Noworoczne postanowienia

Nowy Rok często kojarzy się z początkiem nowego rozdziału. Tworzymy listy postanowień, marzymy o lepszej wersji siebie. Jednak badania pokazują, że ten entuzjazm szybko opada – już po pół roku tylko 4% osób nadal trzyma się swoich celów. Dlaczego? Powodów bywa kilka: cele są nierealistyczne, jest ich zbyt wiele, a my zapominamy o śledzeniu postępów.

Noworoczne postanowienia często bardziej działają na nasze emocje w momencie ich tworzenia niż na realną zmianę. Zmiana bowiem to proces – pełen wyzwań, kryzysów i chwilowego spadku motywacji. W przypływie emocji spisujemy postanowienia, które brzmią pięknie, ale często są zbyt ogólne: „będę bardziej pewna siebie”, „zacznę zdrowy tryb życia”, „będę bardziej cieszyć się życiem”. Problem w tym, że takie deklaracje nie przekładają się na konkretne działania. Brakuje im kontaktu z rzeczywistymi potrzebami i planu, jak tę zmianę wdrożyć. Nie doceniamy własnych ograniczeń ani wyzwań codzienności, wierząc, że 1 stycznia magicznie zyskamy nadludzką zdolność do działania. Gdy pojawiają się pierwsze przeszkody, rezygnujemy, zamiast uznać je za naturalny element każdej zmiany.

A może zamiast postanowień wybierzemy noworoczne życzenia? Możemy życzyć chociażby uważności na własne potrzeby i wdzięczności – nie tylko za to, co osiągniemy, ale także za to, kim już jesteśmy. Warto spojrzeć wstecz i docenić swoje małe sukcesy. Takie podejście pozwala zacząć Nowy Rok w sposób, który buduje naszą wewnętrzną siłę, a nie obciąża listą nierealnych oczekiwań.

Pixabay

Fot. Pixabay

Ile imperatywów masz w swoim słowniku?

Często nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele z rad, odnośnie naszego samopoczucia i komfortu życia, jest podawanych w formie nakazów lub zakazów. Mając na uwadze własne zdrowie, stan psychiczny, dobro naszych najbliższych, często fundujemy sobie literaturę naszpikowaną imperatywami: „Bądź szczęśliwy!”, „Uśmiechaj się codziennie!”, „Przytulaj się przynajmniej kilka razy w ciągu dnia!”, „Pielęgnuj swoje hobby!”, „Nigdy nie mów nigdy!”, „Spotykaj się często z przyjaciółmi!”, „Uwierz w siebie!”, „Kochaj siebie!”, „Okazuj wdzięczność!”, „Bądź w zgodzie ze sobą!”, „Żyj w harmonii!”. Zalecenia te można by wymieniać jeszcze bardzo długo. Do tego dołączają się porady, które koniecznie musimy spełnić, żeby nasze życie było szczęśliwe, harmonijne i idealne. Literatura poradnikowa obfituje w dzisiejszych czasach w tytuły takie jak: „7 wskazówek, jak osiągnąć sukces”, „5 kluczowych zmian, które musisz wprowadzić w życie, żeby osiągnąć spokój”, „6 porad, które uczynią twój związek szczęśliwym” itd.

Chcąc, żeby nasze życie czy życie naszych najbliższych było lepsze, ciekawsze, milsze czy po prostu bardziej szczęśliwe, nierzadko staramy się zastosować do wszystkich nakazów i zakazów, które w przekazie społecznym związane są z dobrym samopoczuciem lub zdrowiem. Nie jest odkryciem, że nie jesteśmy w stanie ich wszystkich spełnić. Zamiast poczucia zwiększania się naszego poziomu szczęścia, odczuwamy wtedy rozczarowanie i frustrację.

Image by Gerd Altmann from Pixabay

Poza frustracją, wynikającą z niemożności spełnienia wszystkich imperatywów związanych z dobrym samopoczuciem, innym niebezpieczeństwem jest rozwinięcie w sobie poczucia, że wszystko jest na wyciągnięcie ręki, że nawet niemożliwe jest możliwe. Powoduje to, że bardziej niż w świecie realnych sukcesów, możliwości, ale i ograniczeń, zaczynamy żyć w świecie fantazji. Dlatego też, gdy tylko pojawiają się jakieś przeszkody i utrudnienia lub życie nie przynosi nam spektakularnych sukcesów, przeżywamy to bardzo negatywnie. Niekiedy może to skutkować obniżeniem poziomu poczucia własnej wartości, bo brak możliwości zrealizowania wszystkich imperatywów, które w naszym odczuciu powinny nam pomóc, musi oznaczać, że coś z nami jest nie w porządku.


Tekst pochodzi z artykułu W świecie imperatywów.