie, nie wszyscy teraz mają ADHD. Wręcz przeciwnie: nadal mamy niewystarczającą rozpoznawalność tego zaburzenia w Polsce. Wprawdzie zwiększa się świadomość neuroróżnorodności, jednak warto pamiętać, że diagnoza jest procesem wieloetapowym, który będzie również identyfikował inne, współwystępujące stany lub je różnicował – wymaga zatem całościowego, specjalistycznego podejścia.

Bibliografia

Gondek, T. M., Stramecki, F., Cieśla, M., Ziegart-Sadowska, K., Foryciarz, K., Główczyński, P., Krupa, A. J., Krysta, K., Malec, A. K., Rewekant, A., Szczegielniak, A., Szczubiał-Kamińska, A., Taracha, A., Tokarek, A., Wojtkiewicz, A., Todzia-Kornaś, A. (2024). Diagnostyka i postępowanie terapeutyczne u dorosłych z ADHD. Psychiatria Spersonalizowana, 3(3-4), 43-73.

Salari, N., Ghasemi, H., Abdoli, N., Rahmani, A., Shiri, M.H., Hashemian, A.H., et al. (2023) The Global Prevalence of ADHD in Children and Adolescents: A Systematic Review and Meta-Analysis. Italian Journal of Pediatrics, 49: 48.

Fot. Hailey Reed / Unsplash

Diagnoza pacjentów z doświadczeniem traumy

To już ostatni moment, by dołączyć do Uczestników kursu „Kryzys i trauma – diagnostyka i narzędzia interwencyjno-terapeutyczne”. A ja zapraszam na moje szkolenie „Diagnoza pacjentów z doświadczeniem traumy”, które poprowadzę w ramach tego kursu.

Terapia osób po traumie wymaga od specjalisty umiejętności diagnozowania, wiedzy oraz praktycznego zastosowania współczesnego rozumienia traumy. Samo diagnozowanie jest niekiedy trudne, a dodatkowo diagnozy w oparciu o klasyfikacje ICD oraz DSM często różnią się rozumieniem traumy od diagnoz budowanych w oparciu o konceptualizacje poszczególnych nurtów psychoterapeutycznych. Co więcej, diagnoza nie może jednocześnie przysłonić unikalnych właściwości pacjenta. Dlatego podczas mojego będziemy dyskutować o tym, jak stawiać diagnozę i jak wykorzystywać w procesie terapeutycznym wiedzę z zakresu zaburzeń związanych z traumą.

Zapisy TUTAJ

OCD ma odrębną kategorię diagnostyczną

OCD (zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne) nie są już klasyfikowane jako zaburzenia lękowe. Najnowsze badania na naturą tego zaburzenia oraz jego mechanizmami przyczyniły się do zauważenia, że chodzić lęki jest istotnym elementem w obrazie klinicznym OCD, to nie jest on centralnym mechanizmem ani sednem problemu, jak ma to miejsce w typowych zaburzeniach lękowych. Żeby lepiej oddać złożoność tego zaburzenia w klasyfikacjach diagnostycznych, OCD zostało przeniesione do odrębnej kategorii, która obejmuje szereg zaburzeń dzielących podobne cechy.

Jaka jest przyczyna takiej zmiany?

  1. Różnice neurobiologiczne i genetyczne

Badania wykazują, że OCD ma specyficzne podłoże neurologiczne, które odróżnia je od zaburzeń lękowych. Zidentyfikowano określone nieprawidłowości w obwodach czołowo-prążkowia oraz w przedniej korze zakrętu obręczy. Istnieją również dowody na silne uwarunkowania genetyczne w przypadku OCD, które różnią się od mechanizmów dziedziczenia zaburzeń lękowych.

  1. Odmienne mechanizmy psychologiczne

O ile zaburzenia lękowe skupiają się na nadmiernym przetwarzaniu emocjonalnym i reaktywności na bodźce lękowe, w przypadku OCD kluczowe są mechanizmy związane z funkcjonowaniem wykonawczym i zdolnościami samoregulacyjnymi.

  1. Współwystępowanie

Wiele osób z OCD doświadcza również innych zaburzeń z tej samej kategorii, takich jak zaburzenie dysmorficzne ciała, trichotillomania czy zaburzenie gromadzenia. Ta współwystępowalność podkreśla wspólny mianownik obsesyjno-kompulsyjności, który różni się od wzorca współchorobowości obserwowanego w zaburzeniach lękowych.

  1. Różnice w odpowiedzi na leczenie

Zaburzenia lękowe często dobrze reagują na interwencje redukujące lęk czy farmakoterapię z użyciem leków przeciwlękowych. W przypadku OCD leczenie skoncentrowane wyłącznie na lęku może być nieskuteczne, a nawet prowadzić do pogorszenia objawów.

Zatem dalsze klasyfikowanie OCD jako zaburzenia lękowego ograniczałoby zrozumienie jego specyfiki oraz dostęp do właściwego leczenia. Uznanie go za odrębne zaburzenie uwzględnia jego złożoność i podkreśla różnice w mechanizmach neurobiologicznych, psychologicznych i klinicznych w porównaniu do zaburzeń lękowych.

Photo by Annie Spratt on Unsplash 02

Fot. Annie Spratt / Unsplash

Meltdown – gwałtowna reakcja emocjonalna

Meltdown to intensywna i gwałtowna reakcja emocjonalna występująca u osób w spektrum autyzmu, będąca odpowiedzią na przeciążenie sensoryczne, stres lub frustrację. U dorosłych może objawiać się subtelniej niż u dzieci i przybierać formę intensywnej werbalnej ekspresji, wycofania, płaczu, ucieczki z sytuacji lub autodestrukcyjnych myśli. Ponieważ wiele dorosłych osób nauczyło się maskowania, ich meltdowny bywają mniej widoczne, co jednak nie oznacza, że są mniej bolesne lub mniej wymagające wsparcia.

Psychologicznymi przyczynami meltdownu u osób dorosłych mogą być długotrwałe przeciążenie (tzw. „burnoutu autystycznego”) związane z presją społeczną, zawodową lub koniecznością dostosowania się do neurotypowych norm, przeciążenie sensoryczne (czyli nadmiar bodźców), frustracja wynikająca z braku wsparcia w pracy lub rodzinie czy też doświadczenie społecznego wykluczenia poprzez marginalizację lub brak akceptacji. Dorosłe osoby, które go doświadczają opisują często meltdown jako „utratę kotwicy” (mechanizmy radzenia sobie przestają działać). Niektórzy próbują znaleźć ulgę w intensywnym działaniu, inni – w ucieczce z sytuacji. Charakterystyczne jest to, że po meltdownie wiele osób odczuwa wstyd, szczególnie gdy reakcja miała miejsce w przestrzeni publicznej. Warto pamiętać, że meltdown pełni jednak ważną funkcję – pozwala na regulację układu nerwowego w sytuacji, gdy wszystkie inne sposoby zawiodły.

Jak radzić sobie z meldownem? Osoby dorosłe często ignorują pierwsze oznaki przeciążenia (takie jak narastający niepokój, drażliwość czy wycofanie), co zwiększa ryzyko nagłego wybuchu. Jeśli jednak rozumieją one swoje wzorce reakcji i znają czynniki wyzwalające, łatwiej im jest przewidywać meltdowny. Pomocne może tworzenie tzw. zestawów sensorycznych (np. słuchawek wygłuszających czy przedmiotów do stymulacji sensorycznej) oraz planowanie „stref regeneracyjnych” (zarówno w pracy, jak i w domu) przeznaczonych na wyciszenie. Warto wspierać osobę doświadczającą meltdownu przez uszanowanie jej autonomii i nienarzucanie rozwiązań i uspokajania na siłę (osoba ta bowiem potrzebuje czasu na wyregulowanie swojego układu nerwowego) Jeśli meltdown zdarza się w miejscu publicznym, warto pomóc osobie znaleźć spokojne i odosobnione miejsce, a po samym wydarzeniu warto zaoferować empatyczną rozmowę – ale dopiero wtedy, gdy osoba będzie na to gotowa.

Image by Franz Bachinger from Pixabay

Fot. Franz Bachinger / Pixabay

Noworoczne postanowienia

Nowy Rok często kojarzy się z początkiem nowego rozdziału. Tworzymy listy postanowień, marzymy o lepszej wersji siebie. Jednak badania pokazują, że ten entuzjazm szybko opada – już po pół roku tylko 4% osób nadal trzyma się swoich celów. Dlaczego? Powodów bywa kilka: cele są nierealistyczne, jest ich zbyt wiele, a my zapominamy o śledzeniu postępów.

Noworoczne postanowienia często bardziej działają na nasze emocje w momencie ich tworzenia niż na realną zmianę. Zmiana bowiem to proces – pełen wyzwań, kryzysów i chwilowego spadku motywacji. W przypływie emocji spisujemy postanowienia, które brzmią pięknie, ale często są zbyt ogólne: „będę bardziej pewna siebie”, „zacznę zdrowy tryb życia”, „będę bardziej cieszyć się życiem”. Problem w tym, że takie deklaracje nie przekładają się na konkretne działania. Brakuje im kontaktu z rzeczywistymi potrzebami i planu, jak tę zmianę wdrożyć. Nie doceniamy własnych ograniczeń ani wyzwań codzienności, wierząc, że 1 stycznia magicznie zyskamy nadludzką zdolność do działania. Gdy pojawiają się pierwsze przeszkody, rezygnujemy, zamiast uznać je za naturalny element każdej zmiany.

A może zamiast postanowień wybierzemy noworoczne życzenia? Możemy życzyć chociażby uważności na własne potrzeby i wdzięczności – nie tylko za to, co osiągniemy, ale także za to, kim już jesteśmy. Warto spojrzeć wstecz i docenić swoje małe sukcesy. Takie podejście pozwala zacząć Nowy Rok w sposób, który buduje naszą wewnętrzną siłę, a nie obciąża listą nierealnych oczekiwań.

Pixabay

Fot. Pixabay

Drzewo dobrego życia

Opis rodziny to nie obraz olejny na ścianie, który, gdy rzucimy na niego okiem, zawsze wygląda tak samo. Można go raczej przyrównać do różnobarwnych jedwabnych nitek, powiewających na wietrze, które się plączą, trzepoczą na wszystkie strony, a czasem łączą się w jedno. To ciągle zmieniająca się konstrukcja, w zależności od tego kiedy i z kim się widzimy i jacy my w danej chwili życia jesteśmy. W rodzinnej terapii systemowej uważa się, że wystarczy zmienić jeden element systemu, czyli rodziny, żeby cała się zmieniła. Oczywiście, tym jednym elementem jesteśmy my.

Ale, by móc ten element poruszyć, najpierw musimy porzucić nieustępliwą nadzieję. Jest to mechanizm obronny, który opisała dr Martha Stark, psychoanalityczka, wykładowczyni Harvardu. Na czym polega ten mechanizm. Otóż człowiek cały czas oczekuje, że ta druga osoba się zmieni. To powszechne. Często w gabinecie jestem świadkiem wyrażania takiej nieustępliwej nadziei przez dorosłych już ludzi, a „adresatami” są najczęściej ich rodzice. Ktoś ciągle wierzy, że matka, od zawsze chłodna i emocjonalnie niedostępna, nagle przytuli i powie, że kocha. Ktoś liczy, że ojciec, kompletnie niezainteresowany swoimi dziećmi, pewnego dnia zapyta, co u nich słychać, okaże zaciekawienie, może podziw. Dzieci, nawet pięćdziesięcioletnie, nigdy nie tracą nadziei, że zostaną zaakceptowane i pokochane. Wielu z nas krąży po rodzicielskiej orbicie, jak błędni rycerze. Z nieustępliwą nadzieją, że kiedyś wreszcie dostanę to, czego potrzebuję, a czego mi nigdy nie dano.

Więcej o systemach rodzinnych, nieustępliwej nadziei oraz zasobach, które możemy w rodzinach znaleźć w wywiadzie ze mną, który udzieliłem dla grudniowego wydania miesięcznika Twój Styl. Rozmowę możecie przeczytać w PDF lub w formie ELEKTRONICZNEJ. Rozmowę przeprowadziła Jagna Kaczanowska.

Drzewo dobrego życia

Dysleksja, dysortografia, dysgrafia, dyskalkulia

Takie zjawiska jak dysleksja, dysortografia, dysgrafia czy dyskalkulia, bywają często niezrozumiane i błędnie interpretowane jako wynik lenistwa lub braku staranności. Tymczasem są to realne trudności, wynikające z neuroatypowości, a z którymi codziennie zmagają się tysiące ludzi. Choć zdarzają się przypadki nadużywania diagnoz w celu uniknięcia negatywnych konsekwencji szkolnych porażek, warto pamiętać, że te zaburzenia wynikają z odmienności w funkcjonowaniu mózgu, a nie z charakteru osoby. Dlatego tak ważne jest zrozumienie ich natury i wyzwań, jakie niosą ze sobą.

Zaburzenia tego typu objawiają się na różne sposoby. Dysleksja utrudnia płynne czytanie, dysortografia prowadzi do błędów ortograficznych pomimo znajomości zasad, dysgrafia wpływa na nieczytelność pisma, a dyskalkulia utrudnia rozwiązywanie nawet prostych problemów matematycznych. Na dalszym etapie życia, w środowisku akademickim czy zawodowym, trudności te mogą objawiać się problemami z przetwarzaniem tekstów, rozumieniem informacji czy komunikacją pisemną. Towarzyszą im dodatkowe wyzwania, takie jak problemy z koncentracją, zapamiętywaniem czy radzeniem sobie z presją informacji, co niejednokrotnie negatywnie wpływa na samoocenę i pewność siebie tych osób.

Mimo trudności, osoby z zaburzeniami dyslektycznymi mają także unikalne mocne strony. Dzięki myśleniu lateralnemu potrafią podchodzić do problemów w sposób nieszablonowy, łącząc kreatywność z umiejętnością myślenia obrazami. Te cechy sprawiają, że mogą odnosić sukcesy w takich dziedzinach jak projektowanie, grafika czy tworzenie innowacyjnych rozwiązań. Kluczem do pełnego wykorzystania ich potencjału jest zrozumienie, wsparcie i stworzenie środowiska sprzyjającego ich rozwojowi.

Image by expresswriters from Pixabay

Fot. expresswriters / Pixabay

W odpowiedzi na samokrytykę

Fot.  kp yamu Jayanath / Pixabay

Obwiniamy się o porażki. Mamy do siebie pretensje o zaniechania w naszym życiu lub przeciwnie – wciąż wyrzucamy sobie, że podjęliśmy się działań, których nie trzeba było podejmować. Ganimy się za to, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. Krytykujemy się za opieszałość, nierealizowanie planów, za spędzanie życia nie tak, jakbyśmy tego chcieli. Codziennie upominamy siebie o większą samodyscyplinę, o lepsze wykorzystanie wolnego czasu, a każdego poranka rugamy siebie za to, że tego czasu nie wykorzystaliśmy dobrze.

Współczesne badania wskazują, że współczucie wobec samego siebie może być dobrą odpowiedzią na wszechobecną samokrytykę. Na troskę o siebie składają się trzy składniki.

Pierwszym jest bycie życzliwym i opiekuńczym wobec samego siebie w sytuacjach, kiedy konfrontujemy się z bólem czy porażką.

Drugim składnikiem jest postrzeganie naszych doświadczeń z szerszego punktu widzenia – z perspektywy bycia po prostu człowiekiem. A więc nie chodzi o izolowanie tego, co przeżywamy poprzez myślenie, że tylko my tego doświadczamy, lecz o zrozumienie, że wiele doświadczeń dzielimy z milionami ludzi na całym świecie.

Trzecim elementem jest uważność (mindfulness), czyli widzenie rzeczy i problemów takimi, jakim one są, bez ignorowania i bez wyolbrzymiania ich. Sprowadza się ona do zauważania bolesnych myśli i emocji bez nadmiernego utożsamiania się z nimi oraz bez konieczności ich tłumienia. Dzięki postawie uważności jesteśmy w stanie pozwolić sobie na doświadczanie nieprzyjemnych emocji i stanów. Nie odwracamy się od bólu, lecz zwracamy się ku niemu i go obejmujemy


Tekst pochodzi z artykułu W stronę życzliwości.