Jesteśmy przekonani, że ciągłe niepokoje o bliskich to dowód zaangażowania i głębokiej więzi. Jeżeli więc się nie martwimy, to znaczy, że nie kochamy naprawdę. Czy jednak kochać kogoś na pewno oznacza ciągle martwić się o niego? Okazuje się, że martwienie się to nie jest jedyny sposób okazywania miłości. Możemy wyrażać ją również przez zaufanie, empatię i głęboką akceptację.
Skąd zatem w nas przekonanie, że kochać oznacza nieustannie się martwić? Często to spuścizna dawnych doświadczeń i przeszłych pokoleń. Kiedy nasi przodkowie doświadczali wojen, represji, niebezpieczeństw czy nagłych strat, mogło się w nich wykształcić przekonanie, że kochać znaczy nieustannie czuć lęk o bliskich. W warunkach ciągłego zagrożenia zamartwianie się wydawało się uzasadnioną formą troski o bezpieczeństwo. Problem w tym, że owe przekonanie nie „zaktualizowało się”.
Z kolei miłość przez zaufanie nie oznacza naiwności czy zaprzeczania realnym zagrożeniom. Nie chodzi w niej o zaklinanie rzeczywistości: „Na pewno wszystko będzie dobrze”. Osoba kochająca z ufnością nadal troszczy się o bezpieczeństwo bliskiego, ale priorytetem staje się dobro relacji i wzajemne zaufanie.
Więcej o tym, czym jest rozróżnienie „kochać to martwić się” a „kochać to ufać” przeczytacie w artykule, który napisałem do dwumiesięcznika Newsweek Psychologia. Artykuł możecie przeczytać w PDF lub w formie ELEKTRONICZNEJ.
Fot. J W / Unsplash




Uczucia, które na początku relacji charakteryzowały się dużą intensywnością, wraz z kontynuowaniem znajomości ulegają ochłodzeniu. Faza uniesień i zachwytów drugą osoba zawsze ma swój kres. Większość osób jest jednak przekonana, że początkowa namiętność, dla której charakterystyczne są takie określenia jak „obsesja” czy „widzenie tunelowe”, jest właśnie taką, jaka być powinna w związku. Buntują się przeciwko temu, że po kilku miesiącach lub latach stygnie ona do pewnej normy (która to norma uzależniona jest od indywidualnych cech danej osoby, takich jak wiek, stan zdrowia czy styl życia). Stawiając jako punkt odniesienia początkową intensywność uczuć, mają trudności w zaakceptowaniu, że ich niższy poziom okazuje się być właściwą namiętnością, adekwatną do dojrzałej relacji.
Wskazuje ona jedynie na pewne procesy zachodzące w naszej psychice, jak i naszym ciele. Na ogół charakteryzuje się tym, że jedna myśl (o obiekcie naszych uczuć) przesłania wszystkie inne myśli. Spada poziom naszego krytycyzmu, pojawiają się problemy z koncentracją, trudności w wykonywaniu prac intelektualnych. Jesteśmy niezwykle podekscytowani i skłonni do podejmowania szeregu aktywności, które wcześniej nie przyszłyby nam do głowy. Cele życiowe, które do tej pory były dla nas ważne, mogą odchodzić na dalszy plan lub całkowicie znikać. Na poziomie somatycznym możemy odczuwać spadek łaknienia, jak również mogą występować problemy ze snem. To wszystko świadczy tylko o tym, że nasze ciało i nasza psychika znalazły się w fazie zakochania – nie wskazuje natomiast na to, że związek z osobą, w której jesteśmy zakochani, okaże się w przyszłości satysfakcjonujący.